Chrześcijanie a polityka

Poniższy fragment znalazłem w artykule rosyjskiego filozofa, Mikołaja Bierdiajewa , Does There Exist Freedom of Thought and Conscience in Orthodoxy? ( Czy w prawosławiu istnieje wolność myśli i sumienia? ), opublikowanym w 1939 r. w wydawanym przez niego czasopiśmie Put’ .  Przy okazji chciałbym polecić stronę , z której go zaczerpnąłem – można tam znaleźć bogaty wybór artykułów Bierdiajewa pisanych na przestrzeni kilku dziesięcioleci, w angielskim tłumaczeniu.

Chrześcijaństwo oczyszczone, uwolnione od służalczości, co jest w chwili obecnej niemożliwe, będzie podchodziło z podejrzliwością do bronienia interesów klasowych i niesprawiedliwości społecznych, spotka się ono z nową rzeczywistością społeczną i powinno dać twórczą odpowiedź na problemy społeczne naszych czasów. A przede wszystkim chrześcijanie powinni porzucić zły i wykrętny zwyczaj nieodpowiadania na pytanie, które się im zadaje. Gdy pytają jaki jest twój stosunek do jakiegoś konfliktu robotników z kapitalistami, bądź do umów zbiorowych, niestosownie jest odpowiedzieć jedynie: „Wierzymy w nieśmiertelność duszy”, albo „wierzymy w Bogoczłowieczeństwo Chrystusa”. Należy udzielić konkretnej odpowiedzi na dane postawione pytanie. Te wymijające odpowiedzi chybiące celu zawsze tworzyły wrażenie chęci obrony jakiejś niesprawiedliwości. W istocie bliżej prawdy chrześcijańskiej znajdują się prądy takie jak personalistyczna wspólnota „ Esprit ” czy religijny socjalizm L. Ragaza , Andre Philippe’a i innych. W polityce L. Bluma dostrzegam wyższy stopień chrześcijańskiego człowieczeństwa niż u „prawicowców”, którzy cały czas nawołują do morderstw i stosowania przemocy. I tutaj tkwi to, co jawi mi się jako najistotniejszy punkt. Nadszedł czas, aby przestać mówić o słowach i zacząć mówić o realiach. „Prawica” i „lewica” – to umowne standardy, w naszej epoce pozbawione rzeczywistego znaczenia. Ważne jest by ustalić, jaki rodzaj rzeczywistości ukrywa się pod tymi słowami i sloganami. Oni [tzn. kierownictwo Instytutu św. Sergiusza w Paryżu, z którym B. polemizuje] żądają, by prawosławni byli „prawicowcami” i widzą w tym niezbędny wyznacznik „ortodoksyjności”. Co praktycznie i rzeczywiście się za tym kryje? W rzeczywistości za „prawicowcami” kryje się polityczny amoralizm, odrzucenie godności i wolności człowieka, brudny kult siły, praktyka przymusowej przemocy w relacjach pomiędzy ludźmi i narodami oraz kpina z ewangelicznej moralności w życiu społecznym. Nie widzę w „prawicowcach” żadnych szlachetnych poruszeń duszy, zawsze bronią despotycznej władzy, narodowej wrogości i wojny, kapitalistów i bankierów przeciwko robotnikom, niesprawiedliwości przywileju; srogości kary, pogwałcenia sumienia i dławienia wolnej myśli. „Prawicowcy” ochoczo czynią sobie [z innych] zdrajców swojej ojczyzny i narodu. Romantyczni konserwatyści, ludzie idei, tworzą nieistotną grupę, która nie ma praktycznie żadnego znaczenia, bowiem prym wiodą realistycznie uzdolnieni w biznesie. „Lewica” podobnie jest często fałszywa, chciwa i jedynie szermuje słowami. I chociaż to „lewicowcy” zdradzają wolność i człowieczeństwo, na przykład komuniści, nie wynika z tego, że ta wolność i człowieczeństwo są złymi zasadami. „Prawicowcy” nie dostrzegają niczego wstrętnego w „fałszywości” komunizmu, odczłowieczeniu i przemocy, im wydaje się to nawet usprawiedliwione i wzbudza w nich zazdrość. Czują wstręt do „prawdy” komunizmu, zasady bezklasowego braterskiego społeczeństwa, nie znając wyzysku człowieka przez człowieka ani ideału pokoju pomiędzy narodami. Chrześcijaństwo może znieść jedynie politykę, która uznaje nadrzędną wartość osoby ludzkiej, jej wolność i godność oraz braterską organizację życia społecznego, jak też musi stać w opozycji do bałwochwalstwa w stosunku do państwa, narodowości, zewnętrznej kościelności oraz nieludzkich wspólnot kolektywnych, które służą jedynie jako przykrywka dla rzeczywistych interesów klas rządzących.

