Temat piekła, wiecznego potępienia, a, jako odpowiedź na nie – powszechnego zbawienia, powraca ciągle w religijnych rozważaniach, piętrząc trudności i gnębiąc wrażliwe sumienia ludzi ukształtowanych przez chrześcijańską eschatologię. Pojawia się w jego kontekście napięcie pomiędzy zasadami trudnymi do pogodzonenia i logicznego rozwikłania – sprawiedliwości i miłości Bożej, ludzkiej wolności i teodycei. Pytania, które stawiamy, prowadząc te rozmyślania, nie mogą doprowadzić do stworzenia żadnego systemu, żadnej pełnej teorii, bo zawsze okazuje się ona ostatecznie zła, niesprawiedliwa, okazuje się nie dorastać do Tajemnicy, którą chce wyjaśnić. Rosyjski filozof, Mikołaj Bierdiajew (1874-1948), w swoch rozważaniach na temat piekła rozpatruje błyskotliwie te problemy i sprzeczności, by zaproponować ostatecznie nie gotową, racjonalną teorię, ale etyczne wezwanie. Jest to najlepsza, najgłębsza próba zmierzenia się z tym zagadnieniem na jaką kiedykolwiek trafiłem. Tekst pochodzi z książki O przeznaczeniu człowieka. Zarys etyki paradoksalnej , ktorą, podobnie jak inne prace Bierdiajewa, z których wiele dostępnych jest w języku polskim, szczerze polecam.
Etyka filozoficzna wcale nie interesowała się problemem piekła. Problem ten istniał tylko dla etyki religijnej. Tymczasem piekło jest nie tylko krańcowym, ale zasadniczym problemem etyki, bez rozwiązania którego etyka pozostaje powierzchowna. Można zdumiewać się, jak ludzie mało myślą o piekle i mało się nim trapią. Przede wszystkim przejawia się w tym ludzka lekkomyślność. Człowiek jest zdolny żyć wyłącznie na powierzchni, i wtedy nie jawi się mu obraz piekła. Utraciwszy świadomość wiecznego i nieśmiertelnego życia, człowiek uwolnił się od dręczącego problemu piekła, zrzucił z siebie ciężar odpowiedzialności. Od razu też stykamy się tutaj z antynomią moralną, która, prawdopodobnie, jest racjonalnie nierozwiązalna. Dusza prowadzi wewnętrzny dialog z samą sobą o piekle, i w tym dialogu żadna ze stron ostatecznie nie zwycięża. Na tym polega cała udręka problemu. Współczesne negowanie piekła czyni życie zbyt łatwym, powierzchownym i nieodpowiedzialnym. Usankcjonowanie zaś piekła pozbawia życie moralne i duchowe sensu, gdyż całe upływa ono w torturze. Idea jest torturą, a przez torturę człowieka można zmusić do wszystkiego. Ale to, do czego człowiek zmuszony jest torturą, lękiem przed mękami piekielnymi, pozbawione jest wartości i znaczenia, nie jest osiągnięciem moralnym i duchowym. Na tę stronę idei piekła nie zwracano wystarczającej uwagi. Wszystko, co człowiek czyni z lęku przed piekłem, a nie z miłości do Boga i do doskonałego życia, pozbawione jest wszelkiego znaczenia religijnego, chociaż w przeszłości motyw ten był najbardziej wykorzystywany dla życia religijnego. Jeśli istnieje piekło i grozi mi, to bezinteresowna miłość do Boga jest dla mnie niemożliwa, to ja określam się nie przez dążenie do doskonałości, a przez dążenie do uniknięcia mąk piekielnych. Piekło czyni człowieka utylitarystą, hedonistą i eudaj- monistą, pozbawia go bezinteresownej miłości do prawdy. Głęboką rację mieli ci mistycy, którzy wyrażali zgodę na męki piekielne i zgubę w imię miłości do Boga. Apostoł Paweł godził się być odłączonym od Chrystusa w imię miłości do braci.
Motyw ten istniał w mistyce kwietystycznej, u Fenelona, i był osądzony przez katolicki eudajmonizm i utylitaryzm. Szczególnie jest to widoczne u Marie des Vallees, która godziła się przyjąć męki piekielne w imię zbawienia opętanych przez szatana i skazanych na zgubę. Mistycy zawsze wznosili się ponad religijny utylitaryzm i eudajmonizm, które przeniknięte są zwulgaryzowaną już ideą piekła, a motywy lęku przed piekłem i zgubą oraz pragnienie zbawienia i szczęśliwości – wcale nie są motywami mistycznymi. Idea wiecznej szczęśliwości i wiecznych mąk, zbawienia i zguby pozostaje ideą egzoteryczną, załamaniem się objawienia życia Bożego w powszedniości społecznej. W religii stojącej pod znakiem powszedniości społecznej zawsze znajduje się element utylitarny. Wolna od niego jest tylko mistyka, wznosząca się do bezinteresowności. Zbawienie od wiecznej zguby wcale nie jest prawdą ostateczną, jest to tylko utylitarna i zwulgaryzowana transkrypcja prawdy
o szukaniu Królestwa Bożego, o miłości do Boga i osiągnięciu doskonałego życia,o teosis. Wcale to nie usuwa samego problemu piekła i nie stępia jego bolesności. Tak rozlega się głos tylko jednego z mówiących w wewnętrznym dialogu duszy. Jednak natychmiast zaczyna rozlegać się inny głos i umacnia nieprzezwyciężenie antynomiczny stosunek do piekła. Nie można przypuścić piekła, jest ono nie do przyjęcia dla świadomości moralnej, i nie można piekła negować wprost, bo tę negację okupuje się ignorowaniem niewątpliwych wartości. Bardzo łatwo jest negować piekło, negując osobę i wolność. Piekła nie ma, jeśli osoba nie należy do wieczności. Piekła nie ma, jeśli człowiek nie jest wolny i może być przymuszony do dobra i do raju. Idea piekła ontologicznie związana jest z wolnością i osobą, a nie ze sprawiedliwością i odpłatą. Chociaż brzmi to paradoksalnie, ale piekło jest postulatem moralnym wolności ludzkiego ducha. Piekło jest potrzebne nie tylko po to, żeby zatriumfowała sprawiedliwość i źli dostali odpłatę, ale po to, żeby człowiek nie był zniewolony przez dobro i przymusowo wprowadzany do raju, tj. w jakimś sensie człowiek ma moralne prawo do piekła, ma prawo w wolności przełożyć piekło nad raj. Ukryta jest w tym cała moralna dialektyka o piekle. Usprawiedliwienie piekła na gruncie idei sprawiedliwości, które znajdujemy u św. Tomasza z Akwinu i Dantego, jest najbardziej oburzające i najmniej pogłębione. Dialektycznie piekło określane jest nie przez sprawiedliwość, a przez wolność. Piekło jest dopuszczalne w tym sensie, że człowiek może zapragnąć piekła, przedkładać je nad raj, może czuć się lepiej w piekle, niż w raju. W idei piekła wyraża się ostre i natężpne poczucie osoby, jej niezniszczalności. Wieczna zguba osoby jest właśnie jej pozostawaniem w samej sobie, jej nierozpuszczalnością, jej absolutną samotnością. Piekło polega właśnie na tym, że osoba nie chce się go wyrzec. Panteistyczne rozpuszczenie i zniknięcie osoby w Bogu, oczywiście, znosi ideę piekła, ale oznacza ono negowanie osoby. Taka jest podstawa ontologiczna idei piekła. Wszelka ocena już jest początkiem piekła, jest punktem wyjściowym podziału na dwa królestwa, a jednym z tych królestw jest królestwo piekielne. I cały problem polega na tym, jak uniknąć piekła, nie wyrzekając się oceny i rozróżnienia. U takich ludzi, jak bł. Augustyn, jak Dante, widzimy patos podziału przygotowującego piekło. A walka przeciw piekłu nie oznacza zaprzestania walki przeciwo złu, a doprowadzenie jej do końca. Cale zagadnienie polega na tym, czy piekło jest dobrem, jak myślą „dobrzy” obrońcy piekła.
