Światło

Dobiegają końca zarówno obchody żydowskiej Hanuki jak i chrześcijańskiego święta światła – Bożego Narodzenia. Publikujemy z tej okazji fragment książki “Miód ze Skały” autorstwa Lawrence’a Kushnera, reformowanego rabina, pisarza i mistyka. Ten rozdział, zatytułowany originalnie “Światło świadomości”, to świetny przykład sposobu, w jaki Kushner obchodzi się z Biblią i tradycją żydowską, jego duchowego odczytywania zawartych w nich treści.
“Miód ze skały” przetłumaczono na język polski już prawie dwadzieścia lat temu, ale jest to bardzo kiepskie tłumaczenie. Stanowi ono co prawda punkt wyjścia poniższego tekstu, ale bardzo mocno je zmieniliśmy, by uczynić tekst wierniejszym oryginałowi. Ponadto uprościliśmy go, usuwając z niego odnośniki do tekstów źródłowych. Oczywiście namawiamy do przeczytania książki i do odwiedzenia strony internetowej rabina Kushnera.

Mojżesz i Eliasz są tym samym człowiekiem.

Rozdzieleni tylko pokoleniami. Ich sytuacja oraz składniki ich dusz są identyczne. Uczestniczą w tym samym archetypie. Są gałązkami tego samego konaru o nazwie: Ludzkość. Są tobą i mną. Tymi, którym ukazano światło.

Mojżesz był pierwszym z proroków; Eliasz był (będzie) ostatnim. Mojżesz wybawił nas z niewoli egipskiej, Eliasz wybawi nas od walki, którą życie toczy ze śmiercią. Obaj zgromadzili Izrael wokół góry: Synaj i Karmel. Obaj w pewnym momencie byli jedynymi, którzy nie opuścili Boga; dla cielca albo dla Baala. Obydwu nie było przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy i obaj weszli na górę Boga: Horeb-Synaj. Bóg ukrył ich w jaskiniach skalnych, które czekały na nich jeszcze przed stworzeniem świata.

To właśnie tutaj każdy z nich otrzymał jeden cienki jak igła promień światła, co było najwyraźniej wszystkim tym, co mogli znieść, bądź czym Bóg chciał się podzielić.

W ten sposób, przepełniony tą świadomością, każdy opuszczał skalną jaskinię.

Boga nie było w wietrze, trzęsieniu ziemi czy ogniu. Był w ledwie słyszalnym odgłosie oddechu unoszącym się w ciemności skalnej jaskini i w cienkim promieniu światła.

Jaskinia może być łonem stworzenia. Matką ziemią. Snop światła może być płodnym nasieniem. Bogiem Ojcem. A tym, który jest w jaskini, dzieckiem, jest człowiek.

Jednak istnieje jeszcze wcześniejsza wersja opowieści o samotnym człowieku zamkniętym ciemnych czeluściach jakiejś starożytnej jaskini. Chronionym przed oślepiającym światłem samego Jedynego Świętego. Widzącym tylko, ze względu na swoje własne bezpieczeństwo, pojedynczy, cienki jak igła promień świętego światła. Aż sam stanie się pełny światła. Tak bardzo pełen, by emanowało ono z jego twarzy.

„…pusta przestrzeń została ukształtowana pośrodku Ein-Sof (Nieskończonej Jedni), w którą wyemanował promień światła… układającego się w koncentryczne koła i w nielinearną strukturę, które jest formą Adama Kadmona… pierwszego człowieka… Adam Kadmon służy jako pośrednie ogniwo pomiędzy Ein-Sof, świałem, którego substancja jest ciągle aktywna w nim i hierarchii światów mających nadejść… Od głowy Adama Kadmona ogromne światła świeciły i układały się w bogate i skomplikowane wzory (Gershom Scholem, Kabbalah, Keter Publishing, Jerozolima 1974, ss. 131 i 137).

„A gdy Mojżesz zstępował z góry, mając w ręku dwie tablice świadectwa, nie wiedział, że skóra na jego twarzy promieniała…”

Nie ma znaczenia, jak delikatny i łagodny jest ten promień światła Stworzyciela, zawsze będzie dla nas zbyt wielki. W każdej kolejnej wersji, spuszczenie światła zawsze skutkuje jakimś rodzajem rozbicia. W wersji luriańskiej naczynie, w którym miało znajdować się światło Adama Kadmona, rozbiło się, a jego spadające i rozrzucone części są reminiscencją wydarzenia biblijnego.

,A gdy Mojżesz zbliżył się do obozu, ujrzał cielca i tańce. Wtedy Mojżesz zapłonął gniewem i wyrzucił tablice z rąk swoich i potłukł je pod górą.”