(…)

Chrześcijanie nie mają prawa trwać przy prądzie politycznym, który deptałby wolność i człowieczeństwo, przeciwstawiał się ewangelicznemu duchowi miłości, miłosierdzia oraz braterstwa ludźi. Chrześcijanie powinni zjednoczyć się w walce o wolność człowieka.

Źródło

W trakcie lektury przypomniał mi się nasz własny tekst – jeden z pierwszych postów na tym blogu, zatytułowany Religious Left? . Być może ktoś miałby ochotę się z nim zapoznać?

This entry was posted in Wpisy po polsku and tagged , , . Bookmark the permalink .

6 Responses to Chrześcijanie a polityka

  1. Seamus says:

    Piękny tekst. I niezmiennie aktualny.

    Reply
  2. Maks says:

    może własną partię założyć? 😀 chrześcijańską ale nie jedno – denominacyjną

    Reply
  3. Pradusz says:

    Kiedys byla taka proba. Nazywala sie Unia Chrzescijansko Spoleczna-Akcja Ekumeniczna (UChS-AE) i wylonila z Chrzescijanskiego Stowarzyszenia Spolecznego. Wspolpracowala z SLD. Ale, szczerze mowiac, moje zapotrzebowanie na partie z przymiotnikiem ‘chrzescijanska’ w nazwie jest nader nikle. Tu w Holandii tylko raz zaglosowalem na taka w wyborach do wladz lokalnych, bo przypadkiem podobal mi sie jej program. I, jesli dobrze rozumiem Bierdiajewa, nie chodzi mu o chrzescijanska partie, tylko o wiernosc Ewangelii w polityce. Ewangelii bedacej Dobra Nowina o wyzwoleniu czlowieka z okowow. Mysle, ze to juz kwestia odpowiedzialnosci wlasnej kazdego chrzescijanina znalezc taka formacje polityczna, ktora najbardziej odpowiada temu idealowi. Ale jak chcesz zalozyc wlasna, Maksie, to – jakem Pradusz – wyciagne z czelusci szuflady moj polski paszport i zaglosuje na nia :-)…

    Reply
  4. Loukas says:

