Zostajemy ekumenicznymi mariawitami

Kraków, jak zwykle o tej porze roku, tętni życiem. Na tutejszych uczelniach trwa jeszcze sesja egzaminacyjna  (nie dla każdego zresztą; Loukas zakończył wczoraj swoją edukację na szacownej Jagiellonce, zdając egzamin licencjacki), tłumy na ulicach wskazują jednak jednocześnie na to, że letni sezon turystyczny już się rozpoczął. Oprócz „zwyczajnych” turystów w oczy rzuca się szczególnie dużo mężczyzn w jarmułkach. Nic dziwnego, bo trwa właśnie Festiwal Kultury Żydowskiej . Stare synagogi na Kazimierzu pełne są gości festiwalowych. My również wybieramy się jutro na powitanie szabatu z Beit Kraków, postępową społecznością żydowską, które poprowadzi Rabin Tanya Segal.

Jednak nasza obecność w królewskim grodzie ma tym razem szczególny powód. W najbliższą niedzielę, 3. lipca, o godz. 14 w luterańskim kościele św. Marcina przy ul. Grodzkiej, zostaniemy przyjęci do Ekumenicznego Zgromadzenia Mariawitów.

O mariawityzmie pisaliśmy na naszym blogu już wielokrotnie i przy różnych okazjach. Teksty związane z tym tematem można odnaleźć, klikając na tag Mariavitism . Pierwotnie był to ruch przebudzeniowy, powstały w łonie Kościoła rzymskokatolickiego. Początek nadały mu objawienia, które otrzymała s. Maria Franciszka Kozłowska, zwana przez Mariawitów Mateczką. Trzon tego ruchu stanowiły zgromadzenia zakonne. Współczesny teolog mariawicki, diakon M. Daniel Mames, pisze:

Objawienie, którego doznała św. Maria Franciszka Kozłowska, daje początek Zgromadzeniu Kapłanów Mariawitów. Niebawem kongregacje, których Mateczka jest przełożoną (…), zmienią swą nazwę na Zgromadzenie Sióstr Mariawitek. W ten sposób istnieje już, obok męskiej, żeńska gałąź kongregacji. Wkrótce kongregacja mariawicka rozszerzy się o tercjarzy i bractwo.

Mames T.D., “Mysteria Mysticorum: Szkice z duchowości i historii mariawitów”, Nomos, Kraków 2009, str. 141.

Celem Mariawityzmu była odnowa życia religijnego i społecznego, opierająca się na dwóch fundamentach: adoracji eucharystycznej i naśladowaniu życia Matki Bożej. Jak to jednak wielokrotnie bywało w historii, władze kościelne, miast dostrzec w nowym prądzie duchowym szansę na przyszłość, przestraszyły się go i postanowiły położyć mu kres. 5 XII 1906 r. Maria Franciszka Kozłowska i o. Maria Michał Kowalski zostali ekskomunikowani. Matce Marii Franciszce przypadł zresztą w udziale „zaszczyt” bycia jedyną kobieta obłożoną klątwą przez Rzymski Trybunał Inkwizycyjny. Pisano o niej wówczas:

Niedouczony zaś wikary i wcale nieuczony chłopek wynaleźli sobie jasnowidzącą z Płocka.

Mames T.D., ibid., str. 100.

Nie wahano się przypisywać jej „kobiecej histerii” czy zwykłego szaleństwa. Diakon Mames przytacza fragment artykułu mariawitki, s. Marii Adeli, która trafnie zauważa:

Elementy antyfeministyczne były (i są nadal) czytelne w akcjach antymariawickich. Kościół Rzymski, jako organizacja rządzona przez mężczyzn, nie mógł się pogodzić z faktem, że słuszne i uznane tezy o upadku stanu duchownego głosiła kobieta. W całej antymariawickiej akcji odezwał się kompleks mężczyzny pozbawionego prawa przywództwa. Ten aspekt odegrał też istotną rolę w postępowaniu legislacyjnym ruchu mariawickiego wobec władz kościelnych.

Mames T.D., ibid., str. 101.

Ani papieska klątwa, ani towarzysząca jej antymariawicka nagonka nie położyły jednak kresu nowemu ruchowi religijnemu. Ks. biskup Urs Küry, szwajcarski teolog starokatolicki, pisał:

Korzystając z pośrednictwa rosyjskiego, prawosławnego generała A. Kirejewa, mariawici starali się następnie o przyłączenie do Kościoła starokatolickiego. W 1909 r. ks. Jan [Maria Michał] Kowalski został wyświecony na biskupa przez Arcybiskupa Utrechtu i przyjęty do wspólnoty biskupów starokatolickich.

Küry U., “Kościół starokatolicki: Historia, nauka, dążenia”, Warszawa 1996, str. 109.

Wspólnota pomiędzy mariawitami i Unią Utrechcką Kościołów Starokatolickich trwała do 1924 r. Wówczas to drogi mariawitów i pozostałych Kościołów starokatolickich rozeszły się w wyniku szeregu reform wprowadzonych przez Arcybiskupa Kowalskiego. Dzisiaj jednak Kościół Starokatolicki Mariawitów ponownie znajduje się w interkomunii z Kościołem Starokatolickim w Holandii, toczy się oficjalny dialog teologiczny, jego biskupi są zapraszani na posiedzenia Międzynarodowej Konferencji Biskupów Starokatolickich, zaś obecny biskup naczelny, ks. Maria Ludwik Jabłoński, brał udział w świeceniach starokatolickiego biskupa Haarlemu, ks. dra Dirka Jana Schoona.

Już jako odrębny Kościół, mariawityzm zaczął powoli zatracać wiele elementów pierwotnej duchowości zakonnej. Luterański publicysta, Dariusz Bruncz, pisze:

Zanikanie monastycznego ducha niepokoiło kilku kapłanów. Wśród nich był śp. kapłan M. Wacław Urbas oraz krakowski duchowny i światowej sławy astronom, ks. prof. [Konrad] M. Paweł Rudnicki. W rozmowach nad duchowością mariawicką uczestniczył również pewien luteranin, profesor, którego dane w tekstach źródłowych, nie są ujawnione. Działalność małego kręgu mariawitów spotkała się z żywym zainteresowaniem wiernych oraz niektórych kapłanów. Wyrosła z przekonania, że Dzieło Wielkiego Miłosierdzia wymaga Zgromadzenia Mariawitów, które skoncentrowałoby się na pielęgnowaniu wspólnej modlitwy oraz mistycznego ducha.

