Kawałki liturgiczne, cz. 1.
Co my właściwie robimy? I po co?

The English version of this article can be found here .

“Gdzie przebywa Bóg?” Tym pytaniem zaskoczył rabbi z Kocka kilku uczonych mężów, którym przydarzyło się odwiedzić go. Zaśmiali się i powiedzieli „Cóż to za pytanie! Czyż nie cały świat jest wypełniony jego chwałą?” Wówczas rabbi sam odpowiedział na swoje pytanie: „Bóg przebywa tam, gdzie człowiek go wpuści”.

z Opowieści chasydów Martina Bubera

Znów „chodzi za mną” pewien temat. Gdy zacząłem nad nim rozmyślać, w perspektywie mieliśmy nasze wakacje na Słowacji, Węgrzech i polskim Spiszu.

Wakacje to dla nas prawie zawsze czas „zwiększonej liturgicznej aktywności”. Odwiedzamy kościoły i klasztory, wspólnie oglądamy transmisje nabożeństw w internecie, razem odmawiamy codzienne modlitwy. Tym razem chodziło jednak o coś specjalnego – przynajmniej dla mnie. Mieliśmy odwiedzić Telgárt , wieś na Słowacji, w której w 1981 r. spędziłem, jako dziesięciolatek kilka tygodni. Tam właśnie po raz pierwszy w życiu uczestniczyłem w Boskiej Liturgii św. Jana Chryzostoma, w miejscowej cerkwi greckokatolickiej. Wiązało się z tym pewne przeżycie, które, choć jest bardzo wyraźnie zapisane w mojej pamięci, jestem w stanie tylko bardzo niedoskonale opisać. Moment zatrzymania biegu czasu, bycia „wessanym” przez inny wymiar rzeczywistości, który nagle otworzył się przede mną za pośrednictwem ikon (a zwłaszcza ikony Theotokos ) i samej liturgicznej akcji: śpiewu (przede wszystkim ustawicznie powtarzanego, mantrycznego Gospody pomyłuj ), hieratycznych gestów, zapachu kadzidła… Przez wiele lat nie wiedziałem co począć z tym wspomnieniem. Nie rozmawiałem o nim z nikim. Moja formacja intelektualna i duchowa nie dostarczyła mi języka, w którym mógłbym cokolwiek o nim powiedzieć, a może po prostu musiałem do tego dojrzeć. Na szczęście jednak nie odizolowała mnie całkowicie od przeżyć liturgicznych – w tym również tych wiążących się z tradycją wschodnią. Że nie byłem jedynym człowiekiem, którego coś takiego w życiu spotkało, zorientowałem się dzięki tekstom zmarłego w 1979 r. lejdejskiego profesora P.J.G.A Hendrixa, najchętniej zwącego się „Pjotrem” Hendrixem. Hendrix odwiedził w latach 30-tych najpierw Świętą Gorę Atos a potem Moskwę – ale nie tę pogrążoną w otchłani stalinowskiego terroru czerwoną stolicę sowieckiego imperium lecz inną Moskwę. Moskwę, której trzeba było szukać, ale jej odnalezienie było i tak najczystsza sola gratia . I chyba jest nadal, chociaż tyle się zmieniło: Świętą Moskwę – duchowe centrum ‘Matuszki Rosji’. Odwiedził ją, by – podczas gdy miasto w nieomal orgiastyczny sposób obchodziło 1-szego Maja – w nielicznych funkcjonujących jeszcze cerkwiach świętować Paschę… I tam, właśnie tam, balansując na wysokim murze na zewnątrz wypełnionej po brzegi cerkwi na peryferiach Moskwy, przeżył zmartwychwstanie. Zmartwychwstanie zapowiadane i obchodzone w starożytnych eleuzyjskich misteriach , zmartwychwstanie, którego oczekiwali celtyccy druidzi, zmartwychwstanie Chrystusa.

