Don't Shoot the Prophet » LGBT A few words of support for the ECUSA Mon, 26 Jan 2015 13:35:27 +0000 en-US hourly 1 /?v=4.3.17 Homofobia to grzech! /?p=7707 /?p=7707#comments Wed, 09 Oct 2013 20:16:48 +0000 /?p=7707 Continue reading ]]> W miniony weekend w episkopalnej Katedrze Narodowej (National Cathedral) w Waszyngtonie uroczyście upamiętniono Matthew Sheparda (1976-1998), dwudziestojednoletniego geja temu zakatowanego piętnaście lat temu ze względu na swoją orientację seksualną. W kazaniu na niedzielnej Eucharystii dziekan katedry, ks. Gary Hall, powiedział m.in.:

Musimy wreszcie mieć odwagę postawić ostateczny krok i nazwać homofobię i heteroseksizm po imieniu.

SĄ TO GRZECHY

Tylko jeżeli nasze Kościoły powiedzą to jasno, śmiało i odważnie, nasi młodzi LGBT będą mogli wzrastać w kulturze, która przyjmie ich w pełni takimi, jakimi są.

1383046_10151891435582552_1761232616_n

]]>
/?feed=rss2&p=7707 0
Czarna Madonna zostaje obrończynią lesbijek: Erzuli Dantor i Matka Boża Częstochowska /?p=7652 /?p=7652#comments Thu, 15 Aug 2013 15:08:10 +0000 /?p=7652 Continue reading ]]> union-jack-stars-and-stripesIn the past we published various texts about today’s feast on our blog (you can read them herehere and here). This year we decided to translate and reproduce the Rev. Kittredge Cherry’s post originally published on her blog, Jesus in Love (you can read more about the blog and its author in the introduction to another article Rev. Cherry allowed us to reproduce). It is as interesting as it is controversial. We realize that it will be difficult for many to read it as a positive witness of the popularity of the icon of Czestochowa. Maybe some will even think that we offended their religious feelings. Yet we hope that there will be at least a couple people who will look differently on Our Lady of Czestochowa thanks to it, and will notice the defiant, rebellious, liberating aspect of Marian devotion which has accompanied Christians in Latin America for many years. It is worth noting, by the way, that Haiti is the biggest diocese of the Episcopal Church.

polishFlagW minionych latach zamieszczaliśmy na naszym blogu różne teksty poświęcone tematyce dzisiejszego święta (można je znaleźć tutaj, tutaj i tutaj). W tym roku zdecydowaliśmy się na przetłumaczenie i zamieszczenie tekstu, którego wersja oryginalna ukazała się na blogu Jesus in Love ks. Kittredge Cherry (więcej na temat bloga i autorki znajdziecie we wstępie do innego tekstu, który udostępniła nam ks. Kittredge) i który jest tyleż interesujący, co bez wątpienia kontrowersyjny. Zdajemy sobie sprawę, że wielu będzie trudno odczytać go jako pozytywne świadectwo popularności częstochowskiej ikony. Być może znajdą się tacy, którzy uznają nawet, że urażamy ich uczucia religijne. Mamy jednak nadzieję, że znajdzie się i choć kilka osób, które dzięki niemu spojrzą innym okiem na Jasnogórską Panią i dostrzegą również ten niepokorny, buntowniczy, wyzwalający wymiar pobożności maryjnej, który od dziesiątków lat towarzyszy chrześcijanom Ameryki Południowej. Przy okazji warto też dodać, że na Haiti znajduje się największa diecezja Kościoła episkopalnego.

Czarna Madonna z Częstochowy, jedna z najsłynniejszych katolickich ikon, stanowi wzór dla haitańskiej bogini voodoo, która opiekuje się lesbijkami.

309813_231446190248813_1309

Obraz Matki Bożej Częstochowskiej w episkopalnej katedrze w Paryżu

Tradycyjne wyobrażenia Erzuli Dantor, obrończyni lesbijek w voodoo, są oparte na wizerunku Czarnej Madonny z Częstochowy. Łączą je nawet te same szramy na ciemnej skórze prawego policzka.

Każdego roku ponad 100 000 ludzi ogląda w Polsce oryginalną ikonę Czarnej Madonny z Częstochowy w jednym z najbardziej popularnych sanktuariów katolickich na świecie. Jan Paweł II, polski papież, był jej szczególnie oddany. Niewielu podejrzewa, że otoczona czcią ikona ma coś wspólnego z lesbijkami.

Matka Boża Częstochowska jest jedną z dziesiątek Czarnych Madonn obecnych w Europie od czasów średniowiecza. Nie wiadomo z jakiego powodu mają one ciemną karnację, ale istnieją spekulacje, w myśl których miało to pasować do koloru skóry tubylców, albo że poczerniały od dymu i ze starości. Niektórzy widzą ciemną skórę  jako metaforę ziemi albo nawiązanie do oblubienicy z Pieśni nad Pieśniami, która ogłasza: „Śniada jestem, lecz piękna”.

O Czarnych Madonnach mówi się, że uosabiają cień boskiej kobiecości, podświadome i nieprzewidywalne jej  aspekty, zwykle pogrzebane lub pogrążone w ciemności. Erzulie Dantor objawia ukryte więzi Marii z lesbijkami.

Legenda głosi, że częstochowski wizerunek Marii namalował św. Łukasz Ewangelista, gdy dzieliła z nim opowieści o Jezusie, które następnie zapisał w swojej Ewangelii. Ikona podróżowała z Jeruzalem, przez Turcję i Ukrainę, do Polski, gdzie dotarła w 1382 r. Jej znaczenie jest tak duże, że ma ona nawet swoje własne święto, 26 sierpnia, na pamiątkę dnia, w którym zawitała do swojego obecnego domu. W XV w. rabusie wyrwali dwa klejnoty z jej policzka, pozostawiając charakterystyczną podwójną bliznę.

Wydarzenia na Haiti pchnęły Matkę Bożą Częstochowską w nową stronę. W XVIII w. przywieziono tam z Afryki setki tysięcy niewolników, których zmuszono do ciężkiej pracy i konwersji na chrześcijaństwo. Rozwinęli oni synkretyczną, hybrydową formę chrześcijaństwa mieszanego z voodoo, religią, która odziedziczyli po przodkach z Afryki Zachodniej.

Obrazy Czarnej Madonny przywiozło ze sobą na Haiti 5000 polskich żołnierzy, walczących „po obu stronach barykady” w haitańskiej rewolucji, która rozpoczęła się w 1802 r. Madonna doznała przemiany w Erzulię Dantor, gdy Haitańczycy włączyli ją do voodoo.

Erzuli Dantor jest loa albo lwa (duchem voodoo), uznawanym za patronkę lesbijek. Jej imię pisze się na wiele sposobów, jak np. Ezili Danto. Gorącą miłością darzy ona i broni kobiety, dzieci, szczególnie lesbijki, niezależne businesswomen, niezamężne maki i tych, którzy doświadczyli przemocy domowej. Podobno mści się na agresywnych mężach i niewiernych kochankach. Wojowniczka z blizną na twarzy Erzulie Dantor wyzwoliła niewolników, dopomagając w rozpoczęciu i zwycięstwie rewolucji haitańskie. Uwielbia noże, rum i papierosy bez filtra.

Jak Matka Boża z Częstochowy, trzyma na rękach dziecko z księgą. Jednak nie jest to Jezus trzymający Ewangelie, lecz jej córka Anais. Kościół katolicki na Haiti nie utożsamia tych obrazów ani z Erzulie Dantor ani z Marią, lecz ze św. Barbarą Afrykańską. Erzulie Dantor jest samotną matką, ale niektórzy uważają, że sama jest osobą biseksualną albo lesbijką.

Dwie szramy na jej policzku wyjaśnia się jako blizny po plemiennym rytuale albo walce z Erzulie Freda, jej obdarzoną jasną karnacją i kokieteryjnie kobiecą siostrą. Erzulie Freda, bogini miłości i seksualności, jest patronką gejów, a szczególnie drag queen, i kobiecości. Kojarzy się ją z wizerunkami pogrążonej w żałobie Marii jako Matki Bożej Bolesnej.

erzulie-dantor-lwa

Erzulie Dantor

Erzulie Dantor i Erzulie Freda to jedne z wielu duchów voodoo, które wydają się LGBT, androgenicznymi lub queerowymi. Wiele innych opisali Randy P. Connor i David Hatfield Sparks w “Queering Creole Spiritual Traditions: Lesbian, Gay, Bisexual, and Transgender Participation in African-Inspired Traditions in the Americas”.

Te queerowe bóstwa voodoo to między innymi La Sirene, panseksualna syrena, która włada morzami; La Balen, jej tajemnicza męska przyjaciółka lesbijka, którą często przedstawia się jako wieloryba; transgenderowe bóstwo Mawu-Lisa, patron[ka] artystów i rzemieślników; androgeniczny Legba, rodzaj Chrystusa, który pośredniczy między żywymi a umarłymi; Ayido Wedo i Danbala, małżeństwo queerowych węży tęczowych, które przynosi powodzenie, radość i pokój; skomplikowana w sensie płciowym rodzina Gede, która kieruje przejściem na tamten świat, i wiele innych. Każdy loa albo duch może posiąść lub zawrzeć duchowe małżeństwo z praktykującymi voodoo obydwu płci, co tworzy wiele queerowych możliwości.

Czarne Madonny wciąż inspirują artystów, takich jak Christine Freeman ze Springfield w Illinois, która zgodziła się udostępnić swój obraz na blogu Jesus in Love [my ilustrujemy tekst innym wizerunkiem Erzulie Dantor, zaś obraz Christie Freeman można zobaczyć tutaj]. Jedną z najlepiej znanych a zarazem najbardziej kontrowersyjnych współczesnych wersji Czarnej Madonny jest The Holy Virgin autorstwa brytyjskiego artysty Chrisa Ofili. Otoczył on stylizowaną Czarną Madonne m.in. wizerunkami odchodów słonia i obrazami zaczerpniętymi z pornografii oraz filmów z gatunku blaxploitation. Używając szoku do krytyki rozgraniczenia na to, co sakralne i to, co profaniczne, rozwścieczył religijną prawicę.