    Jeśli taka partia się narodzi, i ja proszę o legitymację 😉

    W kwestii ogólnej chciałbym jednak zaznaczyć, że może lepiej mówić – jeśli już w ogóle czujemy taką potrzebę – raczej o partii chrześcijan , niż chrześcijańskiej . Myślę, że tego “chrześcijaństwa” (i to celowo w cudzysłowie) jest w naszym życiu i świecie zbyt dużo, tak jak zbyt dużo jest cudzo’slownej miłości. O ile tą ostatnią Kościół zajmuje się nieprzerwanie i nawet czasem nadużywa tej krytyki, o tyle na takie deklaratywne chrześcijaństwo jest właściwie głuchy (żeby nie powiedzieć – sam je karmi). Przesłanie ewangeliczne, radykalne i bezkompromisowe, nie może ujawnić się [pod wpływem poniższej sugestii Pradusza precyzuję – nie może wypełnić się] w żadnej partii, w żadnej organizacji, w żadnym kodeksie, bo wszystkie te rzeczywistości przekracza – zmierza ku wieczności. Niestety ostatecznie to one zwyciężają nad tym co “chrześcijańskie” i nie Ewangelia definiuje partię, a partyjność Ewangelię. Wszyscy mniej czy bardziej zdajemy sobie sprawę, że postulaty partii chrześcijańskich – tych “soft” i tych “hard” – mają w sobie właściwie dwa komponenty: dozę humanizmu i obyczajowego rygoryzmu. Pierwszy jest dla ludzi zupełnie intuicyjny i nie potrzebuje odwoływać się do religii, a drugi mógłby równie dobrze pochodzić od zupełnie świeckiego reakcjonisty, konserwatysty stricte społecznego (większość z nich zresztą maskuje się jedynie wiarą, co pokazuje też Bierdiajew). Wszystkie postulaty takich organizacji da się sprowadzić do tych dwóch świeckich źródeł, mówiąc dokładniej do etyki greckiej (zazwyczaj stoickiej), rzymskiego umiłowania “iustiti” i wrodzonego tradycjonalizmu. Czy widzieliście kiedyś jakiegoś “chrześcijańskiego” polityka, który marzyłby o chrześcijańskim państwie? Tzn. o wprowadzeniu “prawa” (tutaj w wytłuszczonym cudzysłowie!) Ewangelii? Który eksponowałby w swoim programie hasła takie jak “nie karajmy przestępców; wymiar sprawiedliwości ma zawsze wybaczać”, “rozdajmy mienie państwowe ubogim”, “oddajmy drugie tyle oszustom podatkowym”, “nie zwalczajmy zła siła”, “przenieśmy Belweder do jakiejś praskiej kanciapy”… Ja w każdym razie takiego nie słyszałem. I to najzupełniej zrozumiałe, racjonalne i logiczne, ponieważ polityka w pewnym sensie jest zaprzeczeniem Ewangelii, bowiem żyje troską o dzień jutrzejszy i wiąże się zawsze z władzą człowieka nad człowiekiem. Nie znaczy to, że chciałbym za wszelką cenę się jej wyrzec i każdemu jej zabronić, właśnie nie w tym rzecz. Zawsze tęsknimy do “Królestwa Bożego”, ale żyjemy w świecie, i każdą de facto niemożliwość zrealizowania go odczuwamy jako tragedię – ponieważ sami nie dorośliśmy i nie mamy odwagi, i ponieważ inni nie dorośli i nie mają odwagi. Ale w tym wszystkim chciałbym, byśmy mieli chociaż trochę uczciwości i z pohamowaniem obdarzali różne nasze polityczne, społeczne i ekonomiczne wytwory chrześcijańskością .
    Tutaj znowu posłuchajmy Bierdiajewa:

    Absolutne objawienie Ewangelii i Królestwie Bożym nie mieści się w żadnych formach społecznych i historycznych, zawsze względnych i czasowych. Prawda życia duchowego nie mieści się w życiu naturalnym. Nigdy nie było i być nie może chrześcijańskiego państwa, chrześcijańskiej gospodarki, chrześcijańskiej rodziny, chrześcijańskiej nauki, chrześcijańskiej obyczajowości. Bo w Królestwie Bożym (…) nie ma ani państwa, ani gospodarki, ani rodziny, ani nauki, nie ma żadnej obyczajowości stojącej pod znakiem prawa. Sam Kościół w swoich historycznych wcieleniach zarażał się państwem i przejmował jego przemoc, dostawał się pod władzę porządku prawa.