Źródło

Ks. prof. Rudnicki w artykule wspomnieniowym poświeconym pamięci zmarłego niedawno Wikariusza Generalnego, ks. Polikarpa Zaborka, tak opisuje początki Ekumenicznego Zgromadzenia:

Chciał [ks. Zaborek] obudzić również wśród kapłanów – w nowych, istniejących warunkach – zapał pierwotnego mariawityzmu. Przeważnie go nie rozumiano. Albo uważano, że istniejące warunki zewnętrzne nie nadają się do pracy duchowej, albo usiłowano mimo zmienionych warunków zewnętrznych pielęgnować rzymskie formy zakonne z XIX wieku. (…) Gdy w latach sześćdziesiątych brat kapłan M. Wiesław Urbas, stwierdziwszy, że pobudzenie do duchowej aktywności całego duchowieństwa mariawickiego jest tymczasem niemożliwe, skupił się na zorganizowaniu wokół siebie grupy kilku kapłanów tworząc zaczątek przyszłej odnowionej gałęzi Zgromadzenia Mariawitów, brat Polikarp natychmiast stał się członkiem tego aktywnego duchowo grona. Aby nie dawać powodów do plotek i sensacji spotykaliśmy się systematycznie w dni adoracji miesięcznych, co nie budziło niczyjego zdziwienia. Odmawialiśmy przy tej okazji wspólnie brewiarz, koncelebrowali Mszę Świętą i studiowali sprawy ducha. Ciężka choroba, a potem śmierć brata Wiesława na pewien czas stłumiła naszą działalność.

(…)

Było więc zrozumiałe, że gdy w roku 1979 – pobudzeni do działania przez dwie osoby z zewnatrz – postanowiliśmy nadać byłej grupie brata Wiesława status nowej gałęzi Zgromadzenia Mariawitów i uzyskaliśmy odpowiednie zezwolenia arcybiskupa Rafaela i biskupa naczelnego Tymoteusza, założycielską kapitułę odbyliśmy w nowej parafii brata Polikarpa. W czasie obrad pojawiły się obawy czy grupując wówczas ledwie kilkanaście osób mamy siłę stać się nową gałęzią Zgromadzenia. I wtedy brat Polikarp powiedział, że jest nas wprawdzie mało i nie jesteśmy w istocie godni podjąć się takiego dzieła, ale jeśli tego nie zrobimy, to będziemy winni, gdy za kilkadziesiąt lat Zgromadzenie Mariawitów przestanie istnieć, a jeśli się zdecydujemy działać, to Opatrzność nam pomoże. To była decydująca rada. Przyjęliśmy ją. I tak na kapitule odbytej 4 i 5 listopada 1979, za zgodą dotychczasowych przełożonych zakonnych, powstała nowa, rosnąca później liczebnie, żywa gałąź istniejącego od roku 1893 Zgromadzenia Mariawitów.

Rudnicki K.M.P (“Brat Paweł”), “O Bracie Kapłanie Marii Polikarpie Zaborku: Wspomnienie”, [w:] “Praca nad Sobą”, nr 59, 2010, str. 1 n.

Obecnie do Zgromadzenia należą chrześcijanie różnych wyznań: duchowni i świeccy, mężczyźni i kobiety. Łączy nas kult eucharystyczny, wola naśladowania życia Maryi, wspólna (choć odmawiana w wielu różnych miejscach) modlitwa, ekumenizm. Poza tym, oczywiście, wiele nas dzieli – wywodzimy się z różnych tradycji, na wiele spraw mamy różne zapatrywania. Nie przeszkadza nam to jednak w czerpaniu inspiracji z tego samego źródła, jakim jest Pismo Święte, tradycja Kościoła pierwszych wieków i Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, jak objawienie dane św. Marii Franciszce nazwał o. Michał Maria Kowalski.

Odwiedzając naszego bloga, trudno nie zauważyć, że mariawityzm jest dla nas czymś ważnym, że nas zajmuje, dostarcza materiału do przemyśleń i inspiracji. Jak to częściej bywa w życiu, to, co ważne, nie zawsze jest łatwe. Pewne elementy mariawickiej duchowości stanowią dla nas prawdziwe wyzwanie, czemu też dawaliśmy wyraz w różnych tekstach. Skąd jednak ta decyzja o przystąpieniu do Zgromadzenia?

Poszukiwania odpowiedzi na to pytanie trudno nie rozpocząć od osoby Ministra Generalnego, Brata Pawła [ks. prof. K.M.P. Rudnickiego]. Nie chcielibyśmy tworzyć tutaj laurki na jego cześć, ale po raz kolejny polecamy lekturę wywiadu , którego nam jakiś czas temu udzielił. Jego osobowość, jego intelekt, żywe i twórcze podejście do wiary, umiejętność nawiązywania kontaktu z ludźmi o różnych poglądach i typach duchowości, sposób w jaki sprawuje liturgię, głosi kazania – to wszystko stało się dla nas obydwu pomostem, umożliwiającym „wejście w mariawityzm” i to takie wejście, które nie prowadzi do utraty niczego, co się już posiada w swoim duchowym bagażu, ale raczej do wzbogacenia go o nowe elementy. Sam ks. prof. Rudnicki jest jednocześnie kapłanem mariawitą, pełniącym posługę w imieniu obydwu mariawickich Kościołów ( starokatolickiego z siedzibą w Płocku i katolickiego z siedzibą w Felicjanowie) oraz członkiem zainspirowanej antropozofią Wspólnoty Chrześcijan . W czasie pobytu w Stanach Zjednoczonych pełnił służbę kapłańską w Kościele episkopalnym, zaś w latach 80., gdy pracował w obserwatorium astronomicznym w Castel Gandolfo, odprawiał Mszę Świętą w prywatnej kaplicy papieża Jana Pawła II. Jednocześnie pisze o sobie:

Najchętniej zostałbym też członkiem Kościoła prawosławnego. Ale jego ekskluzywne przepisy nie pozwalają na to. Ale gdy czas mi pozwala, stale biorę z radością udział w rytuałach prawosławnych. One mnie wychowały do wiary.

Rudnicki K.M.P., “Moja droga do religii”, Kraków 2008, str. 30.

