Dwa modele

Poniższy tekst zamieściłem kilka dni temu na jednym z forów internetowych w dyskusji pod tekstem poświęconym ordynariatowi dla byłych anglikanów. Ponieważ jestem człowiekiem próżnym i zadufanym w sobie postanowiłem go tu skopiować w nieco poprawionej wersji.

Według mnie mamy do czynienia z długofalowym procesem formowania się dwóch podstawowych (podstawowych, bowiem w ramach ich obydwu istnieje jeszcze cały szereg wariantów) wizji albo modeli katolickiego chrześcijaństwa. Jeden z nich kształtuje się wokół Rzymu, drugi (i tu już od razu mamy do czynienia z pierwszą różnicą między nimi) jest multipolarny. Chociaż w obydwu wizjach chodzi o znalezienie jak najlepszej odpowiedzi na pytanie o to jak służyć Bogu, jak odpowiedzieć na wezwanie Ewangelii, różnice między tymi wizjami są ogromne. Problemy ordynacji kobiet czy stosunku do osób LGBT – choć z wielu powodów istotne – gdy spojrzeć na to z innej perspektywy są jedynie papierkami lakmusowymi. Co stanowi natomiast istotę sprawy? Myślę, że, zważywszy na to, iż te wizje się wciąż jeszcze kształtują, za wcześnie jest na jednoznaczną odpowiedź na to pytanie, ale gdybym się miał jednak o jakąś pokusić, powiedziałbym, że chodzi tu o różne podejścia do WCIELENIA.

"Incarnation", Edward Longo

Rzecz w tym, czy jesteśmy w stanie wyciągnąć konsekwencje z faktu, iż ‘Słowo stało się ciałem’. Co oznacza, że odwieczny Logos jest Logosem wcielonym, co oznacza wejście Boga w człowieczą rzeczywistość, w historię, w kulturę, w materialność w ogóle? W świetle tego pytania będzie się dokonywała reinterpretacja tradycji chrześcijańskiej, porównywalna – jak sadzę – z tym, co wydarzyło się w epoce Ojców Kościoła. Krytycznej analizie trzeba będzie poddać wiele zasadniczych elementów doktryny i praktyki.

Obydwa centra będą przyciągały do siebie rożnych ludzi. O ile centrum ‘rzymskie’ będzie atrakcyjne dla tych, którzy w religii poszukują przede wszystkim ‘niepodważalnych’ pewników, ‘wiecznych’ prawd, reguł porządkujących ich życie, o tyle drugie centrum będzie gromadziło tych, którzy są w stanie wytrzymać napięcie wynikające ze świadomości, że JEDYNA PRAWDA, którą zna chrześcijaństwo, nie jest sumą doktryn czy ‘nauczania moralnego’ lecz OSOBĄ WCIELONEGO, a (tutaj „kłania się” personalizm) o osobie wiemy w każdym razie tyle, że nie da się jej ująć w żadne utarte formułki. Osoba jest zawsze dynamiczna, jest zawsze w ruchu, w procesie, zmienność jest jej cechą konstytutywną. Dlatego wszystko, co mówimy o Osobie Wcielonego, ma wartość symbolu, który na Nią wskazuje, do Niej odsyła, ale NIGDY NIE JEST Z NIĄ TOŻSAMY. Każda próba utożsamienia osoby z symbolem, który na nią wskazuje, prowadzi do odebrania osobie jej dynamiki, a więc w gruncie rzeczy do zakwestionowania jej bycia osobą.

Oczywiście jest to SZALENIE UPROSZCZONY SCHEMAT, w jakimś sensie niesprawiedliwy dla obydwu modeli. Rzeczywistość jest i będzie o wiele bardziej skomplikowana. Jednakże wydaje mi się, że te dwa centra w jakimś stopniu zdominują mapę (przynajmniej europejskiego i północnoamerykańskiego) chrześcijaństwa, zaś różnice między nimi staną się o wiele ważniejsze od dawnych różnic, które wynikły np. z reformacji XVI w. Już dziś zachodnioeuropejskie wspólnoty starokatolickie, pomimo historycznie uwarunkowanych różnic, potrafią świetnie dogadywać się np. ze skandynawskimi luteranami, zaś zachowawczy (czy może raczej reakcyjni, ponieważ ich dążenia nie sprowadzają się już do zachowania obecnego stanu rzeczy lecz do odwrócenia zaistniałych zmian) anglikanie szukają duchowego domu w Rzymie.

Rzecz jasna, trzeba sobie również uświadomić, że ludzie to nie modele. W każdym z nas istnieją – i spierają się ze sobą – elementy obydwu wizji. Wielu z nas będzie trudno dokonać wyboru, dla wielu będzie to wybór bolesny (bo, niestety, znów uczyniony kosztem czegoś…). To samo dotyczy wspólnot, do których należymy. Prawdopodobnie niektórzy ludzie i niektóre wspólnoty po prostu odmówią opowiedzenia się po jednej ze stron i może ich stanowisko stanie się zaczynem nowego dialogu ekumenicznego. Nareszcie takiego, który nie będzie – z wielką pompą – świętował rozwiązanie problemów sprzed lat, które dziś mało kogo obchodzą, tylko, z myślą o przyszłości, zajmie się problemami rzeczywiście aktualnymi. Nie ulega bowiem wątpliwości, że stoimy przed fundamentalnym wyborem czy poszukiwać przede wszystkim wzorców w przeszłości i za wszelką cenę je konserwować w imię „wierności tradycji”, czy też, nie zapominając, że historia Kościoła trwa już dwa tysiące lat, z całą konsekwencja opowiedzieć się jednak po stronie chrześcijaństwa i katolicyzmu, które są zawsze przed nami, są sprawą przyszłości, którą otwiera przed nami Bóg.

Niezmiernie ważne w tej chwili wydaje mi się jednak coś innego: aby ta, narastająca od lat, kontrowersja jak najmniej przeszkadzała nam w poszukiwaniu możliwości WSPÓLNEGO działania na rzecz innych: ludzi w potrzebie, całego stworzenia, które oczekuje, wyrażanych czynem, sprawiedliwości, miłości i pokoju. Na tej płaszczyźnie powinniśmy się w każdym razie spotykać, tym bardziej, że tutaj właśnie rozstrzyga się kwestia wiarygodności naszego świadectwa.

This entry was posted in Wpisy po polsku and tagged , , . Bookmark the permalink .

Leave a Reply