W przeszłości wielu kościelnych oficjeli atakowało takie wizerunki jak Erzulie Dantor jako nieuprawnione i niezgodne z chrześcijaństwem. Ale wielu haitańskich chrześcijan po dziś dzień postrzega voodoo jako sposób wzmocnienia swojej wiary.

Wykorzystano następujące teksty (w j. angielskim):

Black Madonnas and other Mysteries of Mary” by Ella Rozett (interfaithmary.net)

Erzulie Dantor (Qualia Encyclopedia of Gay Folklife)

Christianity and Vodou (Wikipedia)

Read online: “Queering Creole Spiritual Traditions: Lesbian, Gay, Bisexual, and Transgender Participation in African-Inspired Traditions in the Americas” by Randy P. Conner and David Hatfield Sparks

The Moonlit Path: Reflections on the Dark Feminine” edited by Fred Gustafson (9 of 16 essays are on the Black Madonna with authors such as theologian Matthew Fox)

]]>
/?feed=rss2&p=7652 1
Robert Lentz i jego ikony /?p=5235 /?p=5235#comments Thu, 11 Aug 2011 21:52:08 +0000 /?p=5235 Continue reading ]]> On the day of St. Clare, one of the first and foremost saints of the early Franciscan movement, we would like to pay some attention to a contemporary Franciscan, Br. Robert Lentz. Br. Robert is an icon painter. Besides painting, he teaches apprentices, writes, and conducts workshops on art and spirituality. He is also active in promoting dialog between Christians and Muslims. You have probably noticed that we often reproduce Br. Lentz’s icons as illustrations to our texts. For a long time we have been also thinking about dedicating a separate post to him. It became possible thanks to Rev. Kitteredge Cherry who shared with us a chapter from her latest book, Art That Dares: Gay Jesus, Woman Christ, and More, dedicated to Br. Robert Lentz. Rev. Cherry is a lesbian minister, art historian and author.  She writes about lesbian, gay, bisexual and transgender (LGBT) spirituality and the arts at the Jesus in Love Blog. She was ordained by Metropolitan Community Churches and served as its national ecumenical officer. One of her main duties was promoting dialogue on homosexuality at the National Council of Churches (USA) and the World Council of Churches. Her book “Hide and Speak: A Coming Out Guide” is available in Polish translation as Coming out: Co ukrywać, a o czym mówić.
Unfortunately, Rev. Cherry didn’t give us permission to reproduce the original text. We are sorry to disappoint our English speaking readers, but we found the material interesting enough to translate it into Polish. Of course we highly recommend the book “Art That Dares: Gay Jesus, Woman Christ, and More”, but especially the icons by Br. Robert Lentz, which you can buy via Trinity Stores.

W dzień poświęcony św. Klarze, jednej z pierwszych i najwybitniejszych świętych wczesnego franciszkanizmu, chcielibyśmy poświęcić uwagę współczesnemu franciszkaninowi, br. Robertowi Lentzowi. Br. Robert jest malarzem ikon. Poza tym udziela lekcji uczniom, pisze, prowadzi warsztaty nt. sztuki i duchowości. Jest również aktywnym promotorem dialogu pomiędzy chrześcijanami i muzułmanami. Zapewne zwróciliście uwagę, że często wykorzystujemy reprodukcje ikon Roberta Lentza jako ilustracje do naszych tekstów. Od dłuższego czasu nosiliśmy się też z zamiarem poświęcenia mu odrębnego postu. Stało się to możliwe dzięki uprzejmości ks. Kitteredge Cherry, która przekazała nam do dyspozycji rozdział ze swojej najnowszej książki Art That Dares: Gay Jesus, Woman Christ, and More poświęcony br. Robertowi Lentzowi. Ks. Cherry mówi o sobie, że jest lesbijską pastorką, historykiem sztuki i pisarką. Pisuje o lesbijskiej, gejowskiej, biseksualnej i transgenderowej (LGBT) duchowości i sztuce na blogu Jesus in Love. Jest ordynowana w Metropolitan Community Churches, gdzie pełniła posługę jako krajowy przedstawiciel ds. ekumenii. Jednym z jej podstawowych obowiązków było promowanie dialogu nt. homoseksualizmu w Krajowej Radzie Kościołów (w USA) i Światowej Radzie Kościołów. Jej książka “Hide and Speak: A Coming Out Guide” jest dostępna w przekładzie na język polski pt. Coming out: Co ukrywać, a o czym mówić. Niestety ks. Cherry nie udzieliła nam pozwolenia na publikacje oryginalnej wersji tekstu. Jest nam przykro, że musimy rozczarować naszych anglojęzycznych czytelników, ale materiał jest na tyle ciekawy, iż zdecydowaliśmy się go udostępnić w języku polskim. Oczywiście serdecznie polecamy książkę „Art That Dares: Gay Jesus, Woman Christ, and More”, jednak w szczególności ikony br. Roberta Lentza, które można nabyć za pośrednictem Trinity Stores.

Pisarz i kapłan Henri Nouwen, słynny, lecz borykający się ze skrywaną homoseksualną tożsamością, przyszedł do br. Roberta Lentza w 1983 r. ze specjalną prośbą: “Zrób mi ikonę, która symbolizowałaby złożenie w ofierze mojej własnej seksualności i oddanie Chrystusowi”. Ten projekt był jakby stworzony dla Lentza, światowej klasy ikonografa, który po tym, jak pozostawił życie klasztorne tworzył nowatorskie ikony w San Francisco. Badania i rozmyślania sprawiły, że namalował on Chrystusa w objęciach Jego ukochanego ucznia, Jana. Nazwał ją „Chrystus Oblubieniec”.

„Henri wykorzystał to, aby pogodzić się ze swoją własną homoseksualnością”, mówi Lentz, który powrócił do franciszkanów jako brat w 2003 po dwudziestoletniej nieobecności. „Opowiadano mi, że wszędzie nosił tę ikonę ze sobą i była ona jedną z najcenniejszych rzeczy w jego życiu”. Celem Nouwena był celibat i nie przyznawał się on do bycia gejem aż do śmierci w 1996 r. Wówczas biograf, Michael Ford, napisał o jego homoseksualizmie – i o tym jak umieścił „Chrystusa Oblubieńca” naprzeciw swego łóżka, aby patrzeć na niego przed snem i zaraz po przebudzeniu.

Ikona podejmuje biblijny temat Chrystusa jako oblubieńca i łączy go z średniowiecznym motywem Chrystusa i św. Jana. Powstał w ten sposób obraz wyrażający ze wspaniałą subtelnością ich intymna przyjaźń. Lentz twierdzi, że oparł swoje dzieło na ikonie pochodzącej ze średniowiecznej Krety. Artyści tamtego okresu stworzyli również różne zespoły rzeźb przedstawiających Jana spoczywającego na piersi Jezusa. Godnym odnotowania przykładem jest naturalnej wielkości wersja stworzona przez Mistrza Heinricha z Konstancy we wczesnym XIV stuleciu dla potrzeb pewnego konwentu w Szwajcarii. Przedstawieni tu dwaj mężczyźni trzymają się za ręce, a Jezus z miłością obejmuje Jana ramieniem.

Jeżeli „Chrystus Oblubieniec” wydaje się płaski, jest tak dlatego, że ikony stanowią stylizowaną formę sztuki, stworzoną po to, aby prowadzić oglądającego w wymiar duchowy. Często nazywa się je „oknami prowadzącymi do nieba”. Lentz jest kluczową postacią w ogólnoświatowej odnowie ikon, mającej miejsce w drugiej połowie XX w.

Uczynił starożytną formę sztuki istotną dla współczesności – i niekiedy kontrowersyjną – stosując ją do współczesnych „świętych”, takich jak Ghandi, Martin Luther King, Jr. i Harvey Milk, pierwszy otwarty homoseksualista wybrany na publiczny urząd. Ikony Lentza prezentują rewolucyjne wizje Chrystusa i pokazują oficjalnych świętych w historycznie adekwatnych parach jednopłciowych, jak np. Dawida i Jonatana.

„Okna do nieba czy drogi do piekła?”, trąbiło konserwatywne czasopismo katolickie w lutym 2005 r. W artykule oskarżano Lentza i jego podopiecznego, o. Williama Hart McNicholsa o wykorzystywanie ikon do przeinaczania faktów i gloryfikowania grzechu. Krytyka spowodowała takie poruszenie, że w celu zachowania pokoju między swoją prowincją franciszkańską i Arcybiskupem Santa Fe w Nowym Meksyku, Lentz zrzekł się praw do dziesięciu kontrowersyjnych wizerunków na rzecz swego dystrybutora, Trinity Stores. Usunął swoje nazwisko z tych obrazów na stronie internetowej Trinity, jednakże przy tej okazji na nowo potwierdza swoje autorstwo.

„Fakt, że je namalowałem należy do historii. Uznanie ich jest uznaniem historii”, mówi Lentz swoim spokojnym i odmierzonym tonem. „Nie możesz odwrócić historii. Bez względu na to jak bardzo biskupi nie zgadzają się z tym, co zrobiłem w przeszłości, nie mogą nie zgodzić się z faktem, że już więcej tego nie robię. Jeśli to dla nich niewygodne, będą musieli z tym żyć”.

Jego osobista historia rozpoczyna się od dzieciństwa w rodzinie imigrantów. Jego dziadkowie przybyli do Ameryki z carskiej Rosji. Lentz wzrastał wśród historii o świętych i związkach zawodowych opowiadanych zamiast bajek, zaś ikony pokrywały ściany salonu w domu jego rosyjskiej babci. Gdy dorósł, studiował ikonografię bizantyjską w greckim klasztorze prawosławnym założonym przez mnichów z Góry Athos. Pierwsze osiemnaście lat dorosłego życia spędził w prawosławnych i rzymskokatolickich klasztorach.

Opuścił klasztor w 1982 r. i rozpoczął malowanie ikon „full-time” w San Francisco. Z początku był zszokowany, spotykając otwarcie homoseksualnych mężczyzn i kobiety, feministki, anarchistów, nielegalnych imigrantów i wielu innych ludzi niepodobnych znanym mu z życia klasztornego. Po kilku miesiącach już tworzył ikony wyrażające świętą pasję na rzecz sprawiedliwości, którą odkrył na ulicach San Francisco.

