Don't Shoot the Prophet » Anglo-Catholicism A few words of support for the ECUSA Mon, 26 Jan 2015 13:35:27 +0000 en-US hourly 1 /?v=4.3.17 Brother Robert Sevensky in National Cathedral’s “Forum” /?p=7864 /?p=7864#comments Mon, 02 Dec 2013 13:55:52 +0000 /?p=7864 Continue reading ]]> On November 24 Br. Robert Sevensky talked with the Dean of the National Cathedral, theCapture Very Rev. Gary Hall, as a guest of the Cathedral’s Forum series. You can watch the episode here. Br. Robert talked about religious life in the Episcopal Church, prayer, personal and communal spirituality. We think it’s certainly worth watching!

Br. Robert visited us in Poland in September, which we wrote about here, and a few days ago, on the day he is commemorated in the Episcopal Church, we wrote a post about the founder of the Order of the Holy Cros, Fr. James Huntington.

]]>
/?feed=rss2&p=7864 0
Ojciec James O.S. Huntington /?p=7824 /?p=7824#comments Tue, 26 Nov 2013 19:49:50 +0000 /?p=7824 Continue reading ]]> W naszym ostatnim poście na Święto Chrystusa Króla opublikowaliśmy fragment książki Donalda B. Kraybilla “The Upside-Down Kingdom”. Czytamy w nim m.in.:

Mówiąc z grubsza, większość biblistów jest zgodna, iż “królestwo Boże” oznacza dynamiczne rządy Boga. Obejmują one Boże intencje, autorytet i władczą siłę. Nie odnosi się ono do terytorium czy szczególnego miejsca.  Nie jest również statyczne – jest dynamiczne, zawsze się staje, rozszerza i wzrasta. Królestwo nie wskazuje nam na miejsce, gdzie przebywa Bóg, lecz na Boże władcze działanie. Nie jest królestwem w niebie, ale królestwem z nieba, które rozkwita tu i teraz. Królestwo pojawia się tam, gdzie mężczyźni i kobiety podporządkowują swoje życie woli Bożej. (…) Aczkolwiek królestwo stanowi porządek wykraczający poza indywiduum, to osoby dokonują wyborów dotyczących królestw. Przyjmujemy je albo odrzucamy. Służymy im albo z nich drwimy. Wkraczamy do nich albo je opuszczamy. Przysięgamy im wierność albo odwracamy się do nich plecami.

Dziś chcielibyśmy poświęcić nieco uwagi komuś, kto w swój własny niepowtarzalny sposób dokonał takiego wyboru i podporządkował swoje życie woli Bożej, o. Jamesowi OtisowiHuntington Sargantowi Huntingtonowi, którego pamiątkę Kościół episkopalny obchodził w dniu wczorajszym.

James Huntington, którego w mowie pogrzebowej ówczesny prymas Kościoła nazwał “najbardziej kochanym kapłanem w Kościele episkopalnym”, urodził się w 1854 r. w Bostonie w stanie Massachusetts jako młodszy syn Fredericka Dana i Hanny Huntington. Gdy był jeszcze dzieckiem, jego ojciec, unitariański pastor, przeszedł do Kościoła episkopalnego i w krótkich odstępach czasu został wyświęcony na diakona, kapłana, a wreszcie biskupa diecezji Centralnego Nowego Jorku.

To on wyświęcił go jako dwudziestosześciolatka na diakona, a następnie kapłana. Rozpoczął pracę wśród robotników z Europy Wschodniej zamieszkujących dzielnicę Lower East Side na Manhattanie. Niedługo po swej ordynacji, w czasie rekolekcji w Filadelfii, James Huntington poczuł powołanie do życia zakonnego. Rozważał przystąpienie do Society of St. John the Evangelist (Towarzystwa Św. Jana Ewangelisty) – angielskiego zakonu, który niedawno utworzył prowincję w Stanach Zjednoczonych – ale uważał za ważne, aby być w rdzennie amerykańskiej społeczności zakonnej. W tym celu wraz z dwoma współpracownikami rozpoczął posługiwanie w Misji św. Krzyża prowadzonej przez Siostry od św. Jana Chrzciciela. Ta pracująca wśród nowojorskich imigrantów misja zajmowała się przede wszystkim opieką nad dziećmi. Po dziś dzień członkowie benedyktyńskiego Zakonu św. Krzyża otrzymują w momencie złożenia ślubów wieczystych taki sam krzyż, jakim obdarowywane są nowicjuszki zgromadzenia Sióstr od św. Jana Chrzciciela. W 1884 r. James Huntington założył Zakon św. Krzyża, pierwsze męskie zgromadzenie zakonne, które udało się powołać w Kościele episkopalnym (po dwóch nieudanych próbach w latach 40. XIX w.). Towarzyszyły mu przy tym dwóch konfratrów, Robert Dod i James Cameron. Właściwie, jak pisze br. Adam D. McCoy OHC w swoim kazaniu:

O. Huntington nie założył Zakonu św. Krzyża. Zgromadzenie zrodziło się z rozmowy, którą odbył z o. Robertem Stocktonem Dodem (…) Potem dołączył do nich o. James Cameron. Gdy w trójkę rozpoczęli życie zakonne jesienią 1881 r., o. Dod przewodził zarówno formacji zakonnej, jak i życiu wspólnotowemu. To on podjął kontakt ze znawcami tematu w Anglii, on napisał pierwszą regułę i on przewodził zakonowi u jego początku. Jednakże rok później o. Dod chronicznie zachorował zarówno fizycznie, jak i nerwowo. Przez kolejne półtora roku jego choroba stanowiła stałą przeszkodę w życiu wspólnoty. W październiku 1883 r. o. Cameron opuścił zakon, zaś w marcu 1884 r. to samo uczynił o. Dod. O. Huntington pozostał więc sam.
Źródło

Obok pracy na rzecz zgromadzenia, o. Huntington był także aktywny na polu społecznym. Zaangażował się w działalność związków zawodowych oraz na rzecz ruchu, który postulował zniesienie prywatnej własności gruntu. Następnie został założycielem Church Association for the Advancement of the Interests of Labor (Kościelnego Stowarzyszenia na Rzecz Promowania Interesów Pracujących) oraz był jednym z pierwszych członków Knights of Labor. Wraz z działaczami związków zawodowych walczył o prawa pracownicze, przyczyniając się do zaangażowania Kościoła episkopalnego w kwestie społeczne. Działo się jeszcze zanim rozpoczęły swą działalność chrześcijańskie stowarzyszenia społeczne.  “Nie wiadomo, czy kiedykolwiek czytał dzieła teologiczne Fredericka Denisona Maurice’a [jednego z anglikańskich pionierów chrześcijańskiego socjalizmu], które na pewno były znane jego ojcu, ale chrześcijański socjalizm z pewnością wywarł na niego wpływ za pośrednictwem ojca. Maurice, podobnie jak bp Huntington, przeszedł do Kościoła ze wspólnoty unitariańskiej zaledwie 25 lat wcześniej. Podobnie jak jego ojciec, James nigdy nie popierał socjalistycznej doktryny własności społecznej, ale obydwaj hołdowali tym samym doktrynom, które opisali Maurice i Charles Kingsley”.  (Źródło:  Fletcher J., Father Huntington, the National Council 1958, str. 7-8)

Huntington jako anglokatolik był w takim samym stopniu teologicznym konserwatystą, co społecznym liberałem [w amerykańskim znaczeniu tego słowa; w kontekście europejskim należałoby go raczej nazwać socjaldemokratą lub socjalistą]. Nauczał, że życie sakramentalne jest siłą motywującą do pojednania wszystkich ras i klas. Również jego wybór życia monastycznego wypływał w dużym stopniu z przywiązania do świata poza klasztornymi murami. Wierzył, że jedynie przez rygorystyczne zaparcie się samego siebie i całkowite złożenie się w ofierze można rzeczywiście służyć ubogim i pracować na rzecz złagodzenia problemów społecznych. W lecie 1889 r. pracował jako zwykły robotnik na farmie w zachodniej części stanu Nowy Jork, aby lepiej zrozumieć warunki, w jakich żyli robotnicy. Huntington był zapalonym czytelnikiem nie tylko dzieł z dziedziny teologii i historii Kościoła, ale również najnowszych publikacji socjalistycznych i postępowych pisarzy. Działał na rzecz poprawy życia robotników i robotnic, i marzył o Kościele, który stałby się, jak to ujął, wielkim “stowarzyszeniem na rzecz zwalczania ubóstwa”. Kościół musi znaleźć się po stronie ubogich, twierdził, “jeżeli w ogóle ma żyć”.
Źródło: The Episcopalians by David Hein and Gardiner H. Shattuck, Jr.

W 1884 r. o. Huntington złożył śluby wieczyste, ale kolejny mnich dołączył do niego dopiero po czterech latach. To wydarzenie wzbudziło ogromne kontrowersje w Kościele wokół zgromadzeń religijnych i ślubów zakonnych. Opozycji przewodził ówczesny prymas, bp. Lee z diecezji Delaware. Zdaniem przeciwników życia zakonnego, w Kościele episkopalnym nie było na nie miejsca. Niektórzy wciąż dziwią się istnieniu zgromadzeń zakonnych w łonie tego Kościoła, jednakże Zakon św. Krzyża przetrwał.

