Przebaczenie

W ostatnich tygodniach kilkakrotnie “ocieraliśmy się” w różnych rozmowach o temat spowiedzi. Pytanie o nią napłynęło, gdy poprosiliśmy o nadsyłanie pytań do sekcji “FAQ” na stronie www.episkopalianie.pl i pojawiło się również przy innych okazjach, na przykład w rozmowie o godnym przystępowaniu do Eucharystii. Czym właściwie jest spowiedź, jaki jest jej sens i cel? Nie łudzimy się, że za pomocą jednego krótkiego postu odpowiemy na te pytania. Mamy jednak nadzieję, że uda nam się dostarczyć materiału wyjściowego do dalszych przemyśleń. Tekst, który publikujemy, to wstęp do podrozdziału zatytułowanego “Przebaczenie” z rozdziału szóstego pt. “Sakramentalia jako środki łaski” książki ks. dra Gregory’ego Neala Grace upon Grace . Jak już kilkakrotnie wspominaliśmy przy różnych okazjach, nosimy się z zamiarem przełożenia i wydania tej książki w języku polskim, ponieważ uważamy, że zawarty w niej wykład nauki o sakramentach, popularny w charakterze, a jednak nie tracący przy tym teologicznej głębi, może zainspirować i skłonić do refleksji czytelników o zarówno katolickich jak protestanckich korzeniach, a przy okazji pokazać również, jak dalekie od prawdy są obiegowe opinie o roli i znaczeniu sakramentów w Kościołach reformacji. Liczymy więc na to, że nasi polscy czytelnicy, zachęceni fragmentem, zdopingują nas do szybszej pracy nad przekładem, zaś czytelnicy anglojęzyczni, którzy jeszcze nie nabyli tej książki, sięgną po nią, zwłaszcza że ks. przygotowuje jej nowe wydanie.

Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. -J 20:23

Gdy byłem w seminarium, spędziłem rok jako kapelan w ramach programu kształcenia kliniczno-pastoralnego oferowanego przez Duke University Medical School. Po powrocie do Teksasu, będąc pastorem zboru w śródmieściu Dallas, pełniłem posługę asystującego kapelana w metodystycznym szpitalu. Jednym z moich najważniejszych obowiązków związanych z tą funkcją było posługiwanie przez trzy noce w miesiącu jako szpitalny kapelan “na wezwanie”. Pełnienie przez całą noc posługi duszpasterskiej w ruchliwym wielkomiejskim szpitalu jak Methodist Central dostarczyło mi nowego wejrzenia w potrzebę przebaczenia.

Pewnej nocy, o 3:30, dźwięk pagera zawiadomił mnie, że nadjeżdża karetka. Zaledwie kilka minut wcześniej położyłem się do łóżka, więc ponowne opuszczenie go nie sprawiło mi większego trudu. Ubrałem się, chwyciłem swój notes, pager, Biblię, stułę i ruszyłem do drzwi. Śpieszyłem się, ponieważ ci, których przywożono, mogli potrzebować duchowej pomocy: kogoś, kto by się z nimi pomodlił, zadzwonił do rodziny lub przyjaciół, pomógł porozumieć się z personelem szpitala. Duchowe potrzeby tych, którzy cierpią z powodu traumy, jaką stanowi pobyt na ostrym dyżurze, są częstokroć ogromne… Dlatego właśnie tam byłem.

Gdy zjeżdżałem windą siedem pięter do izby przyjęć, zastanawiałem się, co tam zastanę. Możliwości było bez liku, a to, co zazwyczaj zastawałem, rzadko pokrywało się z oczekiwaniami; za każdym razem była to nowa przygoda.

Od ofiary wypadku samochodowego do ofiary strzelaniny, każdy pacjent był inny, miał inne potrzeby, inne lęki, na co innego nadzieję i inne marzenia. Witali mnie przestraszeni ludzie, którzy właśnie przeżyli coś strasznego i pragnęli kojącej obecności Boga. Ci, którzy uważali wszystkich chrześcijan za kłamców, patrzyli na mnie z nienawiścią. Część szpitalnego personelu uważała mnie za zawalidrogę – “jeszcze jednego pracownika socjalnego bez przeszkolenia” – a inni za “posłanego przez Boga”. Zwracali się do mnie pielęgniarka albo lekarz o zmęczonych oczach, gdy wieczór znów okazał się pechowy, mając nadzieję na słowo pocieszenia, które mogłoby jakoś na nowo przywieść ich do zdrowych zmysłów. Sposoby, w jakie przyjmuje się kapelana, są tak rożne, jak dni w roku i ludzie na świecie.