Stosunkowo tradycyjny „Chrystus Oblubieniec”, stworzony w początkach poszukiwań Lentza, nie znalazł się na liście dziesięciu niezaakceptowanych ikon. Lista zawiera cztery pary homoseksualnych świętych, żeńską Trójcę celtycką, trzy osoby, które Kościół instytucjonalny uważa za niegodne miana świętych (Merlina, Harveya Milka i rdzennie amerykańską postać transgenderową We-Wha z Zuni) oraz dwa wizerunki Chrystusa. Jeden z obłożonych tabu wizerunków to Chrystus-kobieta, a drugi jest radośnie nagi.

Na ikonie „Władca Tańca” Chrystus siedzi nagi, zaś jego skrzyżowane nogi z ledwością ukrywają genitalia. Ma aureolę – i rogi – i uderza w bęben, siedząc w jaskini pokrytej obrazami z epoki kamienia, przedstawiającymi rogate bóstwo. Ten śniady, wąsaty facet nie wygląda jak Jezus, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, ale nosi Chrystusowe rany, a inicjały nad Jego głową mówią, kim jest. Ta zdumiewająca ikona powstała na zamówienie geja-kolekcjonera sztuki, który pozostawił Lentzowi swobodę wyboru takiego tematu, jaki chciał.

„Spytał mnie, co chcę zrobić. Byłem zainteresowany tradycją celtycką i rogatym bogiem”, mówi Lentz.

W tekście towarzyszącym obrazowi, Lentz wyjaśnia, że „łagodna, rogata postać” jest jednym z najstarszych męskich obrazów boga w Europie. Rogate bóstwo ochrania zwierzęta i prowadzi dusze do celu po śmierci. Ucieleśnia on męską seksualność i płodność. Misjonarze chrześcijańscy próbowali usunąć rogatego boga, tworząc zeń postać demoniczną.

Lentz znalazł szczęśliwsze rozwiązanie, przedstawiając rogatego Chrystusa, który nie wstydzi się swego ciała. „Jego pewna siebie nagość podkreśla, że to, co Bóg uczynił, jest dobre”, czytamy w jego opisie. W historii sztuki nagość Chrystusa zazwyczaj przedstawiała jego kruchość, ale są też wyjątki, takie jak zupełnie nagi tryumfujący „Chrystus Zmartwychwstały” Michała Anioła.

„Władca Tańca” Lentza spotkał się z szerokim odgłosem. „Właściwie o wiele lepiej odbierali go heteroseksualni mężczyźni i zamężne kobiety aniżeli geje. Wielu gejów już się zmierzyło ze swoimi ciałami w taki sposób, w jaki heteroseksualni mężczyźni tego nie uczynili”, mówi.

Pewna psycholog powiedziała mu, że mężczyźni byliby lepszymi towarzyszami życia, gdyby zachowali kontakt ze swoimi ciałami w taki sam sposób jak rogaty Chrystus z „Władcy Tańca”. Lentz wciąż przypomina jej wypowiedz: „Jeśli więcej mężczyzn żyłoby z tym obrazem, więcej kobiet by tańczyło”.

Inna jego zakazana ikona Chrystusa posługuje się prehistorycznymi wyobrażeniami w celu afirmacji żeńskiej seksualności i świętej kobiecości. „Chrystus Sofia” ukazuje żeńskiego Chrystusa w mandali o kształcie jaja, który trzyma „Wenus z Willendorf”, figurkę bogini płodności sprzed 25 tysięcy lat. Jednym z używanych w Biblii imion Boga jest gramatycznie żeńskie określenie Mądrość (po Grecku „Sophia”, po Hebrajsku „Chochmah”). Uczeni twierdzą, że prefiguracją Mądrości była egipska bogini Izyda. W Biblii Mądrość jest boską zbawicielką, która stworzyła świat i pełni rolę gospodyni świąt.

Jak wszyscy artyści, którzy podjęli ten temat, Lentz zmierzył się z wyzwaniem, jak uczynić Chrystusa kobiecym, ale jednocześnie ciągle rozpoznawalnym. Postanowił namalować Sofię jako ciemnoskórą kobietę z Bliskiego Wschodu, którą można rozpoznać jako Chrystusa jedynie dzięki inskrypcjom wokół niej i być może poprzez jej niewysłowione, magnetyczne spojrzenie [by zobaczyć ten wizerunek, kliknij tutaj].

]]>
/?feed=rss2&p=5235 1
Duch Święty i duch lęku /?p=5050 /?p=5050#comments Mon, 13 Jun 2011 12:20:09 +0000 /?p=5050 Continue reading ]]> Homofobia to dosłownie ´lęk, obawa przed osobami o orientacji homoerotycznej i/lub ich zachowaniami´. Bez wątpienia czasami trudno w to uwierzyć, gdy widzi sie tych ‘bohaterów’, wygrażających pięściami osobom LGBTQ. Zresztą, gdyby zapytać o to ich samych, też pewnie gromko by zaprzeczyli, że sie czegokolwiek boją i że ich działania są podyktowane przez ten strach. A jednak… Homofobia jest jedną z postaci lęku przed tym, co inne, co z jakichś powodów trudno zaakceptować (również w sobie samej/sobie samym), co – jak sądzimy – w jakiś sposób nam zagraża.

Co ciekawe, wydarzenie zielonoświątkowe – zesłanie Ducha Bożego – które w tych dniach upamiętniamy w Kościele (i obchodzimy jako jego urodziny) też zaczyna sie od stwierdzenia, że uczniowie byli pogrążeni w lęku. W kazaniu na nabożeństwie w katedrze w Londonderry, które wczorajszego ranka wyemitowało BBC Radio 4 (można go posłuchać tutaj)  Przew. Ken Good, biskup Derry i Raphoe w  (anglikańskim) Kościele Irlandii, mówił:

Aby chronić nas samych przed tymi, których się boimy, skrupulatnie zamykamy drzwi, może niekiedy nawet na klucz, by nie wpuścić ich do środka, dosłownie i w przenośni. Wówczas czujemy się bardziej bezpieczni, nawet jeśli sami pogrążyliśmy się wskutek tego w izolacji.

(…)

Właśnie usłyszeliśmy w Ewangelii, że gdy uczniowie spotkali się zaraz po śmierci Jezusa, upewnili się, że drzwi domu, w którym się znajdowali, były zamknięte na klucz, ponieważ się bali. Okrutna śmierć ich przywódcy przez ukrzyżowanie przekonała ich, że rzeczywiście powinni obawiać się o swoje własne bezpieczeństwo. Troska o zachowanie samych siebie spowodowała, że odcięli się od świata zewnętrznego, lecz wówczas zmartwychwstały Jezus przyszedł i stanął pośród nich, w tym bezpiecznie zamkniętym na klucz pokoju.

Wyczuł ich lęk i bezpośrednio odniósł się do niego, podnosząc ich na duchu słowami: „Pokój wam”, „Nie bójcie się” i wówczas tchnął na nich, mówiąc „Przyjmijcie Ducha Świętego”.

(…)

Dowiadujemy się [więc], że ludzkie lęki nie wykluczają [obecności] Jezusa, ani że nie jest On bezsilny w ich obliczu. Zamknięte drzwi, pomyślane, aby wykluczały innych i chroniły nas, nie stanowią bariery ani przeszkody dla Jego zaangażowania. On może trafić wprost do serca naszych lęków, pomimo naszych największych starań, by trzymać Go, czy innych, na dystans.

I gdy przychodzi do nas w momencie, kiedy lęk się wzmaga, przychodzi, by przynieść nam pokój. Wzywa nas, byśmy się nie lękali i mówi nam, by się nie bać. Raz po raz Jezus nakazuje w Ewangeliach swoim słuchaczom, aby się nie lękali, nie bali się, ale dowiadujemy się, że zasadniczym remedium, które ofiarowuje nam na nasze ludzkie lęki, jest: „przyjmijcie Ducha Świętego”, Pocieszyciela, który może wyposażyć nas i dodać nam siły na zmierzenie się z trudnymi wyzwaniami i wymaganiami codziennego życia, z mocą, która nie pochodzi wyłącznie od nas.

W świetle tych słów tym bardziej uderza i poraża świadomość, że Kościoły zrobiły w przeszłości, i niestety robią nadal, tak wiele, by podsycić antyhomoseksualną fobię, miast ‘otworzyć drzwi’ i, z pomocą Ducha Świętego, pozbyć się lęku przed LGBTQ i tym, w jaki sposób realizują oni w swoim życiu ludzką potrzebę miłości, bliskości, ciepła, wsparcia i przyjaźni. Czy w gruncie rzeczy nie jest to kolejny dowód na to, jak często sprzeniewierzają się one Duchowi, który powinien je przepełniać?

Jednym z tych przedstawicieli Kościoła, którzy od lat konsekwentnie walczą z przejawami homofobii, jest abp Desmond Tutu. Poniżej zamieszczamy kolejną jego wypowiedź na ten temat. Zaczerpnęliśmy ją z tej strony. Tekst (podobnie jak jeden z naszych niedawnych postów Bóg nie jest chrześcijaninem) jest fragmentem najnowszej książki abp. Desmonda, pt. God Is Not A Christian: And Other Provocations.

Pewien student zapytał mnie kiedyś, jaką niesprawiedliwość chciałbym znieść, gdybym miał do dyspozycji jedno życzenie. Byłem zmuszony poprosić o dwa. Jedno, aby przywódcy światowi umorzyli długi społeczeństw rozwijających się, długi, które utrzymują je w takiej niewoli. Drugie, aby świat zakończył prześladowania ludzi z powodu ich orientacji seksualnej, co jest w każdym wymiarze taką samą niesprawiedliwością, jak to przestępstwo przeciwko ludzkości, jakim jest apartheid.

To jest kwestia najzwyklejszej sprawiedliwości. Walczyliśmy z apartheidem w Południowej Afryce, wspierani przez ludzi z całego świata, ponieważ czarnoskórych obwiniano i zadawano im cierpienie z powodu czegoś, czego nie mogli zmienić – naszej własnej skóry. To samo jest z orientacją seksualną. Ona jest dana. I nie mógłbym walczyć z dyskryminacją i apartheidem, nie walcząc jednocześnie z dyskryminacją, która spotyka homoseksualistów, nawet w naszych Kościołach i grupach wyznaniowych.