W latach 90. XIX w. przeniósł się do Westminster w stanie Maryland, a następnie do West Park. O. Huntington skupił się w swoim posługiwaniu w mniejszym stopniu na kwestiach społecznych, bardziej zaś na budowaniu zgromadzenia, którego członkowie nie zawsze podzielali jego wielki entuzjazm dla kwestii społecznych i odczuwali potrzebę większej koncentracji na życiu duchowym. Rozdarty pomiędzy dwoma wymiarami swej misji, o. Huntington podjął decyzję o pozostaniu w zakonie i dalszej pracy na rzecz jego przyszłości, aczkolwiek nigdy nie zmienił swoich przekonań społecznych ani poglądu na rolę Kościoła w odniesieniu do nich.

Kamień węgielny pod budowę klasztoru, który obecnie spełnia funkcję domu gościnnego, położono w roku 1902, a jego budowę zakończono już dwa lata później. Zaprojektowany przez jednego z przedstawicieli ruchu na rzecz odnowy architektury gotyckiej, Henry’iego Vaughana, był to pierwszy budynek powstały na potrzeby anglikańskiego zgromadzenia religijnego od czasów Henryka VIII. O. Huntington założył również szereg szkół oraz placówkę misyjną w Liberii.

1267342_541280702607878_2122486160_o

Br. Robert Sevensky OHC w czasie wycieczki na Słowację, na którą się z nami wybrał

Funkcję zwierzchnika Zakonu św. Krzyża o. Huntington pełnił przez kilka nie następujących po sobie kadencji. Napisał również jego kolejną regułę w 1901 r. Reguła miała “franciszkański wyraz, ale była jednocześnie benedyktyńska w odniesieniu do dyscypliny” (Fletcher J., ibid.). Aż do śmierci 28 czerwca 1935 r. poświęcił się przede wszystkim kaznodziejstwu, nauczaniu i poradnictwu.

Zetknęliśmy się z Zakonem św. Krzyża w osobie jego obecnego zwierzchnika, br. Roberta Sevensky’iego, który przebywał w Polsce na przełomie sierpnia i września. Pisaliśmy o tym tutaj. W tym krótkim poście możecie znaleźć również podstawowe informacje na temat zgromadzenia jakim jest ono obecnie. Z br. Robertem pozostajemy w kontakcie mailowym. Zazwyczaj piszemy mu o działaniach Polskiej Wspólnoty Episkopalnej, a on o swojej pracy w zakonie. Musimy przyznać, że zarówno anglokatolickie, jak i socjalistyczne korzenie zakonu św. Krzyża mocno do nas przemawiają. Gdyby nie członkostwo w Ekumenicznym Zgromadzeniu Mariawitów i duża odległość, która dzieli nas od ośrodków zakonnych, kto wie, być może pomyślelibyśmy o zostaniu członkami stowarzyszonymi. Odległość nie przeszkadza jednak jedności w modlitwie, do której każdego serdecznie zachęcamy.

]]>
/?feed=rss2&p=7824 0
Father James O.S. Huntington /?p=7817 /?p=7817#comments Tue, 26 Nov 2013 17:18:02 +0000 /?p=7817 Continue reading ]]> In our last post for Christ the King Sunday we published an excerpt from Donald B. Kraybill’s book “The Upside-Down Kingdom”. Among other things we read there:

In broad strokes, most biblical scholars agree that the “kingdom of God” means the dynamic rule or reign of God. The reign involves God’s intentions, authority, and ruling power. It doesn’t refer to a territory or a particular place. Nor is it static. It’s dynamic— always becoming, spreading, and growing.4 The kingdom points us not to the place of God but to God’s ruling activities. It is not a kingdom in heaven, but from heaven—one that thrives here and now. The kingdom appears whenever women and men submit their lives to God’s will. … Although a kingdom is a social order beyond any person, indi­viduals do make choices about kingdoms. We embrace or reject them. We serve or mock them. We enter kingdoms and leave them. We pledge our allegiance to them and turn our backs on them.

Today we would like to write about someone who in his own unique way made suchHuntington choice and submitted his life to God’s will, Fr. James Otis Sargant Huntington. His was commemorated yesterday in the Episcopal Church.

James Huntington, at his funeral called by the Presiding Bishop “the best loved priest in the Episcopal Church”, was born in Boston in 1854, the younger son of Frederick Dan and Hannah Huntington. While he was a child his father, a Unitarian minister, converted to the Episcopal Church, and in quick succession was ordained deacon and priest, and then consecrated the first Bishop of Central New York.

When he was 26 years old his father ordained him a deacon and then later, a priest. He began work among working-class immigrants from Eastern Europe on Manhattan’s Lower East Side. Soon after his ordination, he attended a retreat in Philadelphia and began to feel called to the monastic life. He considered joining the Society of St. John the Evangelist – an English order that had recently established a province in the United States, but believed it important to function in an indigenous American community. To that end, he and two colleagues came to minister at Holy Cross mission with the Sisters of St. John the Baptist on New York’s lower east side immigrants, paying particular attention to the needs of immigrant children. Parenthetically, to this day the cross given to the Order’s life professed members is the cross given to novices of the Sisters of St. John Baptist. In 1881 he founded the Order of the Holy Cross, the first male religious order in the Episcopal Church to succeed (after two aborted attempts in the 1840s) with two companions, Robert Dod and James Cameron. Or actually, as Br. Adam D. McCoy, OHC writes in his sermon,

Fr. Huntington did not “found” the Order of the Holy Cross.  It arose from a conversation he had with Fr. Robert Stockton Dod …  They were joined by Fr. James Cameron.  When the three of them began the Order’s life in the autumn of 1881, it was Fr. Dod who led the way in the formation of community life.  It was Dod who consulted the experts in England, who wrote the first Rule, and who led them in the early days. [Yet] … just a year later,  Fr. Dod entered into a cycle of chronic illness that turned out to be both emotional and physical.  For the next year and a half, his illness was the constant backdrop to their community life, and Fr. Cameron left a year later, in October, 1883.  By March, 1884, Fr. Dod had left as well, leaving Fr. Huntington alone of the first three.
Source

Alongside his activities within the Order, Fr. Huntington worked on the social plain. He became involved in the labor union and land-tax movements, and was later a founder of the Church Association for the Advancement of the Interests of Labor, as well as an early member of the Knights of Labor. He stood up with labor union organizers for workers rights, helping to establish the Episcopal Church’s involvement in social issues and ministries. It was before any Christian social action or Christian social service societies existed. Father Huntington was thus a pioneer.

“There is no direct evidence that he ever read the theological works of Frederick Denison Maurice, as his father certainly had, but the influence of Christian socialism is obvious through the father to the son. Like Bishop Huntington, Maurice had made his way into the Church from Unitarianism, just twenty five years earlier. James never endorsed the socialist doctrine of public ownership, nor did his father, but both of them stood on much the same doctrinal ground that Maurice and Charles Kingsley had described.” (Source:  Fletcher J., Father Huntington, the National Council 1958, p. 7-8)

“Huntington, an Anglo-Catholic, was as theologically conservative as he was socially liberal. He taught that the sacramental life was the motivating force behind the reconciliation of all races and classes. He also embraced monasticism in large part because of his commitment to the world beyond the monastery walls. Only through rigorous self-denial and total devotion of self, he believed, could one truly serve the poor and work to ameliorate the problems of society. During the summer of 1889, he worked as a common laborer among farmworkers in western New York to understand their condition more fully. Huntington’s reading tastes were wide-ranging; he read not only theology and church history but also the latest work of socialist and progressive writers. He campaigned for better conditions for working men and women, and he longed to see the church become, in his words, “the great Anti-Poverty Society.” The church must be on the side of the poor, he said, “if she is going to live at all.”
Source: The Episcopalians by David Hein and Gardiner H. Shattuck, Jr.

In 1884 Father Huntington took his final or full vows, but four years passed since another monk joined him. The act roused tremendous controversy in the church about monastic orders and permanent vows. The opposition was led by the Presiding Bishop Lee of Delaware. They thought that there was no place in the Episcopal Church for monastic life. Many are still doubtful about the issue, yet the Order of the Holy Cross survived.

In the 1890s the Order moved to Westminster, Maryland, and shortly after to West Park. The focus of Father Huntington’s ministry shifted then from social issues to building the order, whose members didn’t always share his great enthusiasm for social work and felt the need to concentrate more on spiritual life. Torn between two dimensions that constituted his vision, Fr. Huntington decided to stay with the order and work for its future, never changing his convictions about social matters and the importance of the church’s role in them, however.

The cornerstone for the Order’s monastery, which now serves as its guest house, was laid in 1902, and the building was finished in 1904. Designed by Gothic-Revival Architect Henry Vaughan, it was the first building built for an Anglican religious order since the reign of Henry VIII. Father Huntington also founded a number of schools and a mission in Liberia.

1267342_541280702607878_2122486160_o

Br. Robert Sevensky, OHC at a trip to Slovakia with us

Huntington was Superior of the order for several non-consecutive terms and wrote its second rule in 1901. The rule “had a Franciscan flavor … it was also Benedictine in its monastic discipline.” (Fletcher J., ibid.)  He devoted himself chiefly to preaching, teaching, and counselling until his death on 28 June 1935.

We encountered the Order of the Holy Cross personally thanks to meeting its present superior, Br. Robert Sevensky, who visited Poland at the turn of August and September. We wrote about this here. You can also find there basic information about the Order today. We stay in touch with Br. Robert via email – we usually write about the activities of the Polish Episcopal Network, and he about his work in the Order. We have to admit that both the Anglo-Catholic and Christian-socialist roots of the Order of the Holy Cross apeal to us very much. Who knows, if not for our membership in the Ecumenical Order of the Mariavites, and the distance to the order’s centres, we might have thought about becoming its associates. The distance doesn’t preclude union in prayer, however, to which we cordially encourage.