W Telgárcie zatrzymywaliśmy się dwukrotnie: jadąc na Węgry i wracając. Za każdym razem zostawaliśmy na niedzielną Liturgię. Nie, rzecz jasna, ani za pierwszym ani za drugim razem nie wydarzyło się „nic szczególnego”. Bzdura! Oczywiście, wydarzyła się Święta Liturgia, w której znów miałem okazję uczestniczyć. „Zwykła niedziela” (nawet niektóre kalendarze liturgiczne używają tego – w gruncie rzeczy nieomal bluźnierczego! – określenia) – „MAŁA PASCHA”…

Mijają kolejne tygodnie i kolejne Liturgie. Pomiędzy Liturgiami rozciąga się czas uświęcony – mniej lub bardziej wiernie i mniej lub bardziej regularnie – odmawianymi codziennymi modlitwami, zazwyczaj za pośrednictwem Church on the web oraz Prayerpage ks. Davida Guthrie. I to ciągle towarzyszące mi poczucie – że chcę (muszę?) napisać coś o liturgii…

Pierwsze pytanie, które chciałem postawić brzmi: O co w tym wszystkim chodzi? Czy liturgia jest dla mnie jakąś droga ucieczki przed szarą codziennością, albo sposobem na jej ubarwienie? Sięgam pamięcią kilka miesięcy wstecz, gdy z mozołem tłumaczyliśmy – tasiemcowej długości, nastręczający spore trudności w odbiorze – artykuł Richarda Toewsa Polityka i krzyż ( część 1. i część 2. ). Ludzie jak sam Toews i przywołany przez niego ‘obłok świadków’ skutecznie uniemożliwiają moim eskapistycznym skłonnościom rozwinięcie skrzydeł w przestrzeni liturgicznej. Czym wiec jest dla mnie liturgia?

Pytam o liturgię, ale właściwie jest to pytanie o religię i religijność w ogóle. Chciałbym do niego podejść, wykorzystując teksty rabina Lawrence’a Kushnera . Moj „romans” z Kushnerem trwa juz ok. 20 lat, tzn. od momentu, gdy w Żydowskim Instytucie Historycznym na Tłomackiem w Warszawie kupiłem polskie tłumaczenie jego „Honey from the Rock” („Miód ze skały”).Mistyka żydowska, kabała to nie były wtedy jeszcze sprawy, którymi entuzjazmowali się celebryci. Mało kto wiedział “z czym to się je” a Kushner potrafił pokazać, że można choćby z hamburgerem, a i tak nie będzie to żaden fast food. Wręcz przeciwnie: “miód ze skały” trzeba smakować – powoli, w odpowiednich ilościach, nawet jeśli potoczysty styl autora nakłania, by pochłaniać jedną opowieść za drugą, bez przerwy na ‘przetrawienie’. Wracam do ‘Miodu’ regularnie, w międzyczasie odkryłem tez inne książki Lawrence’a Kushnera, i dziś mogę już powiedzieć, że należy on do tej – w gruncie rzeczy nie za wielkiej – grupy teologów, którzy w największym stopniu ukształtowali moje własne spojrzenie. Do kogóż więc udać się po radę w tej sprawie, jeśli nie właśnie do niego…

„I uczyń mi ŚWIĘTY PRZYBYTEK, abym mógł zamieszkać pośród was”. (Ks. Wyjścia 25:8). To właściwie podsumowuje religijne przedsięwzięcie: musisz coś zrobić, aby Bóg, którego tutaj nie ma, mógł być. Przybytek jest metaforą dla religii, która „konstruujemy”, ćwiczeniem, które wykonujemy, by zmienić naszą świadomość.

Bądź, innymi słowy: jeśli Bóg jest wszędzie, to dlaczego nie możemy Go znaleźć gdziekolwiek? Jeśli Bóg stworzył świat i, jak naucza Menachem Nahum z Czernobyla, obecność Stwórcy jest w każdej stworzonej rzeczy, dlaczego zatem nie możemy jej odnaleźć? Odczuwamy to dręczące podejrzenie, że Bóg jest wszechobecny, jednak wydaje się, że nie możemy Go znaleźć.