Chociaż, jak zaznaczyliśmy powyżej, nie piszemy laurki na cześć prof. Rudnickiego, trudno nie wspomnieć również i o tym, że Brat Paweł jest jednym ze Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata .

Wczesny mariawityzm był przede wszystkim ruchem modlitewnym. Ekumenicznemu Zgromadzeniu udało się odnowić tego ducha. Dzięki temu możemy dołączyć do wspólnoty ludzi, którzy w różnych miejscach świata odmawiają te same modlitwy i trzeba powiedzieć, że nadaje to modleniu się szczególny wymiar. Doświadczamy tego odmawiając codziennie – przez Skype’a – wspólnie nieszpory według Brewiarza Eucharystycznego Zgromadzenia Mariawitów (do modlitwy porannej używamy anglikańskiego Modlitewnika Powszechnego). Szczególnym doświadczeniem były jednak nieszpory, które odmówiliśmy wczoraj z innymi członkami Zgromadzenia w kaplicy domowej prof. Rudnickiego. To poczucie przynależności do modlitewnej wspólnoty dodaje sił, zwłaszcza w momentach trudnych…Gdy wczoraj braliśmy najpierw udział w Mszy Świętej, a następnie odmawialiśmy brewiarz w domu u Brata Pawła, nie mogliśmy oprzeć się refleksji, że być może to właśnie jest przyszłością Kościoła w epoce pokonstantyjskiej, że obecny czas to nie czas masowych wspólnot religijnych, ale właśnie takich niewielkich liczebnie, rozsianych po całym świecie centrów chrześcijańskiej duchowości, w których ludzie gromadzą się na modlitwę, sprawują Eucharystię, wspólnie dziękują, proszą, wstawiają się za innymi. Może rzecz w tym, by na co dzień, działając wspólnie z innymi na rzecz tego, aby świat stał się miejscem, w którym ludziom (i nie tylko im) żyje się lepiej, pełniej, chrześcijanie jednocześnie w stosunkowo niewielkim (ale zawsze otwartym na nowych uczestników) kręgu kontynuowali swoje duchowe posłannictwo?

W ubiegły czwartek wybraliśmy nasze imiona zakonne – Loukas zdecydował się na imię Serafin, w nawiązaniu do św. Serafina z Sarowa , zaś Pradusz Izaak ( św. Izaak Syryjczyk ). W niedzielę, w czasie Eucharystii w Kościele św. Marcina, na której Pradusz wygłosi kazanie, złożymy następujące śluby:

Ja brat Maria Serafin (Maria Izaak) ślubuję Bogu Wszechmogącemu, który jest obecny przede mną w tej Przenajświętszej Hostii, Błogosławionej Matce Marii Franciszce, Błogosławionemu Ojcu Franciszkowi, Błogosławionej Matce Klarze, Błogosławionemu Alfonsowi Liguryjskiemu i wszystkim Świętym przez rok (trzy lata) najbliższy/sze we wszystkich sytuacjach i postanowieniach mojego życia badać Wolę Bożą względem mnie i ciągle według najlepszych moich chęci i umiejętności ją wypełniać, służąc Dziełu Miłosierdzia Bożego.

This entry was posted in Wpisy po polsku and tagged , , , , , . Bookmark the permalink .

27 Responses to Zostajemy ekumenicznymi mariawitami

  1. Seamus says:

    Z innej beczki (bo juz mnie ten Inkwizytor nieco zmeczyl…).
    W Plocku mialy miejsce swiecenia nowego mariawickiego kaplana. Troche sie dziwie, ze jakis taki maly odzew w internecie byl, a przeciez wydarzenie ciekawe i rzadkie. Kaplan M. Daniel to, z tego co i wiadomo, uczen ks. prof. Rudnickiego, repezentant nowej generacji mariawickich teologow. Dobry to znak dla przyszlosci mariawityzmu, moim skromnym zdaniem.
    Jak to widzicie?

    Reply
  2. Pradusz says:

    Bardzo nas to cieszy, mowiac najkrocej. I sam fakt, ze w KSM pojawil sie nowy prezbiter i ze jest to wlasnie br. Daniel, ktorego znamy i ktorego – mimo mlodego wieku spory i godny uwagi – dorobek traktujemy z duzym respektem. Jako ze zaden z nas na swieceniach nie byl, nie ma po nich sladu na blogu, ale na FB zamiescilismy obydwaj caly fotoreportaz i – rzecz jasna – w dniach poprzedzajacych swiecenia i w dniu swiecen wlaczylismy modlitwe za niego do naszego codziennego brewiarza, a nastepnie goraco pogratulowalismy neoprezbiterowi, zyczac mu obfitosci Bozych blogoslawienstw. Mamy zreszta z Danielem ‘rozne-rozniste’ plany dotyczace naszego pisywania do ‘Mariawity’, namawiamy go rowniez na skrocenie i opracowanie tekstu o duchowosci mariawickiej, ktory chcielibysmy zamiescic tutaj, a moze rowniez na nowej stronce, za tworzenie ktorej chcielibysmy sie wziac – stronce EZM (pozwolenie br. Ministra Generalnego juz mamy).
    Z osoba nowego kaplana wielu laczy ogromne nadzieje na zmiany w KSM. Osobiscie nawolywalbym do ostroznosci. Nie skladajmy zbyt wiele na barki jednego ‘ludzia’! ‘Ludzia’ ktorego zreszta osobiscie nazwalbym raczej rozsadnym konserwatysta (jesli juz w ogole poslugiwac sie tymi okresleniami, za czym nie przepadam!), anizeli zwolennikiem rewolucyjnych zmian. Poki co ciesze sie po prostu, ze do grona mariawickich kaplanow dolaczyl teolog z prawdziwego zdarzenia, o ogromnej encyklopedycznej wiedzy i zapale badawczym oraz bez watpienia godnym uwagi potencjale tworczym. ‘Az dotad prowadzil nas [go] Pan…’, ufam, ze poprowadzi i dalej…

    Reply
  3. Seamus says:

    Fajnie, ze myslicie o stronce EZM. Niewatpliwie bardzo by sie przydala.
    Jeszcze jedna sprawa… jakis czas temu dyskutowalismy nt. Adoracji Ublagania i slow ks. prof. Rudnickiego o tym, ze “Bog jest rozsadnym rodzicem”. Ja troche wtedy oponowalem i nie bardzo przyjmowalem ten sposob myslenia. Zdarzylo sie natomiast pare spraw w moim zyciu, ktore rzucily mi radykalnie nowe swiatlo na te kwestie, do tego doszlo pare teologicznych przemyslen i… dzis chcialbym “odszczekac” to co wtedy myslalem. Ks. prof. mial racje i dzis calkowicie podzielam jego owczesne stanowisko. Zwlaszcza doszlo do mnie, ze nie tyle Bog potrzebuje ubagania Go (w sensie czegos, co jest mu niezbedne, konieczne), ile my – ludzie – potrzebujemy jej bardzo dla prawidlowej konstytucji naszej egzystencji (brzmi uczenie, choc nie jest). Zmienilem w pewnym sensie optykę i pojalem slowa Profesora.
    W ogole, to ciekawe jak rozmaite sprawy “we wnetrzu ludzkiem” (mowiac jezykiem Brewiarzyka:)) kotluja sie i zmieniaja… Imaginujcie sobie, ze dzis Adoracja nie jest juz dla mnie problemem telogicznym, a dlugo byla. W duzym stopniu przyczynil sie do tego DSTP – paradoksalnie…

    Reply
  4. Pradusz says:

    Ciesze sie, ze tak jest. A gdy sobie zadaje pytanie, dlaczego tak moze byc, to sadze, ze moze dlatego, ze my tez nie ´wiemy lepiej´, tylko szukamy, blakamy sie, cos tam znajdujemy, dzielimy sie tym, dalej szukamy… I jak sie okazuje, czasami w tym samym kierunku… Sprawiles mi duza radosc tym komentarzem, Seamusie! Z pozdrowieniami,

    Reply
  5. Seamus says:

    Ja tez sie ciesze, ze Bog wykorzystal Twoje watpliwosci, zeby odpowiedziec na moje:) Zawsze uwazalem, ze Bog ma niezmierzone poczucie humoru. Ale mowiac powaznie…na pewno Wasz blog w duzym stopniu pomogl mi przezwyciezyc ten teologiczny konflikt. Swiadectwo “blakanie sie” bylo zawsze dla mnie bardziej inspirujace, niz swiadectwo “odnalezienia”. Poza tym – lepiej sie z madrym blakac niz z glupim znalezc.
    Chcialem sie podzielic pewna refleksja…Bylem dzis u Mariawitow na nieszporach. Ludzi bylo niewielu, moze z 10 osob…I znow to samo co zawsze, kiedy jestem u mariawitow – walka z wewnetrznym demonem estetyki…Ale juz nieco inna niz kiedys…demon jakby zaczynal rozumiec, ze nie w estetyce tu sedno…
    Te slynne palemki…i tu ciekawostka – nie przeszkadzaja mi juz, po prostu zaakceptowalem je. Za to ich miejsce zajely plastikowe paschaly z zarowkami na oltarzu (co ciekawe wczesniej nie zwrocilem na nie uwagi).
    Wiec jak juz pisalem, tlumu nie bylo, ale to co mnie np. bardzo pozytywnie zaskoczylo to obecnosc malutkich dzieci z ojcami…To fajne. Przewodniczyl diakon, bo kaplana Karola akurat nie bylo. Sluchalem tej osobliwej polszczyzny, modlilem sie ze wszystkimi i spiewalem mariawickie piesni, (ta na nute “Pierwszej Brygady” byla dla mnie trudna do przelkniecia – wspominalem juz o demonie estetyki). Dlaczego ja to wszystko pisze? Wszystko po to, zeby podzielic sie pewna konkluzja…
    Oto ona: jest cos nieslychanie urzekajacego w tym duchu autentycznej poboznosci, ktora tam sie czuje. Nie wiem…nie do konca umiem to wyrazic. To trafia w jakis miekki punkt we wnetrzu czlowieka, dziala po prostu. I to chyba od tak dawna wywoluje we mnie jakas “trudna milosc” do mariawityzmu. Ujalbym to tak (nawiazujac do takiej trudnej miedzyludzkiej milosci, ktora czasem sie zdarza): chcialbym zeby obiekt tej milosci byl estetycznie bardziej atrakcyjny…zeby ladniej spiewal…zeby byl bardziej otwarty na swiat i nowoczesnosc…zeby mowil blizszym mi jezykiem. Ale jednoczesnie to wewnetrzne “dobre serce” ma jakas dziwna moc przyciagania. I tak mnie ten mariaityzm przyciaga i odpycha jednoczesnie…
    Dobra, dosc juz tego duchowego “ekshibijonizmu”:)

    Reply
  6. Loukas says:

    Mogę szczerze powiedzieć, że moje odczucia są bardzo podobne do Twoich. Estetycznie mariawityzm (ten klasyczny, bo krakowski to trochę inna rzeczywistość – w kościele ewangelickim i przy celebracji br. Pawła) stanowi właściwe to, czego zawsze starałem się unikać i co uważałem za skrajnie dalekie od mojej własnej ‘kościelności’. W ‘prawdziwej’ mariawickiej świątyni byłem tylko raz, na nieszporach w Łodzi, i musze przyznac, że moją uwagę najbardziej przykuły właśnie rzeczone palmy oraz mały wiatraczek na ołtarzu. W tym sensie wcale nie czułem się tam dobrze. Coś podobnego mogę powiedzieć też w szerszym kontekście – języka, retoryki Objawień i praktyk dewocyjnych. To nie są rzeczy, które wzbudziły moje zainteresowanie mariawityzmem i trzymają w jego ‘orbicie’. Oprócz zupełnie osobistej przyczyny, mianowicie wspomnianego br. Pawła, chodzi przede wszystkim o to, jak powiedziałeś, ‘dobre serce’ – skromność, która zrodziła instytucję w opozycji do ówczesnych nadużyć i ciągle utrzymuje się w tym Kościele: hierarchia nie stworzyła arystokracji, a ‘bratowanie’ i ‘siostrowanie’ jest, przynajmniej według mnie, w duzym stopniu autentyczne. Można powiedzieć wiele, krytkując mariawickich biskupów i kler, ale są to ludzie faktycznie wierzący i do tego pokorni. W mariawityzmie zza instytucjonalnego Kościoła być może najbardziej przebłyskuje przesłanie Ewangelii, zwłaszcza właśnie w kontekście stosunków międzyludzkich. A formy formami, mam nadzieję, że kiedyś się zmienią :)

