Adoracja ubłagania

Jednego pragnę celu na ziemi, żeby wszyscy ludzie poznali i umiłowali Pana Jezusa Utajonego w Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza, który jest nieustającą Ofiarą Błagalną za nasze grzechy i w Nim Samym zostali zjednoczeni, a nie w człowieku grzesznym, który jak cień przemija.

Bł. Maria Franciszka Kozłowska

W poprzednim poście Loukas pisał:

(…) ludzie o wielkiej wrażliwości na zło zgodnie zamierają w przerażeniu na myśl, że choć jeden człowiek mógłby cierpieć męki piekielne. Chociaż wiedzą, że niemożliwe jest teoretycznie obalić ich możliwości, nie zaakceptują tego, nie zaznają spokoju, będą się miotać, modlić i płakać: i właśnie ta modlitwa i płacz leżą w sercu monastycyzmu prawosławnego, bardziej niż reguły moralne i cnoty. Jak pisze św. Sylwan:

„Człowiek, który poznał Boga (…) nie może mieć pokoju na ziemi. Myśli wtedy: „Kiedy stanę przed Chrystusem, to ubłagam łaski Jego dla całego ludu chrześcijańskiego”. (…) I dalej myśli: „Będę modlić się za cały rodzaj ludzki, żeby wszyscy ludzie powrócili do Boga i znaleźli w Nim pokój, bo miłość Boża chce, by zbawili się wszyscy”.

Fot. dk M. Daniel Mames

Przypomina mi się niedawna wigilia paschalna w mojej wspólnocie – Kritische Gemeente IJmond . Jako materiał do przemyśleń wybraliśmy tamtego wieczoru garść fragmentów biblijnych, do każdego z nich przyporządkowując tekst poetycki i pieśń. Druga taka triada rozpoczynała się od krótkiego zdania poprzedzającego bezpośrednio opowieść o potopie „Wszyscy ludzie byli źli, wszystko, co wymyślali, było wciąż tak samo złe…” Wstrząsające słowa, ale nie mniej wstrząsająca, przynajmniej dla niektórych, jest reakcja wspólnoty. W swoim kazaniu ująłem ją w ten sposób: „W trakcie naszej wigilii paschalnej dzieje się coś bardzo ciekawego. Już w czasie przygotowań zatrzymaliśmy się przy tym i zadaliśmy sobie pytanie, o co właściwie chodzi. Stwórca dochodzi do wniosku, że Jego stworzenie jest do niczego. I co na to wspólnota? Wspólnota mówi: TO NIEPRAWDA! Bo: „czasami w ludziach przebija się światło…”, “od czasu do czasu spotykam ich na swojej drodze: ludzi, którzy mnie otaczają swoim ciepłem”, ludzi, którzy są ludźmi w tak zaraźliwy sposób! Spójrzcie, jeżeli zadajecie sobie pytanie dlaczego i po co „jeszcze istniejemy” jako krytyczna wspólnota, to właśnie dlatego i po to. Bo musi być ktoś, kto zawoła: TO NIEPRAWDA”. Wspólnota Chrystusowa nie może ‘mieć pokoju na ziemi’, nie może inaczej aniżeli ‘miotać się, modlić i płakać’. „Kiedy stanę przed Chrystusem, to ubłagam łaski Jego dla całego ludu chrześcijańskiego” mówi św. Sylwan Atoski

W 1893 r. wydarzyło się coś w życiu s. Marii Franciszki Kozłowskiej, polskiej ‘ukrytej’ zakonnicy (‘skrytki’), założycielki Zgromadzenia Sióstr Ubogich św. Matki Klary:

W roku 93.dnia 2. Sierpnia, po wysłuchaniu Mszy Świętej i przyjęciu Komunii Świętej, nagle zostałam oderwana od zmysłów i stawiona przed Majestatem Bożym. – Niepojęta światłość ogarnęła moją duszę i miałam wtedy ukazane: ogólne zepsucie świata i ostateczne czasy – potem rozwolnienie obyczajów w duchowieństwie i grzechy jakich się dopuszczają Kapłani. – Widziałam Sprawiedliwość Boską wymierzoną na ukaranie świata i Miłosierdzie dające ginącemu światu, jako ostatni ratunek, Cześć Przenajświętszego Sakramentu i Pomoc Maryi. Po chwili milczenia przemówił Pan: “Środkiem szerzenia tej Czci, chcę, aby powstało Zgromadzenie Kapłanów pod nazwą Maryawitów”