    I wszystkie “chrześcijańskie” partie, teorie życia rodzinnego i społecznego, państwa czy tożsamości są właściwie przeniesieniem tego błędu Kościoła na szerszy plan, zarażeniem wiarą w “spłaszczenie” Królestwa Bożego do jakiegoś moralnego prawa, kodeksu “chrześcijańskich wartości”. Jeśli będziemy mniej mówić o chrześcijańskości tych rzeczy, być może zaczniemy znowu tęsknić za tym, co naprawdę kryje się pod tym pojęciem. Póki co to jak z dawną reklamą bezalkoholowego Lecha:
    Partia chrześcijańsko[mryg]-demokratyczna…

    Reply
  5. Pradusz says:

    Jeszcze zaden mezczyzna nie zaszedl w ciaze. To prawda, ale to przeciez nie przeszkadza probowac…

    Tak mi sie skojarzylo, gdy czytalem Twoja wypowiedz… Ze mnie jest oczywiscie taki straszliwie staroswiecki idealistyczny socjalista o chrzescijanskim ‘zacieciu’, a wiec to probowanie – mimo kolejnych rozczarowan – mam chyba zakodowane w genach.

    I pewnie dlatego trudno tez mi sie zgodzic z Twoja teza, ze przeslanie ewangeliczne nie moze UJAWNIC SIE w programie zadnej partii. Mysle, ze ujawnic sie jakos moze i ujawnia sie, aczkolwiek zawsze w sposob zalazkowy, zaciemniony i najczesciej, przynajmniej wedlug mnie, akurat nie tych partii z przymiotnikiem ‘chrzescijanska’ w nazwie.

    Gdy mysle o chrzescijanstwie i polityce zawsze przychodza mi do glowy dwie maksymy jednoczesnie. Jedna glosi, ze wlasnymi rekami Krolestwa Bozego na pewno nie zbudujemy, a druga, ze Bog nie ma na tu innych rak niz nasze… Niezly rebus, prawda?

    Reply
  6. Loukas says:

    Prawda, oczywiście, ale ten rebus, który ja nazwałem trochę mniej zręcznie “świadomością tragedii”, najrzadziej ujawnia się w partiach otwarcie chrześcijańskich i wymaga przede wszystkim ogromnej pokory. W naszym świecie – szczególnie w świecie politycznym, gdzie wszystko zagrożone jest przerodzeniem się w PR – “chrześcijańskie” może brzmieć niestety zbyt dumnie. To, że pewne “przebłyski” dochodzą do każdej dziedziny ludzkiej działalności, nawet tej najbardziej umorusanej , jest – Bogu dzięki – niepodważalnym faktem. Mimo to gdyby mnie pozostawiono decyzję, co najwyżej zadeklarowałbym swoją inspirację, czy może – aspirację, ale nie formalizowałbym tego w nazwie ugrupowania. Powiedzieć: jestem socjalistą o zacięciu chrześcijańskim, to znaczy: jestem (pewnej wariacji) socjalistą, bo do tego popycha mnie moja chrześcijańska inspiracja, która ten socjalizm oczywiście kształtuje i w którym “impuls” ewangeliczny się na pewno ujawnia, ale nie wypełnia. To samo można powiedzieć o demokratyzmie , konserwatyzmie, liberalizmie, anarchizmie i innych doktrynach. Moja ostrożność wynika z empirii: zazwyczaj jeśli jakaś formacja uważa się za chrześcijańską, to sądzi, że to chrześcijaństwo się w niej nieomal spełnia. To postawa “prawicowców” Bierdiajewa i zresztą nie tylko ich. I ostatecznie Ewangelię się “polityzuje” (w tym kolokwialnym rozumieniu), a więc szalenie spłaszcza. Świadectwo, które z tego płycie ku narodowi jest mało pokrzepiające i w pewnym sensie bardzo szkodliwe. To widać, jeśli o “chrześcijańską moralność” zapyta się w Polsce na ulicy.

    Ale próbować trzeba, tu się gorąco i chętnie zgadzam. Analogia z ciążą bardziej przywodzi mi jednak na myśl to, że zazwyczaj te środowiska już nie próbują, a twierdzą że nie wolno. I tak się rodzi niewyżycie (religijno-etyczne) 😉 Kolejna sprawa – w polityce podobnie jak z zachodzeniem . Nie deklarować, a robić. Niech Cie potem inni nazwą… chrześcijańskim politykiem 😀

    Reply

Leave a Reply