]]>
/?feed=rss2&p=7817 0
Confirmation – memories and more… /?p=6330 /?p=6330#comments Fri, 11 May 2012 01:04:57 +0000 /?p=6330 Continue reading ]]>

What happens then is spiritual sealing … for after the baptism with water takes place the completion when the Holy Spirit is poured out by the prayer of the bishop
St. Ambrose

I came across them by pure chance. As it turned out, I put them into a book about the history of Christian mysticism. It seems that I used them once as a bookmark and then forgot all about them. Two photographs taken after my confirmation, kindly scanned for me
by the mother of American boys who were confirmed together with me in St. Anne and St. Mary Old Catholic Cathedral in Haarlem, which is also used by the local Anglican parish, on March 5th 2006. In them, the three of us stand holding burning candles accompanied by the suffragan Bishop of the Diocese of Gibraltar in Europe, the Rt. Rev. David Hamid, who confirmed us, and Fr. Brian Richards, the then priest-in-charge of the Haarlem Anglican congregation. I sometimes speak of Brian as the person who “turned me” from a liberal Protestant into an (Anglo-)Catholic, and also from an ordained minister in the Remonstrant Church to a lay Anglican, whom I consider myself until today, notwithstanding moving under the Old Catholic jurisdiction (about one and a half year afterwards).

Such unexpected findings always awaken something in a person. Above all, they bring memories. How slim was I these six years ago; I’m curious if I still would fit in that jacket – one of a few, by the way, in which even I like the way I look 😉 The blue shirt doesn’t seem to me today the most fortunate choice; perhaps I should have chosen a classic white one instead. I recall that weekend very well. On Saturday the Bishop arrived and in the afternoon I was invited for a conversation. I remember that he asked me, among other things, why I had chosen Anglicanism, and not some high church Protestant congregation, for instance, and I – by the book and in a Catholic manner – stammered something in my lousy English about the Apostolic Succession and the threefold church ministry (after all, I was already studying at the Old Catholic Theological Seminary and my head was full of such ready-made formulas, and the influence of Brian shouldn’t be underestimated either). We talked also about my desire to serve as a priest in the Anglican church. It didn’t cross my mind then that six years later it would still be only a desire; but what can you do – such things happen in life. I should add, however, that all this time I have remembered the words spoken then by Bishop David: If it is God’s will, it will happen. Amen…

But looking at these “pics” brought something else. The question WHAT DID ACTUALLY HAPPEN THEN, WHAT WAS MY CONFIRMATION FOR ME? Our Facebook friend from Texas, the Rev. Dr. Greg Neal, a minister of the United Methodist Church, writes in his book – excellent, by the way – Grace Upon Grace:

But what does confirmation do? It is our Affirmation of Faith, our response to grace, our saying “yes” to grace, our saying “yes” to God’s love. In confirmation, the baptized are saying, for the first time before a congregation, that they claim for themselves the grace which was proclaimed for them in their baptisms. Confirmation, hence, completes the Sacrament of Baptism.

Baptism may be understood as reflecting prevenient grace;
confirmation can be understood as reflecting justifying grace. In confirmation, the believer affirms their faith in Jesus Christ and enters into full membership within the Body of Christ. In baptism, God claims us as his very own Children; in confirmation we proclaim God as our Eternal Father, and Jesus Christ as our Lord and Savior.

Greg presents here the Arminian variant of the classic Protestant approach, outlined for the first time systematically be Luther’s coworker, Philipp Melanchthon, in his Loci Communes from 1536. According to it the confirmation is the affirmation and the act of acceptance of Baptism (the baptismal vows). Doubtlessly it is a very important aspect of that act, but is it the most important (or even the only) one? Protestant Pietists understood it a bit differently (and that is why I have to admit my surprise at the fact that this aspect of confirmation was omitted by a Methodist theologian; after all Methodism originated from Pietism!) The integral part of confirmation in Pietist congregations was the laying on of hands combined with the call  Nimm hin den Heiligen Geist… (Take the Holy Spirit into yourself). This call instantly reminds me of the formula accompanying the lying on of hands during the Confirmation according to the 1979 BCP:

Strengthen, O Lord, your servant with your Holy Spirit; empower him for your service; and sustain him all the days of his life. Amen.

An Old Catholic theologian, the Most Rev. Andreas Rinkel (1889-1979), the canonical Archbishop of Utrecht and the spiritual leader of the Union of Utrecht in the years 1937-1970, affirms in his Dogmatische theologie (lectures given in the Seminary in Amersfoort, part IV, p. 48, 1956) the aspect which Protestants accentuate, writing:

The confirmation fulfills, affirms and activates the work of Baptism in us

Immediately to add, however, that

It does it by giving us the Holy Spirit. He, to whom we belong, becomes our possession, our instrument, our weapon. He marks us, seals us (sphragizein, signare) as baptized,…

“The gift of the Spirit” is at the same time the fulfillment, immersion (poisthenai), anointment (chriein, chrisma) with the imperishable, life-giving, holy life of God himself, who, as the Holy Spirit, finds in our spirit, which is the image of God, an anchor-point and his chance to conquer, penetrate, enliven and fill us.

The confirmation is not above all (or even only) about us AFFIRMING as adults (or adolescents) what happened in our Baptism, but ACCEPTING THE AFFIRMATION AND CONFIRMATION FROM GOD’S HANDS. To be honest, I have always wondered that Protestantism, putting as much emphasis of God’s grace, God’s acts, God’s work as it does, with regard to the confirmation underlines above all the human activity, human decision (without a doubt also very important!). Catholicism, on the other hand, perceived by many
Protestants as putting too much emphasis on (human) works, with regard to the confirmation underlines the aspect of the gift – the gift of the Holy Spirit. Despite the fact that almost a quarter of a century went by, I perfectly remember my confirmation in the Reformed Church in Poland (which couldn’t be recognized as such in the Anglican Church because it was not done by a bishop). Its integral part was the laying on of hands coupled with a blessing. It was not – strictly speaking – an act of passing on of the gift of the Holy Spirit, but in any case a blessing that you RECEIVE. I remember also, however, that during the preparation for confirmation the emphasis was not on this act but on the public confession of faith and making the vows that were made for us during Baptism, so still on our own activity. In the Dutch Reformed tradition it is expressed even in the name of the ceremony. There is no mention of confirmation but of “confession” (belijdenis) which you make (belijdenis doen).

When I look at these photographs from six years ago and the certificate I received then, I realize once again that BOTH THE ASPECTS were important for me then. After seven years of functioning in a church which, however not rejecting officially the historic Creeds, didn’t require its members to “sign” them but rather encouraged them to prepare their own, personal ones, I felt the need of a public confession of faith that has been confessed by Christians for centuries and to declare by that my belonging to the church of all ages. At the same time, however, realizing that I was standing at the threshold of a new period in my life and facing new challenges (which, by the way, turned out – at least in part – to be different and incomparably more difficult than I could have suspected), I desired above all sustenance. Without a doubt I was affirming something, but above all I myself was in need of affirmation and confirmation. And, judging it years later, I conclude that I received it, even if sometimes in a completely unexpected manner and from a completely unexpected direction. So it is with this Spirit that “blows wherever it pleases”…

]]>
/?feed=rss2&p=6330 0
Bierzmowanie – wspomnienia i nie tylko… /?p=6322 /?p=6322#comments Thu, 10 May 2012 22:19:38 +0000 /?p=6322 Continue reading ]]>

Wówczas następuje duchowe zapieczętowanie (…) gdyż po chrzcie z wody ma jeszcze miejsce wypełnienie, gdy przez modlitwę biskupa wylany zostaje Duch Święty
św. Ambroży z Mediolanu

Wpadły mi w ręce zupełnie przypadkowo. Jak się okazuje, wsadziłem je do książki o historii mistyki chrześcijańskiej. Jak widać, posłużyły mi kiedyś za zakładkę, a potem zapomniałem o nich. Dwa zdjęcia z mojego bierzmowania, uprzejmie wowczas zeskanowane dla mnie przez matkę amerykańskich chłopców, których konfirmowano (bierzmowano) wraz ze mną 5 marca 2006 r. w starokatolickiej katedrze pw. św. Anny i Najświętszej Marii Panny w Haarlemie, która jest jednocześnie siedzibą tamtejszej parafii anglikańskiej. Stoimy na nich w trójkę, trzymając w rękach zapalone świece. Towarzyszą nam biskup-sufragan diecezji Gibraltaru w Europie, przew. David Hamid, ktory dokonał aktu konfirmacji, i o. Brian Richards, kapłan sprawujący wówczas pieczę nad haarlemską wspolnotą anglikańską. O Brianie zwykłem mawiać, że ‘przerobił’ mnie z liberalnego protestanta na (anglo-)katolika, a przy okazji z pastora w Kościele Remonstrantów na świeckiego anglikanina, za którego uważam się po dziś dzień, mimo oficjalnego przejścia (jakieś półtora roku później) pod starokatolicką jurysdykcję.