    Reply
  7. Pradusz says:

    Jedno musze jednak dodac. Elektryczne pseudoswiece od lat rzucaja mna nieodmiennie o koscielna podloge i to bynajmniej nie w ataku dewocji. Staralem sie z tymi strasznosciami walczyc jeszcze u reformowanych w Warszawie (gdzie one jeszcze w owe czasy dodatkowo straszliwie ‘dawaly po oczach’), ale, jak sam rozumiesz, bez sladu powodzenia. Pseudoswiece z lampkami olejowymi trawie juz nieco lepiej (takie sa w Krakowie bodaj), ale tak naprawde jedne i drugie sa totalnym zaprzeczeniem ‘idei swiecowatosci’. Pomijajac nawet, skadinad wazne, wzgledu natury czysto etstetycznej, swieca musi sie spalac i to musi byc widac. O to w niej wlasnie chodzi (nawet jesli jest to symbolika ex post).

    Reply
  8. Seamus says:

    Tak, to totalne zaprzeczenie “idei swiecowatosci”.
    Co do wiatraczka…tym razem byl wielki wiatrak, taki metalowy. Na szczescie nie na samym oltarzu, a ponizej.
    A propos palemek i plastikow… Czasem tak sobie mysle…czy tego naprawde nikt tam nie widzi? Ech… Ale zostawmy te nieszczesna estetyke, bo jak sie zapewne zgodzimy – nie w tym rzecz.
    Mysliscie, ze zapowiadany jakis czas temu Synod zajmie sie czyms konkretnym? Cos o nim ucichlo ostatnio…

    Reply
    • Pradusz says:

      Powiem szczerze, ze osobiscie nigdy sobie tego pytania nie zadawalem (taki przywilej czlonka EZM: nie musze sie ZA BARDZO przejmowac tym, co sie dzieje w innych galeziach; zreszta przyznam sie, ze ostatnimi czasy bardziej mnie interesuje Felicjanow od Plocka). Wiem jednak, ze wielu mariawitow wiaze z synodem wielkie nadzieje…

      Reply
  9. Pradusz says:

    A wracajac jeszcze do kwestii estetyki, to osobiscie pamietam, ze wnetrza znanych mi mariawickich swiatyn (na poczatku byla to przede wszystkim parafialna swiatynia lodzka) rowniez dla mnie byly ciezkie do zniesienia – juz od dziecka. Gdy jako 10-12latek chadzalem tam z moja babcia, ktora w ostatnich latach zycia ponownie odkryla droge do kosciola swego dziecinstwa, nie potrafilem tego, rzecz jasna, ujac w slowa, ale nie czulem sie tam dobrze. Tamte wizyty, pomimo pieknej postawy br. biskupa Wlodzimierza w czasie jej pogrzebu (tu ‘wychodzi’ wlasnie juz ta dobroc i prostota serca, o ktorej wspominaliscie), zaimpregnowaly mnie na mariawityzm na dlugie, dlugie lata. Pamietam, ze po smierci babci probowalem jeszcze raz porozmawiac z biskupem, chcialem sie dowiedziec, co ja tam wlasciwie ‘ciagnelo’, do tego – jak na moj owczesny protestancki smak- nader dziwnego wnetrza, ale ta rozmowa tez nie wypadla najlepiej – oglednie mowiac. Zostalem m.in. ofukniety, gdy Mateczke (przyznaje, nie do konca nieopatrznie!) nazwalem w rozmowie ‘pania Kozlowska’… W Swiatyni bylem tylko raz w zyciu, kilka lat temu, gdy zainteresowanie (a potem fascynacja) mariawityzmem powrocilo. Swiatynia jest piekna – zwlaszcza w oczach kogos, kto po prostu kocha angielski neogotyk. Jednak z tego powodu tym bardziej nachodzila mnie tam raz po raz dojmujaca potrzeba powywalania tego calego palemkowo-plastikowego badziewia…
    Wystroj mariawickich swiatyn, podobnie jak jezyk mariawickiej liturgii, to prawdziwe signum temporis – symbol tego, co stalo sie z mariawityzmem przez ostatnie pol wieku. Z drugiej strony jednak zgadzam sie calkowicie z Loukasem (ktory zreszta, po dwu latach regularnego uczestnictwa w zyciu liturgicznym krakowskiego filialu, jest – mimo wszystko – blizej mariawityzmu anizeli ja). To sa po prostu w wiekszosci dobrzy, skromni, uduchowieni ludzie, przepelnieni ewangelicznym i franciszkanskim duchem. I w ostatecznym rozrachunku liczy sie to w moich oczach o wiele bardziej niz wzgledy estetyczne czy intelektualne. Ale, gdyby mnie losy rzucily z powrotem do Polski (na co sie na razie specjalnie nie zanosi!), to naprawde nie wiem czy i jak odnalazlbym sie w przecietnej parafii mariawickiej, poza wlasnie Krakowem…
    Krakow to specjalne miejsce, rowniez pod wzgledem estetycznym. Pamietam moja pierwsza wizyte na mszy tam. Bylo to w swieto matki Bozej Snieznej przed kilku laty. Jechalem do Szczawnicy i byla to bodaj ostatnia jak do tej pory podroz do Polski odbywana pociagiem. W Berlinie mialem ok. 3 godzin na przesiadke i postanowilem wybrac sie do Berliner Dom na nieszpory. Nie wiem czy znasz berlinska katedre ewangelicka. Tez niekoniecznie musi uchodzic za artystyczne arcydzielo. Raczej jest – dla mnie z wielu wzgledow dosc problematycznym – swiadectwem pruskiego, dziewietnastowiecznego braku wszelkiego umiaru. Same nieszpory natomiast byly naprawde bardzo udanym przerywnikiem w dosc monotonnej podrozy i dobrym przygotowaniem do niedzielnej Eucharystii, chociaz rozpraszal mnie, uniemozliwiajacy chocby namiastke osobistego kontaktu z celebrantka, ogrom swiatyni i jej – odrobine ordynarny – przepych. Nastepnego ranka dotarlem do Krakowa i – po sniadaniu i kilku kawach – poczlapalem do kosciola sw. Marcina. Kontrast rzzucil mna po prostu o ziemie (tym razem w dobrym tego slowa znaczeniu). Sw. Marcin to, co prawda, barok, a barok to w zasadzie nie jest ‘to, co tygryski lubia najbardziej’, ale jednak ‘zlamany’ – najpierw karmelitanska a potem protestancka skromnoscia. Do tego ten specyficzny, bardzo osobisty (aczkolwiek tez zupelnie ‘przejrzysty, nie stawiajacy osoby celebransa na pierwszym planie) sposob sprawowania Liturgii przez br. Pawla. To bylo po prostu… ozywcze. Juz w autobusie, w drodze w Pieniny, chodzilo mi po glowie pytanie z historii o Kanie Galilejskiej – to pytanie, ktore zazwyczaj tlumaczy sie jako:’ Czego chcesz ode mnie, niewiasto?’ (i od razu pojawia sie pytanie jak Jezus mogl tak niemilo potraktowac swoja Matke), ktore jednak co najmniej rownie dobrze mozna przetlumaczyc jako: CO JEST MIEDZY MNA A TOBA, NIEWIASTO – jaka tajemnica, ktora powoduje, ze powinienem tutaj ‘wejsc do akcji’? Pytanie naznaczone jakims zdziwieniem, czy wrecz niedowierzaniem, Mesjasza, ktory stopniowo usiwadamia sobie istote i rozmiar swojej misji… I tak siedzialem sobie w autobusie, podazajacym ‘Zakopianka’ i pytalem sam siebie: ‘Co jest miedzy mna a Toba, Ksieze Profesorze, i miedzy mna a mariawityzmem?’. Po kilku latach okazalo sie, ze calkiem sporo…