W wewnętrznym dialogu o piekle, w ujawniającej się tutaj wewnętrznej dialek- tyce, dusza staje raz w subiektywnym, raz w obiektywnym punkcie widzenia, patrzy na ten problem raz z wewnątrz, raz z zewnątrz. I stąd rodzi się sprzeczność. Na piekło można patrzeć z ludzkiego punktu widzenia i z punktu widzenia Bożego. I oto kiedy patrzysz na piekło z punktu widzenia Boga, obiektywizując je, to piekło jest niezrozumiałe, niedopuszczalne i oburzające. Nie można pogodzić się z tym, że Bóg mógł stworzyć świat i człowieka przewidując piekło, że mógł przesądzić piekło przez ideę sprawiedliwości, że ścierpi piekło jako odrębny krąg diabelskiego bytu obok Królestwa Bożego. Z Bożego punktu widzenia oznacza to fiasko stworzenia. Piekło zobiektywizowane, jako odrębna sfera życia wiecznego, jest zupełnie nie do zniesienia, nie do pomyślenia i wprost nie do połączenia z wiarą w Boga. Bóg świadomie dopuszczający wieczne męki piekielne wcale nie jest Bogiem, podobny jest on raczej do diabła. Usprawiedliwienie piekła jako odpłaty złym, radujące dobrych, jest bajką dla dzieci, nie ma w nim niczego ontologicznego, jest to wzięte z powszedniości społecznej z jej nagrodami i karami. Idea wiecznego piekła jako sprawiedliwej odpłaty za fałszywe poglądy dogmatyczne i herezje jest jednym z najbardziej nikczemnych i szpetnych wytworów triumfującej powszedniości społecznej. Z punktu widzenia obiektu, z punktu widzenia Boga, żadnego piekła być nie może, a dopuszczalność piekła oznaczałaby negowanie Boga. Wszystko się jednak zmienia, kiedy staniecie w punkcie widzenia subiektu, człowieka. Wtedy rozlega się drugi głos, i wtedy piekło staje się zrozumiałe, jest ono dane w ludzkim doświadczeniu. A moralne oburzenie człowieka zaczyna się dopiero wtedy, gdy piekło zostaje zobiektywizowane i zatwierdzone przez Boga i jakby w Bogu, a nie przez człowieka i jakby w człowieku. Piekło w całości należy do sfery subiektywnej, a nie obiektywnej, jest ono w subiekcie, a nie w obiekcie, w człowieku, a nie w Bogu. Żadne piekło jako obiektywna sfera bytu nie istnieje, jest to całkowicie bezbożna idea, raczej manichejska, niż chrześcijańska. Dlatego zupełnie niemożliwa i niedopuszczalna jest żadna ontologia piekła. Zbudowanie ontologii piekła, tj. zobiektywizowanie piekła, jest właśnie tym, co wywołuje przeciw sobie sprawiedliwe oburzenie i bunt. Nie do pomyślenia jako sfera bytu obiektywnego, piekło istnieje w sferze subiektywnej i oznacza doświadczenie człowieka oraz drogę człowieka. Piekło, jak i raj, są tylko symbolami drogi duchowej. Doświadczenie piekła jest zamykaniem się w subiekcie, niemożliwością wejścia w obiektywne bycie, jest samopogrążeniem, dla którego wieczność zamyka się i pozostaje tylko niedobra nieskończoność. Wieczne piekło jest błędnym i sprzecznym połączeniem wyrazowym. Piekło jest negowaniem wieczności, niemożliwością wejścia w życie wieczne i włączenia się do udziału w wieczności. Nie może być żadnej piekielnej i diabelskej wieczności, może być jedynie wieczność Boża, wieczność Królestwa Bożego, na równi z którą nie może być żadnego bytu. Jednak w subiekcie, w zamkniętej sferze subiektywnej, może ujawnić się niedobra nieskończoność mąk. Doświadczenie, z którego zaczerpnięta jest idea wiecznego piekła, dane jest do przeżywania człowiekowi w subiektywnej sferze męki jako nie mającej końca w czasie. W doświadczeniu tego naszego życia dano nam przeżywać męki, które wydają się nam nieskończone, i tylko takie męki wydają się nam piekielne i straszne, które dano nam nie na minutę, nie na godzinę lub dzień, a na nieskończoność. Ale ta nieskończoność wcale nie jest wiecznością i wcale nie jest obiektywnym istnieniem. Ta nieskończoność określana jest zamykaniem się subiektu w swojej samotnej męce, niemożliwością wyjścia z niej w obiektywne bycie. Ta nieskończoność mąk obiektywnie może trwać chwilę, część dnia lub dzień, ale nadaje się jej nazwę wiecznych mąk piekielnych. Przeżycie wiecznych mąk piekielnych jest niemożliwością wyrwania się subiektu z zamkniętości w swoim przeżywaniu męki. Piekła nigdzie nie ma, poza widmową, niebytową, właśnie pozbawioną wszelkiej obiektywności sferą zamkniętości subiektu w samym sobie, bezsilnego, aby wejść do wieczności. Piekło wcale nie jest wiecznością, piekło jest nieskończonym przedłużaniem w czasie. Męka piekielna jest właśnie czasowa, bo znajduje się w niedobrym czasie, i wcale nie jest wieczna, wcale nie oznacza trwania w wieczności innej, niż wieczność Królestwa Bożego. W piekle są ci, którzy pozostają w czasie i nie przechodzą do wieczności, w piekle są ci, którzy pozostają w subiektywnej zamkniętej sferze i nie przechodzą do sfery obiektywnej Królestwa Bożego. Piekło jest w gruncie rzeczy widmową, fantasma- góryczną, sferą niebytową. Ale może ono być dla człowieka największą psychologiczną, subiektywną realnością. Piekło jest fantasmagorią, koszmarnym snem, który nie może być wiecznym, ale może być przeżywany przez człowieka jako nieskończony. Fantazmaty, które powstają przez ludzkie namiętności, pogrążają człowieka w piekle. Tak przędziona jest widmowa tkanina koszmarów i snów, z których człowiek nie może obudzić się w wieczności, ale które właśnie dlatego nie mogą być wiecznymi. W piekielnych koszmarach człowieka nie ma niczego obiektywno- -bytowego. To wcale nie obiektywna sprawiedliwość Boga przeznacza człowiekowi przeżywanie tych piekielnych koszmarów i złych snów, a irracjonalna wolność człowieka, przyciągająca do niebytu sprzed stworzenia świata. Lecz niebyt ten przybiera piekielny charakter po doświadczeniu bytu, po doświadczeniu życia w Bożym świecie. Przeżycie mąk piekielnych możliwe jest dla stworzenia tylko, o ile nie pociemniał w nim ostatecznie obraz Boży, o ile światło Boże rozjaśnia jeszcze ciemności złych fantasmagorii. Jeśli wyobrazić sobie, że obraz i podobieństwo Boże ostatecznie pociemnieją i światło Boże zupełnie przestanie świecić, to męki piekielne ustaną, to nastąpi ostateczny powrót do niebytu. Ostateczna zguba jest do pomyślenia jedynie jako niebyt, nie znający już męki. W męce piekielnej męczy człowieka nie Bóg, a męczy sam siebie człowiek, lecz męczy siebie Bogiem, Bożą ideą. Światłość Boża jest źródłem mąk jako przypominanie o tym, do czego człowiek jest powołany. Walka przeciwko siłom piekła jest walką o taką trzeźwość, siłę i całkowitość świadomości, które dają możliwość obudzenia się w wieczności z koszmarnego snu, trwającego jakby w nieskończonym czasie. Piekielna fantasmagoria jest utratą całkowitości osoby i syntetyzującej siły świadomości, ale nadal istnieją w niej i majaczą porwane strzępy osoby i nadal trwa rozdrobniona świadomość osoby. Te porwane strzępy osoby przeżywają absolutną samotność. Uwolnienie od piekielnego koszmaru i męczących rojeń, które jest trwaniem między bytem i niebytem, jest albo zwycięstwem całościowej świadomości (można powiedzieć, że także nadświadomości) osoby, jej