Od jakiegoś czasu otrzymujemy codziennie Losungen – teksty biblijne na każdy dzień wydawane przez Jednotę Braci Morawskich (w Polsce znane pod tytułem Z Biblią na co dzień ). Oprócz fragmentu ze Starego i Nowego Testamentu, znajduje się tam również związana z nimi modlitwa. Ta przeznaczona na dziś szczególnie nam się spodobała.
Boże, Kościół jest niedoskonałym obrazem Twojego Królestwa, ale jest wszystkim, co mamy.
Pomóż nam wyjść poza nasze małostkowe różnice i egoizm, aby
stać się prawdziwym odbiciem Twojej miłości i łaski. Świat potrzebuje takiego Kościoła. Amen.
Tutaj można zaprenumerować Losungen/Daily Text Readings w wersji niemieckiej i angielskiej (wersja niemiecka zawiera jedynie teksty biblijne).
For some time we have been receiving the Losungen – Bible text for each day published by the Moravian Church (known in English as the Daily Text Readings ). Besides the readings from the Old and New Testaments, there is also a prayer related to them. We liked the today’s one exceptionally.
O God, the church is an imperfect picture of your kingdom, but it is all
we have. Help us to move beyond our petty differences and selfishness to
truly reflect your love and grace. The world needs such a church. Amen.
You can subscribe to the Losungen/Daily Text Readings in German and English (the German version contains only the readings).
Hmmm…może i tak, niby tak, chociaż, gdyby tak rzeczywiście było, że : ‘Kościół jest wszystkim, co mamy ‘, to załamałabym się… naprawdę…
Niestety tak tego ‘nie czuję’
‘Świat potrzebuje takiego Kościoła’, hmmm, a może Kościół potrzebuje świata ?
Nie, nie za bardzo podoba mi się to :(( A już myślałam, że się nie będę miała okazji ‘poczepiać’ 😉
Za wczorajszy tekst na święto Przemienienia natomiast bardzo dziękuję.
A ja znalazłam dziś stronę poświęconą Dorothy Day http://dorothydayguild.org/herwriting.htm
I taka jej wypowiedź spodobała mi się, nie na temat Kościoła co prawda, ale na temu bliski:
“…It was human love that helped me to understand divine love. Human love at its best, unselfish, glowing, illuminating our days, gives us a glimpse of the love of God for man. Love is the best thing we can know in this life, but it must be sustained by an effort of the will. It must lie still and quiet, dull and smoldering, for periods. It grows through suffering and patience and compassion. We must suffer for those we love, we must endure their trials and their suffering, we must even take upon ourselves the penalties due their sins. Thus we learn to understand the love of God for His creatures. Thus we understand the Crucifixion.”
A co to takiego ‘Kosciol’? Czy to nie sa ci ‘dwaj’ czy ‘trzej’ ‘zebrani w imie moje’? Czy ‘mamy’ cos ‘wiecej’? Wiecej niz siebie nawzajem i laczaca nas ze soba wiez? HUMAN LOVE AT ITS BEST… HUMAN THAT HELPS TO UNDERSTAND DIVINE LOVE…
Tak, sadze, ze swiat potrzebuje tak rozumianego Kosciola – wspolnoty polaczonej miloscia. Ale to w niczym nie umniejsza faktu, ze ta wspolnota nie moze zaistniec bez swiata. Wszak jest jego czastka…
Z pozdrowieniami :-),
Oj, wielu, by się z tą definicją Kościoła nie zgodziło.
Ta modlitwa do mnie nie przemawia i raczej nie przemówi, no nic nie poradzę…
Chociaż chyba dość dobrze rozumiem, o co Ci chodzi. I się zgadzam z Twoją wersją…
Jednak Losungen sobie zaprenumerowałam :-):-)!
A dziś ‘przyszło’ to:
Ich habe mir vorgenommen: Ich will mich hüten, dass ich nicht sündige mit meiner Zunge.
Psalm 39,2
Aus ein und demselben Mund geht hervor Lobpreis und Fluch. Meine Brüder und Schwestern: Das darf nicht sein!