Jestem dumny, że w Południowej Afryce, gdy zdobyliśmy szansę na stworzenie naszej własnej konstytucji, prawa człowieka dla wszystkich zostały wyraźnie włączone w nasze prawa. Mam nadzieję, że pewnego dnia stanie się tak wszędzie na świecie, i że wszyscy będą mieli równe prawa. Jedno jest nierozerwalnie związane z drugim, niczym szata Jezusa, która nie była szyta, ale cała tkana. Sprzeciwianie się apartheidowi było kwestią sprawiedliwości. Sprzeciwianie się dyskryminacji wobec kobiet jest kwestią sprawiedliwości. Sprzeciwianie się dyskryminacji na podstawie orientacji seksualnej jest kwestią sprawiedliwości.

Jak również kwestią miłości. Każdy człowiek jest drogocenny. Wszyscy – każdy z nas – są częścią Bożej rodziny. Wszystkim musi być wolno kochać z godnością. Jednakże wszędzie w świecie lesbijki, geje, osoby biseksualne i transgenderowe są prześladowane. Traktujemy je jak pariasów i usuwamy z naszych wspólnot. Każemy im wątpić, że też są dziećmi Boga. To jest chyba bliskie największemu bluźnierstwu. Obwiniamy je za to, kim są.

Kościoły mówią, że wyrazy miłości w monogamicznych relacjach heteroseksualnych, włączając w to fizyczne – dotyk, objęcia, pocałunki, akt płciowy, a więc całość naszej miłości, powodują, że każdy z nas wzrasta i staje się bardziej podobny Bogu i coraz bardziej współczujący. Jeżeli tak jest w wypadku heteroseksualistów, jaki ziemski powód mamy, by powiedzieć, że nie jest tak z homoseksualistami?

Jezus, któremu służę, nie kolaboruje z tymi, którzy oczerniają i prześladują już i tak uciskaną mniejszość. Ja sam nie mógłbym sprzeciwiać się niesprawiedliwości polegającej na karaniu ludzi za coś, na co nie mają wpływu – swoją rasę – a następnie milczeć, gdy kobiety karze się za coś, na co nie mają wpływu – swoją płeć; stąd moje poparcie dla święceń kapłańskich i biskupich kobiet.

Podobnie nie mogę milczeć, gdy ludzi karze się za coś, na co nie mają wpływu – swoją seksualność. Dyskryminacja naszych sióstr i braci, które są lesbijkami, czy którzy są gejami, z powodu ich orientacji seksualnej jest dla mnie tak samo całkowicie nie do zaakceptowania i niesprawiedliwa jak apartheid.

]]>
/?feed=rss2&p=5050 0
Holy Spirit and the spirit of fear /?p=5034 /?p=5034#comments Sun, 12 Jun 2011 21:51:26 +0000 /?p=5034 Continue reading ]]> Homophobia literally means “anxiety, fear of people of homoerotic orientation and/or their behaviour.” It’s undoubtedly hard to believe when you see those “heroes”, shaking their fists at the LGBT persons and carrying signs that read something like “God Hates Fags” (which surely says more about themselves than about God). And if you asked them, they would probably vigorously deny that they fear anything and that their actions are ruled by that fear. And still… Homophobia is an example of fear of what is different, what for some reasons is difficult for us to accept (also in ourselves), which – as we believe – is dangerous for us in some way.

Interestingly, the Pentecostal event – the sending down of the Divine Spirit – which we commemorate during these days in the church (and celebrate as its birthday) also begins with the observation that the disciples were afraid. During the service in the Londonderry Cathedral, which was broadcast today by BBC Radio 4 (you can listen to it here), the Rt. Rev. Ken Good, the Bishop od Derry and Raphoe in the (Anglican) Church of Ireland, said:

In order to protect ourselves from those we fear, we are careful to close and maybe even lock the door on them to keep them out, literally and metaphorically. We then feel more secure, even if we ourselves have to become more isolated in the process.

“We have just heard in the gospel reading that when the disciples met together, just after the death of Jesus, they ensured the doors of the house were locked because they were afraid. The cruel death by crucifixion of their leader convinced them they really ought to fear for their own security. Caution about their own self-preservation made them cut themselves off from the world outside but then, the risen Jesus came and stood among them, inside that securely locked room.

He detected their fear and directly addressed it by reassuring them with the words: ‘Peace be with you’, ‘Do not be afraid’ and then he breathed on them and said ‘Receive the Holy Spirit’.

We learn that Jesus is not excluded by our human fears, nor is he powerless in the face of them. Locked doors designed to exclude others and to protect ourselves are not a barrier or an obstacle to his engagement with us. He can get right to the heart of our fears, despite our best efforts to keep him, or others, at arms’ length.

And when he comes to us at times of heightened fear, he comes to bring us peace. He urges us not to fear and tells us not to be afraid. Time and again in the gospels, Jesus bids his hearers not to fear, not to be afraid but we learn that the key remedy which he offers to deal with our human fears is that we ‘receive the Holy Spirit,’ the Comforter, who can equip and empower us to face the tough challenges and demands of daily life with a strength that is not merely our own.

In light of these words it is all the more striking and bewildering to realise that the churches did so much in the past, and still do, to fuel the anti-homosexual phobia instead of “unlocking their doors” and, with the help of the Holy Spirit, eliminating the fear of the LGBTQ persons and of the way their realise the human need of love, intimacy, warmth, support and friendship in their lives. Is it not, in essence, one more proof of how often they are unfaithful to the Spirit which they should be filled with?

One the church people who have been consistently fighting homophobia is Archbishop Desmond Tutu. Below we reproduced another statement of his on the topic. We took it from this website. The text (as well as one of our recent posts, God Is Not a Christian) is a fragment of the Archbishop’s newest book, God Is Not A Christian: And Other Provocations.

A student once asked me, If I could have one wish granted to reverse an injustice, what would it be? I had to ask for two. One is for world leaders to forgive the debts of developing nations which hold them in such thrall. The other is for the world to end the persecution of people because of their sexual orientation, which is every bit as unjust as that crime against humanity, apartheid.

This is a matter of ordinary justice. We struggled against apartheid in South Africa, supported by people the world over, because black people were being blamed and made to suffer for something we could do nothing about — our very skin. It is the same with sexual orientation. It is a given. I could not have fought against the discrimination of apartheid and not also fight against the discrimination that homosexuals endure, even in our churches and faith groups.
I am proud that in South Africa, when we won the chance to build our own new constitution, the human rights of all have been explicitly enshrined in our laws. My hope is that one day this will be the case all over the world, and that all will have equal rights. For me this struggle is a seamless robe. Opposing apartheid was a matter of justice. Opposing discrimination against women is a matter of justice. Opposing discrimination on the basis of sexual orientation is a matter of justice.

It is also a matter of love. Every human being is precious. We are all — all of us — part of God’s family. We all must be allowed to love each other with honor. Yet all over the world, lesbian, gay, bisexual, and transgender people are persecuted. We treat them as pariahs and push them outside our communities. We make them doubt that they too are children of God. This must be nearly the ultimate blasphemy. We blame them for what they are.

Churches say that the expression of love in a heterosexual monogamous relationship includes the physical — the touching, embracing, kissing, the genital act; the totality of our love makes each of us grow to become increasingly godlike and compassionate. If this is so for the heterosexual, what earthly reasons have we to say that it is not the case with the homosexual?
The Jesus I worship is not likely to collaborate with those who vilify and persecute an already oppressed minority. I myself could not have opposed the injustice of penalizing people for something about which they could do nothing — their race — and then have kept quiet as women were being penalized for something they could do nothing about — their gender; hence my support for the ordination of women to the priesthood and the episcopate.

Equally, I cannot keep quiet while people are being penalized for something about which they can do nothing — their sexuality. To discriminate against our sisters and brothers who are lesbian or gay on grounds of their sexual orientation for me is as totally unacceptable and unjust as apartheid ever was.

]]>
/?feed=rss2&p=5034 0
The Roman Catholic Church Is Obsessed with Sex /?p=4256 /?p=4256#comments Thu, 17 Mar 2011 03:45:11 +0000 /?p=4256 Continue reading ]]> Radio Tok Fm’s interest in our reflections continues, and we won’t conceal the fact it flatters us a lot, even though it should be added that Pradusz’s yesterday conversation with Anna Laszuk had a very sad reason. On March 5th, after a long cancer battle, died Daria Chmielewska, the founderess of the website www.lesbijka.net, participant of the action “Nienawiść Boli” (“Hatred Hurts”). The mass for the departed was celebrated on March 11th, at which the priest considered it necessary to make it clear that love between two women is a “sinful one”. Some friends of Daria Chmielewska left the church during the sermon. Below we posted the conversation in Radio Tok Fm and its transcript. We used the transcript the radio published on its website after completing it a bit, while keeping the somewhat “unpolished”, spoken style.

Anna Laszuk:  Komentarze Radia Tok Fm, Anna Laszuk, with us now is Jaroslaw Kubacki, theologian, pastor, co-author of the blog Don’t Shoot the Prophet. Good morning.

Jarosław Kubacki: Good Morning.

– I would like to talk with you about how various churches treat the homosexual persons and homosexuality itself, or generally other different sexual orientations. As I was told, you are an Anglican in the Old Catholic Church.

– Yes, perhaps that’s a little bit complicated, but I define myself that way, indeed.

– You are also a minister, or a pastor, and I am very curious about your perspective, because in the Roman Catholic Church in Poland it’s usually treated in the same way… The reason for our conversation is the event from a few days ago, when lesbian activists from Warsaw wanted to pay the last tribute to their departed friend, and at the mass they heard the priest preaching an ex cathedra sermon, which hurt their feelings. I’m curious, what do you think about it?

– Let’s start by saying that I know that story only from Facebook and the links posted on it that I followed. But what I read fills me with utter shame, as a Christian, as a minister. It was a blow I myself was struck by: because a funeral, the moment of saying goodbye, is a moment when it is our obligation, and for believers also an obligation of faith, a religious one, to pay tribute to the departed. This doesn’t mean that we can say only good things about that person, since people are multidimensional. It happened also to me that I had to lead funerals at which I really knew that unless I mention some aspects of the departed in a critical manner, I would be simply unfaithful to myself. Yet there is no human being you can talk about only in a critical manner, and I will say something some listeners may be surprised by. My first thought when I started to read about what happened during Daria Chmielewska’s funeral, was that the Roman Catholic Church very often accuses the contemporary people of being obsessed with sex – that all they think about is sex.