powrotem do prawdziwego bytu i jej przejściem do wieczności, albo ostatecznym zniweczeniem rozdrobnionej świadomości i przejściem do ostatecznego niebytu. Człowiek zmierza od podświadomości przez świadomość do nadświadomości. Całościowość i pełnia osiągane są jedynie w życiu nadświado- mym. Nasze „świadome” życie od narodzin do śmierci zawiera w sobie zagrażające stany sennych widziadeł, uprzedzające piekielny koszmar. Stany te powstają na skutek grzesznych namiętności. Świadomość jest w nich rozdrobniona i okaleczona przez nie rozjaśnioną i nie przemienioną podświadomość. Jednak w życiu człowieka są też inne rojenia i sny, w których jest uprzedzenie raju. Nieco otwiera się w nich życie nadświadomości, w którym podświadomość zostaje przemieniona i podniesiona w górę. Problem piekła jako sfery subiektywnej jest problemem współzależności podświadomości, świadomości i nadświadomości. Walka przeciwko piekłu jest obudzeniem nadświadomości, tj. życia duchowego. Inaczej stosunek podświadomości i świadomości tworzy koszmarne i złe widziadła senne. Świadomość sama w sobie nie jest jeszcze osiągnięciem całkowitości osoby. A tylko przez osiągnięcie całkowitości osoby można walczyć z tymi rozdrobnionymi strzępami świadomości, które pogrążają w piekło. Całkowitość osoby ginie w piekle na skutek pogrążenia się i zamykania osoby w sobie, egocentryzmu, złej samotności, tj. niemocy kochania i osiągnięcia nadświadomej całości. Wszystko to znamy i możemy zgłębiać w doświadczeniu naszego życia, przebiegającego w środkowym, oddzielającym paśmie świadomości. Przez rozkład osoby zsuwamy się w dół, do koszmarnych widziadeł sennych i rojeń. Ostateczne zaś obudzenie osiąga się przez tę duchową trzeźwość, która prowadzi do światła całościowej nadświadomości. Duchowa trzeźwość i świetlana ekstaza jednakowo mówią o nastaniu takiej całkowitości, która uczyni niemożliwym powrót do koszmarnego, piekielnego pół-bycia. Początkowa podświadoma, żywiołowa całość jest już niemożliwa po zapaleniu się świadomości i przechodzeniu świadomości przez rozdwojenie. Po tym możliwy jest albo ruch w górę, do raju nadświadomości, albo rozkład i upadek w stany piekielne, zachowujące strzępy świadomości. Ból i męka związane są ze świadomością, a świadomości nie można ostatecznie zniweczyć. Samo powstanie świadomości już jest rozerwalnością i świadomość dręczy się o całkowitość. Lecz rozdwojenie świadomości może przejść w całkowitą rozerwalność, w tej rozerwalności ból i męka nasilają się. Ustanie bólu i męki jest nastaniem nadświadomej całkowitości albo ostatecznego niebytu.
W człowieku to, co jest dzienne, świadome, czuwające, nie jest tak oddzielone od tego, co nocne, nieświadome, sennie majaczące, jak to sądzi powszedniość. W świecie starożytnym, w zaraniu historii, granica ta była jeszcze mniej dostrzegalna, i człowiek mieszał „sny” z „rzeczywistością”. W tej atmosferze przebiegał proces mitotwórczy. Idea piekła stała się zupełnie wyraźna dopiero w świadomości chrześcijańskiej. Jednak zrodziła się ona u starożytnych i nie była tam jeszcze doprowadzona do ścisłej współzależności z ideą karzącej sprawiedliwości. Piekło, podziemne królestwo cieni, pół-byt i pół-niebyt, do którego spada człowiek, jest smutnym losem śmiertelników. Starożytny Grek nie znał ocalenia od tego losu. Idea pośmiertnej egzystencji dusz była związana z chtonicznymi, podziemnymi bogami. Tutaj rodzi się w duszy tkanina piekielnych koszmarów ludzkości, obrazów podziemnego, mrocznego, męcząco-majaczącego pół-istnienia. Tragiczny światopogląd Greków godził się ze smutnym losem śmiertelników. Zgroza była w tym, że śmiertelnicy nie byli poddani ostatecznej śmierci, że oczekiwało ich jakieś półżycie, pół- świadomość, półbycie, podobne do ciężkich snów, z których człowiek nie ma siły się obudzić. Grecka arystokracja wzniosła Olimp nad mrocznym królestwem podziemnym. W misteriach starożytny Grek poszukiwał ostatecznego zwycięstwa nad śmiercią i dopuszczenia do udziału w prawdziwej nieśmiertelności. Jednak Grecy dość słabo wyrazili koncepcję, zgodnie z którą zachodzi podział na dwa obozy, obóz „dobrych” i obóz „złych”, walka dwóch światowych zasad i zwycięstwo nad królestwem szatana, odepchniętym do piekła. Dualizm religijno-moralny właściwy był świadomości perskiej, i szczególne napięcie osiąga w manicheizmie. Nie można zaprzeczać, że świadomość biblijna, judaistyczna uległa wpływom perskim w swojej eschatologii, a sama idea diabła i jego królestwa ma w świadomości chrześcijańskiej źródło perskie. Świadomość chrześcijańska, zasadniczo, nigdy nie mogła uwolnić się zupełnie od elementów manichejskich. Kiedy krystalizowała się koncepcja piekła, to wniknęło do niej starożytne uczucie zemsty, przeniesione z czasu do wieczności. To uczucie zemsty weszło też do koncepcji piekła u Dantego. Zrozumiała jest więc antypatia Mikołaja Fiodorowa do Dantego, którego uważał za geniusza zemsty. Świadomość ludzka wyobrażała sobie piekło w dwóch formach – albo w formie smutnego losu i zguby ludzkości w ogóle, gdyż nie ma zbawienia, zbawienie nie ujawniło się i nikt nie dostanie się do Królestwa Bożego, które jest królestwem bogów, albo w formie triumfu karzącej sprawiedliwości nad złymi, po tym, jak ujawniło się zbawienie dobrych. Początkowy obraz piekła jest smutnymi majaczeniami grzesznej ludzkości, nie znającej zbawienia, niezdolnej ani żyć w wieczności, ani ostatecznie umrzeć. Inny obraz piekła stworzony przez tych, którzy dowiedzieli się o zbawieniu i uznają siebie się za „dobrych”, jest obrazem stworzonym dla „złych”. Nie można przypuścić, że piekło jest stworzone przez Boga. Piekło stworzone jest przez diabła. Piekło stworzone jest przez ludzki grzech. A zgroza jest w tym, że piekło stworzone jest nie tylko przez „złych”, nie tylko przez zło, ale w dużo większym stopniu stworzone jest przez „dobrych”, stworzone jest przez samo dobro dla „złych” lub dla „zła”. „Źli” stwarzają piekło dla siebie, natomiast „dobrzy” stwarzają piekło dla innych. Przez wieki „dobrzy”, poznawszy zbawienie, utwierdzali i utrwalali koncepcję piekła. Był to potężny prąd myśli chrześcijańskiej, przeniknięty niechrześcijańską, nieewangeliczną ideą sprawiedliwości. W konstytuowaniu i uwiecznianiu piekła najmniej winni byli pierwsi greccy nauczyciele Kościoła. Tego złego czynu „dobrych” dopuszczono się głównie w zachodniej myśli chrześcijańskiej, począwszy od bł. Augustyna, a znalazł swoje uwieńczenie u Tomasza z Akwinu i u Dantego. Koncepcja piekła, stworzona przez „dobrych” dla „złych”, triumfuje we wszystkich katechizmach i we wszystkich oficjalnych kursach teologii. Koncepcja ta opiera się na tekstach ewangelicznych, które przyjmowane są dosłownie, bez wnikania w obrazowy język Ewangelii i bez zrozumienia jego symboliki. Jedynie nową świadomość chrześcijańską niepokoją ewangeliczne słowa o piekle. Starą świadomość chrześcijańską te słowa radowały.
