Nazwałbym siebie chrześcijańskim humanistą

On the exceptionally interesting blog of an Australian theologian Benjamin Myers, Faith and Theology , we found an interview with one of the most controversial Episcopalians, Bishop John Shelby Spong . Its author is Scott Stevens, a Brisbane writer and theologian. The interview entitled “I am very orthodox after all!” was done in September 2007, but the thoughts expressed there surprise as still very actual. That is why, however we don’t always agree with the opinions of this Episcopalian enfant terrible , we decided to translate and post it in three parts. The titles come from us.

Na niezwykle interesującym blogu Faith and Theology australijskiego teologa Benjamina Myersa znaleźliśmy wywiad z jednym z najbardziej kontrowersyjnych episkopalian, biskupem Johnem Shelby Spongiem . Jego autorem jest Scott Stevens, pisarz i teolog z Brisbane. Wywiad zatytułowany „Mimo wszystko jestem bardzo ortodoksyjny!” przeprowadzono we wrześniu 2007 r., ale wyrażone w nim myśli zaskakują nadal świeżością. Dlatego, chociaż nie zawsze zgadzamy się z poglądami tego episkopalnego enfant terrible, zdecydowaliśmy się na jego przetłumaczenie i publikację w trzech częściach. Tytuły pochodzą od nas.

Księże Biskupie Spong, w tym roku wydana została długo oczekiwana książka Benedykta, Jezus z Nazaretu , jak również własna książka Księdza, Jesus for the Non-Religious . Trudno byłoby wyobrazić sobie dwa bardziej odmienne sposoby potraktowania tego samego tematu, a jednak obie przyciągnęły wiele zainteresowania publiczności. Nie mogę oprzeć się postawieniu pytania, czy miał już Ksiądz Biskup okazję przeczytać książkę Benedykta?

Jestem w trakcie jej czytania – prawdopodobnie na dwóch trzecich.

Co Ksiądz o niej do tej pory myśli?

Nie sądzę, że on i ja żyjemy w tym samym stuleciu; z pewnością nie jeśli chodzi o badania biblijne. Wydaje mi się, że on powraca do pewnego rodzaju neofundamentalistycznej mentalności, według której należy weryfikować Biblię przez Biblię. To znaczy, trzeba postrzegać ją jako całość, aby, gdy napotyka się werset, który nie ma sensu, móc przywołać całą Biblię, by dowiedzieć się, co jest wolą Boga. Dla mnie jest to po prostu mechanizm obronny, który pozwala unikać prawdy.

Mój wydawca w Ameryce, HarperCollins, zamierza wydać moją książkę w miękkiej oprawie – prawdopodobnie w drugiej połowie przyszłego roku – a na okładce określić ją jako „Radykalną alternatywę dla książki papieża Benedykta o Jezusie”! Jestem pewien, że znajdzie się wielu ludzi, którzy się ze mną nie zgodzą, tak jak ja nie zgadzam się z papieżem. Ale nie to jest dla mnie ważne. Dla mnie ważne jest to, że jeżeli istnieją dwa bieguny w chrześcijańskim świecie, to powinna trwać między nimi debata by przybliżyć nas do tego, co, jak myślę, jest rzeczywistym światem, w który musimy wkroczyć jako chrześcijanie w dwudziestym pierwszym wieku.

Już widzę, jak wchodzę na Amazon.com i odkrywam, że można kupić książkę Benedykta i Księdza Biskupa po obniżonej cenie, jeśli kupi się je obydwie!

[Śmieje się] Nie pomyślałem o tym! Nie znam się specjalnie na marketingu. Po prostu piszę. HarperCollins wyszedł z tym pomysłem, a ja powiedziałem im, żeby go zrealizowali.

W swojej ostatniej książce powtarza Ksiądz Biskup to samo stwierdzenie, które lansował już od wielu lat: „Religia zwana chrześcijaństwem umiera jako ofiara poszerzonego oglądu świata. Boże doświadczenie Jezusa – to doświadczenie, na którym zbudowano chrześcijaństwo – wschodzi na nowo i stworzy z czasem nowe formy, przez które ta nowa wizja będzie mogła istnieć”. Zastanawiam się, czy z punktu widzenia Księdza Biskupa prominentna obecność takich bojowych ateistów jak Richard Dawkins, Sam Harris i Christopher Hitchens napawa księdza otuchą, czy raczej bardziej troską?