– That’s correct.

– I have to say I’ve never met a person obsessed with sex. I know such a community, though, one completely obsessed with sex, and that is the Roman Catholic Church. If at the funeral of a woman who throughout her whole life had been trying to do something for human dignity, tolerance, understanding, rights, and against discrimination, the only thing that comes to one’s mind is to expose who she had been sleeping with, this clearly means someone has an obsession…

– I wonder were you were brought up, since as a believer you have such an unequivocally strong opinion. I have the impression that most clergymen living in Poland, brought up in this ideological and religious atmosphere, would be surprised by your words…

– I was brought up in Poland. But the fact we are talking over the phone, and that at the moment I am, actually have been for several years, in Holland, has also something to do with those opinions, for in Poland, regardless of the church or religious tradition, the attitude towards the homosexual persons is more or less negative. There are a few Christian communities in Poland which look at that in a different way. As a young, angry theology student I tried to change something (when you’re in your twenties it seems as if you could change a lot). I didn’t succeed. It was one of the reasons I left Poland, so I am aware the situation there is difficult. But it’s not only a Polish specialty, nor a Roman Catholic one. A few weeks ago a gay activist David Kato was murdered in Uganda, which we wrote about on our blog. At his funeral happened exactly the same thing.

– Poland and Uganda side by side…

Anna Laszuk

– That’s a part of the truth. But we have to face this truth. Similarities, naturally only in some respects, do exist. After all, it was a murder there, and in Poland people aren’t usually murdered because of their sexual orientation, fortunately. But the attitude of the clergy, the church, the church institution is very similar.

– How does it look like in Holland?

– Holland is a denominational mosaic. 50 percent of the Dutch don’t belong to any church at all. The rest belong to very diverse groups. I belong to the Old Catholic Church, because if you are an Anglican, you can find your place in the Old Catholic Church, which is in full communion with the Anglican Church. The Old Catholic Church at a certain moment became inclusive for the homosexual, bisexual and transgender persons. That inclusiveness came from the conviction that it’s not the role of the church to make decisive judgments here. Opinions differ, also within the church, and therefore the church doesn’t have the right to speak ex cathedra.

– It’s unbelievable that there are churches which can deny themselves such a right. The Roman Catholic Church isn’t one of them.

– In every church there is a tendency to absolutize itself. A friend of mine, a Roman Catholic Priest and a Dominican friar, used to say: “Jesus came into the earth, preached the coming of the Kingdom of God, but what came then was the church”. And so the church has the tendency to see itself as if it already were the Kingdom of God, as if it already knew everything, as if everything was already fulfilled and generally OK, and the only thing left was to teach the world immersed in sin and promiscuity, always because we know better. But it’s not how it is. The church is on a journey, and must have the courage to admit it is, and so may also change its views on certain issues. Let’s say for example that, with the Bible in their hands, people were justifying slavery, to name one thing. These are facts.

– And there were suitable quotations to affirm it?

– Yes of course! What is more, I used to examine the discussions on that issue going on at the turn of the 18th and 19th century. The very same arguments were used: “Do you want to be wiser than the Bible, the Word of God? God allows for slavery in the Holy Scriptures, so how great is your vanity that you think you can say anything sensible about it, different from what is written in the Word of God?” It’s a story that repeats itself almost completely. That’s why the church must have the courage to admit that it changes its views, that it’s on a journey.

– But all who think that way leave the Polish church or go to other countries.

– You can’t oblige anyone to stay for a longer time in an atmosphere unfriendly to him. You can have a grudge against yourself, and I too have it sometimes, that I, even not being a Catholic (for I was a Protestant in Poland, a member of the Reformed Church, by the way one of the most open churches in the Polish circumstances), in a certain moment made that decision. You can blame me, and I sometimes blame myself. But on the other hand everyone is responsible for what they hold in their hands, for that piece of life. In a certain moment you reach a limit and say to yourself: “No, I won’t continuously beat my head against the same wall”. If one has a strong enough head, that’s great, I really respect it, but being responsible for myself, it happens so that I look for an environment which would be friendlier, and where I could, I think, do many good things.

Nowadays it’s on the internet that the exchange of ideas takes place. You can’t isolate any place any more.

– And may a revolution in the Catholic Church take place because of the internet?

– And do you really think the Catholic Church is different from any other spiritual dictate? I think it’s very similar in this respect. What I mean here in the first place is the institution, because I wouldn’t like to insult the people in the Roman Catholic Church, sometimes truly great, brilliant people, yet the institution is based upon the rule of spiritual dictate. But the history teaches us that when people start to gather, in either the real life and the virtual reality, and really exchange views, the spiritual dictate has to change some time. Perhaps not fall immediately, but change, and I really believe it. Only, you know, there is something strange about the Polish people, because they will complain on those priests, and then…

– … go tamed to the vicar about a wedding, a funeral, kiss his hand, and so on. But I prefer the more optimistic conclusion, which is that change is nonetheless possible. Thank you very much.

 

]]>
/?feed=rss2&p=4256 1
Kościół rzymskokatolicki ulega obsesji seksu /?p=4247 /?p=4247#comments Thu, 17 Mar 2011 00:17:28 +0000 /?p=4247 Continue reading ]]> Zainteresowanie radia Tok Fm naszymi przemyśleniami trwa, i nie ma co ukrywać, że bardzo nam ono pochlebia, aczkolwiek trzeba niestety dodać, iż wczorajsza rozmowa Pradusza z Anną Laszuk miała bardzo smutny powód. 5 marca, po ciężkiej chorobie nowotworowej, odeszła Daria Chmielewska, założycielka portalu www.lesbijka.net, uczestniczka akcji „Nienawiść Boli”. W ubiegły piątek odbyła się w Warszawie msza żałobna za zmarłą, w czasie której kaznodzieja uznał za stosowne uświadomić obecnym, iż miłość pomiędzy dwoma kobietami jest „grzeszną miłością”. Kilkoro znajomych Darii Chmielewskiej wyszło z kościoła w trakcie kazania. Poniżej zamieszczamy rozmowę w radio Tok Fm oraz jej transkrypt. Posłużyliśmy się przy tym transkryptem, które radio zamieściło na swojej stronie, uzupełniając go nieco, ale z zachowaniem cokolwiek „chropawego”, mówionego stylu.

Anna Laszuk: Komentarze Radia Tok Fm, Anna Laszuk, z nami jest Jarosław Kubacki, teolog, duszpasterz, współautor bloga Don’t Shoot the Prophet, czyli Nie strzelaj do proroka, dzień dobry.

Jarosław Kubacki: Dzień dobry.

– Chciałam z panem porozmawiać o tym, jak to bywa z traktowaniem osób homoseksualnych i samego homoseksualizmu czy w ogóle innych orientacji seksualnych w różnych Kościołach. Jak się dowiedziałam, jest pan anglikaninem w Kościele starokatolickim.

– Tak, to jest może trochę skomplikowane, ale tak się określam, rzeczywiście.

– Jest Pan też duszpasterzem, czy pastorem, jestem bardzo ciekawa pana perspektywy, bo w Kościele katolickim w Polsce to się zwykle odbywa tak samo … Pretekstem do naszej rozmowy jest wydarzenie sprzed kilku dni, kiedy to działaczki warszawskich środowisk lesbijskich zamówiły mszę żałobną za swoją niedawno zmarłą koleżankę, chciały ją pożegnać. Usłyszały kazanie księdza ex cathedra, które zraniło ich uczucia. Ciekawa jestem, co pan o tym sądzi?

– Zacznijmy od tego, że tę historię znam wyłącznie z Facebooka, tudzież linków do Facebooka załączonych, które przeczytałem. Ale to, co przeczytałem, napawa mnie niesamowitym wstydem, jako chrześcijanina, jako duszpasterza. Traktuję to jako osobisty cios. Z tego powodu, że pogrzeb, pożegnanie z kimś, to jest taki moment, kiedy obowiązkiem nas wszystkich, a dla ludzi wierzących także obowiązkiem wiary, obowiązkiem religijnym jest oddanie danej osobie czci. To nie znaczy, że o tej osobie zawsze można mówić tylko w sposób dobry, bo ludzie są wielowymiarowi. Mnie się również zdarzało prowadzić pogrzeby, na których naprawdę wiedziałem, że jeżeli nie wspomnę w sposób krytyczny o jakichś aspektach danego człowieka, to będę po prostu niewierny sobie. Natomiast nie ma nigdy człowieka, o którym da się mówić tylko w sposób krytyczny, i powiem coś takiego, co być może niektórych słuchaczy zdziwi. Pierwsza myśl, gdy zacząłem czytać o tym, co się wydarzyło na pogrzebie Darii Chmielewskiej, była taka, że Kościół rzymskokatolicki bardzo często zarzuca współczesnym ludziom obsesję seksu – że myślą tylko o seksie.

– To prawda.

– Muszę przyznać, że ja jeszcze nie spotkałem człowieka, który uległby takiej obsesji. Znam natomiast taką wspólnotę, która jest poddana kompletnej obsesji seksu, jest to Kościół rzymskokatolicki. Jeżeli na pogrzebie kobiety, która przez całe życie stara się działać na rzecz ludzkiej godności, tolerancji, zrozumienia, praw, przeciwko dyskryminacji jedyne co ci przychodzi do głowy jest wysunąć na czoło temat tego z kim spała, to ktoś tu ma obsesję…

– Zastanawiam się, gdzie się Pan wychował, skoro jako osoba wierząca ma pan taki jednoznacznie mocny pogląd. Mam wrażenie, że większość duchownych żyjących w Polsce, wychowanych w tym klimacie ideologicznym i religijnym zdziwiłyby Pana słowa…

– Wychowałem się w Polsce. Ale to, że rozmawiamy ze sobą przez telefon, i jestem w tej chwili, a właściwie od kilkunastu lat, w Holandii, to ma też coś wspólnego z tymi poglądami, dlatego że w Polsce, niezależnie od Kościoła czy tradycji stosunek do ludzi o orientacji homoseksualnej jest mniej lub bardziej negatywny. Niewiele jest wspólnot chrześcijańskich w Polsce, które patrzą na to inaczej. Próbowałem jako młody, gniewny student teologii coś zmienić (jak się ma dwadzieścia parę lat, to się wydaje człowiekowi, że może zmienić bardzo dużo). Nie udało się. To był jeden z powodów mojego wyjazdu z Polski, tak że zdaję sobie sprawę z tego, że sytuacja w Polsce jest ciężka. Ale nie jest to tylko polska specjalność, ani wyłącznie rzymskokatolicka. Kilka tygodni temu zamordowano w Ugandzie aktywistę gejowskiego Davida Kato, pisaliśmy o tym na naszym blogu. W trakcie jego pogrzebu wydarzyło się dokładnie to samo.