Wszystkie antynomie, związane z problemem wolności i konieczności, nie tylko przenoszone są na naturę piekła, ale też bardzo wyostrzają się w zastosowaniu do niej, wywołując nowe trudności. Jeśli z humanitaryzmu, miłości bliźniego, dopuścimy konieczność, tj. zdeterminowanie powszechnego zbawienia, to jesteśmy zmuszeni odrzucić wolność stworzenia. Tak nauka Orygenesa o apokatastazie popada w konflikt z jego własną nauką o wolności. Zbawienie całego świata, rozumiane jako powszechne przywrócenie do stanu początkowego sprzed grzechu pierworodnego, ujmowane jest jako rezultat zdeterminowanego procesu, niezależnego od wolności człowieka. Całe stworzenie będzie w końcu zmuszone wejść do Królestwa Bożego. Piekło istnieje, ale jest czasowe, a nie
wieczne, tj. zasadniczo jest ono czyśćcem. Czasowe piekło zawsze jest tylko czyśćcem i nabiera znaczenia pedagogicznego. W wewnętrznym dialogu duszy o piekle głos Orygenesa jest wiecznym głosem jednej strony duszy ludzkiej. Kiedy Orygenes powiedział, że Chrystus pozostanie na krzyżu i Golgota potrwa do tej chwili, dopóki choć jedna istota pozostanie w piekle, to wyraził wieczną prawdę. Mimo to powinniśmy uznać, że determinowanie, przesądzanie zbawienia jest racjonalizacją tajemnicy ostatecznych losów, tajemnicy eschatologicznej. Lecz czy możliwe jest twierdzenie przeciwne, zmuszone dopuścić determinowanie piekła w świadomości Bożej i przeznaczenie do zguby? Oczywiście, jest to jeszcze mniej możliwe do przyjęcia. Orygenes jest lepszy od Kalwina, u Orygenesa więcej jest prawdy moralnej, niż u bł. Augustyna. Spotykamy się z podstawową antynomią, którą przeżywa dusza, kiedy dręczy ją pytanie o piekło: wolność człowieka, wolność stworzenia nie dopuszcza przymusowego, zdeterminowanego zbawienia i wolność też buntuje się przeciwko idei piekła jako fatum. Nie można negować piekła dlatego, że zderza się to z wolnością, i nie można uznawać piekła dlatego, że buntuje się przeciwko temu wolność. Piekło jest irracjonalną, ciemną, meoniczną wolnością, przekształcającą się w fatum. Świadomość chrześcijańska odrzuca istnienie fatum w sensie antycznym, greckim, jako niezgodne z Bogiem i ludzką wolnością. Jednak idea piekła jest w chrześcijaństwie ideą fatalną. Co prawda, można powiedzieć, że piekło jest fatum „złych” i „dobrzy” nie znają tego fatum, są od niego wolni. W takim rozważaniu pozostajemy jednak na powierzchni. Wolność „złych” jest fatalną wolnością, jest fatum. Wolność, którą zwykle przeciwstawia się fatum, może przerodzić się w fatum. I oto ciemna, zła, pozbawiona łaski wolność jest fatum, które uznaje chrześcijaństwo. Ciemna wolność odrzucająca łaskę może nie zechcieć raju, może woleć piekło. Ci, którzy buntują się przeciwko idei piekła, nierzadko też sami wolą piekło. W ten sposób wolne przedkładanie piekła nad raj okazuje się fatum ciążącym nad stworzeniem. Antynomia wolności i konieczności istnieje tu nie tylko po stronie człowieka i stworzenia, ale także po stronie Boga. I niemożliwość rozwiązania tej antynomii rodzi naukę o predestynacji. Jeśli Bóg przewiduje łub, ściślej, odwiecznie wie, gdzie skieruje się wolność stworzenia, którą On sam je obdarzył, to przez to jednych predestynuje do zbawienia, a innych do zguby. Ta straszna nauka zamienia w fatum nie wolność, a samego Boga. Bóg jest fatum dla stworzenia, predestynacją do zbawienia lub zguby. Nauka o predestynacji, oczywiście, jest jedną z form racjonalizacji tajemnicy ostatecznych losów i jest formą racjonalizacji najbardziej oburzającą. Jednak piekło we wszystkich wypadkach okazuje się fatum – albo fatum Bożej predestynacji, albo fatum ludzkiej wolności. Antynomia pozostaje nieprzezwyciężona, i wewnętrzny dialog duszy ludzkiej, rozdzierającej się od męczących wysiłków rozwiązania problemu piekła, trwa nadal. Można powiedzieć, że sam ten dialog, sam wysiłek rozwiązania problemu piekła już jest przebywaniem w ogniu piekielnym. Dialektyka piekła może zajść tak daleko, że uzna samego Boga za zasługującego na piekło. Robi to właśnie najbardziej niepospolity i o głębokim umyśle pisarz współczesnej Francji, Marcel Jouhandeau. Oto jego wstrząsające słowa: La mélancolie que jepeux Lui donner est terrible: tous les Anges ne Le consolent pas de moi. Et qui sait que Lui si ce n’est pas „lepéchéde Dieu”, Son unique faiblesse, que de m’aimer, si, m’aimant, Dieu ne mérite pas de partager l’Enfer qu’il me promet? L’Enfer n’est pas ailleurs qu’a a la place la plus brülante du Coeur de Dieu . Stawia się tutaj nieuniknione pytanie o piekielne cierpienia samego Boga, jeśli kochany przez Niego będzie płonął w ogniu piekielnym. Idea piekła jest ideą fatum na wieczność, gdyż w piekle nie ma już ani wolności, ani łaski, które mogłyby z niego wyprowadzić. Kiedy myślimy o piekle, to myślimy o czymś absolutnie fatalnym i nie do naprawienia. Uznawana jest wolność, która prowadzi do piekła, ale nie uznawana jest wolność, która wyprowadza z piekła, jest tam wolne wejście, ale nie ma wolnego wyjścia. W ten sposób w Boży zamysł o świecie wnika zasada ciemnego fatum, bardziej jeszcze strasznego, niż fatum świadomości antycznej. I ta fatalna świadomość ciąży nad świadomością i sumieniem chrześcijan. Piekło, jako odrębna sfera ontologiczna, oznacza albo niepowodzenie Bożego zamysłu o świecie, albo fatum świadomie dopuszczone w Bożym zamyśle. Nazwanie tego fatum triumfem Bożej sprawiedliwości jest wielką nieprawdą, bo męki w wieczności jako odpłaty za grzech i przestępstwo popełnione w czasie, nie można ujmować jako urzeczywistnienia sprawiedliwości. Wieczność i czas są niewspółmierne. Jeśli już szukać gdzieś sprawiedliwości, to raczej w nauce o reinkarnacji i karmie. Za czas odpowiada w niej czas, a nie wieczność, i uznaje się możliwość nowego i większego doświadczenia, niż to, które dane jest człowiekowi raz jeden – od narodzin do śmierci. Teozoficzna nauka o reinkarnacji jest nie do przyjęcia przez świadomość