Czytając Evdokimova

Jestem właśnie w trakcie lektury książki jednego z najwybitniejszych teologów prawosławnych tego stulecia, tworzącego we Francji rosyjskiego emigranta Pawła Evdokimova, którego postać i prace są dość dobrze znane także w kręgach chrześcijan zachodnich. Tę, jaka zajmuje mnie teraz, zatytułował intrygująco Kobieta i zbawienie świata ; jest to esej poświęcony kobiecości w ekonomii zbawienia i roli kobiet w Kościele, stanowiący jego wypowiedź w debacie nad hierarchicznym kapłaństwem kobiet, która te kilka dekad temu zaczynała przybierać realne kształty. Swoje stanowisko buduje w opozycji zarówno do ciasnego doktrynalizmu pewnych grup, które przez bezrefleksyjną – odduchowioną – interpretację Pisma i Tradycji widzą w kobiecie nieomal przedmiot poddany mężczyźnie, zawsze pomocnicze odbicie w jego światowej posłudze, umieszczając ją w roli wyznaczanej przez pewne źle i wybiórczo rozumiane elementy Tradycji, jak i do postawy egzystencjalistycznej, reprezentowanej wtedy najdobitniej przez Simone de Bevoire. Ta ostatnia postulowała zaprzeczenie tego, co dla chrześcijańskiej wizji świata i człowieka jest fundamentalnie istotne, czyli natury, esencji, pewnych ontologicznych cech definiujących nasze człowieczeństwo; konsekwencją tego jest zgodne z maksymą człowiek staje się tym, co czyni stwierdzenie, że całe istnienie, cała jakość człowieka może być przez niego definiowana w zamkniętym, empirycznym świecie. Wobec konkretnego zagadnienia tożsamości i powołania kobiet głos Evdokimova znajduje się pomiędzy prymitywnym uznaniem ich za jeśli nie gorsze, to funkcjonalne wobec mężczyzn z natury, oraz stwierdzeniem całkowitego relatywizmu w konstruowaniu własnej osobowości na kształt kulturowego pierwiastka męskości czy kobiecości, które jednostka kompiluje i których produktem ostatecznie się staje. By dobrze wyrazić swoje poglądy referuje on dokładnie te elementy teologii wschodniej, które dotyczą stosunku człowieka do Boga, jego pochodzenia, natury i ostatecznie celu, jaki ma zgodnie z bożym zamysłem realizować. Dla Evdokimova oraz inspirującej go tradycji patrystycznej to, co określa i wyróżnia człowieka, a ostatecznie nadaje kierunek jego egzystencji, zawiera się w Obrazie Bożym, na który go stworzono. Człowiek jest więc na obraz i podobieństwo, przy czym zwyczajowo tłumaczy się podobieństwo jako stan, do realizacji którego jesteśmy powołani, a osiągnięcie celu umożliwia nam wydarzenie Wcielenia, przez które Bóg wkroczył w ludzką rzeczywistość by dokonało się theosis , przebóstwienie. W ten sposób człowiekowi dana została możliwość uczestniczenia w Bogu i jednocześnie pełnej realizacji jego własnego człowieczeństwa, które staje się naprawdę na obraz , gdy po kosmicznej rekapitulacji przez Bogoczłowieka usunięte zostają zniekształcenia spowodowane grzechem i utrwalane przez poddaństwo śmierci. Tradycja wschodnia widzi tu najpełniejsze świadectwo miłości Boga do człowieka, która spełnia się, gdy Ten łączy się z nim tak ściśle, że przyjmuje jego postać i wkracza w świat. Mówimy nawet o tym, że Wcielenie dokonałoby się nawet, gdyby nie zaistniał grzech; jest więc czymś więcej niż tylko reakcją Boga na upadek świata, stanowiąc ostateczny akt boskiego Erosa, który pragnie zjednoczenia z człowiekiem. Chrystus jest więc alfą i omegą, początkiem i końcem; mówi się o nim jako o prototypie, wedle którego Bóg tworzył człowieka – człowieku doskonałym, człowieku pełnym. Dlatego też Chrystus nie jest ani kobietą ani mężczyzną, co podkreślają wyraźnie Ojcowie – jest człowiekiem realizującym ludzką naturę w każdym jej wymiarze, początkiem i końcem; obrazuje zarówno stan sprzed upadku jak i antycypuje ostateczną przemianę ludzkości. Logiczną konsekwencją takiego ujęcia, którego znaczenie opierając się na bożej miłości dosięga poprzez chrystologię antropologii, jest uznanie, że wszyscy ludzie mają udział w jednej naturze, są Obrazem Bożym przez Chrystusa. Evdokimov mówi za św. Grzegorzem z Nazjanzu, że chrześcijaństwo to naśladowanie natury Boga, tworzące swoiste odbicie Trójcy Świętej – wielość ludzkich hipostaz mających udział w jednej naturze ludzkiej. Wobec tego wszystkiego nie sposób uznać kobiet, twierdzi, za w jakikolwiek sposób podrzędne względem mężczyzn – skoro właściwa jest im ta sama natura ludzka i powołanie do jej wypełnienia na wzór Chrystusa. Jednak nie sposób także zgodzić się z egzystencjalizmem, który, negując to, co transcendentne, przeczy także chrześcijańskiej wizji człowieka – jako powołanego do odkrywania swojego ja w odniesieniu do boskiego Ty .

