Ledwo nacieszyliśmy się Bożym Narodzeniem i okresem Epifanii, a już za kilka dni rozpoczyna się – w tym roku bardzo wczesny – Wielki Post; w niektórych tradycjach zwany również Okresem Pasyjnym, czyli, w dosłownym przekładzie, Okresem Męki Pańskiej. Z tej okazji zamieszczamy poniżej rozważanie na ten okres roku kościelnego zaczerpnięte ze zbioru “Het jaar rond. Een boek voor het persoonlijke leven”. Jego autorami są H.L. Oort i W. Mackenzie. Obydwaj byli pastorami Bractwa Remonstranckiego , wspólnoty kościelnej należącej do nurtu reformowanego, która wyłoniła się w XVII w. z powodu sprzeciwu wobec kalwińskiej ortodoksji. W tamtych czasach remonstrantów często nazywano arminianami . Współcześnie Bractwo Remonstranckie uważane jest, pomimo swych niewielkich rozmiarów, za wiodącą wspólnotę nurtu liberalnego i plasuje się doktrynalnie i duchowościowo w okolicach amerykańskiego United Church of Christ (może z lekkim przesunięciem w kierunku unitarianizmu ). Teologii i duchowości liberalnej zarzuca się od lat nadmierny optymizm w odniesieniu do człowieka i jego zdolności oraz brak wrażliwości na tragiczny aspekt rzeczywistości. Często prowadzi to wręcz do opinii, iż chrześcijaństwo liberalne to chrześcijaństwo rozwodnione, “miłe, łatwe i przyjemne”. Wymowa tekstu, który zamieszczamy poniżej, jest niewątpliwie optymistyczna, niekiedy może nawet nazbyt optymistyczna, zwłaszcza gdy autorzy piszą o tym, jak cierpienie i grzech mijają nas, gdy jesteśmy młodzi, ale z drugiej strony trudno zaprzeczyć, że Oort i Mackenzie posiadają właśnie bardzo mocne wyczucie tego, czym jest w naszym życiu cierpienie, smutek, żal, grzech i ciągłe zmagania ze sobą samym i ze światem wokół nas. Ich chrześcijaństwo prowadzi do wywyższenia człowieka, ale prowadzi doń drogą bezlitosnej konfrontacji z tym, co w życiu ludzkim nikczemne, bolesne, tragiczne. Również ilustracje pochodzą z tego zbioru, zaś pod tekstem znajdziecie link do wersji oryginalnej – niderlandzkiej.
Dni cierpienia [w oryginale gra słów – lijdensdagen mogą oznaczać zarówno okres wypełniony cierpieniem w życiu ludzkim, jak i okres pasyjny w kalendarzu liturgicznym] ciążą ludzkiemu sercu i przepełniają je lękiem. Życie często ponosi porażkę, z której nie widać wyjścia. Boże mój, dlaczego mnie opuściłeś? A ludzie sprawiają sobie wzajemnie tak wiele bólu i smutku: przez niezrozumienie i z egoizmu. Wydaje się, że w świecie zwycięża grzech, prawda spotyka się z szyderstwem, czystość zostaje ukrzyżowana.
Jednakże z najgorszego cierpienia, a właściwie przez samo cierpienie, kiełkuje niewypowiedziana tęsknota za pocieszeniem, jeszcze mocniejszą miłością i wybawieniem. Ze zmagań z cierpieniem rodzi się nadzieja, zaś odczuwane głęboko w duszy pożądanie, wciąż jeszcze niezupełnie zrozumiałe, wskazuje drogę do innego kraju, do Jeruzalem. Olchy zaczynają rozkwitać, pąki kasztanowca nabrzmiewają, a pierwsze kwiaty zapowiadają wiosnę, która musi nadejść, choć jeszcze ciągle trwa zima.
Słowo krzyż ma dwa znaczenia. Krzyżem nazywamy każde cierpienie, które dane jest człowiekowi, aby je znosił. “Każdy dom ma swój krzyż”, mówimy po holendersku. Pod każdym dachem zamieszkują troski i cierpienia. Ale krzyż ma również zupełnie inny wydźwięk. “Krzyż pokonał świat”. W tym momencie myślimy o Krzyżu Chrystusa i jego uświęcającym wpływie. W tym znaczeniu jest on dla nas obrazem Cierpiącego, który przez swoje zaufanie, łagodność, przez swoją ofiarność, dodał siły i przyniósł zbawienie światu błądzących i zasmuconych. Przez Niego krzyż stał się znakiem zwycięstwa, symbolem nie tylko cierpienia, ale cierpienia przetworzonego. Nie grzechów w ich beznadziejności, lecz grzechów wyznanych i wybaczonych. Nie ucisku i przytłoczenia, lecz podniesienia. Nie tylko łez, lecz oczu oczyszczonych łzami. Ból i zatroskanie istnieją, ale mogą zostać przemienione we wzmocnioną siłę woli i miłość, które innym pomogą nosić ich ciężary. Radość rajskiego dzieciństwa przeminęła, ale niewidzialne królestwo idealnego dobra stoi otworem. Jest upadek, ale jest też pojednanie. Nasz krzyż może nas prowadzić do Krzyża.