chrześcijańską. Trzeba jednak przyznać, że ostateczny los człowieka może być rozstrzygnięty tylko po niezmiernie większym doświadczeniu w światach duchowych, niż to, które dane jest w krótkim życiu ziemskim.Piekło jest krańcowym rezultatem określonego kierunku woli moralnej i kierunku dominującego w moralnej świadomości ludzkości. Chcą go i utwierdzają go ci właśnie, którzy nigdy nie rozmyślają o takich problemach teologicznych, jak piekło. Piekło, jako sfera obiektywna, jest wytworem woli moralnej, który ostro dzieli świat na dwa obozy, na obóz „dobrych” i obóz „złych”, na dwa królestwa, które kończą się właśnie rajem i piekłem. „Źli” odepchnięci są do piekła, odepchnięci są do piekła jeszcze w tym życiu, w tym czasie. Chodzi o odepchnięcie moralne, bo panowanie może fizycznie należeć do „złych”. Piekło jest rezultatem całkowitego oddzielenia losu dobrych, dziedziczących szczęśliwość, od losu złych, dziedziczących wieczną mękę. Piekło, jako obiektywna sfera, jest przede wszystkim tworem dobrych. Wydaje się im ono spełnieniem sprawiedliwości, sprawiedliwym sądem. Mówię teraz o piekle, które ujmowane jest jako sfera obiektywna, gdyż piekło jako sfera subiektywna przenoszone jest w głąb życia samych „dobrych” jako także i im znane doświadczenie, jako ich droga. Wola ludzka, ostro rozdzielająca świat na dwie części, wyobraża sobie piekło jako wieczne katorżnicze więzienie, w którym już izolowani „źli” nie mogą wyrządzać zła dobrym. Ta idea piekła jest, oczywiście, ideą na wskroś ludzką, a nie Bożą, i wyobraża sobie ostateczne zakończenie życia światowego nie „po tamtej stronie dobra i zła” naszego grzesznego świata, a po tej stronie. Całkiem nie myśli się przy tym o możliwości realnego ontologicznego zwycięstwa nad złem, tj. o rozjaśnieniu i przemienieniu złych, a nade wszystko wcale nie ma nastawienia do tej woli, jest wola odwrotna. Zło powinno być izolowane, ukarane i wtrącone do piekła. Jest to pocieszenie dla dobrych. Nikt nie chce myśleć o zbawieniu „złych” i samego diabła. Oczywiście, myśli się o zbawieniu grzeszników, bo wszyscy ludzie są grzesznikami. Następuje jednak moment, kiedy grzesznicy zaliczeni zostają do obozu „złych” i oddanych diabłu, a wtedy porzuca się ich i odprawia do piekła. Największym wypaczeniem etyki, etyki uznanej za bardzo wzniosłą, było to oddzielenie losu „dobrych” od losu „złych” i ten ostateczny sąd „dobrych” nad „złymi”. Na próżno myśli się, że piekło jako odwet i kara, odbywana bezterminowo w jakiejś obiektywnej sferze bytu, jest sądem Bożym. Jest to pocieszający wymysł i fałsz, dopuszczony przez tych, którzy uznają siebie za „dobrych”. W ludzkiej, zanadto ludzkiej idei piekła zobiektywizowany zostaje nędzny sąd ludzki, który nic wspólnego nie ma z sądem Bożym. Za „herezje” do piekła wysyła „ortodoksja” według postanowienia sądu ludzkiego, a nie sądu Bożego. Sąd Boży, którego oczekuje dusza ludzka i całe stworzenie, zapewne, bardzo mało podobny będzie do sądu ludzkiego. Na tym sądzie ostatni będą pierwszymi, a pierwsi będą ostatnimi, czego nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Najbardziej zaś niedopuszczalne jest to, kiedy człowiek bierze na siebie prerogatywy sądu Bożego. Sąd Boży odbędzie się, ale będzie on sądem także nad ideą piekła. Sąd Boży znajduje się po
tamtej stronie naszego rozróżniania dobra i zła, jest sądem po tamtej stronie. Być może, odzwierciedliło się to w nauce o predestynacji. I dlatego moralna wola człowieka nigdy nie może być skierowana na odpechnięcie jakiegokolwiek stworzenia do piekła, na domaganie się tego odpechnięcia, jako urzeczywistnienia sprawiedliwości. Można jeszcze piekło dopuszczać dla siebie. Wynika to z tego, że piekło istnieje w tym, co subiektywne, a nie w tym, co obiektywne. Mogę przeżywać męki piekielne i uznawać siebie za zasługującego na męki piekielne. Nie można jednak pozwolić na piekło dla innych, nie można pogodzić się z piekłem dla innych. Wynika to już z tego, że piekła nie można obiektywizować i przedstawiać jako obiektywny porządek bytu. Trudno jest zrozumieć i przyjąć psychologię pobożnych chrześcijan, którzy spokojnie godzą się z tym, że otaczający ich ludzie, niekiedy nawet bliscy im ludzie, będą w piekle. Nie można pogodzić się z tym, że człowiek, z którym piję herbatę, skazany jest na wieczne męki piekielne. Gdyby ludzie byli moralnie bardziej wrażliwi, to całe nastawienie swojej woli moralnej i swojego ducha skierowaliby na wybawienie z mąk piekielnych każdej istoty, spotkanej przez nich w życiu. I myśli się na próżno, że ludzie właśnie to czynią, kiedy przyczyniają się do rozwijania cnót moralnych innych ludzi i umocnienia ich w słusznej wierze. Radykalna zmiana moralna może być jedynie zmianą stosunków do samych „złych”, do skazanych na zgubę, pragnieniem zbawienia także dla nich, tj. przyjęciem na siebie również losu „złych”, podzieleniem ich losu. To znaczy, że nie mogę zbawiać się induwidualnie, w izolacji, przedostawać się do Królestwa Bożego licząc na swoje zasługi. Takie rozumienie zbawienia niszczy jedność kosmosu. Raj nie jest dla mnie możliwy, jeśli moi bliscy, moi krewni lub nawet po prostu ludzie, z którymi wypadało mi być razem w życiu, będą w piekle, jeśli w piekle będą Boehme jako „heretyk”, Nietzsche jako „antychryst”, Goethe jako „poganin”, i grzeszny Puszkin. Ci katolicy, którzy w swojej teologii nie mogą zrobić kroku bez Arystotelesa, są gotowi ze spokojnym sumieniem dopuścić, że Arystoteles, jako niechrześcijanin, płonie w ogniu piekielnym. Otóż to właśnie stało się dla nas niemożliwym, a ta niemożliwość jest wielkim osiągnięciem świadomości moralnej. Jeśli już tak wiele zawdzięczam Arystotelesowi czy Nietzschemu, to powinienem podzielić ich los, wziąć na siebie ich mękę, powinienem wyzwolić ich z piekła. Świadomość moralna zaczęła się od Bożego pytania: „Kainie, gdzie jest twój brat Abel?”. Zakończy się ona innym Bożym pytaniem: „Ablu, gdzie jest twój brat Kain?”.