Do tego momentu w zupełności zgadzam się z Evdokimovem; muszę też przyznać, że sposób, w jaki referuje i twórczo rozwija wschodnią antropologię (choć tradycja ta nigdy świadomie nie określiła kanonu tej nauki) najlepiej chyba ukazuje ducha, czyli jej całościowe przesłanie. Wydaje mi się jednak, że we wnioskach wyprowadzanych z tej perspektywy człowieka można pójść dalej, a co może ważniejsze – nawet konsekwentniej, w stronę nie tylko uznania kapłaństwa kobiet za właściwe, ale nawet zmiany spojrzenia na związki osób tej samej płci. Sam autor pozostaje właściwie w konkluzjach na pozycji, z której wyszedł – kobieta nie jest powołana do hierarchicznego kapłaństwa, choć argumentacja jest oczywiście inna, znacznie zręczniejsza, niż u większości podzielających tę wizję. Mam wrażenie, że nie docenił w pełni znaczenia tego, co sam, a przed nim Ojcowie, dobitnie wyraził – powołania człowieka do pełni – pleromy , do komunii z Bogiem przez Chrystusa i bycie na Obraz jak Chrystus. Bowiem jeśli natura ludzka jest jedna – Chrystus zaś udowadnia, że w istocie tak jest – i jeśli my wszyscy ją posiadamy, dążąc do pełnej aktualizacji i naprawy, to tak kobieta, jak mężczyzna podążają od alfy do omegi ludzkości; nie może więc być takiej rzeczy, która jemu jest dostępna, jej zaś nie, bądź na odwrót. Czytałem kiedyś słowa pewnego polskiego arcybiskupa, który w kazaniu wygłoszonym w czasie, gdy toczyła się tu debata nad kapłaństwem kobiet, stwierdził: kobieta jest zasadniczo niezdolna do nawiązania tego mistycznego związku z Chrystusem, jaki cechuje kapłana – zasadniczo niezdolna? Jeśli tak jest, to kobieta nie wychodzi z tego samego początku i nie zmierza do tego samego końca; by utrzymać podobne twierdzenie musielibyśmy założyć, że nie istnieje jedna ludzka natura, a dwie osobne – męska i żeńska, lub że ta pierwsza w pewnym momencie się rozpadła. Stwierdzenie to prowadzi jednak do sprzeczności – skoro obecność Chrystusa, liturgia i Eucharystia, polegają na uobecnieniu, na żywym przeżywaniu wieczność, na wkroczeniu kairosu w czas historyczny, to przebóstwienie człowieka już się przynajmniej antycypuje – więc dzięki pełni Chrystusa przełamywany jest wszelki podział. Wątpliwość podobnego dzielenia kobiet i mężczyzn, prób wyprowadzania ich od jakby ontycznie różnych substancji, pokazuje się najlepiej właśnie w kontekście eucharystycznym.

Dodam jeszcze bardzo pokrótce jedną kwestię; Evdokimov zauważa także, że hipostaza – najszerszy wymiar osoby – zwrócona jest zawsze ku czemuś w relacji. Przekraczać samego siebie możemy tylko wobec drugiego – Boga, dostępnego dla nas we wspólnocie – Kościele – a także w miłości do drugiego człowieka. Jest to właśnie najgłębszy sens przykazania bądźcie płodni , którego skutkiem, co wspaniale podkreśla, ma być wybuch nowego stworzenia, tryskające źródło świętości . To oznacza wzajemne wznoszenie się do Tego, Który Jest , drogę do Chrystusa przez oddanie i miłość. Można wiec powiedzieć, nawiązując do kobiecości i męskości, że jeśli naturę ludzką, obraz Boży skażony grzechem, uznać za rozsypaną układankę, to współpraca będących w związku nie polega na tym, iż jeden posiada tę jej część, której nie ma drugi – raczej jest to po prostu wspólna praca nad jednym i tym samym, właściwym im obu tak samo. Uważam, ze warto postawić w tym momencie pytanie, czy funkcję tę może pełnić tylko związek kobiety i mężczyzny.

This entry was posted in Wpisy po polsku and tagged , , . Bookmark the permalink .

Leave a Reply