O tak, ona dodaje mi otuchy. To samo jednak czyni również wzrost tego ultrakonserwatywnego, fundamentalistycznego chrześcijaństwa. Jak to widzę, są trzy odpowiedzi na nasz współczesny kryzys wiary. Pierwszą stanowi reakcja tych skrajnych fundamentalistów, którzy zamykają swoje umysły i pozostają w takim lęku, że będą blokować albo próbować uciszyć każdego, kto się z nimi nie zgadza. Drugą jest powstanie tego, co nazywam „Związkiem Absolwentów Kościoła”, który jest jak na razie najszybciej rosnącym ruchem chrześcijańskim – z całą pewnością o wiele szybciej, aniżeli prawicowy fundamentalizm w Ameryce i, jak sądzę, również w Australii. Są to ludzie, którzy nie dostrzegają alternatywy dla fundamentalizmu, i dlatego mówią, że nie mają po prostu ochoty być częścią tego religijnego interesu. A trzecią odpowiedzią jest ta nowa fala wojujących ateistów, którzy postrzegają religie jako rzeczywiste zło. A to jest potężny ferment i sądzę, że naprawdę znajdujemy się w żywym, owocnym i ekscytującym okresie dla kogoś, kto publicznie odnosi się do Boga, Chrystusa i kwestii teologicznych.

Wciąż staram się znaleźć sposób na zbudowanie wspólnoty pomiędzy radykalnym fundamentalizmem, czy może wściekłym fundamentalizmem, a tą pozbawioną iluzji sekularnością. Nazwałbym siebie chrześcijańskim humanistą, ponieważ wiara chrześcijańska, jeśli w pełni zrozumiana, musi polegać na wzmacnianiu człowieczeństwa wszystkich ludzi. Nie sądzę, by droga, którą dzisiaj proklamujemy, czyniła to. Swoją marszrutę znajduję w Janowym opisie celu Jezusa „Przyszedłem po to, aby mieli życie i mieli je w obfitości”. Myślę, że wszystko, co Kościół czyni, powinno być mierzone miarą tego, czy umacnia czy umniejsza życie każdego. Stanowi to kluczową motywację mojego bycia rzecznikiem homoseksualistów oraz zmagania się z sądem, iż są to zboczeńcy (jak mówi papież), bądź też źli ludzie (jak mówią niektórzy amerykańscy ewangelikalni). Jest to tak okrutnie przeciwstawne wobec mojego rozumienia wiary chrześcijańskiej, że tego rodzaju deklaracje są dla mnie jak nóż w serce.

Gdy już jesteśmy przy tym temacie, pozwolę sobie powiedzieć, że jestem odrobinę rozgoryczony wobec ludzi, którzy grożą rozłamem Kościoła w związku z tymi kwestiami. Na Południu, gdzie dorastałem, kiedy czarni przychodzili do Kościoła, słyszało się wszelkie możliwe przepowiednie, że Kościół ulegnie rozłamowi, ponieważ biali nie pogodzą się z czarnymi. Gdy wyświęciliśmy naszą pierwszą kobietę, były groźby rozłamu, ponieważ Jezus nie miał uczennic i stanowiło to pogwałcenie dwu tysięcy lat świętej praktyki – ja uważam to za zniesienie dwóch tysięcy lat seksistowskiej opresji. Gdy uczyniliśmy kobiety biskupami, wybuchła wściekłość, ale teraz wybraliśmy kobietę na biskupa przewodniczącego, Prymasa Kościoła Episkopalnego w Ameryce! A potem było to zamieszanie wokół elekcji geja na biskupa New Hampshire…

Wiesz, Scott, znam swój Kościół aż za dobrze. Wiem, że Gene Robinson nie jest obecnie jedynym homoseksualnym biskupem w Kościele Episkopalnym. Nie wskażę innych z imienia, ale powiem, że wśród nich pojawiają się jedne z najbardziej homofobicznych głosów w Kościele. Siadam i przyglądam się tym ludziom z zadziwieniem. Mógłbym wskazać homoseksualnych biskupów we Wspólnocie Anglikańskiej w Anglii bez żadnego problemu. Znam ich! Tak więc nie chodzi o to, że mamy do czynienia z tym nowym zjawiskiem zwanym biskupem-gejem. Jedynym nowym zjawiskiem jest to, że mamy uczciwego geja biskupa. Nawet nie zacznę mówić o udawanym gniewie i oczywistej hipokryzji, które otaczały dokonany w końcu wybór Gene’a Robinsona. Gdy więc ludzie grożą opuszczeniem Kościoła z powodu tego rodzaju kwestii, mam ochotę podać im kapelusz, mówiąc: „Na co czekacie?” Nie kręci mnie szantaż.