Jakobus 3,10
I postanowiłam chwilowo ograniczyć ‘kłapanie paszczą’ tak na wszelki wypadek ! ( ha, ha … ), ale nie wiem, czy długo wytrzymam
Pozdrawiam od serca,
I może, by jeszcze coś wyjaśnić : najwięcej bólu, przykrych rzeczy w życiu doświadczyłam ze strony : ‘ludzi Kościoła’, tych, którzy uważają się za wielce i głęboko wierzących, lub po prostu ‘zaangażowanych w Kościół’. Najwięcej dobra i miłości ze strony ludzi słabo deklarujących swą ‘kościelną przynależność’ lub nawet ‘wadzących się z Kościołem’.
Dla mnie ‘Kościół to nie wszystko, co mam’… nie wiem, w jakim znaczeniu ktoś piszący tę modlitwę użył tego słowa… ot i tyle…
W niczym nie umniejszajac Twoich wlasnych doswiadczen i ich wagi, wydaje mi sie, ze chyba kazdy, kto w zyciu znalazl sie w taki czy inny sposob w poblizu koscielnej instytucji i ‘jej ludzi’, tak ma…
Mnie sie rowniez od niej/nich dostalo i spotkalem juz tylu ludzi z podobnymi doswiadczeniami. Przerazenie ogarnia i ‘rece opadaja’, gdy przypominam sobie ich opowiesci…
A jednak: Kosciol to dla mnie przede wszystkim wspolnota ludzi polaczonych ze soba (rowniez takich, ktorzy sie skadinad z Kosciolem instytucjonalnym i chrzescijanstwem ‘wadza’ i nie za bardzo wiedza czy don przynaleza czy nie). Z takim ‘Kosciolem/nieKosciolem’ mam na co dzien do czynienia w swojej pracy i tworza go ludzie, ktorzy czesto w ogole nie wiedza czy nazywac sie chrzescijanami. I o takim Kosciele mysle, mowie, do niego sie odnosze w tym, co pisze.
To ‘wszystko co mamy’ osobiscie nie interpretuje w takim sensie, ze nie mam niczego poza Kosciolem, ze wypelnia on cale moje zycie. Na pewno jest dla mnie bardzo wazny, ale nie jest wszystkim, to jasne. Dla mnie to zdanie oznacza cos innego. Kosciol nie jest i nie bedzie idealny. Taki jaki jest ‘wszystkim co mamy’, tzn. lepszego ‘nie ma na skladzie’. Mozna szukac, ‘zmieniac wyznanie’ – to jasne, ze mozna – ale idealu sie nie osiagnie, bo za kazdym razem bedzie to jedynie ‘ niedoskonaly obraz’. I moze to lepiej? Przynajmniej mamy na co czekac, miec nadzieje, do czego dazyc…
Pozdrawiam z mokrego Spisza
Rozumiem. Może kiedyś coś jeszcze na ten temat napiszę.
A moje doświadczenia możesz jak najbardziej ‘umniejszać’. Dla każdego pewnie tak trochę jego są najważniejsze. I zapewne ‘objekytwnie’ rzecz biorąc te moje to nic takiego
Myślę, że trochę się nie rozumiemy i… w znacznym stopniu wynika to z innej ‘przynależności kościelnej.’ Nie chce mi się tłumaczyć…
I jeszcze coś. Czy naprawdę sądzisz, że trzeba było mi tłumaczyć, że nie jestem jedyną osobą, którą spotkały/spotykają takie przykre rzeczy ?? Czy wynika to z tego, co napisałam ? ‘Znamy’ się od dziś/wczoraj ? Nie wiem jak Ty ale ja mam dobrą pamięć…
I aż taka głupia i mało inteligentna to też nie jestem…
Tłumaczysz mi to jak nierozgarniętemu dziecku…no cóż…
Gdybyś mi nie wytłumaczył, to nie wiedziałabym, że nie mamy idealnego Kościoła… oj Pradusz, Pradusz, ‘ręce opadają’ ale jeśli taki jest Twój odbiór tego, co piszę… nic nie poradzę…
Nie mialem zamiaru ani Ci niczego tlumaczyc ani tym bardziej Cie w jakikolwiek sposob urazic. Wiem, ze nie pisze tu nic nowego ani odkrywczego, ale pisze o czyms, o czym jestem przekonany, w co wierze i co w jakis sposob sie w moim zyciu zweryfikowalo. Podobnie zreszta jak Ty. I moze po prostu to tak pozostawmy…
Przepraszam, zupełnie bez sensu zareagowałam…
It ´s OK :-). Przeciez nie bedziemy sie tu na siebie dasac ;-).