W ten sposób światło, które było wypisane na nich, zostało rozproszone pomiędzy skałami, u stóp góry.

Cienki jak igła promień światła penetrujący jaskinię, w której ukrywamy się od czasu do czasu, jest tym samym światłem, jakie wydobywa się z nas samych. Tak jak u Adama Kadmona, emanuje ono z naszej twarzy i dlatego właśnie przemienia świat dokoła nas. Litery słowa. Zachód słońca. Twarz dziecka. Światło nie jest w nich. Nie jest też w nas. My jesteśmy tylko naczyniem. Ono emanuje z nas i lśnimy pośród innych stworzeń jako boska istota. Boska istota poruszająca się wśród innych boskich istot. Światło każdego z nas podnoszące nas o kolejny szczebel. Bowiem światło jest czymś więcej niż tylko prostym przeciwieństwem ciemności, warunkiem tego, że widzimy. Światło jest nosicielem świadomości.

„To właśnie świadomość podnosi samą siebhie z ciemnej otchłani nieświadomości” (Erich Neumann, The Origins and History of Consciousness, Princeton University Press 1954, s. 6).

Światło jest metaforą ludzkiej świadomości.
Znajduje się pomiędzy materią i energią.
Istnieje pomiędzy czasem a przestrzenią.
Jest czymś, co nie jest rzeczą.
Jak ryby w wodzie, nie wiemy, że istnieje światło.
Jeżeli bowiem nie ostałaby się nawet jego najmniejsza cząsteczka.
To, co by nastało, byłoby więcej niż tylko ciemnością.
To byłaby duchowa pustka.
Gdyby nie Ty, o Panie, bylibyśmy ślepi.
„W Twoim Świetle widzimy Światło”.






Nie przez przypadek wielkie opowieści o stworzeniu zaczynają się światłem. Spośród wszystkich rzeczy, które Stworzyciel mógł stworzyć na początku ― gór, wodospadów, gwiaz, kwiatów, owoców, lwów i baranów, lewiatanów i trąb powietrznych, pojedynczych komórek i człowieka ― stworzył światło. Przed wszystkim innym Jedyny Święty ukształtował świadomość.

Przypomnijmy sobie historię tego światła, będącego metaforą duchowej świadomości:

Światła, od którego Jedyny Święty rozpoczął stworzenie. „Niech stanie się światłość. I stała się światłość.”

W Zohar (księdze duchowego oświecenia) czytamy dalej o stworzeniu. „Rodzaj ciemnego płomienia ― oślepiający blask ― wydobył się z najgłębszego ukrycia ― z tajemnicy Ein-Sof, Nieskończonej Jedni we własnej Osobie.”

Światła, które było tak oślepiające, że przez nie, jak nauczał rabbi Juda, syn rabbiego Szymona, „czło­wiek mógł patrzeć z jednego końca świata na drugi”.

Światła tak potężnego, „że rozbiło ziemskie naczynia”.

Światła, które jeśliby dostało się w ręce nieprawego, mogłoby cofnąć stworzenie do pierwotnego chaosu. Światła, które dla tego musiało zostać ukryte. „Dlatego Bóg od­dzielił…”

Światła, które było zarezerwowane dla Tsadikim. „Światło jest rozsiewane dla sprawiedliwego…”

Światła, którego pojawienie się rozpoczyna stworzenie. Lecz to, co zostało stworzone, może wytrzymać tylko nikły promyk tego światła. Z tego powodu to światło musi pozostać ukryte. Ciemność, niekompletność i oddzielenie są ceną tego świata. Podczas gdy światło rozpoczyna istnienie, istnienie ukrywa światło.

„Bowiem wraz z pojawieniem się światła, zaczęło się istnienie,

Lecz wraz z ukryciem światła, wszelkiego rodzaju istnienie zostało stworzone… To właśnie jest tajemnica dzieła stworzenia; ‘A ten, który może to zrozumieć ― zrozumie’.”

Światła uwięzionego w glinianych skorupach stworzonego świata, czekającego na nas, abyśmy je wyzwolili. Zwracającego siebie i nas Stwórcy.

Światła tak wspaniałego, że nawet ułamek jego blasku ― nie większy niż promień grubości igły ― jest wszystkim, czego nam potrzeba do niewyobrażalnego duchowego oświecenia.

Światła, ukazanego każdej duszy przed zstąpieniem na ziemię, tego właśnie, o którym mówią ci, co otarli się o śmierć a jednak powrócili.

Światła, które migocze na zakończenie każdego szabatu pośrodku skręconego knota świec Hawdala.

