Dlaczego przychodzisz ponownie?

W wieczór wigilijny spotkała się również na nabożeństwo moja wspólnota, Kritische Gemeente IJmond. Na początku odczytaliśmy ´Opowieść żony oberżysty´ autorstwa znanego holenderskiego pisarza Michela van der Plasa, w której zona właściciela oberży w Betlejem opowiada powracającemu co roku pielgrzymowi o tym, co się wydarzyło przed laty. Jej zdaniem było to  ‘dużo hałasu o nic’. Świat się nie zmienił ani trochę. A Bóg… Cóż, ‘Boga nikt przecież nigdy nie widział’. Poza tym w kazaniu, które poniżej publikujemy, nawiązuje też do tekstu pieśni śpiewanej w czasie nabożeństwa (‘Licht dat ons aanstoot in de morgen’ – ‘Światłość, która nas dotknęła o poranku’) oraz ‘modlitwy stołowej’ (komunijnej) stworzonej przed laty przez duszpasterza jednej z amsterdamskich parafii bazowych Jana van Opbergena.

To pytanie brzmi jakoś tak nieuprzejmie i niegościnnie. Przyzwyczailiśmy się, że tego wieczoru potrzebujemy więcej krzeseł i więcej książeczek z liturgią, dokładnie tak samo, jak to jest również w innych kościołach. I, powiedzmy to od razu: po prostu się cieszymy. Każdy jest mile widziany i nikt nie potrzebuje się tłumaczyć. Mimo tego to interesujące pytanie: dlaczego? W końcu można mieć całkiem porządne święta nie idąc do kościoła. W Australii przeprowadzono ankietę, z której wynikło, że zaledwie 26% Australijczyków kojarzy Boże Narodzenie z Jezusem i Jego narodzinami.

Założę się, że bardzo wielu kolegów dzisiejszego wieczoru właśnie wokół tego zbuduje całe kazanie: jakie to straszne, że ludzie już nie wiedzą, co świętujemy w Boże Narodzenie. Nonsens, właściwie, bo wcale nie potrzebujemy całej tej opowieści o narodzinach, ażeby dziś i jutro świętować. Przez wieki obchodzono w tych dniach Yule : Midwinter, przesilenie zimowe, ponowne narodziny światła, fakt, że odtąd dni znowu będą dłuższe. I było to święto pokoju. Święto zwycięstwa światła nad ciemnością. Święto upamiętniające pojedynek pomiędzy Królem Dębu (symbolizującym światło) i Królem Ostrokrzewu (symbolizującym ciemności), z którego Król Dębu wychodzi zwycięsko. Jest więc wystarczająco dużo do świętowania. I nie potrzebujemy odwoływać się do Jezusa i Jego narodzin. Dlatego to pytanie, od którego rozpoczęliśmy nasze nabożeństwo: dlaczego przychodzisz ponownie? Dlaczego chcesz to ponownie usłyszeć, ponownie przeżyć? jest jak najbardziej na miejscu.

Osobiście muszę powiedzieć, że mnie to rzeczywiście interesuje, i że chciałbym się tego kiedyś wreszcie dowiedzieć. Tak więc uwaga, jeżeli robicie plany na następne święta, może się zdarzyć, że w KGIJ zamiast ze świątecznym kazaniem, zostaniecie skonfrontowani ze świąteczną ankietą, albo rodzajem wywiadu. Musimy tylko jeszcze wymyślić pare ciekawych pytań pomocniczych, ale, jako że sami też jesteśmy tak ciekawi i twórczy, na pewno się nam to uda…

Na razie jednak muszę się domyślać, na podstawie tego, co każdego roku ponownie słyszę od grupy przygotowującej nabożeństwo. Na przykład, że nie może w nim zabraknąć klasycznego czytania świątecznej Ewangelii, ani wystarczającej ilości starych, znajomych kolęd. Niech żyje krytyczna wspólnota, myślę za każdym razem. Ale cóż, jak się wydaje jest to jeden z powodów, dla których tu powracamy. Powracamy do tego, co stare, znajome, do lat młodości, do dzieciństwa….

