I attended today the Eucharist in the Liberal Catholic church . I don’t want to elaborate here on the various complexities about this church, which combines the Catholic liturgy from before Vaticanum II with the Gnostic and theosophical traditions. I was drawn to the Liberal Catholics mainly by today’s feast of St. Raphael the Archangel , which they celebrate with their characteristic liturgical pietism.
The sermon was a true lecture on angelology, which, as it happened almost a month ago – on the Day of St. Michael – lead me to the resolution that I really ought to devote more time to this aspect of spiritual life. I remember one thread especially well, however. Archangel Raphael personifies the virtue of perseverance. This virtue, however, that in some way makes us think of the future (in the end whether we persevered will turn out in the future), derives from another aspect, which the Tradition relates to the person of Raphael. Raphael heals (Rapha’el is translated as „God has cured”, „God cures”), heals the past, helps us come to terms with it, reconcile. This Sunday I realized a simple, almost trivial truth: the strength for the future (revealed for instance in perseverance) may be born only from a healed past. I’m immediately reminded here of the work of Archbishop Desmond Tutu – the South African Truth and Reconciliation Commission – and the ongoing struggle with the Communist past in the Middle and East European countries. Above all, however, I can’t resist thinking about my own past – about how many of its elements need to be cured, with how many of them would I like to reconcile. In the name of future, indeed, and of perseverance…
Dzisiaj byłem na Eucharystii w kościele liberalnokatolickim . Nie chcę się tutaj rozpisywać o rożnych zawiłościach związanych z tym Kościołem, który łączy w sobie katolicką liturgię sprzed Soboru Watykańskiego II z tradycją gnostyczną i teozoficzną. Do liberalnokatolików zaprowadziło mnie przede wszystkim przypadające dziś Święto Archanioła Rafała , które obchodzą oni z – właściwym sobie – liturgicznym pietyzmem.
Kazanie było prawdziwym wykładem angelologii, który, podobnie jak miało to miejsce prawie miesiąc temu – w Dzień św. Michała – doprowadził mnie do postanowienia, ze naprawdę powinienem poświęcić trochę więcej czasu temu aspektowi życia duchowego. Jednakże najmocniej utkwił mi w pamięci jeden watek. Archanioł Rafał uosabia cnotę wytrwałości. Ta cnota jednak, która w jakiś sposób każe myśleć o przyszłości (w końcu czy wytrwaliśmy, okaże się właśnie w przyszłości), wypływa z innego aspektu, który Tradycja wiąże z postacią Rafała. Rafał uzdrawia (Rapha’el tłumaczone jest jako “Bóg uleczył”, “Bóg uzdrawia”), uzdrawia przeszłość, pomaga nam się z nią uporać, pojednać.
Dzisiejszej niedzieli uświadomiłem sobie prostą, nieomalże banalną, prawdę: siła na przyszłość (przejawiająca się choćby właśnie w wytrwałości) może narodzić się jedynie z uzdrowionej przeszłości. Od razu przypomina mi się w tym momencie dzieło abp. Desmonda Tutu – południowoafrykańska Komisja Prawdy i Pojednania – i wciąż toczone potyczki z komunistyczną przeszłością w krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Jednakże przede wszystkim nie mogę się oprzeć myśli o mojej własnej przeszłości – o tym jak wiele jej elementów wymaga uleczenia, z jak wieloma z nich chciałbym się pojednać. W imię przyszłości właśnie, i wytrwania…