Takie niespodziewane znaleziska zawsze coś tam w człowieku wywołują. Przede wszystkim falę wspomnień. Jakiż to ja bylem szczupły 6 lat temu; ciekawe czy wbiłbym się dziś w tę marynarkę – jedną z niewielu zresztą, w których odrobinę podobałem się nawet sam sobie ;-). Niebieska koszula nie wydaje mi się dziś najszczęśliwszym wyborem; może trzeba było się jednak zdecydować na klasyczną biel. Przypominam sobie tamten weekend bardzo dobrze. W sobotę przyjechał biskup i po południu zaprosił mnie na rozmowę. Pamiętam, że zapytał m.in., dlaczego wybrałem anglikanizm, a nie np. jakąś wysokoliturgiczną wspólnotę protestancką, a ja – przepisowo i po katolicku – dukałem coś w swej kiepskiej angielszczyźnie o sukcesji apostolskiej i potrójnym urzędzie kościelnym (w końcu studiowałem już wtedy w starokatolickim Arcybiskupim Seminarium Teologicznym i miałem glowę pelną takich gotowych formułek, a i wplywu Briana nie należy nie doceniać). Rozmawialiśmy też o moim pragnieniu pełnienia kiedyś posługi kapłańskiej w Kościele anglikańskim. Przez myśl mi wtedy nie przeszło, ze 6 lat poźniej będzie to ciągle jeszcze jedynie pragnienie, ale cóż począć – tak też w życiu bywa. Trzeba jednak dodać i to, że przez caly ten czas nieodmiennie brzmią mi w uszach słowa wypowiedziane wówczas przez biskupa Davida: If it is God’s will, it will happen (‘Jeśli jest to wola Boża, to się spełni’). Amen…

Jednak widok tych ‘fotek’ przywołał jeszcze coś innego. Pytanie o to, CO SIĘ WÓWCZAS WŁAŚCIWIE WYDARZYŁO, CZYM BYŁO DLA MNIE MOJE BIERZMOWANIE? Nasz teksański znajomy z Facebooka, ks. Greg Neal ze Zjednoczonego Kosciola Metodystów pisze w swojej – znakomitej zresztą – książce Grace Upon Grace:

Co jednak sprawia konfirmacja? Jest to nasza Afirmacja Wiary, nasza odpowiedź na łaskę, nasze powiedzenie “tak” łasce, nasze powiedzenie “tak” Bożej miłości. W konfirmacji ochrzczeni mówią, po raz pierwszy przez obliczem wspólnoty, że zgłaszają gotowość przyjęcia łaski, którą im ogłoszono w chrzcie. Konfirmacja zatem dopełnia sakrament chrztu.

(…)

Chrzest można rozumieć jako odzwierciedlenie łaski
uprzedzającej; konfirmację jako odzwierciedlenie łaski usprawiedliwiającej. W konfirmacji wierzący potwierdza swoją wiarę w Jezusa Chrystusa i otrzymuje pełne członkostwo Ciała Chrystusowego. W chrzcie Bóg bierze sobie nas za swoje własne Dzieci; w konfirmacji my ogłaszamy Boga naszym Wiekuistym Ojcem a Jezusa Chrystusa naszym własnym Panem i Zbawicielem.

Greg prezentuje tutaj arminiańską postać klasycznego podejścia protestanckiego, przedstawionego po raz pierwszy w sposób systematyczny przez współpracownika Lutra, Filipa Melanchtona w jego Loci Communes z 1536 r. Według niego konfirmacja stanowi potwierdzenie i zaakceptowanie Chrztu (przyrzeczeń chrzcielnych). Bez wątpienia jest to bardzo istotny aspekt tego aktu, ale czy najistotniejszy (lub wręcz jedyny)? Dla protestanckich pietystów wyglądało to jednak nieco inaczej (i dlatego muszę przyznać, że dziwi mnie pominięcie tego wymiaru konfirmacji wlaśnie przez metodystycznego teologa; w końcu metodyzm wyrasta z pietyzmu!). Integralną częścią konfirmacji we wspólnotach pietystycznych było nałożenie rąk połączone z wezwaniem Nimm hin den Heiligen Geist… (Przyjmij Ducha Świętego). To wezwanie przywodzi od razu na myśl formułę, która towarzyszy nakładaniu rąk w czasie bierzmowania zgodnie z episkopalnym Modlitewnikiem Powszechnym z 1979 r.:

Umocnij, o Panie, swego sługę Twoim Duchem Świętym i dodaj mu sił na swoją służbę oraz podtrzymuj go przez wszystkie dni jego życia. Amen.

Teolog starokatolicki, ks. dr Andreas Rinkel (1889-1979), pełniący w latach 1937-1970 posługę kanonicznego arcybiskupa Utrechtu i zwierzchnika Unii Utrechckiej Kościołów starokatolickich, potwierdza w swojej Dogmatische theologie (zapisy wykładów wygłaszanych w Seminarium w Amersfoort, cz. IV str. 48, 1956 r.) aspekt, który wysuwają na czoło protestanci, pisząc:

Konfirmacja wypełnia, potwierdza i aktywuje dzieło Chrztu w nas

Natychmiast dodaje jednak:

Czyni to przez udzielenie nam Ducha Św. Ten, którego wlasnością jesteśmy, staje się naszym posiadaniem, naszym narzędziem, naszą bronią. Naznacza nas, pieczętuje (sphragizein, signare) jako ochrzczonych, (…).

“Dar Ducha” jest jednocześnie spełnieniem, zatopieniem (poisthenai), namaszczeniem (chriein, chrisma) nieprzemijającym, ożywiającym, świętym życiem samego Boga, który własnie jako Duch Św. znajduje w naszym duchu, który jest obrazem Bożym, swój punkt zaczepienia, swoją możliwość, by nas podbić, przeniknąć, ożywic i napełnić.

W konfirmacji/bierzmowaniu nie chodzi więc przede wszystkim (albo nawet wyłącznie) o to, że POTWIERDZAMY jako dorośli (lub prawie dorośli) ludzie to, co się wydarzyło w momencie naszego Chrztu, ale że PRZYJMUJEMY POTWIERDZENIE I UTWIERDZENIE Z RĄK BOŻYCH. Szczerze mowiąc, zawsze dziwiło mnie, że protestantyzm, kładący skądinąd tak ogromny nacisk na łaskę Bożą, Boże działanie, Boże dzieło, w odniesieniu do konfirmacji podkreśla przede wszystkim właśnie działanie człowieka, ludzką decyzję (skądinąd bez wątpienia bardzo istotną!). Z kolei katolicyzm, postrzegany przez wielu protestantów jako kładący (zbyt wielki) nacisk na uczynkowość, w odniesieniu do bierzmowania podkreśla właśnie aspekt daru – daru Ducha Świętego. Mimo że minęło już prawie ćwierć wieku, doskonale przypominam sobie moją konfirmację w Kościele Ewangelicko-Reformowanym w Polsce (która nie mogła zostać jako taka uznana przez Kościół anglikański, ponieważ nie udzielał jej biskup). Jej integralną częścią było co prawda nałożenie rąk połączone z błogosławieństwem. Nie był to w prawdzie – w sensie ścisłym – akt przekazania daru Ducha, ale mimo wszystko błogosławieństwo, ktore się OTRZYMUJE. Pamiętam jednak rownież, że w przygotowaniu do konfirmacji nacisk nie spoczywał na tym akcie lecz właśnie na publicznym zlożeniu wyznania wiary i tych samych obietnic, które złożono za nas w momencie Chrztu, a więc jednak na naszej własnej aktywności. U holenderskich reformowanych przejawia się to nawet w nazwie tej ceremonii. Nie mówią oni w ogóle o konfirmacji lecz o ‘wyznaniu’ (belijdenis), które się składa/czyni (belijdenis doen).

Gdy przyglądam się tym fotografiom sprzed sześciu lat i otrzymanemu wówczas certyfikatowi, uświadamiam sobie po raz kolejny, że w tamtym dniu ważne były dla mnie OBYDWA ASPEKTY. Po7 latach funkcjonowania w Kosciele, który, chociaż nie odrzucał oficjalnie historycznych wyznań wiary, nie wymagał od swoich członkow składania pod nimi ‘podpisu’ i zachęcał raczej do tworzenia własnych, osobistych, odczuwałem potrzebę publicznego wyznania wiary, które od wieków pozostaje wyznaniem wiary chrześcijan i zadeklarowania w ten sposób swojej przynależności do Kościoła wszystkich wieków. Zarazem jednak, świadomy tego, że stoję u progu nowego okresu w swoim życiu i w obliczu nowych wyzwań (które okazały się zresztą – przynajmniej po części – inne i nieporównywalnie trudniejsze aniżeli wówczas mogłem sądzić), przede wszystkim pragnąłem wsparcia. Bez wątpienia coś więc afirmowałem, ale ponad wszystko potrzebowałem afirmacji i konfirmacji. I, oceniając to z perspektywy lat, stwierdzam, że ją otrzymałem, nawet jeśli czasami w zupełnie nieoczekiwany sposób i z zupełnie nieoczekiwanej strony. Tak to już jednak jest z tym Duchem, który ‘wieje, dokąd chce’…

]]>
/?feed=rss2&p=6322 0
Anglikanie i starokatolicy Część II: Nie ma drogi do jedności, jedność sama jest drogą /?p=5495 /?p=5495#comments Tue, 25 Oct 2011 13:04:08 +0000 /?p=5495 Continue reading ]]> Szwajcarski teolog starokatolicki, ks. biskup Urs Küry (1901-1976), pisał: “jeśli chcemy bliżej określić stosunek Kościoła starokatolickiego do Anglikańskiej Wspólnoty Kościelnej, to musimy wyjść od porozumienia zawartego w Bonn w 1931 r.”. Ponieważ piszemy ten tekst z okazji 80. rocznicy jego zawarcia, takie podejście wydawałoby się logiczne. Jednakże, podobnie jak uczyniliśmy to w wypadku historii starokatolicyzmu, i teraz chcielibyśmy sięgnąć nieco głębiej w przeszłość. Jak wspominaliśmy, holenderski Kościół Rzymskokatolicki Kleru Starobiskupiego (jak brzmiała oficjalna nazwa “jansenistycznego Kościoła w Niderlandach”) postrzegał anglikanów jako protestantów, zaś anglikanie widzieli Kościół siostrzany raczej w Holenderskim Kościele Reformowanym, pomimo że jego doktryna w wielu punktach przypominała nauczanie purytanów. Jeszcze w czasie II Wojny Światowej (a więc w dziesięć lat po podpisaniu Porozumienia z Bonn!), gdy naziści internowali proboszcza parafii anglikańskiej w Utrechcie, jej członkowie poprosili o opiekę duszpasterską Kościół reformowany, pomimo że w mieście znajdowały się trzy parafie starokatolickie, w tym parafia katedralna.