Tak jak powiedziałem, dorastałem na Południu i wiem, że gdy w grę wchodzi zasada moralna – jak to było w wypadku niewolnictwa – nie wolno zawierać kompromisów. Niewolnictwo jest albo dobre, albo złe. Nie utrzymuje się jedności w Kościele, dbając o zadowolenie właścicieli niewolników. Należy kiedyś zaprotestować. Ta sama zasada obowiązuje i dzisiaj. Powiedziałem to Arcybiskupowi Canterbury osobiście. Gdyby chodziło o niewolnictwo, nie wahałby się tak jak teraz. W mojej opinii kwestia homoseksualizmu jest w równym stopniu istotna, jak i moralnie poważna.

Tak więc postrzegam wszystkie te batalie, w które jesteśmy obecnie zaplątani – zarówno w Kościele, jak i poza nim – jako bardzo ekscytujące, nawet dodające wigoru.

Rowan Williams jest wybitnym teologiem. Mimo to nie wykorzystał tej samej bystrości, tej samej wyobraźni, które wyróżniały go, gdy kierował katedrą teologii imienia Lady Margaret w Oksfordzie wobec obecnego kryzysu wokół ordynacji homoseksualistów, który wstrząsa światowym Kościołem anglikańskim. Zapewne jest Ksiądz Biskup rozczarowany.

Ikona br Roberta Lenzta OFM upamiętniająca wybór Barbary Harris na pierwszą anglikańską biskupkę

Bardzo. Znam Rowana od długiego czasu i był on jednym z najmocniejszych głosów popierających święcenia homoseksualistów. Wyświęcał ich. Nie waham się powiedzieć, jak bardzo jestem nim rozczarowany oraz jak bardzo pozbawił nas nadziei jakie w nim pokładaliśmy. W dniu, w którym wprowadzano Rowana, napisałem do gazety felieton, w którym nazwałem go najlepiej wykwalifikowanym Arcybiskupem jakiego mieliśmy od wielu dziesięcioleci. Być może William Temple mógł się z nim równać. Niemniej nie widzieliśmy na tym urzędzie nikogo z takimi uzdolnieniami akademickimi i teologicznym wyrafinowaniem od bardzo długiego czasu. Nie wspominając już o tym, że był młody – miał pięćdziesiąt dwa lata – i dzięki temu mógł być Arcybiskupem przez nawet dwadzieścia lat. Napisałem, że ma możliwość rzeczywiście ukształtować Wspólnotę Anglikańską. Jednak zakończyłem ten felieton mówiąc, że mam tylko jedną obawę: czy ma odwagę przeciwstawić się opozycji? Nigdy nie widziałem go zdolnym do uczynienia tego. Jeśli nie może, będzie wielkim rozczarowaniem.

W mojej opinii pogrążył się w dzień po swoim wprowadzeniu w urząd. Napisał list do wszystkich prymasów, w którym stwierdził, że jako Arcybiskup Canterbury nie będzie działał według swoich osobistych przekonań lecz według rezolucji Konferencji w Lambeth, co w rzeczywistości było wyrzeczeniem się możliwości sprawowania przywództwa. Poprzedni Arcybiskup, który był skrajnym homofobem, nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Nigdy nie powiedziałby, że nie będzie działał według swoich własnych zasad, ponieważ wierzył, że jego zasady pochodziły bezpośrednio od Boga i dlatego należało narzucać je innym. Liberałowie są zawsze słabi. Liberałowie potrafią dostrzec obydwie strony zagadnienia i dlatego niechętnie narzucają stanowisko innym. Gdyby jednak Rowan po prostu powiedział: „To jest moje osobiste świadectwo. Będę starał się przewodzić tej instytucji ze wszystkimi jej słabostkami, ale chcę by świat wiedział, że dyskryminacja gejów i lesbijek jest rzeczą złą oraz uważam, że Kościół czyni źle zawierając kompromisy w tej kwestii…”. Zajmując stanowisko tego rodzaju ciągle odnosiłby się z szacunkiem do bardziej konserwatywnych gałęzi Wspólnoty Anglikańskiej (na przykład w Nigerii i Sydney), ale bardzo by je ograniczył, podciął możliwości ich wzrostu nie dając się skrępować ich bigoterią.

Więc tak, jestem rozczarowany. Rowan uczynił pewne rzeczy, które uważam za nieomal uwłaczające sumieniu. Swoją niespójnością, która czasami graniczy z hipokryzją, doprowadził do furii tak liberałów, jak i prawicowych szaleńców w prawie równym stopniu. Po prostu nie wiem jak można sprawować przywództwo, gdy zasadniczo obraża się każdego przez nieopowiadanie się za niczym!

CDN

Source

This entry was posted in Wpisy po polsku and tagged , , , , . Bookmark the permalink .

Leave a Reply