    Reply
  10. Seamus says:

    Dziekuje Ci za podzieliles sie tym doswiadczeniem. Bardzo mnie zawsze ciekawi, kiedy uchylasz rabka tajemnicy i opisujesz przejscie z optyki protestanckiej do katolickiej. Nie chce upraszczac i wiem, ze protestanta tez sporo zostalo, ale jednak taka ewolucja, z grubsza rzecz biorac, zaszla.
    Dlaczego interesuje Cie bardziej Felicjanow niz Plock? Pytanie niby ogolne, ale na mysli mam konkret: co w felicjanowskim nurcie tak mocno w Tobie rezonuje, ze ciagnie Cie tam bardziej niz do Plocka?
    Co do watku estetycznego… cala ta nasza dyskusja o estetyce w Kosciele (w tym przypadku bardzo szczegolnym pod tym wzgledem) w ogole szalenie mnie interesuje. W pewnym sensie “robie w estetyce” wiec temat jest mi niezmiernie bliski. Skupiamy sie na mariawitach, ale problem z estetyka zauwazam w zasadzie w kazdej konfesji. U protestantow jest on kolei krancowo inny – negacja sztuki figuratywnej. Oczywiscie rozpietosc opinii znam – luteranie to nie to samo co, dajmy na to, baptysci (pod tym wzgledem). Ale problem jest. U katolikow czesty jest kicz i naduzycia w tej sferze (jak stwierdzil kiedys Loukas, i prawoslawie nie jest od niego wolne), u protestantow z kolei golo (“jakby interes mial sie za chwile zwinac” – jak mowil o Kirche bohater “Ziemi obiecanej”). Co takiego jest w sztuce obrazu, ze Koscioly maja z nia problem? Jednym ciezko uznac, ze czlowiek takze WIDZI, inne tak mocno WIDZA, ze gubia to co za obrazem…
    Zazdroszcze Wam tego kontaktu z liturgia sprawowana przez Ks. Profesora. Mariawityzm bez palemek i plastiku…w pewnym sensie moje marzenie.
    P.S. Ten motyw z “pania Kozlowska” – swietny. Jednego jestem jednak pewien – Mateczka sie nie obrazila.

    Reply
  11. Pradusz says:

    Oczywiscie, ze wiele zostalo. Mysle nawet, ze, paradoksalnie, pewne elementy mojego protestantyzmu wyplynely na wierzch dopiero wtedy, gdy przestalem sie identyfikowac jako protestant. Gdy opadly zewnetrzne ‘dookreslenia’, pozostalo to, co bylo naprawde moje, i – musze przyznac – okazalo sie, ze jest tego calkiem sporo. Moze sie zreszta do czegos teraz przyda, bo wlasnie ubiegam sie o dodatkowa prace w Holenderskim Zwiazku Protestantow, gdzie w jednym z oddzialow potrzebuja ‘inspiratora teologicznego’. Przy okazji prosze o trzymanie kciukow za powodzenie tej akcji… :-)
    Co ciekawe, ‘prawo pierwszych polaczen’ sprawilo, ze mnie protestantyzm nie kojarzyl sie z ‘golymi scianami’. Jak sie od dziecinstwa najczesciej bywalo w lodzkim sw. Mateuszu, to trudno akurat o takie skojarzenia. Raczej z dziewietnastowieczna ‘patyna’ albo ‘sosem’, ktory odbieralem jako ‘szlachetny’ czy ‘uszlachetniajacy’ (rowniez dlatego, ze znalem go z domu). No i pewnym umiarem, moze takim ‘solidno-mieszczanskim’, ale jednak…
    Osobiscie sadze, ze Koscioly maja problem nie tylko ze sztuka obrazu, ale ze sztuka w ogole. Nowosielski uwazal, ze poczucie estetyczne zostalo w chrzescijanstwie zastapione moralizowaniem i ze powrot do wartosciowania estetycznego moglby byc jakas reakcja na moralizm. W polskich kosciolach brakuje mi rowniez dobrej muzyki (chor, dobre wykonania organowe, dobry spiew liturgiczny), o ktora Hoelndrzy akurat bardzo dbaja. Brakuje rowniez (co, niestety, dotyczy rowniez Holandii) odpowiedniej ‘choreografii’, wyczucia przestrzeni liturgicznej, swiadomosci mowy ciala i innych elementow pozawerbalnych. Problemu kultury slowa tez trudno w tym kontekscie nie poruszyc. Gdy ostatnio kazalem wlasnie w tym miejscu, w ktorym obecnie ubiegam sie o ten dodatkowy skrawek etatu, na poczatku nabozenstwa zacytowalem fragment poematu ‘Lucyfer’ Vondela – dziela, ktore ma w holenderskiej literaturze podobne znaczenie jak ‘Pan Tadeusz’ w polskiej, i mimo to obecni (a towarzystwo sprawialo wrazenie nawet cokolwiek elitarnego – w kazdym razie we wlasnej ocenie ;-)) byli nader zdziwieni. ‘Jak to? Poemat z ambony? Powiedziany z pamieci? I to przez cudzoziemca?’… Jak czyms takim mozna ludzi zadziwic, to jednak rece troche opadaja…
    Felicjanow… Zadajesz to pytanie troche za wczesnie, bo sam je dopiero ‘trawie’ i mam nadzieje, ze z czasem cos z tego trawienia bedzie sie wykluwalo (rowniez w postaci tekstow). Na dzis moge krotko powiedziec, ze, interesujac sie od wielu lat roznymi postaciami mistyki, jestem naprawde w pewnym sensie zachwycony tym, co sie wydarzylo w tym nurcie koscielnym. Granica miedzy doswiadczeniem mistycznym i doktryna zostala naruszona i to doswiadczenie zaczelo bezposrednio ksztaltowac doktryne. Totalne odwrocenie perspektyw pomiedzy tym, co dotychczas bylo ezoteryka i tym, co bylo egzoteryka, zerwanie z ‘arkaniczna dyscyplina’. To jest fascynujace, aczkolwiek mam wrazenie, ze sposrod ludzi bedacych czlonkami tego Kosciola malo kto zdaje sobie sprawe z tego jaki ‘dynamit’ maja w reku…