A może jeszcze dalej? Czy nie można byłoby ujrzeć Bożego Narodzenia jako święta nowych narodzin? Nowych narodzin nas wszystkich? Jako świętowanie nie tylko przeciw ciemnościom i za światłem, ale w pewnym sensie również przeciw niemiłosiernej presji czasu i na rzecz przyszłości? “Światło, dziecię we mnie, patrz mymi oczami czy gdzieś już pojawia się świat…” W jaki sposób właściwie spogląda dziecko? Jak widzi świat? Jeżeli już tego nie wiesz, teraz jest właściwy moment, aby sobie to przypomnieć. Być może z pomocą tego powracającego pielgrzyma z początku nabożeństwa. On ma bowiem rzeczywiście w sobie coś dziecięcego. Przychodzi ze swoją nadzieją, ze swoim oczekiwaniem. Otwarty i podatny na zranienie. I wydaje się, że jest całkowicie bezbronny wobec zgorzkniałego cynizmu żony oberżysty, która zresztą, jak się wsłuchać w jej wspomnienia, bez wątpienia miała wszelkie powody, aby się stać cyniczną i zgorzkniałą. Z tym właśnie konfrontuje swego gościa, tak jak dorośli często konfrontują w pewnym momencie dzieci ze swoim cynicznym, rozczarowanym spojrzeniem na rzeczywistość. On słucha jej opowieści, nie usprawiedliwiając ani nie broniąc swojej nadziei, oczekiwania czy przypuszczenia. Jakie to słabe, chciałoby się powiedzieć, jakie bezsilne, jak gdyby uosabiał jej własną bezsilność  w najbardziej czysty sposób. Jak gdyby chciał do niej powiedzieć: miej odwagę, miej odwagę tak jak ja, nie uciekać w tę cyniczną postawę! Może dlatego właśnie istnieje szansa, że ją wybawi, wyzwoli: od tego, co się wydarzyło w przeszłości i co się wciąż dzieje, od bólu i lęku, od trosk i beznadziejności.

Dzieci są wyzwolicielami. Nie bez powodu mówimy o ich wyzwalającym uśmiechu i rozbrajającym zachowaniu. Są wyzwolicielami, ponieważ sprawiają, że robimy to, czego już od dawna nie robiliśmy, widzimy to, czego już od dawna nie widzieliśmy, czujemy, aczkolwiek wydawałoby się, że nasza skóra  stała się o wiele za gruba, ażeby to poczuć. I być może właśnie dlatego nie wystarczą nam te prastare, przedchrześcijańskie opowieści o Midwinter. Być może właśnie dlatego chcemy je ciągle jeszcze i wciąż na nowo uzupełniać opowieścią o narodzinach człowieczego dziecka z Nazaretu. Bo w ten sposób, i tylko w ten sposób, możemy ująć w słowa to, co jest naszym najgłębszym i najbardziej nieposłusznym marzeniem, marzeniem o naszych własnych nowych narodzinach, a jednocześnie o narodzinach świata, w którym ludzie będą żyć godnie i każdy będzie nosił swe imię w pokoju.

To był wielki błąd, że zaczęto opowiadać o narodzinach jako o “rzeczywistym zdarzeniu” z dalekiej przeszłości. “Tak to było… z Jezusem i z Marią, z gwiazdą i z mędrcami”… Nie chciano przyznać, że cała ta opowieść, widziana w ten sposób, sypie się ze wszystkich stron. Nie było żadnego powodu, dla którego każdy musiałby powracać do swego rodzinnego miasta na spis powszechny. Pasterze nigdy nie paśliby swoich trzód w środku zimy w otwartym polu. A o królu Herodzie i jego okrucieństwie wiemy już też to i owo, ale nie odnaleziono żadnego dowodu na to, że kazał on przeprowadzić całą tę rzeź niewiniątek. Tak jednak wcale nie pomyślano tej historii. To nie jest opowieść o jednorazowym wydarzeniu z przeszłości, jednym z tych, którymi zajmują się historycy. To nie było “rzeczywiste zdarzenie”, ale może się ono rzeczywiście wydarzyć. Może się STAĆ rzeczywistością. I wydarza się, gdy jesteśmy gotowi dać się wyzwolić: od ciężkiego bagażu przeszłości. Gdy jesteśmy gotowi stanąć w życiu tak, jak nowonarodzone dziecko, i pozwolić by ktoś PODAROWAŁ nam przyszłość. To się może zdarzyć i wydarza się, gdy ludzie spotykają się ze sobą, aby powiedzieć, tak jak my powiemy za kilka minut w modlitwie stołowej:

Nie da się Go już znaleźć
w Betlejem ani w Nazarecie
to będzie dla nas znakiem
że on jest
i że przychodzi jako nowonarodzony.
Znajdziecie krąg ludzi
niosących siebie nawzajem w wierze
i mówiących w jego imieniu:
będę dla ciebie, a ty będziesz dla mnie,
jeden będzie dla drugiego życiem,
nowymi narodzinami.






Błogosławionych świąt Bożego Narodzenia!

This entry was posted in English entries and tagged , , . Bookmark the permalink .

Leave a Reply