Nasz poprzedni, utrzymany w bez wątpienia w feministycznym tonie, wpis powoduje od kilku dni wzmożony ruch na blogu. Jak widać poruszyliśmy gorący temat. Jednocześnie sądzimy, że wielu spośród naszych nowych odwiedzających zdziwiło się, że autorem tekstu jest mężczyzna, bo czy facet może być feministą? Zdaniem Garetha Hughesa nie tylko może, ale i powinien, bo feminizm dotyczy nie tylko wyzwolenia kobiet, ale również wyzwolenia mężczyzn. Gareth Hughes jest księdzem w Kościele Anglii; nieco szerzej pisaliśmy o nim kilka tygodni temu. Ponownie szczerze polecamy wizytę na jego interesującym blogu Ad Fontes , z którego zaczerpnęliśmy poniższy tekst Men and Feminism .
Jestem mężczyzną, a jestem feministą. To kombinacja, która zadziwia wielu mężczyzn i niejedną kobietę. Ostatecznie większość kobiet w Wielkiej Brytanii czuje się niezręcznie nazywając się feministkami, a mężczyźni uważają, że taka postawa jest jak sypianie z wrogiem (które w żaden sposób nie powinno sprawiać, że wydawaliby się kimś innym niż heteronormatywnymi, pełnokrwistymi samcami!).
Na Boże Narodzenie dałem mojej dziewczynie w prezencie parę książek na temat kobiet i islamu. Ktoś skomentował to, mówiąc „Jesteś z tych w typie Germaine-Greer ?”, na co odpowiedziała: „Jeśli chcesz wiedzieć czy jestem feministką, to tak, jestem”. Spotkało się to ze śmiechem, na pół nerwowym, na pół niedowierzającym – jakby obwołała się cyborgiem zdecydowanym zniszczyć ludzkość!
Nasze społeczeństwo zrobiło z feminizmu niezłą rąbankę, przekonując wielu, że feministki są niebezpiecznie wywrotowymi lesbijskimi pożeraczkami mężczyzn, które, w najlepszym wypadku, uwzięły się, by popsuć nam zabawę. Dziwne jest przy tym, że nasze społeczeństwo powszechnie zgadza się z wieloma ideałami feminizmu, czy jest to równość płac i szans, prawo do regulowania rozrodczości (o ile nie jesteś rzymsko-katolikiem), czy też krytyka popularnego mizoginizmu.
Problem polega na tym, że to doprowadziło to do przecięcia feminizmu trzeciej fali na pół: nasze społeczeństwo pogodziło się z pewnymi aspektami równości, włączając je do głównego nurtu swojego życia, a jednocześnie traktując podnoszenie podstawowej kwestii systemowej dominacji mężczyzn jako znienawidzony ekstremizm. Te pierwsze zostały niechętnie zaakceptowane przez mężczyzn jako przejaw fair play wobec kobiet, podczas gdy to drugie to już „feminizm”. Problem w tym, że to nie są dwie oddzielne rzeczy: ideologia feminizmu wyartykułowała postulat równości i ta równość jest bez niej bezsilna.
Z roku na rok mężczyźni zarabiają więcej za tę wykonywanie tej samej pracy co kobiety, a potem awansują. Kobiety muszą żonglować swoimi pragnieniami bycia spełnionymi w karierze i spełnionymi matkami, a wiele po prostu daje za wygraną i wybiera jedną z tych rzeczy, zazwyczaj niewdzięczną harówkę macierzyństwa (wyjaśnienie mojej zmiany tonu znajduje się w komentarzu pod spodem).
Permisywizm pozwolił, by obecny w reklamach seks obniżył zaufanie kobiet do swojego ciała do najniższego poziomu w dziejach, tak że rośnie liczba kobiet pragnących chirurgii plastycznej i znormalniało „bycie pięknie przyciętą”. Globalnego spojrzenia na prawa kobiet dostarczają Amnesty International i inne grupy: pobicia, gwałty i „morderstwa z powodu przyniesienia wstydu rodzinie”.
Pomimo to, pośród tego wszystkiego, mężczyźni uważają, że ustąpienie w jakikolwiek sposób pola feminizmowi byłoby przyznaniem się do porażki i daniem sygnału do odwrotu, jakbyśmy rzeczywiście byli uwikłani w wojnę płci. Ostatecznie poddanie się feminizmowi jest odbierane jako sprowadzenie na siebie samego impotencji – społecznej i seksualnej. Wymaganie od mężczyzn, aby dominowali, zwyciężali, osiągali i podbijali jest jednak tym, co feminizm uwidocznia, i to z tej presji psychospołecznej, a nie z feminizmu, wypływa poczucie „niesprawdzenia się jako mężczyzna”.
