Wczoraj byliśmy na nabożeństwie komunijnym w kościele św. Jana i św. Filipa w Hadze. Krótką refleksję na temat Ewangelii na ten dzień wygłosił ks. dr Roland Price , pełniący funkcję honorowego asystenta kapelana. Wydawała nam się tak interesująca, że poprosiliśmy go o pozwolenie na opublikowanie jej na blogu i przetłumaczenie na język polski.
Mk 9:38-40
O co chodzi w tej krótkiej historii? Do kogo jest ona skierowana?
To Jan, jeden z Synów Gromu, przyszedł do Jezusa, donosząc, że wraz z innymi uczniami spotkał człowieka, który wypędzał demony. I, cóż za niespodzianka, robił to w imię Jezusa. Prawa autorskie, prawa do własności intelektualnej. Jan był oburzony. Uczniowie powiedzieli temu człowiekowi, aby przestał to robić. Nie miał przecież prawa do imienia „Jezus”. Dlaczego? Ponieważ nie należał do grupy wybranych uczniów, która otaczała Jezusa. W ich mniemaniu tylko oni sami (i oczywiście Jezus) mieli prawo wypędzać demony w imię Jezusa. Co jest ważniejsze – wypędzanie demonów, czy pewność, że nikt nie nadużywa imienia Jezusa? Jesteśmy bardzo wrażliwi na punkcie praw autorskich, zarejestrowanych znaków towarowych. Nie wolno tak po prostu sprzedawać napoju pod nazwą CocaCola albo wina, nazywającego się szampanem. To kuszące, by opatentować wszystko: lekarstwa, genetycznie modyfikowane rośliny, a nawet ludzkie geny. Jan był pewien, że uczynił to, co należało. W końcu tamten człowiek mógł zrobić coś takiego, przez co naruszyłby na szwank reputację Jezusa. Gdy jednak powiedział o tym Jezusowi, ten odparł, aby mu tego nie zabraniać, ponieważ jeżeli ów człowiek w swoich własnych oczach sprawił cud, raczej nie powiedziałby następnie niczego złego o Jezusie. Innymi słowy, ci, którzy nie są przeciwko nam, są z nami. Traktujmy ich w ten sposób, a nie popełnimy zbyt daleko idącego błędu. Być może jednak znajdą się i tacy ludzie, którzy będą przeciwko nam. Gdy doznamy z ich strony prześladowań, możemy niespodziewanie napotkać też ludzi, co do których nie spodziewaliśmy się, że będą z nami, będą nas wspierać, że podadzą nam szklankę wody w imię Jezusa, ponieważ przynależymy do Niego. Taka osoba otrzyma zapłatę. Powróćmy jednak do tego człowieka, który robił coś, czego w oczach Jana nie powinien robić. Być może Janowe zdenerwowanie wynikało z tego, że to on powinien był uczynić to, co uczynił ten człowiek, i nie zrobił tego. A przecież Jezus dał uczniom moc czynienia większych rzeczy aniżeli te, które sam czynił. Tu zaś nagle pojawia się ktoś, kto czyni to, co oni powinni byli czynić. Powinniśmy zadać sobie pytanie, czy robimy to, do czego wzywa nas Bóg, a czy może raczej tylko patrzymy na tych innych, którzy to robią, i chcemy chronić naszą „działkę”?
Każdy, kto choć trochę zna problemy, z którymi się borykamy przy tworzeniu Polskiej Wspólnoty Episkopalnej, może sobie zapewne wyobrazić, dlaczego te słowa do nas przemówiły. Niestety wśród naszych anglikańskich współwyznawców są i tacy, którzy uważają, że nie powinniśmy robić tego, co robimy, ponieważ nie „idziemy za nimi”, tzn. nie działamy pod egidą Diecezji Gibraltaru w Europie, lecz Konwokacji Kościołów Episkopalnych. Jednakże taka interpretacja byłaby nie tylko nadużyciem w stosunku do kaznodziei, który sam jest duchownym Kościoła Anglii; co gorsza, umieszczałaby ona nas po „właściwej stronie”, a tych „złych innych” po przeciwnej. A właśnie w ten sposób nie powinniśmy czytać Ewangelii. Każdy, kto po jej lekturze dojdzie do wniosku, że jest tym dobrym i sprawiedliwym, nie przeczytał jej wystarczająco uważnie. W rzeczywistości pytanie zadane przez ks. Price’a odnosi się do każdego z nas. Czy aby nie jedynie dlatego mamy problem z tym, że ktoś działa w innych strukturach lub poza wszelkimi strukturami, a nawet poza tym, co zwykliśmy nazywać chrześcijaństwem, że robi to, co my powinniśmy robić, ale nie robimy?
” Każdy, kto po jej lekturze [Ewangelii] dojdzie do wniosku, że jest tym dobrym i sprawiedliwym, nie przeczytał jej wystarczająco uważnie.”
Piękne zdanie, pozwolę sobie cytować.