John Donne jest, rzecz jasna, jednym z najsłynniejszych poetów Anglii. Swoją sławę zawdzięcza różnym dziełom. Jego najsłynniejsza wypowiedź to “nigdy nie pytaj komu bije dzwon, bije on tobie”. Dziś, w jego święto, interesuje mnie jednak jego konwersja z rzymskiego katolicyzmu na anglikanizm.
Donne urodził się i wychował w Kościele katolickim. Od jedenastego roku życia kształcili go jezuici. Ponieważ było to w szczytowym okresie panowania Elżbiety Wielkiej, którą papieże wielokrotnie starali się usunąć z tronu, bycie katolikiem było de facto dość niebezpieczne. To jednak nie skłoniło Donne’a to zmiany Kościoła, nawet w najmniejszym stopniu. Miał miejsce natomiast kryzys wiary po tym, gdy jego brat zmarł w więzieniu, w którym przebywał za udzielenie schronienia wyjętemu spod prawa księdzu. Na jakiś czas, jak się wydaje, Donne utracił wiarę w Boga.
Powrócił do wiary, jak sądzę, przez uprawianie poezji. Jego dzieła z tego okresu to przede wszyskim satyry i mnóstwo erotyków. Po latach Donne napisał kilka pamfeltów antykatolickich, co świadczy o jego pełnej konwersji do Kościoła Anglii. Ostatecznie pod naciskiem króla Jakuba przyjął święcenia i został dziekanem katedry św. Pawła w Londynie, którą to funkcję sprawował aż do śmierci.
Co właściwie oznacza konwertować z Kościoła rzymskokatolickiego do innego, zwłaszcza anglikańskiego? Jest to droga, którą sam przeszedłem przed laty. Gdy zostałeś wychowany w przekonaniu, że Kościół katolicki to prawdziwa wiara, a wszystkie inne mają jakieś niedostatki, i że konwerska narazi cię na ogień piekielny, jest to trudny przeskok! Istotą sprawy jest oczywiście utrata wspólnoty z papieżem, albo, jak my go nazywamy, biskupem Rzymu. To jest cecha specyficzna katolicyzmu w porównaniu ze wszystkimi innymi tradycjami chrześcijańskimi, że prawomocność życia Kościoła lokalnego zależy od pozostawania pod władzą papieską.
Moja droga wyjścia z rzymskiego katolicyzmu rozpoczeła się, gdy miałem dziewięć lat. Chorowałem na przewlekłe zapalenie płuc i moja matka musiała zatrudnić opiekunkę. Nazywała się Pani James i była kwakierką. Ciekawił ją katolicyzm i, z całym swoim dziecięcym zapałem, próbowałem odpowiedzieć na jej pytania. W międzyczasie nauczyłem się trochę o kwakrach, czy, jak lepiej ich nazywać, Stowarzyszeniu Przyjaciół, kóre nie ma sakramentów. Pamiętam, że byłem wstrząśnięty. Później polubiłem Panią James. Jej mąż został zabity w czasie inwazji w Normandii w 1944 r. Nigdy nie wyszła z żałoby. Zapytałem ją kiedyś, czy dostał on medal. Na pożegnanie przyniosła jego Order Purporowego Serca [odznaczenie nadawane żołnierzom amerykańskim, którzy polegli w obronie Stanów Zjednoczonych]. Wpatrywałem się w kawałek metalu, który Pani James otrzymała w zamian za życie mężczyzny, którego kochała, i nawet wtedy wiedziałem, że właśnie pokazała mi bardzo osobisty kawałek swojego serca.
Moją religijnością wstrząsnęło to, że Pani James była najwyraźniej oddaną chrześcijanką, chociaż nie była katoliczką. To był początek moich wątpliwości na temat Rzymu.
Oczywiście, jak John Donne i tak wielu innych, miałem swoją ateistyczną fazę, gdy czytałem nowoczesnych egzystencjalistów francuskich jak Sartre, Camus, itd. Pod koniec swego życia, gdy go spotkałem, Sartre porzucił filozofię. “Żyję tylko aby palić”, oświadczył w Le Figaro. “Kto chciałby skończyć w taki sposób?”, pomyślałem. Powoli odnajdywałem swoją drogę powrotną do Jezusa i następnie odkryłem, dzięki Melindzie, mojej żonie, wówczas narzeczonej, Kościół Episkopalny.
Jak Donne i niezliczeni inni, którzy poczynili to samo odkrycie, odnalazłem ponownie wiarę katolicką. Anglikanizm jest rudymentarnym sposobem bycia chrześcijaninem, a nie ideologą. Stara się dać wierzącym konieczne minimum, którego potrzebuje każdy, aby podążać za Chrystusem. Nie rościmy sobie pretensji do posiadania pełni wiary, której nikt inny nie posiada. Mogę delektować się całym chrześcijaństwem: reformowanym, prawosławnym i rzymskim, będąc w swoim Kościele. Co jednak najważniejsze, mogę “z bojaźnią i drżeniem sprawować moje zbawienie”, jak pisze Paweł w Liście do Filipian. Nie jest konieczne, abym podzielał każdą opinię Kościoła, a jedynie, abym mógł czcić Bogu z przekonieniem i autentyzmem poprzez liturgie zawarte w Modlitewniku Powszechnym. Wraz z Biblią, Modlitewnik zawiera minimum tego, co konieczne dla życia chrześcijańskiego.
John Donne żył dobrem naszego sposobu bycia chrześcijaninem i celebrował je. Nie jest to oczywiście jedyny sposób. Oczekuję, że spotkam Panią James ponownie w niebie. Raduje się jednak z tego, że Bóg powołał mnie na biskupa Kościoła Episkopalnego w ramach Wspólnoty Anglikańskiej, abym kontynuował ten sposób oddawania czci Bogu przez Chrystusa w mocy Ducha Świętego. Oto wiara katolicka. Oto droga do nieba. Tutaj każdy może odnaleźć żywą relację z Jezusem i kroczyć z nadzieją, że wszyscy mamy udział w obietnicy życia wiecznego, zmartwychwstaniu umarłych.