Dzisiaj obchodzimy pierwszą niedzielę po Pięćdziesiątnicy, Niedzielę Trójcy Świętej.
Wszechmogący i wieczny Boże, dałeś nam swoim sługom łaskę, by poprzez wyznanie prawdziwej wiary uznać chwałę wiekuistej Trójcy, i by w mocy Twego Bożego Majestatu czcić Jedność. Zachowaj nas niewzruszonymi w tej wierze i czci oraz spraw, byśmy na koniec ujrzeli Cię w Twej jedynej i wiekuistej chwale, o Ojcze, który z Synem i z Duchem Świętym żyjesz i królujesz, jeden Bóg na wieki wieków.
Kolekta na dzisiaj wg episkopalnego Modlitewnika Powszechnego
Poniższy tekst jest kazaniem, które zostanie dzisiaj wygłoszone przez Pradusza w starokatolickim kościele pw. św. św. Piotra i Pawła oraz św. św. Jana i Willibrorda w Amsterdamie. Kościoły starokatolickie są w pełnej komunii z Kościołami anglikańskimi. Czytania to Ks. Przys. 8,22-31, Ap 4,1-11, J 16, 5-15.
Jezus odchodzi. Kiedyś wyśle im Pocieszyciela, Ducha Prawdy. Z tą obietnicą muszą iść dalej. Muszą się jej trzymać jako przeciwwagi wobec tego, co ich czeka, kiedy Jezusa już nie będzie. Ale co Jezus chciał właściwie powiedzieć? Ewangelie nie są reportażami o tym, co się wydarzyło. To są opowieści zapisane, by zachować to, co ważne z tego On powiedział i zrobił. Ale przede wszystkim po to, by spojrzeć na to raz jeszcze, przemyśleć to. Napisane są jakby od końca – śmierć Jezusa jest punktem wyjścia. Dopiero teraz coś staje się jasne, gdy uczniowie tracą grunt pod nogami, gdy wszystko zostaje im wytrącone z rąk, gdy nie ma już nic, czego mogliby się trzymać, zaczynają rzeczywiście rozumieć, co zostało powiedziane i co się wydarzyło. Co pozostanie jeszcze z kogoś, kto doświadcza tyle przemocy? Co pozostanie z człowieka, z tego kim jest, gdy doświadcza, że wszystkie marzenia, oczekiwania, jego nadzieja odeszły wraz z tym, który – i to widać dopiero teraz – był nośnikiem marzeń, oczekiwań i nadziei? Bezradność, rozpacz, niemoc i strach. Uczniowie jednak gromadzą się. Chcą dzielić się ze sobą tym, co w nich jest: bólem i niemocą, smutkiem oraz lękiem. I wtedy doświadczają czegoś. Tego, że śmierć nie jest końcem. Że Duch, który ożywiał Jezusa, jest dalej z nimi. On/Ona towarzyszy im aż poza śmierć. Z tego doświadczenia rodzi się wiara w Jezusa jako zmartwychwstałego, jako żywego. Bóg Izraela nie spisał człowieka Jezusa na straty, stanął po Jego stronie, tak jak zawsze staje po stronie cierpiących sprawiedliwych. Dlatego jest tym, który był, który jest i który ma przyjść, jak określa się Go w Księdze Apokalipsy. Był i jest stronnikiem cierpiących, uczestniczącym w ich cierpieniu, smutku, bezradności, rozpaczy. Można Go znaleźć tam, gdzie padają ciosy. My zazwyczaj unikamy bólu i smutku, naturalnie. Ale z Bogiem jest jak widać inaczej. Prawda, o której ma nas przekonać Duch to prawda o tym, kim chce być dla nas Bóg. Ona pobrzmiewa już w Jego imieniu własnym. Imieniu, które po raz pierwszy zostało odkryte przed Mojżeszem: Będę, który Będę, dla ciebie. Nie jesteś sam, zawsze jest ktoś, kto jest bliżej niż sądzisz. Ktoś kto jest stwórczą siłą w życiu, w twoim życiu, moim życiu. Siłą, która w Jezusie stała się ciałem, człowiekiem. I która w Duchu Świętego wciąż na nowo pobudza do życia, nawet (albo przede wszystkim) gdy sądzisz, że nie ma już szansy na życie, nie ma nadziei, nie ma wyjścia.
Dzisiaj świętujemy niedzielę Trójcy Przenajświętszej. W odróżnieniu od imienia Bożego, które zabrzmiało na pustyni z krzewu gorejącego, słowo Trójca nie występuje w Biblii. Jezus nigdy nie użył tego słowa w odniesieniu do Boga, nazywał Go zawsze Abba , tatusiu. Mówił owszem o Duchu, tak jak w Ewangelii dzisiejszej niedzieli, zaś Jego uczniowie nazwali Go Synem Bożym. Tak więc w Biblii mówi się o Ojcu, Synu i Duchu Świętym. My wypowiadamy te słowa robiąc znak krzyża przed modlitwą, w nabożeństwie eucharystycznym, w sakramentach. Również w naszym wyznaniu wiary, które za chwilę razem wypowiemy. I w tym jest może cała bieda, w każdym razie jeżeli postrzega się to wyznanie wiary jako coś, w co trzeba wierzyć, a samą wiarę jako obowiązek przyjęcia za prawdę pewnej liczby rzeczy niemożliwych każdego dnia, jeszcze przed śniadaniem i pierwsza kawą. Ale wierzyć nie ma nic wspólnego z musieć . W Kościele próbujemy raczej ująć w słowa doświadczenie bliskości Boga, ożywczej, intymnej, pocieszającej bliskości Tego/Tej, który/a jest zawsze solidarny/a z ludźmi. Moglibyśmy wiec powiedzieć, że Bóg Ojciec to ten, który przewyższa wszystko i każdego. Jednak ten wielki, tajemniczy Bóg zbliżył się do nas w Jezusie, człowieku z krwi i kości jak my, który jednak idąc za głosem powołania, stał się unikatowym Synem Bożym, ucieleśnieniem miłości Bożej, miłości ostatecznej. Ponieważ zaś Bóg jest miłością, jest On również w nas, w głębi naszej istoty jest Ona obecna jako Duch Święty. Duch Mądrości (tej samej Mądrości, która przemawia w pierwszym czytaniu!), który nas, nie jako surowy wychowawca, ale jako cichy, kruchy, nie narzucający się głos, pobrzmiewający z naszego wnętrzna, konfrontuje również z rzeczami, z którymi skądinąd niechętnie bywamy konfrontowani.
Dogmat o Trójcy Świętej nie powstał po to, by nas zmusić do przyjęcia czegoś niemożliwego po to, byśmy mogli nazywać się chrześcijanami. Jest on próbą zwerbalizowania doświadczenia, które stało się udziałem Mojżesza i uczniów Jezusa, doświadczenia spotkania z Bogiem, który mówi: Będę, który Będę, dla ciebie, z tobą, w tobie. Na zawsze.
Pingback: Niedziela Trinitatis | Don't Shoot the Prophet