    Reply
  12. Seamus says:

    Masz zatem moja modlitwe za powodzenie tej akcji desantu do “Zwiazku Protestantow”. Inspirator teologiczny… taka oferta pracy to cos, co w Polsce na pewno nie mogloby sie pojawic…
    W pelni podzielam teze Nowosielskiego (Boze, jakze go brakuje…). Odwrot od moralizowania i wzmocnienie “estetycznych srodkow wyrazu” oznaczaloby dla wielu duchownych zapewne perspektywe utraty “rzadu dusz”. W estetyce nie mozna w takim stopniu narzucac normatywnych dla wszystkich prawidel, a to oznacza w duzym stopniu rezygnacje z pozycji wyroczni. Wladza nad sumieniami i strojenie sie w nie swoje piorka (“szafarza”, “depozytariusza”, “namiestnika” etc. etc.) musialyby ustapic miejsca estetyce i duzej porcji subiektywizmu, ktory jest z nia nieodlacznie zwiazany…
    Dziekuje Ci za odpowiedz w kwestii Felicjanowa. Po raz setny na tym blogu moge napisac: nigdy tak na to nie patrzylem! Wydaje mi sie, ze rozumiem co masz na mysli. Ale nie moge tez nie zadac pytania, ktorego moze dla wlasnego (watpliwego) wizerunku nie powinienem zadawac… Ale jednak zadam. Nie boisz sie? Mateczka w Trojcy Swietej…Teologia abp. Kowalskiego…ludowe kaplanstwo…kult Mateczki…totalna izolacja teologiczna od tego co wydarzylo sie od lat 30. XX w. w teologii… Gdzie sa granice i czy sa? Pytajac oczywiscie wiem, ze sie nie boisz. Bardziej daje wyraz wlasnym lekom. I dlatego moze nie powinienem zadawac tego pytania. Ale jak juz mowilem – zadam.

    Reply
  13. Pradusz says:

    To, co bede robil z ta tematyka (jesli w ogole uda sie cokolwiek zrobic), bede robil wylacznie na wlasny rachunek i generalnie nie oczekuje uznania z felicjanowskiej ‘centrali’ (po ostatnich rozmowach z br. Pawlem w Krakowie doszedlem do wniosku, ze byloby to szczegolnie naiwne oczekiwanie). Po prostu chcialbym poeksperymentowac odrobine z paroma watkami. Moze dojde do wnioskow ‘ortodoksyjnych’, a moze wrecz przeciwnie (bardzo mnie wciaz drazy kwestia linku miedzy mariawityzmem a pewnymi nurtami gnostyckimi). Ryzyka wielkiego w tym nie ma… Wlasciwie pierwsza czesc, dotyczaca mariologii, ktora stae sie teologia sensu stricte, miala sie juz ukazac – w oktawie swieta Wniebowziecia – najpierw tu – na blogu, ale jeszcze nie ‘dojrzala’.

    Reply
  14. Seamus says:

    Bede czekal na te wnioski, bo sam ciekaw jestem bardzo jakie beda.
    Ja ciagle pochodze do Felicjanowa jak do jeza. Poki co, na wiecej mnie nie stac. Wewnetrzna batalia (wygrana) z Adoracja wyczerpala mnie chyba na czas jakis. Musze pozbierac sily.
    Szkoda tez, ze “centrala” nie ulatwia zmiany nastawienia.
    Wiesz co mnie jeszcze strasznie ciagnie w mariawityzmie? To chyba jeden z nielicznych argumentow za teza, ze jednak nie jestesmy (jako Polacy) do konca beznadziejni teologicznie (choc moje romanse z akademicka teologia prawie mnie do tego “przekonaly”). Nie ma co zawlaszczac mariawityzmu “narodowo”, ale jednak cieszy mnie to, ze cos nam sie jednak w ciagu kilkuset ostatnich lat udalo teologicznie. Choc zapewne nie wszyscy powiedza, ze sie udalo, ale ze wlasnie nie udalo. Coz, kwestia optyki.

    Reply
  15. Pradusz says:

    No tak, przy arianizmie (mimo szumnej nazwy ‘bracia polscy’) wydatnie pomagali emigranci z polowy Europy. Zasluga Polski (zreszta na owe czasy niemala) bylo raczej to, ze przez pewien – niestety krotki – czas mogli spokojnie pracowac, przede wszystkim w Rakowie. Mariawityzm jest pod tym wzgledem bardziej ‘rodzimy’ i jakos zadaje klam tezie, ze na polskiej glebie nie wyrasta ani naprawde ciekawa mistyka, ani teologia, ani herezja…

    Reply
  16. chantal says:

    Mam prośbę do wszystkich zafascynowanych mariawityzmem. Czy dałoby się w kilku zdaniach streścić: dlaczego…

    Reply
  17. Loukas says:

    Wydaje mi się, że właśnie to, między innymi, staraliśmy się w tej dyskusji robić. Ja w każdym razie w mojej wypowiedzi próbowałem wyjaśnić te powody.