Francuscy janseniści znajdowali się od czasu do czasu w polu widzenia anglikanów. Ich eklezjologia, która podkreślała znaczenie Kościoła lokalnego i jego cech narodowych, przemawiała do nich, ale maleńki Kościół Utrechtu, który praktykował tę eklezjologię, pozostawał raczej niezauważony. Rzecz jasna jest to ogromne uproszczenie, bo na przykład książka “History of the So-Called Jansenist Church of Holland” pokazuje, że pewne zainteresowanie istniało.

Tak czy inaczej, to nie holenderscy starokatolicy zainicjowali kontakty z anglikanami; uczynili to niemieckojęzyczni przedstawiciele “drugiej fali starokatolicyzmu”. Starokatolicka ksiądz i historyk Kościoła, prof. Angela Berlis, pisze:

Biskup Edward Herzog

Relacje pomiędzy anglikanami i niemieckojęzycznymi starokatolikami rozpoczynają się około roku 1870, w czasie, gdy w reakcji na papieskie dogmaty Pierwszego Soboru Watykańskiego powstawał ruch starokatolicki.

W Kościele anglikańskim w Anglii i Ameryce Północnej śledzono z wielkim zainteresowaniem prowadzone na kontynencie europejskim spory wokół Vaticanum I. Podczas gdy skrzydło ewangelikalne angielskiego Kościoła to, co łączyło je ze starokatolikami, widziało przede wszystkim w sprzeciwie wobec Rzymu, skrzydło anglokatolickie słusznie domniemywało, że starokatolicy byli jego duchowymi pobratymcami ze względu na trzymanie się dziedzictwa starożytnego niepodzielonego Kościoła pierwszego tysiąclecia.

Źródło

Z drugiej strony nie powinniśmy idealizować anglokatolickiego spojrzenia na starokatolików, ponieważ, na przykład, wybitny anglokatolicki przywódca, Edward B. Pusey, obawiał się, że porozumienie ze starokatolikami uniemożliwi pojednanie z Rzymem i miał im za złe zbyt wielką ustępliwość wobec Kościoła prawosławnego.

Tak czy inaczej, w pierwszych międzynarodowych konferencjach starokatolickich brali udział, oprócz przedstawicieli Kościołów prawosławnych, również wysokiej rangi anglikanie. Od 1874 r. miały miejsce w Bonn konferencje unijne, którym przewodniczył jeden z najważniejszych teologów starokatolickich, Ignacy von Döllinger. Konferencje te uważa się za najważniejsze wydarzenia ekumeniczne XIX w. Cały czas odgrywała jednak rolę kwestia ważności anglikańskich święceń. Podczas gdy sam Döllinger, podobnie jak biskupi J.H. Reinkens (Niemcy) i E. Herzog (Szwajcaria) nie mieli wątpliwości, że święcenia udzielane w Kościołach anglikańskich były ważnymi katolickimi święceniami, holenderski Kościół wciąż kwestionował ich ważność. W poprzednim poście pisaliśmy o oddaleniu, które nastąpiło pomiędzy Kościołem w Niderlandach i wspólnotami niemieckojęzycznymi. Przejawiło się ono również w odniesieniu do anglikanizmu. Biskup Urs Küry pisał:

Biskup E. Herzog i biskup J.H. Reinkens odwiedzali wielokrotnie Kościół Anglii. Te osobiste spotkania uzyskały Kościelne uświęcenie w 1879 r., w Kościele parafialnym w Bernie, kiedy to szkocki biskup Cotterill, biskup J.H. Reinkens, biskup E. Herzog i o. Hyacinthe Loyson po raz pierwszy potwierdzili wzajemną wspólnotę kościelną przez wspólną komunię. W 1880 r. biskup E. Herzog został zaproszony do udziału w Generalnym Konwencie Kościoła Episkopalnego Ameryki. Konwent ten podjął uchwałę o jedności episkopatu w obu Kościołach. Biskup E. Herzog odprawiał nabożeństwa w wielu parafiach Episcopal Church i udzielał tam bierzmowania.

Źródło: Küry U., “Kościół starokatolicki. Historia, nauka, dążenia”, Warszawa 1996.

Kolejnym istotnym krokiem na drodze do Porozumienia z Bonn była konferencja w Lambeth w 1888 r., a przede wszystkim Czworokąt z Lambeth, który stał się podstawą przyszłych rozmów. Holenderscy starokatolicy wciąż nie byli jednak gotowi do uznania ważności anglikańskich święceń. Musiało upłynąć wiele czasu, a przede wszystkim wiele musiało się zmienić w samym starokatolickim Kościele w Holandii, zanim ogłosił on w 1925 r., że “bez jakichkolwiek zastrzeżeń sukcesja apostolska w Kościele Anglii nie została przerwana”. To podejście Holendrów do anglikanizmu wpłynęło w negatywny sposób na całokształt stosunków pomiędzy starokatolikami i anglikanami, szczególnie od momentu, gdy w 1889 r. powstała Unia Utrechcka, ponieważ jej powstanie oznaczało, że starokatoliccy biskupi mieli odtąd wszystkie istotne decyzje podejmować wspólnie. Mimo to również w tym stosunkowo trudnym okresie miało miejsce wiele ważnych wydarzeń. Jednym z nich było powstanie w roku 1908 w Anglii Stowarzyszenia Św. Willibrorda. Oświadczenie holenderskiego Kościoła z 1925 r. oznaczała usunięcie ostatniej istotnej przeszkody na drodze do porozumienia pomiędzy Unią Utrechcką i Wspólnotą Anglikańską. 2 lipca 1931 r. w Bonn spotkało się ośmiu delegatów wyznaczonych przez Konferencję w Lambeth i czterech przedstawicieli Kościołów starokatolickich. Ranek spędzono jeszcze na zadawaniu pytań. Starokatolicy pytali anglikanów o autorytet konferencji w Lambeth i znaczenie 39 artykułów Kościoła Anglii (niestety nie udało nam się znaleźć w sieci polskiego przekładu 39 artykułów, natomiast dostępny jest tekst artykułów wiary Kościoła Ewangelicko-Metodystycznego, które są w dużym stopniu oparte na 39 artykułach), podczas gdy anglikanie pytali o autorytet Pisma Świętego i starokatolickie rozumienie Eucharystii. Już po południu powstał szkic tego, co miało przejść do historii jako Porozumienie z Bonn. Ostateczna wersja brzmi jak następuje:

Arcybiskup Canterbury i Arcybiskup Utrecht w drodze do kościoła we Fryburgu, 2006

1. Każda wspólnota kościelna uznaje katolickość i samodzielność drugiej oraz utrzymuje własną;
2. Każda wspólnota kościelna wyraża zgodę na dopuszczenie członków drugiej do udziału w sakramentach.
3. Interkomunia nie wymaga od żadnej wspólnoty kościelnej przyjęcia wszystkich poglądów doktrynalnych, pobożności sakramentalnej lub praktyki liturgicznej właściwych dla drugiej, lecz zakłada, że każda wierzy, iż druga uznaje to wszystko, co należy do istoty wiary chrześcijańskiej.

7 września 1931 r. Międzynarodowa Konferencja Biskupów Starokatolickich przyjęła porozumienie, a w dniach 20-21 stycznia 1932 r. zostało ono ratyfikowane przez Konwokacje Canterbury i Yorku.

W dyskusjach, które niekiedy prowadzimy w internecie, szczególnie z rzymskokatolikami, słyszymy często, że Porozumienie z Bonn nie doprowadziło przecież do pełnej jedności Kościołów anglikańskich i starokatolickich. Tu oczywiście pojawia się pytanie: co to takiego “pełna jedność”? Szeroko odniósł się do tego biskup Pierre Whalon w swoim kazaniu z okazji 80. rocznicy Porozumienia. U podstaw tej wizji jedności biskup Pierre umieszcza trynitarną wizję Kościoła (którą znamy również z teologii prawosławnej):

Te Trzy [Osoby] tworzą relacje, które określają Bóstwo jako potrójne i zarazem jako doskonałą jedność: te Trzy [Osoby] są jednością, ponieważ relacje, które tworzą ich odrębne tożsamości, zarazem łączą je w doskonały sposób ze sobą w nierozdzielną jedność miłości. (…)

Te kilka słów Porozumienia z Bonn wskazuje na rodzaj jedności, która jest naszym udziałem. Nie jest to monada, podległa jednemu biskupowi, który mówi reszcie w co wierzyć i jak działać. Jest to obraz – jakkolwiek blady i wątły – życia, które dzielimy ze sobą w Trójjedynym Bogu. Każda z Trzech [Osób] ma odrębną tożsamość, a jednak stanowią one doskonałą jedność.