Źródło

Na pierwszy rzut oka ‘cześć Przenajświętszego Sakramentu i Pomoc Maryi’ są tu niczym naciśnięcie odpowiedniego przycisku w ‘panelu sterowniczym’ wszechświata. Jeśli będzie go miał kto nacisnąć, świat ocaleje. Czy ‘Dzieło Wielkiego Miłosierdzia’, jak nazwano objawienie, które otrzymała bł. Maria Franciszka, jest rodzajem polisy ubezpieczeniowej? Trudno zaprzeczyć, że częstokroć tak właśnie postrzegano wspólnoty zakonne. Mnisi i mniszki mieli toczyć duchową walkę o ocalenie świata, a zwłaszcza o ocalenie fundatorów swoich klasztorów, których zakładanie nierzadko było formą ekspiacji za popełnione nieprawości. Czy objawienie dane bł. Marii Franciszce jest ‘Bożym potwierdzeniem’ tego sposobu myślenia? Czy Bóg gra z człowiekiem w tę grę? A może jednak chodzi o coś innego?

10 lat po opisanym powyżej przeżyciu, po powrocie z Rzymu, gdzie mariawici starali się o papieskie uznanie dla swego ruchu, Matka Maria Franciszka otrzymuje kolejne objawienia:

W oktawę Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (1903 r.) ukazał mi Pan Jezus Chwałę, jaką Mu oddają Święci w Niebie i rzekł: “Chcę, aby na ziemi ludzie oddawali Mi taką Chwałę w Przenajświętszym Sakramencie, łącząc się ze Świętymi; aby ziemia stała się odbiciem Nieba”. Wtedy Pan Jezus dał mi poznać, że Kongregacja Inkwizycji odrzuci podaną Ojcu świętemu historię Mariawitów – i rzekł: “Nie uwierzą w rzeczy nadprzyrodzone, bo wiara ich martwą jest”; nadto wyjaśnił mi, że jedynie dlatego otrzymałam rozkaz udania się do Rzymu, abym poznała obecny stan Kościoła. Następnie rozkazał mi Pan Jezus, żeby z osób, które są pod moim kierunkiem, powstał “Związek katolicki czyli powszechny Nieustającej Adoracyi Ubłagania”, którym kierować mają Kapłani Maryawici; pouczył mię, jak Związek ten ma być urządzony; polecił mi napisać sposób życia (ustawy) dla wszystkich jego członków i podać to Ojcu świętemu. W końcu rzekł: “Bądź spokojna; choćby wszyscy przeciwko tobie powstali, Ja doprowadzę Dzieło moje do końca, albowiem Kościół mój potrzebuje reformy u samego źródła.

Źródło

Adoracja w mariawickim klasztorze w Felicjanowie

‘Nieustająca Adoracja Ubłagania…’ traktowana nie tylko jako zadanie dla zakonników i zakonnic klauzurowych lecz jako powszechne powołanie – czy ten ideał da się w jakiś sposób połączyć zarówno z tym, o czym pisał Loukas, jak i ze sprzeciwem wspólnoty z liturgii wigilii paschalnej? Gdy zastanawiam się nad znaczeniem adoracji, przychodzi mi na myśl zakończenie Psalmu 23, który minionej niedzieli, zwanej Niedzielą Dobrego Pasterza, śpiewano w wielu kościołach zachodniego chrześcijaństwa: ‘(…) będę mieszkał w domu Pańskim na długie czasy’. Te słowa poruszają mną szczególnie mocno w przepięknym siedemnastowiecznym przekładzie holenderskiego poety Joosta van Vondela :

Ik zal Gods huis en zegenrijke tempel
bewonen dag en nacht,
en nimmermeer verlaten Arons drempel,
maar sterven op mijn wacht!

Oczywiście, nie jestem w stanie przełożyć ich w sposób oddający choćby niewielką cząstkę artyzmu Vondela, ale postaram się oddać przynajmniej ich sens:

Dom Boży, błogosławioną świątynię,
zamieszkiwać będę dzień i noc,
i nigdy nie opuszczę progów Arona,
lecz umrę na swym posterunku!