    Reply
  18. chantal says:

    Faktycznie, w Twojej wypowiedzi Łukaszu coś można na ten temat znaleźć. Poza tym niewiele…

    Reply
  19. Seamus says:

    Tego sie nie da opowiedziec. To trzeba przezyc:)

    Reply
  20. Seamus says:

    Ale w kilku zdaniach ujalbym to tak:
    – bo to jeden z nielicznych ciekawych nurtow teologicznych “made in Poland”
    – bo jest na swoj sposob egzotyczny (zanurzony mocno w poczatkach XX w. w zakresie narracji teologicznej)
    – bo skupia sie na milosci Boga do czlowieka (choc na pierwszy rzut oka mozna sie nabrac, ze wcale tak nie jest)
    – bo jest odwazny teologicznie i do takiej odwagi inspiruje
    – bo u ludzi, ktorzy go wyznaja mozna dostrzec prawdziwa poboznosc i to dziala
    – bo…nie wiem, ma to “cos”
    Byla swojego czasu na necie lista “101 powodow by byc episkopalianinem”. Moze czas na wersje mariawicka?

    Reply
  21. chantal says:

    Eeeeh zawsze się tak mówi :) nie każdy może wszystko przeżywać.

    To ‘coś’ to ludzie w różnych miejscach (kościelnych) znajdują. Podobnie jak u innych ludzi. Za resztę bardzo dziękuję, tego właśnie chciałam się dowiedzieć.

    Reply
  22. Seamus says:

    Taka uwaga…jak czytam takie komunikaty jak ten z ostatniej Kapituly Generalnej, to zaczynam watpic w ta niewielka klerykalizacje w mariawityzmie, o ktorej kiedys wspominal Loukas. To tyle (wstalem dzis lewa noga…).

    Reply
  23. Pradusz says:

    Kazdemu sie zdarza… Generalnie uwazam, ze najzdrowiej jest unikac takich komunikatow, chyba, ze ktos je czytac musi 😉 (a temu szczerze wspolczuje!). Moje spojrzenie jest ‘skazone’ (osobiscie sadze, ze wcale nie skazone, ale jak najbardziej zdrowe) pozuciem, ze Kosciol dzieje sie od dolu, od bazy. Na naszym blogu znajdziesz wiec stosunkowo niewiele oficjalnych komunikatow (rowniez tych anglikanskiej proweniencji). Takie rzeczy z chcecia pozostawiamy kolegom z http://www.ekumenizm.pl . My nawiazujemy do nich tylko wtedy, gdy cos nas w nich naprawde zainteresuje. Ktos by mogl powiedziec, ze w ten sposob pomijamy jakas wazna czesc zycia koscielnego, zas blog traci przez to na wartosci informacyjnej. So be it, ale o ile jestesmy z tego powodu zdrowsi na ciele i umysle… 😉
    Co zas sie tyczy klerykalizmu, to wypadaloby najpierw zdefiniowac samo pojecie. To, co uderza u mariawitow, to – rowniez moim zdaniem – na ogol RZECZYWISCIE braterskie stosunki miedyz duchowienstwem a ‘iwernymi’: niewielki dystans, stosunkowo rzadkie wystepowanie ‘ex cathedra’. I w tej kwestii jednak wszystko zalezy od kontekstu. Polska jest na ogol szalenie sklerykalizowanym krajem i dotyczy to nie tylko ‘wyznania panujacego’. Osobiscie najblizej znam to zjawisko z polskich Kosciolow protestanckich, w ktorych, z teologiczno-konfesyjnego punktu widzenia, w ogole nie powinno miec miejsca (w koncu skadinad ciagle podkreslaja, ze nie maja odrebnej ‘kasty’ duchownych, ale jak przyjdzie co do czego…). Polskich ksiezy roznych wyznan przesladuje choroba znana pod nazwa ‘Kosciol to my’. W gruncie rzeczy roznice polegaja jedynie na ostrosci symptomow, ktore jej towarzysza. Mariawityzm mial szanse wprowadzic tu istotne zmiany i – czego by nie mowic o Felicjanowie – tam sie to w duzym stopniu udalo. W nurcie ‘plockim’ wiele zalezy od osobistegpo stylu poszczegolnych kaplanow…

    Reply
  24. Seamus says:

    Czytam listy Mateczki. Rzucaja moim zdaniem sporo swiatla na jej storne psychologiczna, czy moze lepiej – osobowosciowa. Moim zdaniem to niezly material na ciekawa prace o zalozycielce mariawityzmu. Nie wiesz moze czy ktos zabral sie za to pod tym katem?

    Reply
  25. Pradusz says:

    Witaj po dluzszej przerwie (zarowno z naszej jak i z Twojej strony ;-)) Seamusie. Zajeci realizacja nowych projektow (w tym anglikanskiego zlotu, ktory odbedzie sie w Krakowie, 31 marca), a w przypadku Lokukasa takze studiami, nie jestesmy obecnie specjalnie plodnymi bloggerami. W ostatnich latach ukazalo sie to i owo na rynku wydawniczym, jak np.
    ‘Święta Maria Franciszka Kozłowska i Jej Zgromadzenie zakonne we wspomnienach i pamiętnikach’ w 2007 r.
    http://www.ekumenizm.pl/article.php?story=20080119153758816&query=Mariawityzm czy powiesc Wladyslawa S. Gintera ‘Wykleta’ http://www.ekumenizm.pl/content/article/2010082114191348.htm ,

    ale coz – to wszystko to raczej hagiografia, a nie porzadne studia. A Mateczka bez watpienia zasluzyla na swojego ‘Eriksona’ (tego od ‘Mlodego Lutra’). Tym bardziej jestem ciekaw Twoich przemyslen na jej temat (mam tez zreszta swoje). Napisz cos!

    Reply
  26. Seamus says:

    No faktycznie, jakos tak mi sie “nie napisalo” przez dluzszy czas i Wam tez:) Za to widze ze teraz nadrabiacie zaleglosci:) Temat “Mateczki w listach” bardzo mnie ostatnio interesuje i jak tylko wroce z Berlina (skad pozdrawiam), postaram sie skrobnac pare refleksji na ten temat.
    P.S. Miales racje co do Berliner Dom – ciezki ten pruski barok…

    Reply

Leave a Reply