Nooo, bo TU nie wypada…;-)
Wysłałam wczoraj do Ciebie maila w sprawie tego tłumaczenia. Liczyłam na jakąś krótką odpowiedź.
Odpowiedzialem i jeszcze raz dziekuje
Nie za bardzo wiedzialem gdzie to wpisac, wiec wybralem ten post…
Rzecz jest w smie blaha, ot – taka ciekawostka. Otoz zauwazylem, ze w ciagu ostatniego miesiaca bardzo aktywnie zaczelo dzialac polskie forum poswiecone kwakrom. Jak sie zapatrujecie na to…no wlasnie – wyznanie?
Ja przyznam szczerze, ze czuje jakas dziwna sympatie do tego ruchu. Z tego co wiem, najwiecej kwakrow mieszka w USA. Jakie sa relacje miedzy Kosciolem Episkopalnym a Przyjaciolmi?
Ja tez przyznaje, ze odczuwam duza sympatie do kwakrow. Zarowno idea ´wewnetrznego oswiecenia´, ktore przychodzi w ciszy, jak i ich pacyfizm budzily zawsze moja ogromna sympatie. Z bliska poznalem ich w Utrechcie, gdzie przez pewien czas spotykali sie na swoje ´meetings´ we wspolnocie dominikanskiej, z ktora bylem bardzo blisko zwiazany przez lata. Potem poproszono mnie o prowadzenie tematycznego weekendu w, powstalym z kwakierskiej inpiracji, osrodku rekolekcyjnym w Barchem.
Wiem, ze kwakrzy wspolpracuja z episkopalianami w ruchu pokojowym i ruchu praw czlowieka, o innych formach wspolpracy nic mi nie wiadomo.
Kwakrami zainteresowalem sie niedawno i musze przyznac, ze natrafilem na mase fascynujacych elementow ich duchowosci (np. ciche nabozenstwa). Ale i kilka “problemow”. Wezmy np. sakramenty, a w zasadzie ich brak. I tu pojawia sie pytanie: czy kwakrow mozna uwazac za chrzescijan (nawet mozliwie szeroko traktujac to pojecie) skoro nie ma u nich tego podstawowego elementu, wokol ktorego skupiaja sie chrzescijanskie wspolnoty – Eucharystii. Oczywiscie biore pod uwage kwakrow o inklinacji chrzescijanskiej (jak wiadomo, jest takze nurt uniwersalistyczny). Spotkalem mnogosc zdan na ten temat. Ciekawi mnie zaliczylbys kwakrow do chrzescijan? (teologicznie)
Bez watpienia, nawet jesli brak zycia sakramentalnego jest dla mnie bardzo dotkliwy. Sadze jednak, ze w ostatecznym rozrachunku wazniejsza od samego sakramentu jest RZECZYWISTOSC, NA KTORA ON WSKAZUJE, do ktorej kwakrzy uzyskuja dostep w inny sposob. Obecnosci Boga nie wolno, wedlug mnie, limitowac w zaden sposob, zas jako kryterium ewangelicznego chrzescijanstwa liczy sie w mej optyce bardziej wiernosc wskazaniom Ewangelii w praktyce anizeli zycie sakramentalne. Sadze tak, pomimo ze DLA MNIE ZYCIE DUCHOWE BEZ SAKRAMENTOW JEST CZYMS NIEWYOBRAZALNYM. Ale tak jest dla mnie – tylko i az, natomiast juz np. we wspolnocie, w ktorej pracuje, jest wiele osob, ktorym sakramenty mowia bardzo niewiele. Nigdy jednak nie przyszloby mi do glowy podwazac ich chrzescijanstwa…
W zasadzie mysle podobnie. W pelni zgadzam sie z tym, co napisales o kryterium ewangelicznosci i o sakramencie, jako znaku rzeczywistosci nadprzyrodzonej. Sakrament jest oczywiscie symbolem i jako taki odsyła do tego, na co wskazuje.
Z drugiej jednak strony, zycie Kosciola (tak wczesnego, jak i dzisiejszego) skupialo sie w mniejszym lub wiekszym stopniu wokol Eucharystii. Jak wobec tego pogodzic slowa Chrystusa “Bierzcie i jedzcie” z praktyką kwakrów – usunieciem znaku/symbolu, ktory (jak wierza chrzescijanie) zostal wskazany, czy ustanowiony przez samego Chrystusa?