Według Szneura Zalmana z Laydi (zm. 1813), to nie jest tak, że istnieje świat a Bóg jest w nim wszędzie. Jest raczej tak, że istnieje Bóg, a świat jest wszędzie w Bogu. Nie ma niczego, absolutnie niczego, co już nie jest w Bogu. To wszystko Bóg. Ty, ja, drzewa, mordercy, dzieci, kanały, wiosenne kwiecie, toksyczne odpady, przybytek – to wszystko Bóg. Na końcu Księgi Hioba Bóg mówi, ostatecznie jestem całą sprawą. Nie tylko blaskiem słońca i słowikami, ale nawet w lwach rwących na strzępy gazele, szakalach żrących padlinę. Wszystko. Wszędzie. Bóg. Bóg. Bóg.

Czuję jednak, że muszę tu przerwać „mojemu” rabinowi. Jak to: „wszystko jest Bogiem”? Rzeczywiście „wszystko”? Łącznie z tymi najstraszliwszymi, najbardziej perwersyjnymi rzeczami, które sobie nawzajem wyrządzamy? Mamy je po prostu akceptować? Po co więc była cala ta gadanina o kulcie jako akcie wywrotowym?

W innym tekście, zamieszczonym w książce pod znamiennym tytułem: ‘God Was in This Place and I, I Did Not Know’ Kushner zajmuje się tym tematem nieco szerzej. Oto fragment z tej książki:

A jeśli Bóg jest wszędzie,  jest również w perwersyjnych rzeczach, które planujemy czy nawet doprowadzamy do skutku. Gwoli ścisłości, Bóg jest mniej ewidentny i mniej dostępny aniżeli w uczynkach życzliwości, na przykład, ale w nich tez pomimo wszystko. Słowami rabbiego Caddoka Hakohena, ucznia szkoły Mordechaja Jozefa z Iszbic: „Bóg jest obecny nawet w naszych grzechach”. A odrzucanie naszych grzechów jedynie odkłada ostateczne zadanie uleczenia i unifikacji siebie. Akceptowanie siebie samych to kolejna droga znajdywania Boga.

Być może chodzi właśnie o to i na tym również polega nasz „akt wywrotowy”? Może chodzi o sprzeciw wobec każdej próby wyrwania Bogu (albo raczej WYRWANIA Z BOGA!) czegokolwiek i oddania tego któremuś kolejnemu okrutnemu, zniewalającemu bożkowi? W każdym razie  wyraźnie pojawia się tutaj, w swej istocie gnostyczna (ale jest to taki typ gnozy, z którą osobiście nie mam problemu!), teza, iż w religii wszystko obraca się wokół świadomości, naszej świadomości. Albo, mówiąc słowami Jerzego Nowosielskiego: Nasza świadomość jest tym pośrednikiem, który przenosi rzeczywistość upadłą, rzeczywistość empiryczną, zepsutą – do rzeczywistości zbawionej. Innymi słowy do stanu, w którym „Bóg będzie wszystkim we wszystkich”. Chilijski poeta komunistyczny Pablo Neruda ujął to w wierszu, który bardzo często śpiewamy na Liturgiach w Kritische Gemeente IJmond (i jest to jedna z moich ulubionych pieśni):

I przyjdzie dzień,
gdy światło i wodę,
ziemię, człowieka
wyzwolimy.
I przyjdzie dzień.
I wtedy będzie:
Wszystko.
Wszystko dla wszystkich






Ani słowa o Bogu, ale dla mnie to jednak wyraz tego o czym mówi Jerzy Nowosielski

– Ależ my się chcemy zbawić, proszę pana.
– Sami?
– My chcemy siebie i świat zbawić.
– Ale co światu pomoże, jeśli my będziemy zbawieni?
– Pomoże, pomoże… My możemy uważać się za istoty rozumne, duchowo wydelegowane niejako do tego, aby ten świat zbawić. W momencie, kiedy ten świat zniknie jako rzeczywistość empiryczna, nasza świadomość zbawiona przeniesie elementy tego świata do nowej ziemi i nowego nieba.
– Nasza świadomość stworzy nowy świat?
– Nasza świadomość jest tym pośrednikiem, który przenosi rzeczywistość upadłą, rzeczywistość empiryczną, zepsutą – do rzeczywistości zbawionej.
– Czy nie jest to tak, że Bóg stworzy nową ziemię i nowe niebo? (Iz 65,17. 66,22)
– Bóg ma swoich współpracowników i to my nimi jesteśmy

Źródło

Powróćmy jednak do pierwszego tekstu rabina Kushnera:

Jak jednak zdobyć tę świadomość? Wiąże się to z tym jak zachowujesz się jako człowiek. Bycie przyzwoitym człowiekiem zwiększa szanse na jej odnalezienie, na to, że zaświta nad tobą, tak jak bycie wszą stopniowo przed tym zabezpiecza. To nie tak, że jesteś religijny, aby być dobrym; to tak, że jesteś dobry, aby być religijnym!