To trwanie w pobliżu Boga, w domu Bożym, w świątyni, u stóp ołtarza, stanowi dla mnie istotę adoracji. Trwanie w uwielbieniu, w cichym zachwycie nad ‘wciąż odnawiającym się cudem’ (Dag Hammarskjöld) Bożej obecności. Trwanie, które nie musi bezpośrednio wiązać się z fizycznym pobytem w żadnym ‘szczególnie uświęconym’ miejscu. Ks. prof. Konrad M.P. Rudnicki, kapłan-mariawita, tak opisuje swoją praktykę adoracyjną:

Dość rzadko mam okazję odbywać adorację przed wystawionym Przenajświętszym Sakramentem lub przed tabernakulum. W domowej kaplicy nie mam warunków na przechowywanie Sanctissimum. Adoracje odprawiam łącząc się myślą z tymi kościołami, które przechowują prawdziwe postacie eucharystyczne.

Źródło

Na czym polega jednak sens ubłagania? W tym kontekście przychodzą mi na myśl dwie opowieści biblijne. Pierwsza pochodzi z Ks. Rodzaju. W 18. rozdz. (wersety: 20-32) Abraham targuje się z Bogiem o los Sodomy i Gomory, starając się wybronić obydwa miasta przed wybuchem gniewu Bożego. W drugiej (Ex. 32:7-14) Mojżesz wstawia się za ludem, który właśnie oddał cześć ‘złotemu cielcowi’. O ile wstawiennictwo Abrahama, jak wiemy, nie na wiele się zdało, o tyle Mojżeszowi jak najbardziej udało się wpłynąć na zmianę Bożej decyzji. Interpretatorzy i komentatorzy tych tekstów maja z nimi niemały problem. Bóg jest przecież ‘niezmienny’ w swych postanowieniach, zaś człowiek musi się z nimi po prostu godzić. Dlatego traktuje się opisaną sytuację jako pewien ‘pedagogiczny wybieg’ Boga. Tą drogą idzie również ks. prof. Rudnicki, mówiąc o adoracji ubłagania:

Rozsądni rodzice kupują zabawkę dziecku wtedy, gdy ono o nią przez pewien czas, usilnie prosi. Zabawka otrzymana po pierwszej zachciance, lub dana zanim dziecko jej zachce, przeważnie nie bywa szanowana. Bóg jest rozsądnym rodzicem. Swoje miłosierdzie chce ofiarować tym, którzy go naprawdę pragną.

Źródło

Walter Brueggemann

Chociaż idea ‘pedagogicznego wybiegu’ niespecjalnie do mnie przemawia, chcę potraktować z całą powagą wizję Boga jako Rozsądnego Rodzica. Gdy jednak zadaje sobie pytanie, co dla mnie stanowi przejaw rodzicielskiego rozsądku, dochodzę do wniosku, że jest nim świadomość nie tylko ograniczeń jakim poddane są dzieci, lecz również swoich własnych. Ktoś może mówi właśnie w tym momencie: ‘Teraz już naprawdę “przegiąłeś”. “Bóg poddany ograniczeniom” to herezja!’. Zacznijmy może od tego, że jako zwolennik zasady episkopalnej, generalnie uważam, iż herezje to przede wszystkim problem mojego biskupa, któremu wielokrotnie dawałem adres tego bloga, ale jak do tej pory nie dotarły do mnie żadne jego uwagi na temat tej pisaniny. Gdy dotrą, wówczas będę się nimi martwił. Na razie po prostu kontynuuję rozpoczętą myśl. Walter Brueggemann , amerykański teolog, specjalista z dziedziny Starego Testamentu, mówi o Bogu jako o ‘recovering practitioner of violence’ (w wolnym tłumaczeniu: „leczący się z uzależnienia od stosowania przemocy”). Na pewnym blogu znalazłem niedawno uderzający w swej prostocie opis tej wizji: “Mówiąc to [Brueggemann] ma na myśli, że Bóg sądził, iż przemoc była czymś dobrym, ale później z niej zrezygnował. Jednakże, jak wszyscy uzależnieni, przechodzi nawroty. Krzyż jest albo ostatecznym uwolnieniem od niej, albo kolejnym nawrotem”. To stopniowe wychodzenie Boga z ‘uzależnienia od stosowania przemocy’ (któż nie słyszał o przemocy domowej…) ma jednak – pomimo „nawrotów” – swój „punkt, z którego nie ma odwrotu”, którym jest wcielenie: „Wcielenie inauguruje autentyczną nowość w Bożym nowym przymierzu z ludzkością i wszechświatem”. Waltera Brueggemanna pewnie zdziwiłaby ta myśl, ale dla mnie właśnie tu nadchodzi moment odniesienia do osoby Marii – Matki Bożej, Matki Wcielonego Słowa (a właściwie – jak również można zinterpretować tytuł Theotokos – Tej, która jest ciągłym ‘Niepokalanym Poczęciem’, ciągłą Nosicielką i Rodzicielką Boga, świadomym narzędziem Wcielenia traktowanego nie – albo przynajmniej nie tylko – jako jednorazowy akt lecz jako ustawiczny proces, do udziału w którym powołany jest każdy człowiek). Tego wątku nie będę jednak tym razem rozwijał.