– Polska i Uganda obok siebie…

Anna Laszuk

– To jest kawałek prawdy. Tej prawdzie trzeba spojrzeć w oczy. Podobieństwa, oczywiście tylko pod pewnymi względami, istnieją. W końcu tam mieliśmy do czynienia z morderstwem z powodu orientacji, a w Polsce na szczęście raczej się z tego powodu nie morduje. Jednak stosunek duchowieństwa, Kościoła, instytucji kościelnej jest bardzo podobny.- Jak to wygląda w Holandii?

– Holandia jest mozaiką wyznaniową. 50 proc. Holendrów nie należy w ogóle do Kościoła. Pozostali to przedstawiciele bardzo różnych grup. Ja jestem członkiem Kościoła starokatolickiego, bo jeśli się jest anglikaninem, to można znaleźć przytulisko w Kościele starokatolickim, który znajduje się w pełnej komunii z Kościołem anglikańskim. Kościół starokatolicki w pewnym momencie zdecydowanie otworzył się na osoby homoseksualne, biseksualne, transgender. To otwarcie wynikało z przekonania, że nie jest rolą Kościoła dokonywać tutaj rozstrzygających ocen. Poglądy są różne, również w Kościele, i dlatego Kościół nie ma prawa przemawiać ex cathedra.

– To niesamowite, że istnieją Kościoły, które potrafią sobie same odmówić takiego prawa. Kościół katolicki do nich nie należy

– W każdym Kościele istnieje tendencja do absolutyzowania samego siebie. Pewien mój znajomy, zresztą rzymskokatolicki kapłan, dominikanin, lubił mawiać: “Jezus przyszedł na ziemię, głosił nadejście Królestwa Bożego i wtedy pojawił się Kościół”. No i Kościół ma tendencje do postrzegania siebie jakby był już tym Królestwem Bożym, jakby już wszystko wiedział, jakby się już wszystko spełniło i w ogóle było ok i należałoby tylko ten pogrążony w grzechu i rozpuście świat jakoś tam pouczać, zawsze z punktu widzenia tego, że my wiemy lepiej. Ale tak nie jest, Kościół jest w drodze i musi mieć odwagę, aby przyznać, że jest w drodze i może również zmieniać poglądy na pewne tematy. Powiedzmy na przykład, że przez wieki, z Biblią w ręku, uzasadniano chociażby niewolnictwo. To są fakty.

– I były odpowiednie cytaty na potwierdzenie?

– Ależ oczywiście, że tak! Co więcej, przyglądałem się dyskusjom na ten temat prowadzonym na przełomie XVIII i XIX wieku. Używano dokładnie tych samych argumentów: “Chcesz być mądrzejszy od Biblii, od Słowa Bożego? Bóg dopuszcza niewolnictwo w Piśmie Świętym, więc jak wielka jest twoja pycha, że uważasz, iż możesz powiedzieć o tym coś sensownego i innego, niż napisane w Słowie Bożym?”. To jest historia, która powtarza się nieomalże w stu procentach. Dlatego Kościół musi mieć odwagę do przyznania się, że zmienia poglądy, że jest w drodze.

– Tylko z polskiego Kościoła wszyscy, którzy tak myślą, odchodzą albo wyjeżdżają do innych krajów.

– Nikomu nie można narzucić obowiązku bycia przez długi czas w atmosferze, która mu nie sprzyja.  Można mieć do siebie pretensje, ja czasami też ją do siebie mam, że, nie będąc katolikiem (bo w Polsce byłem protestantem, członkiem Kościoła reformowanego, który skądinąd należy na polskie warunki do bardzo otwartych Kościołów), w pewnym momencie podjąłem taką a nie inną decyzję. Można mieć o to do mnie pretensje, i ja ją czasem miewam do siebie.  Ale z drugiej strony każdy z nas jest odpowiedzialny za to, co sam ma w ręku, za ten kawałek życia. W pewnym momencie osiąga się pewną granicę i mówi sobie: „Nie, ja nie będę się non stop rozbijał o tę samą ścianę”. Jeżeli ktoś ma na to odpowiednio twardą głowę, to świetnie, ja naprawdę traktuje to z wielkim szacunkiem, ale sam jestem odpowiedzialny po prostu za siebie i dlatego niekiedy zdarza się tak, że szukam środowiska, które byłoby bardziej życzliwe, i w którym mógłbym, jak sądzę, zrobić wiele dobrych rzeczy.

W dzisiejszych czasach internet jest takim miejscem, gdzie następuje wymiana idei. Takich mateczników czy zaścianków nie da się już utrzymać.

– A rewolucja w Kościele katolickim może zaistnieć przez internet?

A sądzi Pani, że Kościół katolicki jest inny niż każdy inny dyktat duchowy? Ja myślę, że pod tym względem jest bardzo podobny. Myślę tutaj przede wszystkim o instytucji, bo nie chciałbym, broń Boże, obrażać w jakikolwiek sposób po prostu ludzi w Kościele rzymskokatolickim, często naprawdę świetnych, wspaniałych ludzi, ale instytucja jest oparta na zasadzie duchowego dyktatu. Jednak duchowy dyktat, to pokazuje historia, kiedy ludzie zaczynają się zbierać, czy to w „realu”, czy wirtualnie, i rzeczywiście wymieniać poglądami, musi się kiedyś zmienić. Może nie od razu upaść, ale musi się zmienić, ja w to naprawdę wierzę. Tylko, wie Pani, jest coś takiego dziwnego z Polakami, że będą sobie na tych księży narzekać, a potem…

–  …pójdą grzecznie do księdza proboszcza w sprawie ślubu, pogrzebu, pocałują w rękę i tak dalej. Ale wolę tę bardziej optymistyczną puentę, czyli że zmiana jednak jest możliwa. Bardzo dziękuję.

]]>
/?feed=rss2&p=4247 0
Przeciw małżeństwu? /?p=4095 /?p=4095#comments Sat, 26 Feb 2011 02:06:00 +0000 /?p=4095 Continue reading ]]> Znajoma zapytała mnie niedawno dlaczego „polubiłem” na Facebooku stronę o nazwie „Anti-Marriage” (Przeciw małżeństwu). Chociaż nie była to w mojej intencji żadna poważna deklaracja, odpisałem próbując wyjaśnić swoje stanowisko w tej sprawie. Ponieważ od jakiegoś czasu planowałem opublikowanie na ten temat czegoś na blogu, zdecydowałem się skopiować moją wiadomość: oczywiście za zgodą znajomej. Moim celem nie było stworzenie dogłębnego studium tej kwestii, a tylko wyrażenie osobistego poglądu, który oczywiście zawiera wiele uproszczeń i dygresji na temat równości i zagadnień genderowych. Mam nadzieję, że to, co chcę powiedzieć, będzie dostatecznie zrozumiałe.

Jest prawdą, że nie przepadam za pewnymi aspektami instytucji małżeństwa. Nie czyni mnie to jednak aktywnym jego przeciwnikiem ani nikim podobnym, ale sądzę po prostu, że nie jest to aż tak wspaniały wybór życiowy. I znów, to nie oznacza, abym był przeciwny temu, co obecnie z nim kojarzymy: miłości, wzajemnemu wsparciu, wierności, zaufaniu itd., ale raczej tego, czym ono było (i niekiedy jest wciąż nawet dziś), to znaczy instytucją, która przez wieki cementowała tradycyjną nierówność płci i stanowiła przede wszystkim społeczną, ekonomiczną i rodzinną umowę bardziej niż to romantyczne zobowiązanie, które widzimy w nim w dzisiejszych czasach. Była to w pewnym sensie uprawniona forma handlu ludźmi – kobieta stawała się własnością męża po tym, gdy wyszła spod opieki ojca. Tak więc był to przede wszystkim kontrakt zawierany przez rodziny, rodzaj wymiany.

Jerzy Nowosielski, "Kobiety na statku"

Wymiar religijny małżeństwa jest właściwie bardzo podobny, ponieważ jego charakter sakramentalny stanowił jedynie dodatek do tego, co było jego istotą, coś wymyślonego dla potwierdzenia tego kontraktu przez silny autorytet zewnętrzny (zresztą dopiero stosunkowo niedawno określono je jako „sakrament” – było wielu Ojców Kościoła, którzy nie uznawali go za taki, i jest to także mój „teologumenon” – opinia teologiczna, która, jak wierzę, jest całkowicie ortodoksyjna. Słowa „sakrament” używam w jego formalnym znaczeniu, odnoszącym się do „siedmiu sakramentów” czy jakiejkolwiek innej, określonej doktrynalnie ich liczby). Miłość nie odgrywała tutaj dużej roli, była raczej czymś, czego poszukiwało się poza małżeństwem (jak w wypadku rycerza adorującego swoja damę, która rzadko, jeśli w ogóle, bywała jego żoną).

Według mnie istnieją (przynajmniej) trzy podstawowe modele relacji pomiędzy płciami i rolami genderowymi: hierarchiczny, komplementarny i egalitarny. W większości kultur antycznych (jeżeli nie we wszystkich), włączając w to grecką i hebrajską, z których zrodziło się chrześcijaństwo, pierwszy był zdecydowanie dominujący. Polega on na przekonaniu, że mężczyźni są ontologicznie „lepsi” od kobiet w tym sensie, że są po prostu bardziej ludzcy; hebrajska, a później chrześcijańska, mitologia kojarzyła to z biblijna wizją początków ludzkości, która (interpretowana w ten sposób) mogła sugerować, że mężczyźni są nosicielami pełniejszego obrazu Bożego. Dlatego są oni jedynymi istotami ludzkimi, które były zdolne do pełnego spektrum ludzkich zachowań, zarówno w ich wymiarze intelektualnym, jak i duchowym, a więc tego, co uważano za sferę podobieństwa Bożego (jeżeli nie byli oni w ogóle JEDYNYMI istotami ludzkimi – pewien synod w VI w. debatował nad tym, czy kobiety są ludźmi, ostatecznie przyznając, że są. Było to jednak przyczyną kontrowersji).