Tak postrzegany feminizm nie dotyczy tylko wyzwolenia kobiet, ale również mężczyzn. Społeczeństwo patriarchalne wykreowało mit kobiecości (pójdźcie do pierwszego z brzegu różowego działu w sklepie z zabawkami i zobaczcie, co mam na myśli). Podczas gdy kobiety walczą, by nie być określane przez ten prowadzący do podporządkowania mit, mężczyźni są zmuszani do określania się w opozycji do niego przez niebycie kobiecymi, co prowadzi do niebycia delikatnymi, troskliwymi, spokojnymi, opiekuńczymi, domatorami, zależnymi itd.
W kwietniu czytałem artykuł autorstwa Laurie Penny, która świetnie podsumowała moje myśli na ten temat, dodając też kilka nowych. W czasie recesji najmocniej cierpią najbardziej wrażliwi w naszym społeczeństwie: biedni, klasa pracująca, kobiety, dzieci i osoby w starszym wieku. Penny cytuje Stiffed: The Betrayal of the Modern Man Susan Faludi:
To czemu rzucają wyzwanie kobiety każdy widzi. Żale mężczyzn dla odmiany wydają się przesadzone, nieomal histeryczne: tak wielu mężczyzn wydaje się toczyć walkę ze zjawami i czarownicami, które istnieją jedynie w ich przegrzanych wyobraźniach. Kobiety postrzegają mężczyzn jako obrońców twierdzy, więc nie dostrzegają jak kształtuje ich kultura. Mężczyźni również nie widzą jak wpływa na nich kultura; w rzeczywistości nie chcą widzieć. Gdyby widzieli, musieliby pozbyć się złudzenia kontroli.
Patriarchat zmusza mężczyzn i kobiety do rozgrywania genderowych gierek, które niszczą nas wszystkich. Szkody nie są koniecznie równe, ale mężczyźni też cierpią. Faludi pokazuje, że błędem feminizmu jest koncentrowanie się jedynie na tym jak patriarchat wypacza kobiety, bez zdawania sobie sprawy z efektu jaki ma on również dla mężczyzn. Czy może dziwić to, że autodestrukcyjny ruch protestu Fathers 4 Justice – grupa ojców, prowadzących kampanię przeciwko sądom, które decydują o ograniczeniu i poddaniu kontroli ich kontaktu z dziećmi – decyduje się demonstrować swoją zdatność do ojcostwa, przebierając się za superbohaterów i wspinając na budynki? To również pokazuje, jak patriarchat infantylizuje mężczyzn, ucząc nas jedynie bycia większymi chłopcami z większymi zabawkami.
Jestem feministą, ponieważ chcę być mężczyzną, a nie karykaturą mężczyzny.
Source
Kilka dni po ukazaniu się tekstu, ks. Gareth Hughes przekreślił w tekście słowa „niewdzięczna harówka” i zamieścił pod nim następujący komentarz:
Nie jestem całkowicie zadowolony ze wszystkiego, co napisałem powyżej. Poniższe zdanie było szczególnie problematyczne w dyskusjach z innymi:
„Kobiety muszą żonglować swoimi pragnieniami bycia spełnionymi w karierze i spełnionymi matkami, a wiele po prostu daje za wygraną i wybiera jedną z tych rzeczy, zazwyczaj niewdzięczną harówkę macierzyństwa”.
Przepraszam za określenie macierzyństwa „niewdzięczną harówką” i chciałbym zmienić to, co napisałem, szerzej przedstawiając moje poglądy w tej materii.
Nie chcę poniżać macierzyństwa. Moją intencją było podkreślenie, że macierzyństwo oznacza wiele ciężkiej pracy i częstokroć nie jest doceniane w naszym społeczeństwie. Wiele kobiet uważa macierzyństwo za ogromnie satysfakcjonujące samo w sobie. Jednak macierzyństwo wychodzące poza „normy” „wartości rodzinnych” klasy średniej jest w naszym społeczeństwie ciągle często utrudniane, spotyka się nawet ze sprzeciwem: macierzyństwo nastolatek i lesbijek jest celem takiego samego polowania z nagonką jak samotne macierzyństwo było w latach 80.
Wszystko to kryło się za poglądem, że kobiety często muszą decydować jaką życiową drogę wybrać, podczas gdy mężczyźni mogą być zarówno ojcami jak i robić karierę (jakkolwiek tradycyjne role ojcowskie wiążą się raczej z ograniczonym kontaktem).