W świetle wizji Brueggemanna zarówno to, co napisał Loukas, jak i objawienie bł. Marii Franciszki nabiera innego znaczenia. Apelując w adoracji ubłagania do Bożego miłosierdzia, bierzemy udział w… procesie terapeutycznym Boga. Chciałbym się tu – skoro już i tak uprawiam herezję – podeprzeć słowami Jerzego Prokopiuka , gnostyka i antropozofa, ‘głównego heretyka w Polsce’, które, nie ukrywam, bardzo mocno do mnie przemawiają:

W tym sensie człowiek jest nie tylko nosicielem sensu i wartości, które otrzymuje ze świata duchowego, ale także jest współtwórcą tego sensu i wartości. Mianowicie otrzymuje on pewne wzorce, na których tka swoją własną indywidualną strukturę życiową. W tym sensie jest on przekaźnikiem między światem duchowym a światem fizycznym, ale i odwrotnie. Pewne modele, wzorce, sensy, wartości otrzymuje ze świata duchowego, natomiast w ramach swoich doświadczeń w danym życiu z kolei przekazuje pewne doświadczenia, być może dotychczas nieznane światu duchowemu, ze świata fizycznego do świata duchowego. Innymi słowy, człowiek jest tu instrumentem zarówno dla świata duchowego, który niejako realizuje, aktualizując możliwości w nim tkwiące, a z drugiej strony dokonuje procesu zbawienia świata natury, czy świata fizycznego.

Kilka dni temu na spotkaniu grupy dyskusyjnej ‘Pytania wiary – pytania życiowe’, którą
prowadzę w amsterdamskiej parafii starokatolickiej, rozmawialiśmy m.in. o ludziach, którzy porzucają wiarę ze względu na zło, które dzieje się w świecie. Muszę powiedzieć, że podchodzę ze zrozumieniem i respektem do takich decyzji ludzkich, podobnie jak respektuję prawo do uwolnienia się z każdego związku, w którym pojawia się przemoc. Nie mam wiele do powiedzenia ludziom, którzy mówią ‘Nie’ Bogu w obliczu cierpienia: własnego i innych. Modlę się jedynie o to, bym mógł wytrwać przy nich choć przez chwilę i jakoś wziąć udział w ich żalu, ich buncie, ich poczuciu opuszczenia. Jednocześnie zauważam jednak, że sam nie potrafię tego zrobić. Czy jest to przejaw wierności czy ‘ syndromu sztokholmskiego ‘? Nie wiem. Ale, trwając przy Bogu i wciąż karmiąc się opowieściami o tym, jak krok za krokiem, upadając i podnosząc się na nowo, stara się On wyleczyć ze swego uzależnienia od stosowania przemocy, mam rzeczywiście nadzieję, że być może biorę na swój sposób udział w ‘aktualizowaniu możliwości w Nim tkwiących’, a ‘przy okazji’, mniej lub bardziej skutecznie, sam próbuję leczyć się z własnej ‘woli mocy’… Może być człowiekiem wierzącym to trochę być taką ‘najwierniejszą opozycją Jego Królewskiej Mości’, Stworzyciela i Władcy Świata?

This entry was posted in Wpisy po polsku and tagged , Jerzy Prokopiuk , , , , , , Walter Brueggemann . Bookmark the permalink .

One Response to Adoracja ubłagania

  1. Szloma says:

    Bardzo mi ta wrażliwość odpowiada
    “Dom Boży, błogosławioną świątynię,
    zamieszkiwać będę dzień i noc,
    i nigdy nie opuszczę progów Arona,
    lecz umrę na swym posterunku!”
    Kapitalne! :) Dzięki!

    Reply

Leave a Reply

Your email address will not be published.


*

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>