Co interesujące, jeśli wziąć pod uwagę nasze współczesne spojrzenie na małżeństwo – jako głęboki, uczuciowy, intelektualny i duchowy związek pomiędzy dwoma równymi stronami – i spróbować znaleźć jego starożytny odpowiednik, okaże się, że to przyjaźń pomiędzy dwojgiem mężczyzn stanowi najbardziej podobny typ relacji, który moglibyśmy znaleźć: zarówno na przykładzie greckich filozofów, jak i bohaterów biblijnych. W kulturze greckiej nawet erotyczna relacja zyskiwała spełnienie pomiędzy dwoma mężczyznami i była postrzegana jako „wyższa” czy „lepsza” od związku z kobietą, ponieważ ten nie mógł zawierać elementu wymiany duchowej (kobiety uważano za niezdolne do tego) i jako taki nie mógł być niczym innym niż wyrazem konieczności podtrzymania rodu oraz powierzchownego pociągu fizycznego. Z kolei kultura hebrajska nie dopuszczała tego jako pogwałcenia godności tych mężczyzn, którzy „leżą jak kobieta” (co wynika z hebrajskiego słowa na określenie aktu seksualnego pomiędzy osobami tej samej płci). Moim zdaniem bardzo ważne jest podkreślanie związku pomiędzy obroną praw kobiet i praw osób LGBT. Jak wyjaśniłem powyżej, uprzedzenia w stosunku do męskiego homoseksualizmu wynikały z przekonania, że penetracja uwłacza mężczyźnie, który jest zrodzony jako istota lepsza, bardziej święta, pełniejsza aniżeli kobieta. Stary Testament nie wspomina w ogóle o aktach seksualnych pomiędzy kobietami, ponieważ jego autorzy nie uważali, aby ten „podlejszy rodzaj” był w stanie zbezcześcić ludzką naturę w takim stopniu jak mogli to uczynić mężczyźni, obdarzeni pełnią boskiego obrazu. Nawet w dzisiejszych czasach jest oczywiste, że większość wyrażanej w naszej kulturze pogardy skierowana jest ku homoseksualnym mężczyznom i przeważają w niej odniesienia do ich czynności seksualnych. We wciąż bardzo patriarchalnej i seksistowskiej kulturze kobiet nie traktuje się poważnie, także wtedy, gdy chodzi o pogwałcenie norm społecznych. Ostatnio przypomniał mi o tym pewien skandal, który miał miejsce w Polsce. Poseł partii rządzącej stwierdził „… ale z lesbijkami… to chętnie bym popatrzył”. Posądzono go o homofobię i uprzedzenia, co zapewne jest w tym wypadku prawdą, ale nie na tym polega rzeczywisty problem. Rzeczywistym problemem jest to, że najwyraźniej jest on przekonany, iż tylko mężczyźni są wystarczająco poważni, by ich krytykować, oskarżać, potępiać. Kobiety to zabawki, którymi można się cieszyć, a nie osoby, którym należy się ta sama uwaga, zarówno w sensie pozytywnym jak i negatywnym, aprobata i potępienie. Nadal, po paru tysiącach lat, homoseksualizm podlega osądowi z perspektywy mężczyzny: potępiamy naszych „braci w męskości” i naśmiewamy się z nich z powodu ich „zniewieściałości” i tego, że „nie są prawdziwymi mężczyznami”, a co do kobiet… no cóż, szukamy raczej przycisku „play” na tej erotycznej stronie, którą mamy na swoim monitorze (co ten poseł musiał często robić!). Słyszałem jak działaczki na rzecz kobiet mówiły, prawdopodobnie z obawy przed byciem kojarzonymi z czymś „obrzydliwym”, że „kwestia kobieca” nie ma nic wspólnego z „kwestią gejowską”. To błąd i im szybciej zdamy sobie z tego sprawę, tym lepiej, bo obydwie zakorzenione są w tym samym kontekście kulturowym.

Jerzy Nowosielski, "Wewnętrzna plaża"

Powróćmy jednak do małżeństwa. W przeciwieństwie do tego, czego naucza dzisiaj Kościół (mam tutaj na myśli przede wszystkim Kościół rzymskokatolicki, który jest wiodącym obrońcą „świętości małżeństwa”), małżeństwo nie zawsze było wyrazem współczesnej wizji „komplementarnej”, w ramach której kobiety nie są ontologicznie gorsze od mężczyzn, ale jedynie inaczej definiuje się ich role. Ostatecznie pozostają one nadal poddanymi swoich mężów, tylko usprawiedliwia się to za pomocą innych argumentów, możliwych do zaakceptowania dla nowoczesnej świadomości ludzkiej. Wizję tę rozwinięto dopiero bardzo niedawno, ale kościelna propaganda jest w stanie zaprezentować wszystko jako dawne i niezmienne, i tak też stało się w wypadku małżeństwa, przez co ta cicha rewolucja, z którą musiał pogodzić się nawet Kościół, została zamaskowana. Tak więc Kościół naucza teraz, że mężczyźni i kobiety potrzebują siebie nawzajem, aby „wzrastać w człowieczeństwie”, wymieniać się swymi atrybutami, których druga strona nie posiada, a wszystko to w ramach uświęconej instytucji. A jednak przez wieki było nie do pomyślenia, aby mężczyźni potrzebowali kobiet do czegokolwiek – a już na pewno nie, by dopełniały ich człowieczeństwo, ponieważ byli oni bardziej ludzcy, i to jedynie kobiety mogły „zyskiwać” na takiej relacji, nigdy zaś na odwrót. To bez wątpienia postęp, jednak ciągle nie zgadzam się ani z wizją „hierarchiczną” ani z „komplementarną”. Nawet mimo tego, że małżeństwo stosowane jest na oznaczenie różnych rodzajów relacji i to od ludzi zależy, który model chcą realizować w życiu, nie wybrałbym tej formy zobowiązania ze względu na to, czym była w przeszłości. Dla niektórych może być ona formą właściwą i naprawdę nie mam najmniejszego zamiaru krytykować czyichkolwiek wyborów: ludzie mają prawo wybierać symbole i „ramy”, które, jak sądzą, pomogą im osiągnąć cele jakie sobie stawiają. Po prostu sądzę, że niewłaściwe jest opowiadanie się za instytucją z taką historią (i dążenie do bycia w nią włączonym/włączoną, jak czyni to wielu aktywistów gejowskich: nie dlatego, iżby równość nie była ważna, bo jest i ja ją w pełni popieram, ale dlatego, że, jak sądzę, można zbudować coś pozytywnego bez odwoływania się do dawnych instytucji i bez wspierania ich dość niesławnej przeszłości. Zamiast zmieniać, ulepszać całe spektrum norm społecznych, marzą oni tylko, jak się wydaje, o miejscu dla siebie w wyznaczonych przez nie ramach, co zresztą często skutkuje znaczną nietolerancją i uprzedzeniami z ich własnej strony). Na koniec wreszcie (jest to jedynie osobista opinia na osobisty użytek), uważam, że małżeństwo nie powinno było stać się „sakramentem”, ponieważ miłość sama stanowi sakrament i nie potrzeba żadnego zewnętrznego „uświęcenia”, aby uczynić związek świętym, gdy jest ona obecna, ani nie może ono uświęcić go, gdy jej brak. Kościelne błogosławieństwo i partnerstwo cywilne tworzą w mojej opinii doskonałe ramy. Partnerstwo to przynajmniej coś, co kojarzymy z równością, współpracą i wzajemnymi ofiarami, podczas gdy wydaje się, że małżeństwo z całą swoją historią wskazuje w innym kierunku… Jest też jeszcze jeden ważny argument: w końcu zakończylibyśmy kontrowersję wokół (nie-)uznawania małżeństw homoseksualnych przez Kościół. Tak więc, biorąc pod uwagę rewolucję, która miała miejsce w odniesieniu do sposobu w jaki ludzie postrzegają relacje i równość, jak też to, jakie grupy ludzkie mają do nich prawo, mam ochotę zapytać: czemu wlewać nowe wino do starego bukłaku?

Raz jeszcze, nie mam zamiaru obrażać tych, którzy decydują się wziąć ślub i wierzą w symbolikę małżeństwa – jako reprezentującą miłość, zaangażowanie, wierność i równość – ani też nie twierdzę, że robią coś złego. Uważam również, że prawa z tym związane powinny być udzielone wszystkim, łącznie z homoseksualistami. Moje wątpliwości dotyczą raczej tych, którzy angażują się w różne kampanie na rzecz praw gejów i wydają się przeznaczać całą swoją energię na kwestię „małżeństw”, zamiast walczyć o konkretne prawa i próbować budowania czegoś pozytywnego, nowego i unikatowego, a nie przysposabiać dawny, tradycyjny skrypt kulturowy.

]]>
/?feed=rss2&p=4095 0
Anti-Marriage? /?p=4074 /?p=4074#comments Fri, 25 Feb 2011 22:16:41 +0000 /?p=4074 Continue reading ]]> A friend asked me recently why I “liked” a page on Facebook called “Anti-Marriage”. Though it was not meant to be a serious statement, I tried to explain my attitude to that issue. Since I’ve been planning to write something on the topic anyway, I decided to reproduce what I wrote there on the blog: by consent of the friend, of course. It was not intended to be a thorough study of the problem, but merely an expression of my personal viewpoint, which, obviously, contains many simplifications and slightly off-topic reflections on equality and gender issues. I hope, nonetheless, that my point will be understandable enough. Here it follows.