Piekło jest stanem duszy, bezsilnej, żeby wyjść z siebie, jest
skrajnym egocentryzmem, złą i ciemną samotnością, tj. ostateczną niezdolnością kochania. Piekło jest zamkniętością w sobie męczącej chwili, przy której wewnątrz tej chwili otwiera się bezdeń i nieskończoność, chwila staje się nieskończonym czasem. Piekło stwarza i organizuje oddzielenie duszy od Boga, od świata Bożego, od innych ludzi.W piekle dusza jest od wszystkich i od wszystkiego oddzielona i
odosobniona, i jednocześnie przez wszystkich i przez wszystko zniewolona. Wypaczenie idei piekła w świadomości ludzkiej doprowadziło do tego, że była ona utożsamiana z lękiem przed Sądem Bożym i Bożym odwetem. Ale piekło nie jest działaniem Boga na duszę, w danym wypadku sądowym i karnym, a jest właśnie nieobecnością działania Boga na duszę, niezdolnością duszy do otwarcia się na jakiekolwiek by nie było działanie Boga, jest całkowitym odpadnięciem od Boga. Piekło nie jest niczym innym, jak całkowitym oddzieleniem od Boga. Zgroza piekła wcale nie polega na tym, że Sąd Boży będzie surowy i nieubłagany. Bóg jest miłosierdziem i miłością, i oddać Jemu swój los oznacza przezwyciężenie zgrozy. Zgroza polega na pozostawieniu mojego losu mnie samemu. Straszne nie jest to, co Bóg ze mną zrobi. Straszne jest to, co ja sam zrobię ze sobą. Straszny jest sąd duszy nad sobą, nad własną bezsilnością w utwierdzeniu życia wiecznego. Piekło, zasadniczo, oznacza nie to, że człowiek dostał się w ręce Boże, a to, że ostatecznie pozostaje on we własnych rękach. Nie ma nic straszniejszego niż własna meoniczna, ciemna wolność, przygotowująca piekielne życie. Lęk prze Sądem Bożym jest jedynie niemożliwością dla ziemnego żywiołu znieść światłość i miłość Bożą. Sąd Boży jest jedynie straszną światłością, rzuconą na ciemność, miłością przemienioną w złość i nienawiść. Każda dusza ludzka jest grzeszna i poddana ciemnościom, z której nie może własnymi siłami wydostać się ku światłości. Dusza staje się skłonna do przejścia do widmowego i marzycielskiego pół-bytu, pół-życia. Wysiłkiem własnej wolności nie może ona przejść do autentycznego bytu, do autentycznego życia. Wiąże się z tym sama istota chrześcijaństwa. „Syn Człowieczy nie przyszedł po to, żeby gubić dusze, ale żeby je zbawić”. „Nie przyszedłem bowiem po to, żeby świat sądzić, ale by świat zbawić”. Przyjście Chrystusa jest wybawieniem od piekła, które człowiek zgotował sobie samemu. Przyjście Chrystusa oznacza przejście duszy od tworzenia piekła do tworzenia królestwa Bożego. Bez Chrystusa-Zbawiciela i Odkupiciela królestwo Boże dla człowieka jest niedostępne i nieosiągalne. Moralne wysiłki człowieka nie prowadzą do królestwa Bożego. Jeśli nie ma Chrystusa i nie ma wewnętrznego przewrotu, to piekło w tej lub innej postaci jest nieodwracalne, jest w naturalny sposób tworzone przez człowieka. Istota zbawienia – w wyzwoleniu od piekła, do którego ciąży stworzenie. Idea piekła powinna być całkowicie wyzwolona ze wszystkich asocjacji wiążących się z przenoszeniem na niebo zasad prawa karnego. Piekło, jako sfera subiektywna, jako pogrążenie się duszy w jej własną ciemność, jest imma- nentnym rezultatem grzesznego istnienia, a wcale nie jest transcendentną karą za grzech. Piekło jest niemożliwością przejścia do transcendencji, jest pogrążeniem się w immanencji. Jedynie zstąpienie Syna Bożego do piekła może od niego uwolnić.Piekło jest rezultatem zamkniętości świata przyrodzonego, zamkniętego dla ingerencji Boga, dla zstąpienia Boga. Natomiast wszelkie działanie Boże na świat może być skierowane jedynie na wyzwolenie od piekła. Piekło wcale nie nastanie w wieczności, ono pozostanie w czasie. I dlatego piekło nie może być wieczne. Jeden z głosów, rozbrzmiewających w mojej duszy, mówi, że wszyscy są skazani na piekło, gdyż wszyscy w mniejszym lub większym stopniu skazują się na piekło. Tak jednak przewidywane są ostateczne losy bez oczekiwania i przewidywania Chrystusa. A drugi głos mówi we mnie, że wszyscy powinni być zbawieni, że wolność człowieka powinna być rozjaśniona od wewnątrz, bez przemocy nad nią, że przychodzi przez Chrystusa, że właśnie jest zbawieniem. W świecie duchowym nie można sobie wyobrażać diabła jako zewnętrznego wobec duszy ludzkiej, on jest jej imma- nentny, on jest jej skazaniem na samą siebie. Chrystus wyzwala duszę od diabła. Jeśli nie opierać się na punkcie widzenia manichejskiego dualizmu, to diabeł jest wyższym duchem, Bożym stworzeniem i jego upadek wytłumaczyć się daje jedynie meoniczną wolnością. Problem satanizmu sprowadza się do tej bezdennej, irracjonalnej wolności.