Anglikańska Eucharystia w katedrze starokatolickiej w Haarlemie

Jedność anglikanów i starokatolików jest jednością w relacji, a relacja to coś, co trzeba utrzymywać w ruchu. Ta jedność jest drogą, którą musimy iść razem; procesem wzrostu. Oczywiście nie powinniśmy nadużywać tej wizj do ukrywania faktu, że wciąż istnieją problemy i trudności. Porozumienie z Bonn jest bardzo ogólne i nie zawiera żadnych przepisów wykonawczych; innymi słowy – wiemy, że jesteśmy jednością, ale nie zawsze wiemy jak nią być. Pomimo to, ta jedność jest faktem. Ostatniej niedzieli uczestniczyliśmy w anglikańskim nabożeństwie komunijnym, które odbywało się w starokatolickiej katedrze w Haarlemie. Ponieważ miejscowi anglikanie nie mają obecnie własnego duchownego, nabożeństwo było prowadzone przez lektora, który udzielał komunii chlebem i winem uprzednio konsekrowanym w czasie starokatolickiej mszy porannej. “Chociaż jest nas wielu [i różnimy się], jesteśmy jednym ciałem, ponieważ wszyscy dzielimy się jednym chlebem”…

Do dalszej lektury (w języku angielskim) polecamy wykład wygłoszony przez Arcybiskupa Canterbury, dra Rowana Williamsa, z okazji 75. rocznicy Porozumienia oraz książkę ”Building on the Bonn Agreement: An historical study of Anglican-Old Catholic relations before and after the 1931 Bonn Agreement with special reference to the Anglican-Old Catholic Theologians Conferences 1957-2005″, o której pisaliśmy w zeszłym roku tutaj.

]]>
/?feed=rss2&p=5495 0
Anglicans and Old Catholics Part II: There is no way towards unity, unity is a way /?p=5456 /?p=5456#comments Sun, 23 Oct 2011 20:03:15 +0000 /?p=5456 Continue reading ]]> Swiss Old Catholic theologian, Urs Küry (1901-1976), wrote: “if we want to determine more precisely the attitude of the Old Catholic Church to the Anglican Communion, we have to start with the agreement concluded in Bonn in 1931”. Since we are writing this post on its 80th anniversary, such attitude would seem logical, but, like in the case of the history of Old Catholicism, we would like to reach deeper into the problem. As we mentioned, the Dutch Roman Catholic Church of the Old Episcopal Order (which was the official name of the “Jansenistic” church in the Netherlands) perceived Anglicans as Protestants, and, likewise, Anglicans saw their sister church rather in the Dutch Reformed Church, even though the doctrine of that church resembled in so many points Puritan teachings. Significant is what happened in Utrecht during World War II, which was a decade (!) after the conclusion of the Bonn Agreement. When the Nazis interned priest-in-charge, the local Anglican Congregation asked the Reformed Church for pastoral care, even though there were then three Old Catholic parishes in Utrecht, including the cathedral parish.

The French Jansenists were from time to time noticed by the Anglicans. Their ecclesiology, which emphasized the local church with its national characteristics, was appealing to Anglicans, but the tiny Church of Utrecht, which practiced this ecclesiology, remained rather unnoticed. It should be noted, however, that what we wrote here is naturally a great simplification, because the book “History of the So-Called Jansenist Church of Holland” suggests there was at least some interest.

However, it wasn’t the Dutch Old Catholics that initiated contact with Anglicans; it was done by German speaking representatives of the “second wave of Old Catholicism”. Old Catholic priest and church historian, Rev. Prof. Angela Berlis, wrote:

Bishop Eduard Herzog

The relations between Anglicans and the German speaking Old Catholics began about 1870 when the Old Catholic movement was established as reaction to the Papal dogmas of the First Vatican Council.

The Anglican Church in England and North America followed the controversy aroused by the First Vatican Council with great interest. While the evangelical wing of the English church thought that what was shared with Old Catholics was above all the opposition to Rome, the Anglo-Catholic wing rightly suspected that Old Catholics were their spiritual kinsmen because of their adherence to the legacy of the original undivided church of the first millennium.

Source

On the other hand, we shouldn’t idealize the Anglo-Catholic vision of Old Catholics, because, for example, the great Anglo-Catholic leader, Edward B. Pusey, feared that an agreement with Old Catholics will make reconciliation with Rome impossible, and he held it against them that they were too compliant toward the Orthodox Church.

In any case, in the first international Old Catholic conferences took part, beside representatives of the Orthodox Churches, also high-rank Anglicans. Since 1874 Reunion Conferences were held in Bonn, lead by one of the most important Old Catholic theologians, Ignaz von Döllinger. These conferences are considered the most important ecumenical events of the 19th century. All the time, however, the validity of Anglican orders was still an issue. While Döllinger himself, as well as Bishops J.H. Reinkens (Germany) and Bishop E. Herzog (Switzerland) didn’t doubt that Anglican orders were valid Catholic orders, the Dutch church was still questioning them. In the last post we wrote about estrangement between the church in the Netherlands and the German speaking communities, and the  estrangement manifested itself also in regard to Anglicanism. Bishop Urs Küry writes:

Bishop E. Herzog and Bishop J.H. Reinkens visited the Church of England many times. These personal meetings were given church sanction in 1879 in the parish church in Bern when the Scottish Bishop Cotterill, Bishop Reinkens, Bishop Herzog and Fr. Hyacinthe Loyson affirmed communion between the churches by celebrating the Eucharist together. In 1880 Bishop Herzog was invited to take part in the General Convention of the Episcopal Church. The Convention passed a resolution on the unity of Episcopate in both churches. Bishop Herzog conducted services in many Episcopal parishes and administered confirmations.

Source:  Küry U., “Die Altkatolische Kirche. Ihre Geschichte, ihre Lehre, ihr Anliegen”, Stuttgart 1982

Another important step on the way to Bonn Agreement was the Lambeth Conference in 1888, and above all the Lambeth Quadrilateral, which became the foundation for further talks. However, the Dutch Old Catholics were still unwilling to accept the validity of Anglican orders. Much time had to pass, and, above all, much had to change in the Old Catholic Church in the Netherlands itself, until, in 1925, it declared “without any restrictions that the apostolic succession in the Church of England has not been interrupted”. That attitude of the Dutch to Anglicanism negatively influenced the entire relations between Old Catholics and Anglicans, especially since the Union of Utrecht was established in 1889, because its creation meant that the Old Catholic bishops would make all the important decisions together. Yet also in this relatively difficult period quite a few important events took place. One of them was the establishment of the Society of St. Willibrord in 1908 in England. The declaration of the Dutch church from 1925 meant that the last important obstacle on the way to agreement between the Union of Utrecht and the Anglican Communion was removed. On 2 July 1931 in Bonn eight delegates nominated by the Lambeth conference and four representatives of the Old Catholic churches gathered together. In the morning took place mutual survey of the delegates. Old Catholics asked Anglicans about the authority of the Lambeth Conference and the 39 Articles of the Church of England, whereas Anglicans were asking about the authority of Scripture and the understanding of Eucharist. Already in the afternoon a draft of what was to be remembered as the Bonn Agreement was prepared. The final version was as follows:

The Archbishop of Canterbury and the Archbishop of Utrecht on their way to the church in Freiburg, 2006

1. Each Communion recognizes the catholicity and independence of the other and maintains its own.
2. Each Communion agrees to admit members of the other Communion to participate in the Sacraments.
3. Full Communion does not require from either Communion the acceptance of all doctrinal opinion, sacramental devotion or liturgical practice characteristic of the other, but implies that each believes the other to hold all the essentials of the Christian faith.

On 7 September 1931 the International Old Catholic Bishops’ Conference accepted the agreement and on 20-21 January 1932 took place the ratification by the Convocations of Canterbury and York.

In the discussions we sometimes have on the internet, especially with Roman Catholics, we often hear that the Bonn Agreement has not lead to full unity of the Anglican and Old Catholic churches. Of course, here comes up the question what is “full unity”. It was broadly discussed by Bishop Pierre Whalon in his sermon for the 80th anniversary celebration of the Bonn Agreement. At the foundation of the vision of unity Bishop Pierre presents there is the Trinitarian vision of the church (which we also know from Orthodox theology):

The Three are relations which both define the Godhead as triple and also as perfectly One: these Three are One because the relations which generate their separate identities also bind them perfectly into an indivisible unity of Love. (…)

The few words of the Bonn Agreement point to the kind of unity we share. It is not a monad, under one bishop who tells the rest of us what to believe and how to act. It is an image — albeit a very pale and feeble image — of the life we share in the Triune God. The Three have each a separate identity, yet they are perfectly one.