It is true that I dislike certain aspects of the institution of marriage. It doesn’t make me, however, an anti-marriage activist or anything similar, I just think it’s not that great a life choice. There again, it doesn’t mean I oppose what we associate with it nowadays: love, support, fidelity, trust, etc., but rather what it used to be (and sometimes continues to be even today), i.e. an institution which has been cementing the traditional sex inequality for centuries and was chiefly a social, economic and family contract rather than the romantic commitment people tend to see in it nowadays. It was a legitimate form of human trade, in a sense – a woman would be made her husband’s possession after being released from her father’s care, so it was primarily a contract between families, an exchange.

"Women on a ship" by Jerzy Nowosielski

The religious dimension of marriage is actually very similar, because its sacramental character was only an addition to what was the core of it, something designed to confirm the contract by a strong external authority (and it was only considerably late that marriage was labelled a “sacrament” – there were many fathers of the church who didn’t consider it to be one, and this is also my “theologumenon” – a theological opinion, which, I believe, is perfectly orthodox. By “sacrament” I mean the formal understanding of the word, one used in regard to the “seven sacraments” or other defined, doctrinal numbers). Love didn’t play a big role there, it was rather what one sought outside of marriage (like a knight adoring his lady, who was rarely, if ever, his married wife).

I think there are (at least) three basic models of relations between the sexes and the gender roles: hierarchical, complementarian and egalitarian ones. In most (if not all) ancient cultures, including the Greek and Hebrew ones, of which Christianity was born, the first one was definitely dominant. It consists in the belief that men are ontologically “better” than women in the sense that they are simply more human: the Hebrew and later Christian mythology associated it with the Biblical vision of the beginnings of humankind, which (interpreted this way) may suggest that men bare a fuller divine image. Men are thus the only human beings who are capable of the full spectrum of human activities in the intellectual and spiritual dimensions, and hence what was considered the sphere of divine likeness (if not even THE ONLY human beings – one synod in the 6th century debated whether women are humans, and eventually agreed they are. It was controversial, though).

Interestingly, if we took the way we see marriage nowadays – as a profound, emotional, intellectual and spiritual relationship between two equal parties – and tried to look for its ancient equivalent, I’d turn out that a friendship of two men would be the most similar type of relationship we could find: in both the example of Greek philosophers and Biblical heroes. In the Greek culture even an erotic relationship was fulfilled between two men and thought of as “higher”, “better” than one with a woman, since the latter couldn’t involve a spiritual exchange (women were considered incapable of it) and could be nothing more than an expression of reproductive necessity and shallow physical attraction. The Hebrew culture, on the other hand, didn’t allow it, because it was considered a violation of the dignity of men (those who had to “lay like a woman”, which is the implication of the Hebrew word denoting a homosexual act). I believe it is very important to emphasise the link between advocating women rights and the rights of the LGBT persons. As I explained above, the prejudice against (male) homosexuality originated from the belief that an act of penetration is demeaning for men, who were born as better, holier, fuller beings than women. The Old Testament doesn’t mention lesbian sexual activities at all, because its authors didn’t consider “the inferior kind” to be able to profane the human nature in the degree men, granted the full divine image, could. Even nowadays it is obvious that most of the contempt expressed in our culture is directed towards male homosexual persons, and includes mostly references to their sexual activities. In a still very much patriarchal and sexist culture, women are not treated seriously, also when it comes to violating social norms. Recently, a scandal in Poland reminded me about this. One Member of the Parliament from the ruling party remarked that “… but about lesbians… I’d very much like to watch”. Now, he was accused of homophobia and prejudice, which is probably true in his case, but that’s not what I think is the real problem. The real problem consist in his apparent conviction that only men are serious enough to be criticized, accused, condemned. Women are toys one can enjoy, rather than persons who should be granted the same attention, both positive and negative, approving and condemning. Still, after a few thousand years, homosexuality is judged from a male perspective: we condemn our “male brothers” and make fun of them because of their “feminisation” and “not being true men”, but women…  well, we look for the play button on the pink site we have open (that MP must have done it plenty!). I heard women activists say, probably in fear of being associated with something “filthy”, that the “women issue” has nothing to do with the “gay issue”. That is wrong and the sooner we realise it the better, because it’s all rooted in the same cultural context.

"The inner beach" by Jerzy Nowosielski

Let’s come back to marriage, though. Contrary to what the church teaches today (by “the church” I mean mostly the Roman Catholic Church which is the leading defender of “the sanctity of marriage”), marriage has not always been an expression of the contemporary “complementarian” vision – one that doesn’t see women as ontologically inferior to men, but only differently defines they roles. In the end they are subject to their husbands anyway, but it’s justified by other arguments, acceptable for modern human consciousness. It was developed only very recently, but the church’s propaganda can present anything as ancient and unchangeable, and it happened so in the case of marriage, concealing the “silent” revolution that even the church had to comply with. So the church preaches now that men and women need one another to “grow in humanity”, sharing their attributes – which the other doesn’t have – in the framework of a sanctified institution. It has been unthinkable for centuries, though, that men need women for anything – and especially that they need them to “complete” their humanity, because men were more human than women, and it was women who could “profit” from such a relationship, never the other way round. It’s a progress, undoubtedly, but I still disagree with both the “hierarchical” and the “complementarian” vision, and even though marriage is employed today also to signify all kinds of relationships and it’s up to people which model they prefer to realize in life, I think I wouldn’t like to choose this form of commitment because of what it had been before. It can work for some and I really don’t have the slightest intention to criticise anyone’s choices: people are entitled to choose symbols and “frameworks” they think help them achieve their aims. I just believe it’s not a right decision to choose an institution of that history (and to pursue it, as many gay activists do: not because equality doesn’t count, for it does and I fully support it, but because I think they could start something positive without referring to the old institutions, and, funnily enough, backing their quite infamous past. Instead of remodelling, improving the whole spectrum of social norms, they seem only to desire a place within them, which often results in much intolerance and prejudice of their own). And, in the end, I think (that’s only a personal opinion for personal use too) that marriage shouldn’t be made a “sacrament”, because love is a sacrament in itself and an external “sanctification” is neither needed to make a relationship sacred when it’s present, nor can make it sacred when it’s absent. A church blessing and a civic partnership make a perfect framework in my opinion. A partnership is at least something you associate with equality, cooperation and mutual sacrifices, while marriage, with all its history, tends to point in another direction… And there is another important argument: we would finally stop the controversy over gay marriages (not) being recognised by the church. So: considering the revolution that took place in regard to the way people perceive relationships and equality, as well as the groups of people entitled to have them, I’m tempted to ask: why pour new wine into an old wineskin?

Once again, I don’t intend to offend those who decide to marry each other and believe in the symbolism of marriage – as representing love, commitment, fidelity and equality – neither to say that they do anything wrong. I also believe the rights associated with it should be granted to everyone, including the homosexual persons. My doubts are aroused rather by those who get involved into various gay-rights campaigns and seem to put all their energy to win “marriages” instead fighting for concrete rights and trying to build something positive, new and unique instead of assimilating the old, traditional cultural script.

]]>
/?feed=rss2&p=4074 0
Moralność, morderstwo i David Kato /?p=3869 /?p=3869#comments Sat, 05 Feb 2011 23:55:20 +0000 /?p=3869 Continue reading ]]> Kilka dni temu PW Pierre Whalon, biskup Konwokacji Kościołów Episkopalnych w Europie, wystosował następujące oświadczenie w związku ze śmiercią Davida Kato Kisule (kilka dni wcześniej opublikowaliśmy oświadczenia NPW Rowana Williamsa i Katharine Jefferts Schori na ten temat):

David Kato zapłacił najwyższa cenę za bycie homoseksualistą w Ugandzie. Lider Mniejszości Seksualnej w Ugandzie, organizacji, która próbuje zmienić opinię współobywateli na tematkaszalot lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transgenderowych, został zamordowany w swoim domu w Mukono 26. stycznia. W październiku zeszłego roku gazeta o zasięgu krajowym wskazała go jako “naczelnego homoseksualistę”. Ludzie na całym świecie protestowali, również dzisiaj w Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Strach i nienawiść, które natchnęły zabójców Davida nie ograniczają się wyłącznie do ludzi niewykształconych. Niedawno pewien parlamentarzysta zaproponował ustawę, która uczyniłaby ze stosunków homoseksualnych przestępstwo karane w pewnych wypadkach śmiercią. Kościoły w Ugandzie nie spieszyły się z działaniem. Co więcej, relacje z pogrzebu Davida Kato potwierdzają, że pewien anglikański kapłan głośno zakłócił nabożeństwo, potępiając „bezbożność”, co doprowadziło do tego, że mieszkańcy wioski odmówili pochowania ciała. Przyjaciele musieli zawlec je do grobu i pochować samemu.

Byłoby łatwo wskazać palcem na „tych Ugandyjczyków”, ale nie możemy zwolnić nas samych od odpowiedzialności. Osoby homoseksualne wciąż stanowią cel przemocy w Europie i Azji, jak również w obydwu Amerykach. Nie wystarczy domagać się prawa do życia w wolności od strachu i nękania, aczkolwiek jest to konieczne. My chrześcijanie musimy pójść dalej.

Naśladowcy Jezusa mają starać się żyć życiem nowego rodzaju, które pozwala nam, między innymi, pokonywać nasz strach i nienawiść do „Innego” – jakikolwiek by ten Inny nie był. Tak musi być, aby uczcić Boga, który stał się jednym z nas, abyśmy mogli stać się jak Bóg (2 Piotr 1:3-9). Jezus, ten najwyższy Inny, przyszedł, abyśmy odrzucili Go w strachu i nienawiści i zabili. W swojej śmierci i zmartwychwstaniu pokonał strach radością, rozproszył nienawiść miłością i pokonał śmierć życiem wiecznym, dla ciebie i dla mnie. Przez moc Jego Ducha, daną nam w chrzcie, możemy i musimy dać Innemu nie tylko sprawiedliwość, ale i miłość.

Bóg nie boi się, ani nie nienawidzi ludzi. Ci, którzy nazywają się chrześcijanami, również nie mogą tego czynić, i ciągle pozostawać „dziećmi Bożymi” (1 J 4:20-21). Jeśli my, chrześcijanie, nie potrafimy najpierw żyć tym nakazem ewangelicznym, próbować odnosić się do jakichkolwiek pytań dotyczących świętości życia czy moralności jest głupotą, pogonią za wiatrem.

]]>
/?feed=rss2&p=3869 0