Gdy jesteśmy młodzi, cierpienie i grzech mijają nas, niepojęte. Dziecięcy żal szybko ulega zapomnieniu, a zło wyrządzone przez dzieci jest nam szybko wybaczane. Żyć oznacza cieszyć się, przeżywać przyjemności i radować się na nie. Dzieci żyją jeszcze jak we śnie i jest to sen, w którym wszystko jest piękne, cieszy zmysły, świeci się i błyszczy. Daleko jest dzieciom do bolesnego odczucia małości i duchowego ubóstwa.
Jednak wielu ludzi pozostaje dużymi dziećmi w swoim lęku przed cierpieniem i powagą. Unikają ich za wszelką cenę, szukając zapomnienia w towarzystwie i innych odskoczni, bo obawiają się ciężaru życia. Wszędzie chcą spotykać tylko radość, świąteczny nastrój, uśmiechnięte twarze. Tacy ludzie narzekają, być może nawet bardzo, na grzech i grzeszników, ale z siebie samych są względnie zadowoleni. “Przynajmniej nie jesteśmy tacy jak inni”.
Niebawem jednak człowiek zostanie w to wszystko włączony i budzi się, stojąc w samym środku. Może tak, jak Szymon z Cyreny, który wracał z pola i musiał włączyć się w kondukt pogrzebowy, i nieść krzyż. Może tak to się właśnie zaczyna – współ-cierpieniem z innymi? To nie był twój krzyż, ale stał się twoim krzyżem, miłość cię tutaj przywiodła. I tak stoisz teraz w tym miejscu i to wszystko cię nie opuszcza. Kto kocha, poznaje lęk i troskę, kto kocha, musi się nauczyć odmawiać sobie wielu rzeczy. W życiu każdy wzrost przychodzi z cierpieniem i przywodzi nas do poczucia małości i niedociągnięć.
Dotykamy tutaj wielkiego pytania, które rodzi się w każdym poważnie przeżywanym życiu ludzkim: czy ten życiowy krzyż, który dźwigamy na ramionach, krzyczy o wyniesienie, o zwycięstwo, którego symbolem jest Krzyż [Chrystusowy]? Czy też raczej prowadzi do zgorzkniałości i poczucia winy, ustawicznego zatroskania i słabości? Świat pełen jest, jak się wydaje, przytłoczonych troskami i zrezygnowanych ludzi, którzy zmarnowali sobie życie; pełen jest zagubionych stworzeń… Krzyż wznosi się w nim niczym latarnia morska, rozbłyskuje nad niespokojnymi falami. Tam jest port, bezpieczeństwo, spokój. Pociecha i pojednanie rzeczywiście istnieją. Krzyż uczy nas, kim jesteśmy, kim możemy być. Tam jest szlachetność i gotowość na wysiłek, moralny wysiłek ludzkiej duszy, tam jest powołanie. To wszystko krzyż objawia światu pełnemu pogrążonych w zwątpieniu ludzi. Podnosi nas, ogłasza przebaczenie, odbudowę, przyszłość. Powinniśmy pozostawić za sobą to, co złe, i odnawiać życie od środka z oczami skierowanymi na Tego, który nas wszystkich poprzedził. Wówczas nauczymy się słuchać Jego słowa, które brzmi mocniej niż nasze głosy, nasze pieśni, nasze skargi. Kto słucha, usłyszy: przyjdźcie, znieście się ku mnie.
Krzyż jest znakiem zwycięstwa, który uszlachetnia nasze krzyże.
“Gdy jesteśmy młodzi, cierpienie i grzech mijają nas, niepojęte. Dziecięcy żal szybko ulega zapomnieniu, a zło wyrządzone przez dzieci jest nam szybko wybaczane. Żyć oznacza cieszyć się, przeżywać przyjemności i radować się na nie. Dzieci żyją jeszcze jak we śnie i jest to sen, w którym wszystko jest piękne, cieszy zmysły, świeci się i błyszczy. Daleko jest dzieciom do bolesnego odczucia małości i duchowego ubóstwa.” Dzieci często bardzo cierpią…widocznie autor miał szczęśliwe dzieciństwo, ale nie zawsze tak jest.
Również osobiście pamiętam sporo cierpień z dzieciństwa, choć moja rodzina nie była z tych, które określa się patologicznymi. Sporo poczucia winy, własnej niewystarczalności, ubóstwa, poczucia: nie jestem wystarczająco dobra. Wcale nie wszystko było piękne, nie wszystko cieszyło, oj nie…to nie był bajkowy sen. Nie sposób mi się z tym zgodzić, sorry. A co mają powiedzieć dopiero te dzieci, których spotykały naprawdę poważne ciosy, jak np. znany mi z autopsji przypadek utraty obojga rodziców, jeden po drugim? Gdy nawet najbliższa rodzina nie chciała się nimi zająć? Dziwię się trochę więc takiemu postawieniu sprawy.
Dlatego też napisaliśmy we wstępie, że tekst wydaje nam się miejscami zbyt optymistyczny i wskazaliśmy właśnie ten fragment o młodości jako przykład.
Mimo wszystko mam pewien problem z tym tekstem. Prawdziwe życie jest, czy też bywa znacznie trudniejsze, może jeszcze kilka lat temu podpisałabym się (z wyjątkiem tego fragmentu o dzieciństwie, młodości) obiema rękami. Obecnie niestety nie.