Jesli chodzi o inne sakramenty, to oczywiscie sprawa jest prostsza – np. malzenstwo jako sakrament jest, jak wiadomo, roznie postrzegane w gronie chrzescijanskich konfesji. Podobnie kaplanstwo etc. Tutaj jednak dotykamy samego “twardego rdzenia” chrzescijanstwa – Eucharystii. Czy jest wobec tego dopuszczalne przejscie do porzadku dziennego nad slowami Chrystusa ustanawiajacego Eucharystie?
Nie pisze tego polemicznie, raczej probuje uzgodnic w sobie dwie na pozor nie przystajace do siebie rzeczy – wage symbolu Eucharystii i przekonanie ze sakrament jedynie wskazuje to, co nadprzyrodzone. Sek w tym, ze jedno i drugie stanowisko jest mi jednakowo bliskie. Poki co, nie potrafie pogozic tego ze soba.
Dla mnie podstawowym pytaniem w tym kontekscie jest: CZY JA TO MUSZE ZE SOBA GODZIC LUB LACZYC? Osobiscie czuje sie odpowiedzialny w tym zakresie jedynie za siebie i swoje wybory. Wyszedlem z Kosciola (Kosciol Remonstrancki), ktory do zycia sakramentalnego nie przykladal specjalnej wagi. Nie szlo to tak daleko jak w wypadku kwakrow, dla mnie jednak zdecydowanie za daleko. Na tak ostrej diecie nie jestem w stanie przetrwac. To jest jasne postawienie sprawy, ktore zreszta na owe czasy wiele mnie kosztowalo, poniewaz mnostwo zawdzieczam tej wspolnocie i na wielu innych plaszczyznach czuje sie wciaz jeszcze jakos z nia zwiazany.
Jednak materialny wymiar sakramentu (i regularne przystepowanie don) sa podstawa mego zycia religijnego, jego esencja… Proby ‘uduchowienia’ tej sprawy do mnie absolutnie nie przemawiaja: ani u kwakrow ani w Armii Zbawienia ani w tych Kosciolach, ktore (to uwazam za cos wolajacego o pomste do Nieba!), ktore, zagradzajac poszczegolnym ludziom lub calym grupom dostep do oltarza, doradzaja im ‘duchowe uczestnictwo’. Dla mnie to sa doprawde kpiny z sakramentu! Chleb i wino sa do jedzenia a nie do wyobrazania sobie, wizualizacji czy jakichs innych zabiegow. Jednoczesnie, znajac troche historie Kosciola i pracujac na co dzien z ludzmi, ktorzy maja za soba rozne ‘przygody’ z koscielna instytucja, potrafie owszem zrozumiec – nawet jesli sam wciaz sie z tym wewnetrznie nie zgadzam! – z jakich doswiadczen wynika odrzucenie materialnego znaku sakramentalnego i ucieczka w ‘duchowe przezywanie’. Zarowno w wymiarze historycznym jak i indywidualnym kryje sie za tym fakt, iz Kosciol przez wieki NADUZYWAL SAKRAMENTU JAKO SRODKA DYSCUPLINUJACEGO WIERNYCH, czynil z niego narzedzie, za pomoca ktorego wywieral presje, okazywal swoje wplywy i wladze. Mysle, ze tu nalezy zadac sobie (wlasnie SOBIE, jako komu, kto – mniej lub bardziej regularnie – uczestniczy w zyciu sakramentalnym i uwaza je za bardzo wazne, a nie kwakrom czy innym ludziom!), co NAPRAWDE zostalo odrzucone: ‘twardy rdzen chrzescijanstwa’, jak piszesz, czy tez raczej systematyczne, wielowiekowe naduzywanie go przez instytucje koscielna? Oczywiscie, zawsze mozna powiedziec: ‘Nie wylewajcie dziecka z kapiela!’, ale to nie takie proste! Kosciol prezentowal sie, i czesto nadal prezentuje, jako ‘wlasciciel’ sakramentu, a w kazdym razie organ nim rozporzadzajacy. Dla mnie jest rzecza wyobrazalna a nawet doskonale zrozumiala, ze wielu ludzi, i niektore wspolnoty, odrzucajac te koscielne roszczenia, odrzuca zarazem materialny wymiar sakramentu, skupiajac sie np. jedynie na ‘duchowej komunii z Bogiem’ (‘wewnetrznym swiatlem’). Inna kwestia, ktora daje tutaj znac o sobie (zreszta scisle