Anglican Eucharist in the Old Catholic cathedral in Haarlem

The Anglican-Old Catholic unity is one in a relationship, and a relationship is something we have to keep dynamic. This unity is a way we have to go together; a process of growth. Of course, we shouldn’t abuse that vision to conceal the fact that there are still problems and difficulties. The Bonn Agreement is very generic and doesn’t contain any executive rules; in other words, we know we are one, but we not always know how to be one. Despite this, that unity is a fact. Today we attended Anglican Service of Holy Communion which took place in the Old Catholic Cathedral in Haarlem. Since the local Anglicans don’t have their own priest-in-charge now, the service was lead by a reader who distributed bread and wine previously consecrated during the Old Catholic Mass in the morning. “Though we are many [and different] we are one body, because we all share in one bread”….

For further reading we recommend you the lecture given by the Archbishop of Canterbury, Dr. Rowan Williams, for the 75th anniversary of the Agreement and the book “Building on the Bonn Agreement: An historical study of Anglican-Old Catholic relations before and after the 1931 Bonn Agreement with special reference to the Anglican-Old Catholic Theologians Conferences 1957-2005” we wrote about last year here.

]]>
/?feed=rss2&p=5456 0
Pamiątka św. Augustyna Pierwszego biskupa Canterbury /?p=4865 /?p=4865#comments Wed, 25 May 2011 23:48:03 +0000 /?p=4865 Continue reading ]]>

O Panie Boże nasz, któryś przez swego Syna Jezusa Chrystusa powołał swoich Apostołów i posłał ich, aby głosili Ewangelię wszystkim narodom: Błogosławimy Twoje święte imię za Twego sługę Augustyna, pierwszego arcybiskupa Canterbury, którego pracę na rzecz rozpowszechnienia Twego Kościoła wśród angielskiego ludu dzisiaj upamiętniamy i prosimy, ażeby wszyscy, których powołujesz i posyłasz, czynili Twoją wolę, doczekali Twojego czasu i ujrzeli Twoją chwałę; przez Jezusa Chrystusa naszego Pana, który żyje i króluje z Tobą i z Duchem Świętym, jeden Bóg, na wieki wieków. Amen.

26. (a w innych tradycjach 27.) maja obchodzimy pamiątkę św. Augustyna, pierwszego Arcybiskupa Canterbury (zmarł w 604 lub 605 r.; nie należy go mylić z bardziej znanym św. Augustynem z Hippony).

Większość rzymskokatolików prawdopodobnie wciąż uważa, że Kościół anglikański (w Stanach Zjednoczonych znany jako episkopalny) powstał w XVI w. za przyczyną problemów małżeńskich króla Henryka VIII. Jednak sami anglikanie stanowczo wysuwają inną wizję powstania swojego Kościoła, znacząco różną od tego prostego modelu interpretacyjnego. John Macquarrie, jeden z najbardziej wpływowych teologów anglikańskich ostatnich dziesięcioleci, pisał w 1970 r.:

Anglikanizm nigdy nie uważał się za sektę czy denominację wywodzącą się z XVI w. Stanowi on nieprzerwaną kontynuację Ecclesia Anglicana założonego przez św. Augustyna ponad trzynaście wieków temu (…) Nasz obecny zwierzchnik, arcybiskup Arthur Michael Ramsey, jest uznawany za setnego arcybiskupa Canterbury, pozostającego w bezpośredniej sukcesji datującej się od czasów samego Augustyna.

Z tego punktu widzenia Kościół anglikański został założony przez św. Augustyna z Canterbury, zaś obecny duchowy przywódca Wspólnoty Anglikańskiej, Rowan Williams, jest sto czwartym arcybiskupem Canterbury.

Chrześcijaństwo pojawiło się na Wyspach Brytyjskich na długo przed rokiem 300. Niektórzy specjaliści uważają, że stało się to za sprawą misjonarzy pochodzących ze wschodniej, greckojęzycznej, części świata śródziemnomorskiego. Chrześcijaństwo celtyckie miało swoją własną odrębną kulturę, a myśl grecka kwitła w Irlandii przez kilka stuleci po tym, jak zanikła gdzieindziej w Europie Zachodniej. Jednak w V w. do Wielkiej Brytanii wtargnęły niechrześcijańskie szczepy germańskie: Anglowie, Sasi i Jutowie. Podbili oni miejscowych celtyckich chrześcijan (pomimo oporu, między innymi, przywódcy, którego historia dotarła do nas, bez wątpienia nieco przesadzona, jako opowieść o Królu Arturze), albo wyparli ich w kierunku północnym i zachodnim do Kornwalii, Walii, Szkocji i Irlandii. Celtyccy misjonarze chrześcijańscy powracali stamtąd do Anglii, aby głosić ewangelię pogańskim najeźdźcom. Berta, żona króla Kentu Etelberta, córka Chariberta, jednego z frankońskich królów z dynastii Merowingów, sprowadziła ze sobą kapelana o imieniu Liudhard i wybudowała albo odbudowała kościół w Canterbury, który znajdował się tam od czasów rzymskich, poświęcając go św. Marcinowi z Tours, ważnemu patronowi dynastii Merowingów. Sam Etelbert był poganinem, ale pozwolił, by jego żona oddawała cześć Bogu na swój własny sposób. Prawdopodobnie pod jej wpływem, poprosił następnie papieża Grzegorza I o wysłanie misjonarzy. W 596 r. Augustyn był przeorem klasztoru św. Andrzeja założonego przez Grzegorza I, który wysłał go na czele czterdziestu mnichów, aby głosił Dobrą Nowinę Anglosasom. Po drodze jednak stracili oni zapał i Augustyn wrócił do Rzymu z Prowansji z prośbą, aby misja została odwołana. Papież rozkazał im i zachęcił, by ją kontynuowali. Przybyli do Kentu (w południowo-wschodniej części Anglii) w 597 r., zaś Król Etelbert zezwolił im na osiedlenie się i działalność kaznodziejską. Uwieńczona ona została ogromnym sukcesem. Ludzie byli tak spragnieni Dobrej Nowiny o zbawieniu, że w krótkim czasie nawracali się tysiącami. W roku 601 nawrócił się również król i został ochrzczony. Augustyna wyświęcono na biskupa, zaś jego siedzibą stało się Canterbury. Od jego czasów do dziś istnieje nieprzerwana sukcesja arcybiskupów Canterbury. W roku 603 Augustyn zorganizował spotkanie z przywódcami już istniejących brytyjskich wspólnot chrześcijańskich, ale nie udało mu się osiągnąć z nimi porozumienia, przede wszystkim ze względu na własny brak taktu i upór (stanowiący przeciwieństwo tego, co, jak należy odnotować, wyraźnie zalecił Grzegorz) w narzucaniu rzymskich zwyczajów Kościołowi posiadającemu od dawna swoje własne tradycje kultyczne. Mówi się, że biskupi brytyjscy, przed spotkaniem z Augustynem, zasięgnęli rady pustelnika cieszącego się opinią mędrca i świętego, pytając go: „Czy powinniśmy przyjąć tego człowieka jako naszego przywódcę, czy nie?’. Pustelnik odparł: „Jeżeli, gdy się spotkacie, wstanie by was powitać, przyjmijcie go, ale jeśli nie, wtedy okaże się arogancki i niezdatny do bycia przywódcą, a wy powinniście go odrzucić”. Augustyn, niestety, nie wstał. Minęło sześćdziesiąt lat zanim udało się pokonać rozłam.

Anglikański biskup Stephen Neill pisze:

Anglikanie nigdy nie uważali, że reformacja była czymś innym niż właśnie reformacją. W żadnym razie nie stanowiła nowego początku. Członek angielskiego Kościoła uważa, że znajduje się w najpełniejszej wspólnocie i ciągłości z Augustynem, Ninianem, Patrykiem, Aidenem, Cuthbertem i, co być może najważniejsze, z najbardziej typowym anglikaninem ze wszystkich starożytnych świętych, Bedą Czcigodnym.

Według Anthony’iego Hansona:

Anglikańscy apologeci w XVI i XVII stuleciu nieustannie zaznaczali, że Kościół Anglii nie był Kościołem rozłamowym, jak Kościół ewangelicki w Niemczech czy Kościół reformowany we Francji. Był to ten sam, trwający nadal, Kościół katolicki, który w reformacji „obmył swoją twarz”.

Tak św. Augustyn, jak i papież Grzegorz Wielki, byli mnichami benedyktyńskimi. Augustyn nie tylko przywiózł ze sobą duchowe pouczenia swego ojca zakonnego, ale również stosował się do wskazówek duszpasterskich Grzegorza, gdy pierwsi mnisi osiedlili się w Canterbury. Grzegorz pisał do zdumionego Augustyna, gdy ten pytał go jak postępować ze wszystkimi pogańskimi zwyczajami Anglosasów:

Świątynie bałwanów, które istnieją wśród tych ludzi, pod żadnym pozorem nie powinny być burzone (…) dobrze byłoby odebrać je diabłu i poświęcić prawdziwemu Bogu. Ponieważ zaś mają w zwyczaju poświęcać demonom wiele wolów, pozwól aby zastąpiła to inna uroczystość (…) tak aby nauczyli się zarzynać swoje bydło na chwałę Pana i na swoje własne święto (…) Jeśli pozwoli im się w ten sposób na pewne światowe przyjemności, jest bardziej prawdopodobne, że odnajdą drogę ku prawdziwym wewnętrznym radościom. Bowiem bez wątpienia jest to niemożliwe, aby wyeliminować wszystkie błędy za jednym zamachem (…) tak jak człowiek, który przymierza się do zdobycia wysokiej góry nie porusza się skokami, ale wspina krok za krokiem. To właśnie w ten sposób Pan objawił się ludowi izraelskiemu.