Światła, dzięki któremu nie musimy obawiać się śmierci bardziej niż ciemności rozpoczynające każdą noc.

Światła, w którym możemy ujrzeć na nowo naszą podstawową transformację.

Innymi słowy, światła, w którym doświadczamy naszego stworzenia i naszego Stworzyciela.

I do którego tęsknimy jak roślina słońca, jako do naszego ostatecznego przeznaczenia i spełnienia.

„Rozkażesz też synom izraelskim, aby przynosili ci do świecznika oliwę z oliwek, czystą, wytłoczoną, dla ciągłego podtrzymywania światła w lampie.”

Jest tak, jak gdyby Jedyny ― który jest Światłem — na początku zostawił ślad siebie w swoim stworzeniu. Pamiątkę, aby zobaczyć, czy urośnie.

„Do czego używa się oliwy? Jest ona wlewana do lampy i wtedy obie razem dają światło, tak jak gdyby były jednością. Dlatego Bóg powie do Izraela: »Moje dzieci, od kiedy moje światło jest waszym światłem i wasze światło moim, idźmy razem — wy i Ja — zanieśmy światło Syjonowi«: »Powstań, zajaśnij, bo przyszło twe światło.«”

„Godny jesteś chwały, Panie, [jedyny] który utworzyłeś światło.”

Pierwsze światło

Kiedy ktoś się rodzi, wchodzi w światło dnia. Musi to być oślepiające i straszne. Dlatego maluch rozgląda się swymi niewidzącymi oczyma, a później je zamyka, by odpocząć.

Nie tak dawno, gdy nasze trzecie dziecko, Lev, przychodziło na świat, chcieliśmy, aby wszystko odbyło się łagodnie. Nie było więc żadnego jaskrawego światła ani żadnych hałasów. Żadnego podnoszenia do góry i na dół powodującego płacz. Zaraz po porodzie ułożyliśmy go na brzuchu Karen i mówiliśmy do niego łagodnie, wyrażając swą radość i powitanie. Przez cały czas pieściliśmy delikatnie jego malutkie ciało. W ogóle nie płakał. Kilka minut później otworzył oczy, rozejrzał się dookoła, uśmiechnął się i zamknął je z powrotem.

Jednak światło świadomości, od którego świat się zaczął, jest jeszcze niekompletne. Ukryte. Uwięzione. Zależne od nas. Dlatego, że Adam ― człowiek, który opuścił ogród ― był tylko częściowo świadomy. I, można powiedzieć, iż był tylko częściowo stworzony. Tak samo jak my, jego dzieci, spędzamy nasze dni w próżnej nieświadomości.

Stać się świadomym, to znaleźć się bliżej Stwórcy. Jedynego Świętego. Źródła wszelkiego światła świadomości. Tego, który jest czystą światłością wieczną. Być świadomym, znaczy przyłączyć się do Jedynego Świętego w akcie tworzenia siebie samego.

Zostaliśmy stworzeni świętą modlitwą,
Aby światło świadomości nie zgasło.
Wiele innych światów było stworzonych przed tym,
Lecz każdy z nich zawiódł.
Aż w końcu Stworzyciel
Uczynił coś trochę jak On sam:
Światło w kształcie osoby.
Jak więc widzisz,
Jesteśmy rezultatem pragnienia świadomości i modlitwy Stworzyciela, Aby pojąć siebie.
Jesteśmy reifikacją nieubłaganego Boskiej potrzeby,
By stworzyć świadomość.
I przez to ją spełnić.
Bowiem świadomość ― i Ty, i ja, i Bóg ― Żyjemy, by stworzyć więcej światła.

Na początku było światło. Potrzeba tworzenia Jedynego Świętego i nasze wieczne pragnienie oglądania stworzenia. Lecz jeżeli nikt nie byłby obecny przy stworzeniu, każdy z nas i tak dowiedziałby się o Boskim akcie stworzenia z głębi samego siebie. W takim wypadku, włączając ciebie i mnie, każdy z nas był przy tym obecny. I jest tam. W stopniu w jakim jesteśmy duchowo świadomi. Oto święta tajemnica świadomości.

Wypromieniowujmy ją w przestrzeń i,
Jak nasi wizjonerzy zaczynają rozumieć,
W końcu zakreśli ona doskonałe koło,
Które powróci w całości do swojego Stwórcy.
Każdy z nas, w każdej chwili znajduje się pomiędzy
początkiem i końcem, W centrum koła. W środku
sfery światła. (W stopniu w jakim jesteśmy świadomi) Światło jest dla nieświadomości tym, czym Sacrum dla profanicznego świata.

This entry was posted in Wpisy po polsku and tagged , , , , . Bookmark the permalink .

Leave a Reply