zwiazana z poprzednia), jest to, iz na Zachodzie doszlo do daleko posunietego ‘rozsuniecia’ przezycia mistycznego i zycia sakramentalnego. Mistyka chrzescijanskiego Wschodu jest mocno zwiazana z Liturgia, ktora – sama w sobie – jest podstawowym przezyciem mistycznym. Mistyka zachodnia poszla innymi, czestokroc bardzo indywidualistycznymi i nie-liturgicznymi drogami. Gdy czyta sie klasykow zachodniego zycia duchowego, rowniez tych, ktorzy sa jak najdalsi od odrzucenia sakramentow, trudno czasami oprzec sie pytaniu: Po co im wlasciwie te sakramenty, skoro to, co przezywaja jakos sie z nimi nie wiaze? (Tutaj jednym z wyjatkow jest np. Mateczka Maria Franciszka, u ktorej wszystko zaczyna sie od udzialu w Mszy sw. i nastepnie toczy wokol zycia sakramentalnego; .) Patrzac na cala sprawe z tego punktu widzenia, mozna powiedziec, ze duchowosc kwakrow po prostu doprowadza do konca (wedlug mnie nader niepozadanego, ale to juz chyba wystarczajaco czesto podkreslalem) pewien proces, ktory mial miejsce w duchowosci chrzescijanskiego Zachodu, w ramach ktorego ciezar zycia duchowego przesuwal sie z sakramentu na indywidualne przezycie mistyczne. Ciekawej ilustracji dostarcza tu klasyczny zachodni traktat duchowosciowy: ‘O nasladowaniu Chrystusa’ Tomasza á Kempis. Otoz zawiera on m.in. odrebna czesc poswiecona przygotowaniu sie do Komunii Swietej. Poniewaz ‘devotio moderna’ pozostawala popularna – takze po latach – nie tylko w kregach katolickich, ale rowniez protestanckich, protestanci tez wydawali ‘Nasladowanie’, ale bez tej czesci, jako ze Msza byla w koncu – wedlug slow Katechizmu Heidelberskiego – ‘godnym potepienia balwochwalstwem’. Pierwszym holenderskim wydaniem ‘Nasladowania’, ktore wpadlo mi w rece, bylo wlasnie takie protestanckie ocenzurowane wydanie. Co ciekawe jednak, w ogole tego nie zauwazylem. Traktat w ogole nie sprawial wrazenie uszczuplonego o cokolwiek! Dopiero po jakims czasie przypomnialem sobie, ze przeciez wiele lat wczesniej czytalem polski przeklad, w ktorym ta czesc sie, rzecz jasna, znajdowala. Jaki z tego wniosek? Juz Tomasz á Kempis, prawowierny katolik, kanonik regularny reguly sw. Augustyna, napisal cos w rodzaju ‘podrecznika zycia duchowego’, w ktorym fragment o Komunii sw. jest na tyle niezintegrowany z caloscia, ze mozna go bez problemu ‘wyciac’. Oczywiscie, autora by to oburzylo i zapewne nie wahalby sie uznac tych, ktorzy tak okaleczaja jego dzielo, za straszliwych heretykow, ale to nie zmienia faktu, ze ‘Nasladowanie’ jest jednym z wielu swiadectw tej zachodniej dezintegracji pomiedzy zyciem duchowym i sakramentalnym. Od takiej dezintegracji do usuniecia sakramentu – nie tylko z ksiazeczki, ale w rezultacie w ogole z zycia wspolnoty – jest juz doprawdy tylko jeden krok – nawet jesli wiekszosc tego kroku nie stawia…
Przyznam szczerze, ze pierwszy akapit Twojej wypowiedzi jest dla mnie nieco niezrozumialy. W swoim poscie pisalem o moim wlasnym wewnetrznym konflikcie: z jednej strony waga materialnego znaku w sakramencie (a co za tym idzie – pewnego rytualu), z drugiej – przekonanie o tym, ze meritum jest ponadmaterialne. Pisalem o tym w kontekscie kwakrow i tego, jak daleko mozna sie posunac eliminujac materialny element z sakramentu (i czy w ogole mozna wtedy mowic o sakramencie). Nie bylo moim celem namawianie Cie do godzenia (lub niegodzenia) tych stanowisk, a zwlaszcza do robienia tego w nie swoim imieniu.