Można zadać pytanie czy nie da się już tutaj odkryć korzeni anglikańskiego ducha tolerancji, rozsądku i wszechstronności [comprehensiveness]. To są również cnoty monastyczne, jak można zauważyć. Grzegorz w swoim Żywocie Benedykta (spisanym zaledwie dwa lata przed rozpoczęciem misji Augustyna) wychwala regułę św. Benedykta za jej wyważony charakter i przejrzystość, które to cechy charakteryzowały tez jego własną teologię pastoralną i duchową.

Powyższy tekst stanowi kompilację następujących trzech źródeł: 1,2,3.

Na zakończenie wart odnotowania przykład ciągłości w tradycji anglikańskiej. Trzeba jednak powiedzieć, że rytu Sarum (w którym odprawiana jest poniższa msza) nie używano jeszcze w czasach św. Augustyna (pochodzi on od św. Osmunda, biskupa Salisbury, z XI stulecia).

]]>
/?feed=rss2&p=4865 0
Blessed Mother Matko Błogosławiona /?p=4846 /?p=4846#comments Wed, 25 May 2011 23:01:34 +0000 /?p=4846 Continue reading ]]> Today is Mother’s Day in Poland.

Blessed Mother
Blessed Gaia
Blessed Earth
Loving God
Engulf and embrace and enfold
All those who suffer this morning and all who have died
Sorrowful Mother
Sorrowful Gaia
Sorrowful Earth
Loving God
Blow compassion on us all
Rain your blessings on our questions
Let your life and kindness shake and shape us into more love for Mother, Gaia, Earth and God
In the midst of tragedy may we all be held in the arms and to the heart of Mother, Gaia, Earth, and God…

The author of this Meditation is the Reverend Mark F. Bozzuti-Jones. He comes from Jamaica and ministers as Priest for Pastoral Care & Nurture at Trinity Wall Street Episcopal church, NY.

W Polsce jest dzisiaj dzień Matki.

Matko błogosławiona
Gajo błogosławiona
Ziemio błogosławiona
Boże miłujący
Ogarnij, obejmij i otul
Wszystkich, którzy cierpia tego ranka, i wszystkich, którzy zmarli
Matko bolesna
Gajo bolesna
Ziemio bolesna
Boże Miłujący
Tchnij na nas współczuciem
Ześlij na nasze pytania deszcz Twoich błogosławieństw
Niech Twoje życie i dobroć wstrząsnął nami i ukształtują nas tak, abyśmy bardziej kochali Matkę, Gaje, Ziemię, Boga
Pośrodku tragedii niech trzyma nas w swoich ramionach i przy sercu Matka, Gaja, Ziemia, Bóg…

Autorem tej medytacji jest Wielebny Mark Bozzuti-Jones. Ksiądz Jones pochodzi z Jamajki i jest związany jako duszpasterz z episkopalna parafią św. Trójcy przy Wall Street w Nowym Jorku.

]]>
/?feed=rss2&p=4846 1
Our Father Among the Saints Augustine of Canterbury /?p=4829 /?p=4829#comments Tue, 24 May 2011 20:48:48 +0000 /?p=4829 Continue reading ]]>

O Lord our God, who by your Son Jesus Christ called your Apostles and sent them forth to preach the Gospel to the nations: We bless your holy name for your servant Augustine, first Archbishop of Canterbury, whose labors in propagating your Church among the English people we commemorate today; and we pray that all whom you call and send may do your will, and bide your time, and see your glory; through Jesus Christ our Lord, who lives and reigns with you and the Holy Spirit, one God, for ever and ever. Amen.

On May 26th (other traditions on May 27th) we commemorate St. Augustine the first Archbishop of Canterbury (died 604 or 605, not to be confused with the more famous Augustine of Hippo.)

Most Roman Catholics probably still think of the Anglican Church (in the United States known as the Episcopal Church) as arising in the sixteenth century and as a direct consequence of certain marital problems of Henry VIII. But Anglicans themselves resolutely propose another conception of their Church quite different from this simpler interpretative model. John Macquarrie, for instance, one of the most influential of living Anglican theologians, [writing in 1970] affirms:

Anglicanism has never considered itself to be a sect or denomination originating in the sixteenth century. It continues without a break the Ecclesia Anglicana founded by St Augustine thirteen centuries and more ago . . . Our present reverend leader, Arthur Michael Ramsey, is reckoned the one hundredth Archbishop of Canterbury, in direct succession to Augustine himself.

In this view, then, the Anglican Church was founded by St. Augustine of Canterbury and the current spiritual leader of the Anglican Communion, Rowan Williams, is the 104th Archbishop of Canterbury.

Christianity was introduced in the British Isles well before 300. Some scholars believe that it was done by missionaries from the Eastern or Greek-speaking half of the Mediterranean world. Celtic Christianity had its own distinctive culture, and Greek scholarship flourished in Ireland for several centuries after it had died elsewhere in Western Europe. However, in the fifth century Britain was invaded by non-Christian Germanic tribes: the Angles, Saxons, and Jutes. They conquered the native Celtic Christians (despite resistance by, among others, a leader whose story has come down to us, doubtless with some exaggeration, as that of King Arthur), or drove them north and west into Cornwall, Wales, Scotland, and Ireland. From these regions Celtic Christian missionaries returned to England to preach the Gospel to the heathen invaders. The wife of King Ethelbert of Kent, called Bertha, daughter of Charibert, one of the Merovingian kings of the Franks, had brought a chaplain with her (Liudhard) and either built a church or restored a church in Canterbury from Roman times and dedicated it to St. Martin of Tours, a major patronal saint for the Merovingian royal family. Ethelbert himself was a pagan, but allowed his wife to worship God her own way. Probably under influence of his wife, Ethelbert asked Pope Gregory I to send missionaries. In 596, Augustine had been prior of the monastery of Saint Andrew, founded by Pope Gregory I, and was sent by Gregory at the head of forty monks to preach to the Anglo-Saxons. They lost heart on the way and Augustine went back to Rome from Provence and asked that the mission be given up. The pope, however, commanded and encouraged them to proceed. They arrived in Kent (the southeast corner of England) in 597, and the king Ethelbert allowed them to settle and preach. Their preaching was outstandingly successful, the people were hungry for the Good News of salvation, and they made thousands of converts in a short time. In 601 the king himself was converted and baptised. Augustine was consecrated bishop and established his headquarters at Canterbury. From his day to the present, there has been an unbroken succession of archbishops of Canterbury. In 603, he held a conference with the leaders of the already existing Christian congregations in Britain, but failed to reach an accomodation with them, largely due to his own tactlessness, and his insistence (contrary, it may be noted, to Gregory’s explicit advice) on imposing Roman customs on a church long accustomed to its own traditions of worship. It is said that the British bishops, before going to meet Augustine, consulted a hermit with a reputation for wisdom and holiness, asking him, “Shall we accept this man as our leader, or not?” The hermit replied, “If, at your meeting, he rises to greet you, then accept him, but if he remains seated, then he is arrogant and unfit to lead, and you ought to reject him.” Augustine, alas, remained seated. It took another sixty years before the breach was healed.

The Anglican Bishop Stephen Neill writes:

The [Anglican] has never imagined that the Reformation was anything other than a Reformation. It was in no sense a new beginning. The English Churchman regards himself as standing in the fullest fellowship and continuity with Augustine and Ninian and Patrick and Aiden and Cuthbert and perhaps most of all, the most typically Anglican of all ancient saints, the Venerable Bede.

According to Anthony Hanson:

Anglican apologists in the sixteenth and seventeenth centuries constantly maintained that the Church of England was not a breakaway Church, like the Evangelical Church in Germany or the Reformed Church in France. It was the same continuous Catholic Church that had at the Reformation “washed its face.”

Both St. Augustine and Pope Gregory the Great were Benedictine monks. Augustine not only brought the spiritual teachings of his monastic father to England but also followed Gregory’s pastoral directives after the first monks had settled in Canterbury. Gregory wrote to a perplexed Augustine who had asked what he should do about all the pagan usages of the Anglo-Saxons:

The temples of the idols among that people should on no account be destroyed… it is a good idea to detach them from the service of the devil, and dedicate them to the service of the true God. And since they have a custom of sacrificing many oxen to demons, let some other solemnity be substituted … so that they may learn to slay their cattle in honour of God and for their own feasting . . . If they are allowed some worldly pleasures in this way, they are more likely to find their way to the true inner joys. For it is doubtless impossible to eradicate all errors at one stroke . . . just as the man who sets out to climb a high mountain does not advance by leaps and bounds, but goes upward step by step and pace by pace. It is in this way that the Lord revealed himself to the Israelite people.

One wonders if the roots of the Anglican spirit of tolerance, reasonableness  and comprehensiveness cannot already be detected here. These are monastic virtues also, it might be noted. Gregory in his Vita Benedicti (written just two years before the mission of Augustine) praises St Benedict’s Rule for its balance and lucidity, two qualities that characterize his own pastoral and spiritual theology.

The above text is a compilation of these three sources: 1,2,3.

In the end, a noteworthy example of the continuity within the Anglican Tradition. It should be said, though, that the Sarum Rite (more commonly called Sarum Use) wasn’t used in Augustine’s times (it was established by Saint Osmund, Bishop of Salisbury, in the 11th Century.)

]]>
/?feed=rss2&p=4829 0