Idea piekła została przekształcona w narzędzie zastraszania, terroru religijnego i moralnego. Jednak prawdziwa zgroza przeczuć piekła w ludzkiej duszy jest nieobecna w tych zastraszaniach. Ta prawdziwa zgroza nie mieści się w groźbach transcendentnego Sądu Bożego i odpłaty, a w immanentnym przeżywanu ludzkiego losu, z którego wykluczono wszelkie działanie Boże. Paradoksalnie można było by powiedzieć, że zgroza piekła nastaje wtedy, gdy człowiek podporządkowuje swój ostateczny los swojemu własnemu sądowi, a nie sądowi Bożemu. Najbardziej bezlitosnym sądem jest własny sąd, jest on piekielną męką, męką sumienia, rozdwojeniem, utratą całościowości, istnieniem porwanym na strzępy. Sąd Boży jest jednocześnie działaniem zbawiennej siły na stworzenie. Sąd Boży jest ustanowieniem prawdziwych realności i podporządkowaniem wszystkich realności najwyższej realności, podporządkowaniem w porządku ontologicznym, a nie jurydycznym. Jeśli był czas, kiedy zastraszająca idea piekła utrzymywała powszedniość społeczną w Kościele, to teraz nadszedł czas, kiedy idea ta może tylko przeszkodzić w przy- stąpiąniu do Kościoła. Zmieniła się świadomość człowieka. I stało się dla niego jasne, że nie można szukać Królestwa Bożego i doskonałego życia z lęku przed piekłem, że lęk przed piekłem jest afektem chorobliwym, przeszkadzającym osiągnąć doskonałość i pracować dla Królestwa Bożego, pozbawiającym całe życie człowieka znaczenia moralnego. Lęk przed piekłem, którym próbuje się podgrzać życie religijne, jest częściowym przeżywaniem samego piekła, jest wchodzeniem w chwilę, w której ujawnia się piekło. I dlatego ci, którzy stawiają życie religijne w zależności od zastraszania piekłem, stawiają to życie w zależności od wchodzenia w piekło, popychają duszę do piekła. Piekło jest na wskroś immanentne i psychologiczne, nie ma i nie można sobie wyobrazić w piekle niczego transcendentnego i ontologicznego. Piekło jest immanentną zamkniętością i beznadziejnością, utratą nadziei na transcendentny wyłom, na uwolnienie się od siebie. Piekło jest przeżywaniem beznadziejności. I to przeżywanie jest całkowicie subiektywne. Zrodzenie się nadziei już jest wyjściem z piekła. Jeśli bardziej dojrzała świadomość nie może pogodzić się z dawną ideą piekła, to tak samo nie do przyjęcia jest powierzchowne, senty- mentalno-optymistyczne negowanie piekła. Piekło, bezspornie, istnieje, ujawnia się nam w doświadczeniu, może być naszą drogą. Jednak piekło należy do czasu i dlatego jest czasowe. Wszystko, co istnieje w czasie, jest czasowe. Zwycięstwo wieczności nad czasem, tj. wprowadzenie wszelkiego czasu do wieczności, jest zwycięstwem nad piekłem i mocami piekielnymi. Piekło jest eonem, lub eonem eonów, jak powiedziano w Ewangelii, ale nie jest wiecznością. W piekle są tylko ci, którzy pozostali w czasie, nie weszli do wieczności. Ale nie można pozostawać w czasie na wieczność, w czasie można pozostać jedynie czasowo. Perspektywa niedobrej nieskończoności wcale nie jest realnością ontologiczną, a fantazmatem, subiektywną iluzją. W idei wiecznych mąk piekielnych jako sprawiedliwej odpłaty za grzechy i przestępstwa krótkiej chwili życia jest coś oburzającego sumienie i ohydnego. Wieczna męka jako rezultat dokonania w krótkim odstępie czasu, jest jednym z najohydniejszych ludzkich koszmarów. Nauka o reinkarnacji, która zawiera w sobie wyraźną przewagę, pociąga za sobą koszmar inny, niż koszmar wiecznych mąk piekielnych – koszmar nieskończonych wcieleń, nieskończonego wędrowania przez ciemne korytarze, rozwiązuje los człowieka w kosmosie, a nie w Bogu. Jedno jest niewątpliwe: istnieje los duszy po śmierci w innych planach, jak i istnieje jej los przed narodzeniem w innych planach. Życie od narodzin do śmierci w naszym świecie jest jedynie niedużym odcinkiem losu człowieka, niezrozumiałym, jeśli przyjąć go w zamkniętości i odcięciu od wiecznego losu ludzkiego. Problem piekła przybiera szczególnie obelżywy i oburzający charakter na skutek jego sądowego rozumienia. Jednak rozumienie sądowe jest rozumieniem wulgarno-pospolitym, powinno być ono całkowicie usunięte z etyki religijnej, filozofii i teologii. Idea piekła powinna być całkowicie uwolniona od wszystkich motywów utylitarnych, i jedynie wtedy możliwe jest poznanie w tej dziedzinie, wtedy rozleje się światłość. Odsłoni się przed nami, że możliwa jest nie psychologia piekła, a możliwa jest on- tologia piekła. Problem piekła jest problemem skrajnie irracjonalnym i nie poddającym się żadnej racjonalizacji. Nauka o apokatastazie jest nauką zanadto racjonalistyczną, tak samo racjonalistyczną, jak i nauka o wiecznym piekle. I nietwórczo pojmuje ona proces światowy. Nauka Kalwina o predestynacji do zguby jest reduc- tio ad absurdum. Wartość jej polega na tym, że jest ona ostatecznym wnioskiem z nauki o wiecznych mękach piekielnych. W nauce tej jest racjonalizacja przy do puszczeniu całkowitej irracjonalności Bożych orzeczeń i Sądu Bożego. Według tej nauki sam Bóg tworzy piekło, i tak właśnie jest, jeśli Bóg obdarzył stworzenie wolnością i przewidział rezultaty tej wolności.
Człowieka prześladuje zgroza śmierci. Nie jest to jednak ostateczna zgroza. Ostateczną zgrozą jest zgroza piekła. I kiedy ta zgroza ogarnęła duszę ludzką, człowiek jest gotów szukać ratunku przed piekłem w śmierci, w wiecznej śmierci. A przecież zgroza śmierci jest zgrozą przechodzenia przez mękę, przez agonię, przez rozkład. Zgroza śmierci pozostaje jeszcze po tej stronie życia. Po tamtej stronie tej zgrozy już nie ma. Śmierć jest straszna jako najbardziej przygnębiające i męczące zjawisko życia. Przechodzenie przez doświadczenie śmierci wydaje się być przechodzeniem przez mękę piekielną. Piekło jest właśnie nieskończonym umieraniem, agonią, która nigdy się nie kończy. I kiedy dusza ludzka gotowa jest szukać wybawienia od zgrozy piekła w śmierci, myśli ona o śmierci, która skończy się i będzie kresem wszystkiego, a nie o śmierci nieskończonej. Szukanie wybawienia od zgrozy męki piekielnej w śmierci jest nastrojem rezygnacji i oszukiwaniem samego siebie. Walka przeciw zgrozie piekła możliwa jest jedynie w Chrystusie i przez Chrystusa. Wiara w Chrystusa, w Jego Zmartwychwstanie, jest wiarą w zwycięstwo nad piekłem. Natomiast wiara w wieczne piekło jest ostatecznie niewiarą w moc Chrystusa, jest wiarą w moc diabła. Jest ukryta w tym podstawowa sprzeczność teologii chrześcijańskiej. Manicheizm był uznany za bezwzględną herezję. A jednak elementy manichejskie przeniknęły do wnętrza chrześcijaństwa. Chrześcijanie wierzyli nie tylko w moc Bożą, w moc Chrystusową, ale wierzyli też w moc diabła. I nierzadko w moc diabła wierzyli bardziej, niż w moc Chrystusową. Diabeł zajął miejsce manichejskiego złego Boga. I niewiadome pozostało, do kogo należy ostatnie słowo – do Boga, czy do diabła, do Chrystusa, czy do antychrysta. Wiara w wieczne piekło jest wiarą w to, że ostatnie słowo należy do diabła, do złego Boga. Manicheizm jest błędem metafizycznym, ale jest w nim głębia moralna, jest męka nad problemem zła, z którym zbyt łatwo radzi sobie teologia racjonalistyczna. Z męczącej trudności, związanej z problemem piekła, próbowano wyjść w ten sposób, że uznano samo piekło za triumf sprawiedliwego sądu Bożego, więc za dobro. Ale jest to najbardziej oburzające pocieszenie. Problem zwycięstwa nad ciemnymi mocami piekła wcale nie jest problemem miłosierdzia Bożego i przebaczenia, gdyż Boże miłosierdzie i przebaczenie są bezgraniczne, a jest problemem, jak Bóg może zwyciężyć ciemną wolność stworzenia, które odwróciło się od Boga i znienawidziło Boga. Królestwo diabła znajduje się nie w bycie, a w niebycie, w sferze meonicznej ciemnej wolności, w sferze subiektywno-widmowej. Człowiek, pogrążony w tej sferze, nie należy już do siebie, znajduje się we władzy ciemnej mocy niebytu. Zwycięstwo nad ciemną wolnością niemożliwe jest dla Boga, ponieważ ta wolność nie jest stworzona przez Boga, tkwi w niebycie, i niemożliwe jest dla człowieka, ponieważ człowiek stał się niewolnikiem tej ciemnej wolności i nie jest już wolny w swojej wolności. Zwycięstwo to możliwe jest jedynie dla Bogoczłowieka Chrystusa, który zstąpił do piekła, w bezdenną ciemność wolności meonicznej, możliwe jest dla doskonałego połączenia i współdziałania Bóstwa i człowieczeństwa. Zwycięstwo nad zgrozą piekła jako przejaw wolności stworzenia możliwe jest jedynie dla Bogoczłowieka Chrystusa. Poza Chrystusem tragiczna antynomia wolności i konieczności jest nierozwiązalna, a piekło z racji wolności pozostaje konieczne. Zgroza piekła w duszy zawsze jest odejściem od Chrystusa, pociemnieniem obrazu Chrystusa w duszy. Zbawienie od piekła jest otwarte dla wszystkich, dla każdego stworzenia w Chrystusie-Zbawicielu.