Podobnie jak Ty uwazam, ze materialny wymiar sakramentu nie powinien byc zastepowany tania proteza (watpliwej funkcjonalnosci) w postaci duchowego uczestnictwa etc. Tym bardziej nie powinny robic tego Koscioly, ktorych zadaniem, w mojej opinii, nie jest reglamentowanie i rozporzadzanie sakramentami jak swoja wlasnoscia – swoistym duchowym produktem. Skoro juz jestesmy przy handlu – przypomina mi to wydawanie towaru z nie swojego magazynu.
Niemniej, mimo wszystkich naduzyc w tym zakresie, ktore znam (a ich krytyke podzielam), nie moge jednak nie powiedziec tego, co sam napisales w swoim poscie – odrzucanie materialnego elementu w sakramencie (np. w tak radykalny sposob w jaki czynia to kwakrzy) jest chyba “wylaniem dziecka z kapiela”. Dla mnie jest to takze propozycja pewnej antropologii, w ktora nie wierze. Jesli chodzi o role pierwiastka materialnego w czlowieku i Stworzeniu, bliskie jest mi podejscie Kosciolow Wschodu. To wlasnie wschodnie myslenie o relacji duch-cialo skutecznie wyleczylo mnie z “uduchawiajacych” zabiegow wobec sakramentow i zycia duchowego w ogole. Poza wszystkim, takie pseudouduchawianie sakramentow jest dla mnie nie do pogodzenia np. z powaznie traktowanym Bogoczlowieczenstwem Chrystusa i z ewangelicznym swiadectwem Ostatniej Wieczerzy (choc na pewno nie jestem biblijnym fundamentalista). Ze skrzywienia zawodowego dodam, ze wraz z usuwaniem materii z sakramentu, likwiduje sie takze wszystkie zwiazane z nia zachowania i czynnosci, ktore sa przeciez nosnikami wielu znaczen – tak dla osoby uczestniczacej, jak i dla obserwatorow zewnetrznych. “Duchowa komunia z Bogiem” w reakcji na naduzycia Kosciola jest takze dla mnie “do wyobrazenia”, podobnie jak Ty moge powiedziec, ze nawet jakos ja rozumiem. Nie moge natomiast powiedziec, ze podzielam przekonanie tak czyniacych o dobrodziejstwie tego typu rozwiazan (jak zreszta kazdego rozwiazania “na skroty”).
Wszystkie znane mi przypadki wylewania dziecka z kapiela (ze wspomne tylko reformacyjny ikonoklazm) zle sie konczyly. Mam wiec nadzieje, ze materia sakramentalna bedzie w chrzescijanstwie trzymala sie mocno. Dla mnie sakrament to konkret.
W pelni podzielam Twoje uwagi o rozdzwieku miedzy przezyciem sakramentalnym a mistycznym na Zachodzie. Historii z “Nasladowaniem” nie znalem – choc stoi u mnie na polce. To bardzo ciekawe – przejrze go pod tym katem. Choc trzeba takze przyznac, ze pewna czesc literatury mistycznej jest mocno osadzona w sakramentach i zyciu liturgicznym (vide “Dzienniczek” św. Faustyny). Ja takze odczuwam jednak ten rozbrat – czy nie z poczucia tej dezintegracji wziely sie np. kongresy Eucharystyczne?
Problem dotyczy chyba w ogole rozdzwieku i odmiennej oceny tego co “duchowe” i tego co “cielesne” w zachodnim chrzescijanstwie. Wschod rozwijal swoja doktryne w innym kierunku. Mam niejasne poczucie, ze wiele z dzisiejszych napiec w teologii ma swoje zrodlo w tym rozdzieleniu ducha i ciala (ktorego symptomem jest dla mnie rozdzial liturgii i mistyki) – wliczajac w to np. problem pozornie niezwiazany – sprawe kaplanstwa kobiet i ich roli w Kosciele. Nie rozwine jednak tego watku szerzej, jako ze nie przemyslalem jeszcze glebiej tej sprawy i poki co jawi mi sie ona dosyc mgliscie.