Przypuśćmy jednak, że pragniesz tej świadomości przez większość czasu: że to wszystko Bóg, że obecność Stwórcy jest wszędzie. Przypuśćmy, że powiesz: chcę być świadom obecności Stwórcy częściej niż tylko sporadycznie. Co mam zrobić? To tutaj wkracza religia. To tu zaczyna się rola konstruowania przybytków. Religia, można powiedzieć, jest zebraną radą jak to uczynić od tych, którzy byli przed nami. Oczywiście, to nie zawsze działa. Oczywiście, to może łatwo ulec zwyrodnieniu. Ilość „celnych trafień” daleko jednak przewyższa cokolwiek się znajduje na drugim miejscu. Tak więc Bóg mówi (Ks. Wyjścia 25:8): „I uczyń mi ŚWIĘTY PRZYBYTEK, abym mógł zamieszkać pośród was”. Kiedykolwiek dokonujesz religijnego czynu z pobożnością i czcią, osiągasz to. Każdego razu. To wszystko Bóg.

Źródło: Eyes Remade for Wonder
A Lawrence Kushner Reader
Jewish Lights Publishing, Woodstock, Vermont 1998

I o to właśnie chodzi w liturgii, bo we wszystkich rzeczach brzmi Muzyka Sfer, a my nie potrafimy jej usłyszeć dopóki nie zaśpiewamy (Hildegarda z Bingen)

Panie Wszechświata!
Zaśpiewam Ci pieśń

Gdzie mam Cię szukać, Panie Wszechświata?
A gdzie mam Cię nie szukać, Panie Wszechświata?
Gdzie mogę Cię znaleźć, Panie Wszechświata?
A gdzie nie mogę Cię znaleźć, Panie Wszechświata?

Ty, ponad; Ty, pod;
Wschód, Ty; Zachód, Ty;
Południe, Ty; Północ, Ty.

Jesteś tak dobry, nie wzbraniaj siebie!
Ty…Ty!

This entry was posted in Wpisy po polsku and tagged , , , , , . Bookmark the permalink .

3 Responses to Kawałki liturgiczne, cz. 1.
Co my właściwie robimy? I po co?

  1. Matthias says:

    “Choćby tylko walić w mur z dzika pasja pozostaje,
    nie przesadzaj, odrzuć sznur, ona [nadzieja] istnieć nie przestaje” – śpiewał kiedyś jeden ze znanych, polskich artystów. Oby powyższy tekst trafił do jak najszerszego grona osób! Oby stał się inspiracją dla wielu w trudnym kroczeniu ścieżką życia! Pokazuje bowiem, że Bóg, w którego wierzą zarówno Chrześcijanie jak i Żydzi jest Emmanuelem, Osobowym Bogiem, pełnym nadziei, Który chce być blusko czlowieka w kazdej sytuacji. Każdy czlowiek, przygnębiony, załamany, poraniony,czy Bog wie, jak jeszcze skrzywdzony przez to nędzne życie, POWINIEN TEN TEKST PRZECZYTAĆ/

    Reply
  2. Pradusz says:

    Zawstydzasz mnie, ale jesli jest choc po trosze tak jak mowisz, to przez to, ze autorowi nie sa nieznane doswiadczenia, ktore wymieniasz. I z tymi doswiadczeniami w pamieci pisal ten tekst…

    P.S. Oczywiscie bedzie nam obydwu milo, jesli zechcesz przekazac ´namiary´ nan innym.

    Reply
  3. Seamus says:

    Jakos mnie ominal ten wpis do tej pory. Sam nie wiem, jak to sie stalo…Tak czy inaczej – to naprawde swietny i osobisty tekst. Dziekuje za niego!

    Reply

Leave a Reply