Potrzeba bycia tam była ogromna, i świadomy tego szedłem. Z łatwością przypominałem sobie te razy, gdy wszystko, czego pacjent potrzebował, to delikatny dotyk i pomocna dłoń. Jednak równie łatwo przychodziły mi na myśl te, gdy pacjent był tak bliski śmierci, że potrzeba duchowego pocieszenia i modlitwy była naprawdę przeogromna.

Kiedy wszedłem na oddział tamtej nocy, nałożyłem wąską fioletową stułę, którą noszę przy takich okazjach. Noszenie takiej stuły wraz z koloratką to jeden z najszybszych sposobów, które znalazłem, aby pokazać pacjentowi wyraźnie, kim i czym jestem; jeśli nawet nie daje to nic innego, to przynajmniej ułatwia przedstawienie się a często wnosi zaufanie. Tak przygotowany na nieznane, szedłem przez odział urazowy, zatrzymując się przy różnych łóżkach, aby przez moment porozmawiać z jakąś poranioną istotą albo przestraszonym rodzicem i dzieckiem. Powoli przemieszczałem się przez oddział, w końcu trafiając do jednej z izb przyjęć, gdzie zastałem zespół lekarzy i pielęgniarek gorączkowo zajmujących się kobietą w średnim wieku, która była wyraźnie na krawędzi śmierci.

Gdy wszedłem do pomieszczenia, odwróciła głowę, jej oczy napotkały moje, i wyciągnęła do mnie dłoń. Podszedłem bliżej, a ona wzięła mnie za rękę, przyciągnęła do siebie, tak że moje ucho znalazło się w bezpośredniej bliskości jej ust, i z desperacją, prawie bez tchu, wyszeptała listę grzechów, które ją prześladowały. Niektóre z nich były poważne, inne nie; ale wszystkie były dla niej wystarczająco istotne, aby resztkę tchu poświęcić na prośbę o przebaczenie.

W tym momencie głębokiej desperacji, gdy życie zaczynało ją opuszczać, spojrzałem w jej pełne błagania oczy i zrozumiałem, że miałem wgląd w duszę, która poszukiwała słowa pokoju. Nie oczekiwała uzdrowienia ani próżnej nadziei na dalsze życie… Szukała błogosławionej pewności, którą może przynieść jedynie Boże przebaczenie. I w tych ostatnich momentach jej życia dałem jej tę pewność za pomocą wspaniałych słów, które Jezus dał nam właśnie w tym celu. Wyciągnąłem wolną rękę, uczyniłem nad jej twarzą znak krzyża – aby mogła go zobaczyć – i ogłosiłem: “W imię Jezusa Chrystusa Twoje grzechy są Ci odpuszczone. Odejdź w pokoju”.

Nigdy nie zapomnę spojrzenia, które pojawiło się na jej twarzy w tym momencie. Jej oczy nie były już przepełnione błaganiem, desperacją ani strachem. Nie, były przepełnione poczuciem wdzięczności i pokojem, pochodzącym z wiedzy, że nie ma się czego obawiać ze strony Boga. Pokój… Pokój, który pochodzi z przebaczenia, jest darem naszego Pana dla nas, z krzyża. I ta kobieta otrzymała ten dar w ostatnich momentach swojego życia. Gdy umierała, to pełne pokoju spojrzenie zagościło na jej twarzy, zaś na ustach pojawił się uśmiech.

Stojąc tam, spoglądając na tę kobietę, zrozumiałem, że właśnie byłem świadkiem tego, jak nasz Pan wziął ją w swoje miłujące ramiona. Było to przyprawiające o drżenie doświadczenie, którego nigdy nie zapomnę. Słowa przebaczenia były tym, co ta kobieta potrzebowała usłyszeć, aby móc przyjąć pokój, który dawał jej Jezus. Moja proklamacja, że jej grzechy są jej odpuszczone, posłużyła jako środek łaski, jako narzędzie Bożej miłości, które umożliwiło jej przyjęcie daru ofiarowanego jej przez Jezusa. Przebaczenie było już na wyciągnięcie ręki, ale ta umierająca kobieta, jak wielu innych, po prostu musiała usłyszeć ponownie Dobrą Nowinę. Musiała usłyszeć w momencie swej śmierci, że w imię Jezusa Chrystusa jej grzechy zostały jej odpuszczone.

Gdy przeczytaliśmy tę opowieść, pomyśleliśmy, że powinien ją przeczytać każdy, dla kogo wyznanie grzechów kapłanowi stanowi przeszkodę (nieomal) nie do przebycia. Greg kończy podrozdział, który rozpoczyna się tą opowieścią, tymi słowami:

Grzechy wyznaje się Jezusowi; duchowny jest tam po to, aby służyć radą i aby wypowiedzieć słowa: “W imię Jezusa Chrystusa Twoje grzechy są Ci odpuszczone”.

This entry was posted in Wpisy po polsku and tagged , , , . Bookmark the permalink .

Leave a Reply