Dlaczego anglikanizm? cz. 2

Gdy po raz pierwszy zajrzałem na – skądinąd naprawdę świetny – blog Ad Fontes Garetha Hughesa,  kapłana w Kościele Anglii, labourzysty, antymonarchisty, zajmującego się literaturą syryjską, i przeczytałem tekst zatytułowany Why I’m an Anglican w pierwszej chwili poczułem, muszę przyznać, pewne rozczarowanie. Najpierw przeczytałem parę innych tekstów ks. Hughesa zamieszczonych na blogu – dotyczących chrześcijańskiego humanizmu i socjalizmu – i zdążyłem już naprawdę polubić autora, ale jego odpowiedz na pytanie zawarte w tytule postu wydala mi się… taka nijaka. Ot, kolejny anglikanin z urodzenia, który o swoim anglikanizmie nie ma wiele więcej do powiedzenia, aniżeli, że się w nim właśnie urodził. Początkowo miałem wiec w planach zestawić ten tekst z którymś z – już na pierwszy rzut oka – o wiele bardziej ‘świadczących’ tekstów, które można znaleźć na innych stronach. W cz. 3 tej serii zamieścimy taki właśnie tekst. Po ponownej lekturze tekstu Why I’m an Anglican dostrzegłem, ze skrzywdziłbym w ten sposób autora (który zresztą, nic nie wiedząc o moich ‘nieuczciwych zamiarach’ wyraził zgodę na tłumaczenie i zamieszczenie swoich tekstów na naszym blogu). Oczywiście, stosunek do anglikanizmu Angielskiego anglikanina z urodzenia jest i będzie inny aniżeli np. mój własny. Chociaż jednak ks. Gareth sam tak wiele przypisuje po prostu okolicznościom, w których przyszedł na świat (przyznam, że nie mogę się oprzeć lekkiej zazdrości, gdy czytam, że ktoś się w taki – najprostszy i najbardziej naturalny ze wszystkich możliwych – sposób znalazł w świecie, do którego ja muszę sobie z mozołem ‘wyrąbywać’ drogę), mam wrażenie, że jest w tym też odrobina kokieterii. Skądinąd bowiem to, co pisze, wskazuje ponad wszelka wątpliwość, że zupełnie obce jest mu poddawanie się wymogom tradycji. W każdym razie naszym zdaniem jest to kolejna interesująca próba odpowiedzi na pytanie: ‘Dlaczego anglikanizm?’.

Głównym powodem, dla którego jestem anglikaninem, jest to, że jestem Anglikiem, a bycie w Kościele Anglii jest niczym domyślna cecha narodowa (przynajmniej było nią zanim odwracanie się od zorganizowanej religii stało się nową). Tak to wygląda, zwyczajnie i prosto. Jak to bywa z tak wieloma rzeczami w życiu, pierwotny powód decyzji jest często dosyć zwyczajny. Rozumowanie i przekalkulowane argumenty są dodawane później. To jest po części funkcja naturalnej ewaluacji, ale jednocześnie próba nie wyjścia na głupka. Możemy posunąć się daleko w usprawiedliwianiu wszelakich decyzji, które, tak naprawdę, wynikały z kaprysu okoliczności. Szczerość w odniesieniu do powodów, którymi się kierujemy, bywa czasami wyzwalająca. Wybrałem moje kolegium teologiczne, ponieważ podali dobrą paletę serów, kiedy się tam zjawiłem i nie stać mnie było na pociąg, aby popatrzeć gdzieindziej.

Nie chcę przez to powiedzieć, że późniejsze rozumowanie jest jakąś przykrywką. Może nią być, ale to ciągle ważne, by uzasadniać dlaczego jesteśmy tam, gdzie jesteśmy. Uważam to racjonalne uzasadnienie za coraz ważniejsze w miarę jak znajduję bardzo dobre powody, aby nie być anglikaninem. Nie cierpię więzi, który łączą Kościół Anglii z establishmentem – Elżbieta Windsor jako jego „Najwyższym Zwierzchnikiem”, biskupi zasiadający w Izbie Lordów oraz to ogólne poczucie społecznej wyższości, którą zdają się one tworzyć (różne warianty domagania się dla siebie uprzywilejowanej pozycji i przesądów klasowych). Nie cierpię historii jego kolaboracji przy budowie Imperium Brytyjskiego. Nie cierpię jego tchórzostwa i braku samowiedzy oraz ciasnej małostkowości, którą rodzi.

Kolega kapłan spytał mnie przed kilku laty, z którą stroną rewolucji angielskiej czuję się najbardziej związany. Nie wymagało to ode mnie długiego namysłu: z parlamentarzystami, okrągłogłowymi . Mój kolega domyślał się, że tak odpowiem, ale był jednak zszokowany spotkaniem anglikańskiego duchownego, który popiera „tę drugą stronę”, podczas gdy sam był całym sercem za Królem i Ojczyzną. Jestem przekonany, że nauczanie lewelerów i diggerów i niejednego zwykłego purytanina były rzetelnymi próbami życia na wzór Chrystusa z całą prostotą, podczas gdy biskupi byli rzeczywiście „duchownymi panami”, kontynuującymi feudalną eklezjologię. Jednak nie weźcie mnie za przedstawiciela Kościoła Niskiego. Odczuwam równą sympatię do Pilgrimage of Grace z lat trzydziestych XVI w., podczas której zwykli chrześcijanie z północy walczyli w obronie swojej wiary i praktyk religijnych przed protestancką rewizją.

Tak więc jestem anglikaninem ponieważ jestem Anglikiem, zostałem ochrzczony nie w czasie mszy lecz na odrębnym nabożeństwie w XIX-wiecznym podmiejskim kościele, chodziłem do szkółki niedzielnej, śpiewałem w chórze kościelnym i byłem konfirmowany po kursie, który tylko w niewielkim stopniu pomógł mi zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Jestem anglikaninem, ponieważ ksiądz, o którym myślałem, że nie da się go zrozumieć i że jest więcej niż trochę śmieszny powiedział na pogrzebie mojej mamy naprawdę sensowne rzeczy. Jestem anglikaninem, ponieważ to jest Kościół dla każdego w tej małej Anglii. Nie trzeba niczego podpisywać, nie trzeba chodzić na zajęcia, nie trzeba zabierać głosu, nie trzeba nawet chodzić do kościoła. Jego słabość jest jego siłą. Gdy oczyścimy się z pompatyczności Kościoła państwowego oraz z mieszczańskiego dzielenia włosa na czworo przez drugorzędnych biskupów , możemy przybliżyć się o krok do tego, że będziemy Kościołem dla wszystkich, przynoszącym nadzieję do wszystkich zakątków Anglii. Dla tego właśnie jestem anglikaninem.

Nie jestem anglikaninem z powodu tego, co rzeczywiście powiedział Richard Hooker z Heavitree, ale tego, co wszyscy chcemy uważać za jego słowa: staramy się czytać Biblię w czasie teraźniejszym, trwając przy naszych drogich tradycjach (na tyle, na ile je pamiętamy) i sięgając po rozum do głowy (tak dobrze, jak możemy go zastosować) i jakoś będąc jak Chrystus, bliscy rozdarcia na dwoje przez różnice zdań.

Źródło

This entry was posted in Wpisy po polsku and tagged , , , , . Bookmark the permalink .

Leave a Reply