Mikołaj Fiodorow wyraził śmiałą i radykalną ideę wskrzeszenia wszystkich umarłych. Trzeba jednak jego ideę kontynuować dalej i głębiej. Nie tylko wszyscy umarli powinni być wybawieni od śmierci i wskrzeszeni, ale także wszyscy powinni być wybawieni i wyzwoleni od piekła, wyprowadzeni z piekła. Jest to ostateczne wymaganie etyki. Wszystkie siły swojego ducha kieruj na wyzwolenie wszystkich z piekła, na wyprowadzenie wszystkich z piekła. W nastawieniu swojego działania nie tylko nie stwarzaj piekła, ale wszystkimi siłami niszcz je. Nie twórz piekła, wpychając w nie „złych”. Nie wyobrażaj sobie Królestwa Bożego zanadto po tej stronie i po ludzku, jako zwycięstwa „dobrych” nad „złymi”, jako odizolowania „dobrych” w miejscu jasnym 15, a „złych” w miejscu ciemnym. Zakłada to radykalna zmianę ocen moralnych. Wola moralna powinna być przede wszystkim ukierunkowana na powszechne zbawienie. Ta absolutna prawda etyczna nie zależy od takich lub innych konstrukcji ontologii zbawienia i zguby, raju i piekła. Nie należy dla nikogo tworzyć piekła ani w tym, ani w tamtym świecie, a wyzwalać się z instynktów zemsty przyjmujących wzniosłe i wyidealizowane formy, projektowane na życie wieczne. Piekło jako immanentne w doświadczeniu i w drodze jest skutkiem ciemnej wolności i istnieje. Nie można go jednak tworzyć jako zemsty, jako izolacji społeczności „złych” od społeczności „dobrych”. Królestwo Boże znajduje się poza naszym „dobrem” i naszym „złem”. Nie należy powiększać koszmaru wiążącego się z grzesznym życiem po tej stronie dobra i zła. „Dobrzy” powinni wziąć na siebie los „złych”, podzielać ich los i przez to wpływać na ich wyzwolenie. Sam dla siebie mogę tworzyć piekło i, niestety, zbyt wiele popełniam w życiu czynów tworzących piekło. Nie wolno mi jednak tworzyć piekła dla innych, nawet dla jednej istoty. Niech „dobrzy” przestaną być wzniosłymi i ideowymi mścicielami. Cesarz Justynian Wielki kiedyś zażądał osądzenia Orygenesa za naukę o powszechnym zbawieniu. Cesarzowi Justynianowi mało było mąk czasowych na tym świecie, potrzebne były mu jeszcze wieczne męki na tamtym świecie. Otóż nie trzeba iść więcej za cesarzem Justynianem, trzeba iść przeciwko niemu. Niech „dobrzy” nie przeszkadzają więcej w zbawieniu i wyzwoleniu „złych” z piekła. Cytowałem już słowa Gogola: „Smutno, że w dobru nie widzisz dobra”. W tych słowach postawiony został najgłębszy problem etyki. W dobru i dobrych jest bardzo mało dobra. I dlatego ze wszystkich stron przygotowywane jest piekło. Odpowiedzialność dobra za zło „dobrych”, za „złych” jest nowym problemem etyki. Niesprawiedliwe jest składanie całej odpowiedzialności na „zło” i „złych”. „Zło” i „źli” pojawili się dlatego, że „dobro” i „dobrzy” byli kiepscy, że było w nich mało dobra. Nie tylko „źli”, ale i „dobrzy” będą wezwani do odpowiedzi na sądzie Bożym, ale sąd ten będzie inny, niż sąd ludzki. Możliwe, że okaże się, iż nasze rozróżnienie „dobra” i „zła” nie jest rozróżnieniem. „Dobrzy” będą odpowiadać za to, że tworzyli piekło, za to, że byli zadowoleni ze swego dobra, za to, że swoim mściwym instynktom nadawali wzniosły charakter, za to, że przeszkadzali „złym” podnieść się i swoim sądem spychali ich na drogę śmierci. Do tego powinna dojść nowa psychologia religijna i nowa etyka religijna.
Problem piekła jest ostateczną tajemnicą, nie poddającą się racjonalizacji. Jednak nauka o wiecznych mękach piekielnych jako o triumfie Bożej sprawiedliwości, zajmująca zaszczytne miejsce w działach teologii dogmatycznej, jest racjonalizacją tajemnicy, jest negowaniem tajemnicy eschatologicznej. Eschatologia powinna być wolna od optymizmu i pesymizmu, zrodzonych przez racjonalizację. Wszystkie racjonalne eschatologie są koszmarne. Koszmarna jest idea wiecznych mąk piekielnych, koszmarna jest idea nieskończonych reinkarnacji, koszmarna jest idea zniknięcia osoby w bycie Boskim, koszmarna jest nawet idea nieuchronnego powszechnego zbawienia. Ta koszmarność świadczy o tym, że tajemnica ulega naruszeniu przez przymusową racjonalizację. Nie możemy i nie powinniśmy budować żadnej racjonalnej ontologii piekła, ani optymistycznej, ani pesymistycznej. Możemy i powinniśmy jednak wierzyć, że moc piekła została zwyciężona przez Chrystusa i że ostatnie słowo należy do Boga i Bożego sensu. Koncepcja piekła mówi o przedostatnim, a nie ostatnim. Mistyczne i apofatyczne poznanie Boga nie zna piekła. Piekło znika w bezdennej i niewymownej głębi Bóstwa (Gottheit). Piekło należy do kata- fatycznego i racjonalistycznego poznania Boga. Jeśli nawet nie dane mi jest wiedzieć, że piekła nie będzie, to dane mi jest wiedzieć, że piekła być nie powinno i że powinienem pracować w imię powszechnego zbawienia i wyzwolenia od piekła, nie powinienem izolować się w dziele zbawienia i zapominać o bliźnich, skazanych na piekło. Nie trzeba odstępować diabłu coraz to większych rejonów bytu, trzeba wywalczać je dla Boga. Piekło nie jest triumfem Boga, piekło jest triumfem diabła, triumfem niebytu.
Źrodło : Bierdiajew N., “O przeznaczeniu człowieka. Zarys etyki paradoksalnej”, tłum. Paprocki H., Antyk, Kęty, 2006, str. 269-285.