Poszukiwanie i nawrócenie

Rozważania wygłoszone w III niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego na podstawie 1P 5,6-11 i Łk 15,1-10.

„Jednostka niczym,
jednostka zerem,
głosik jednostki cieńszy od pisku”.

Chociaż Włodzimierz Majakowski opisuje w tym wierszu rzeczywistość rewolucji bolszewickiej, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nasza rzeczywistość pod tym względem aż tak bardzo od jego opisu nie odbiega. Dla polityków jesteśmy elektoratem, dla ekonomistów zasobami ludzkimi. Kiedy i dla kogo jesteśmy po prostu ludźmi, osobami? Przynajmniej Kościół powinien być taką przestrzenią, w której jest to możliwe – być osobą. Ale czy tak jest? Przypomina mi się jak kilkanaście lat temu wraz z holenderską ekipą filmową odwiedziłem sanktuarium na Jasnej Górze. Dzięki uprzejmości przeora mieliśmy możliwość filmować w wielu różnych miejscach, do których zazwyczaj nikt z zewnątrz nie ma dostępu. W pewnym momencie stanęliśmy na wałach jasnogórskich w miejscu, gdzie w czasie wielkich uroczystości znajduje się ołtarz polowy, przy którym odprawiają Mszę Świętą dostojnicy kościelni, w tym papież. Stanąłem tam i spojrzałem w dół, na szeroką aleję prowadzącą do klasztoru. Tłoczący się na niej ludzie mieli wielkość główki od szpilki… Pomyślałem wtedy, że jeżeli to jest sposób, w jaki dostojnik kościelny widzi lud, to bardzo daleko odeszliśmy od tego podejścia do człowieka, które ukazuje nasz Pan w dzisiejszej Ewangelii.

To podejście jest przedstawione w dwóch przypowieściach. W pierwszej chodzi o stado owiec, z których jedna się gubi. Pytanie, które zadaje Jezus: „kto z was nie pozostawiłby dziewięćdziesięciu dziewięciu i nie wyruszyłby na poszukiwanie tej jednej zagubionej?”, nie jest pytaniem retorycznym. Trzeba wiec na nie odpowiedzieć i z punktu widzenia logiki naszego świata odpowiedź brzmi: nikt. Nikt nie byłby takim idiotą, aby pozostawić dziewięćdziesiąt dziewięć owiec bez opieki i szukać tej jednej jedynej. A jednak tak to jest w Królestwie Bożym.

Po to, by zrozumieć sens drugiej przypowieści, warto uświadomić sobie, że ta zagubiona drachma to nie jest po prostu pieniążek, który zginął z portfela czy portmonetki. Chodzi tutaj o jedną z monet, którymi kobiety w ówczesnym Izraelu przystrajały czoła – tak jak to po dziś dzień robią na przykład Żydówki jemenickie. Gdy jeden z takich, moglibyśmy powiedzieć: cekinów, zginął, prawdopodobnie nikt tego nie widział. Ale ona – właścicielka – wiedziała, że czegoś brakuje, że ozdoba nie jest kompletna, że nie jest tą ozdobą, o którą chodzi. Stąd te gorączkowe poszukiwania, i stąd ta radość po odnalezieniu. Taki jest Bóg, którego ukazuje nam Jezus. W mojej wspólnocie ekumenicznej śpiewamy w jednej z pieśni:

Ten dom pełen ludzi
Czy wiesz, kim oni są?
Mam taką nadzieję.

Czy nas policzyłeś?
Czy znasz nasze imiona?
Jeśli tak, to jesteś tym jedynym.

Jeżeli jesteś Tym, który nas zna, który zwraca się do nas po imieniu, to jesteś Tym Jedynym, jesteś naszym Bogiem! Czy wiecie jak brzmi pierwsze pytanie, które zadaje człowiekowi Bóg na kartach Pisma Świętego? „Adamie, gdzie jesteś?”. Człowieku, gdzie jesteś? Bóg od samego początku biblijnej opowieści poszukuje człowieka. Wokół tego koncentruje się pierwsza część przekazu dzisiejszej niedzieli.

Część druga osnuta jest wokół słowa „nawrócenie” – jednego z najczęściej nierozumianych słów. Gdy jakiś czas temu opowiadałem pewnemu znajomemu, że przystępuję dzisiaj do Ekumenicznego Zgromadzenia Mariawitów, spytał: „Czy się nawracasz?”. Jeżeli masz na myśli, odpowiedziałem, czy zmieniam przynależność kościelną, odpowiedz brzmi: nie. Jeżeli jednak masz na myśli nawrócenie, które jest ciągłym procesem, to tak – mam nadzieję ciągle się nawracać i mam również nadzieję, że życie według reguły Zgromadzenia pomoże mi w tym. Ponieważ znajdujemy się w luterańskiej świątyni, nie od rzeczy będzie przypomnieć w tym kontekście pierwszą z tez Marcina Lutra: „Gdy Pan i Mistrz nasz Jezus Chrystus rzecze: “pokutujcie”, to chce, aby całe życie wiernych było nieustanną pokutą”. To „pokutujcie” nie oznacza tutaj praktyk pokutniczych, jakiejś szczególnie ostrej ascezy czy zgoła biczowania się, ale właśnie nawrócenie, „metanoia” – przemianę serca i umysłu grzesznego człowieka. Grzesznego to znaczy takiego, który wciąż nie osiąga celu, dla którego został stworzony, bo to właśnie pierwotnie oznaczało słowo „grzech”: mijanie się z celem. Kościół nie jest dla ludzi doskonałych, jest nawą, okrętem zbierającym życiowych rozbitków. Każdy z nas jest w jakimś sensie takim rozbitkiem. Jest w jakimś sensie pokaleczony przez życie. Jedni to wyrażają, opłakują, inni ukrywają swoje okaleczenia. Ale każdy nosi jakieś w sobie.

Mnisi benedyktyńscy zwykli pozdrawiać się słowami: „Módl się o moje nawrócenie, a ja się będę modlił o twoje”. Co to oznacza konkretnie, na co dzień, mówi św. Piotr w swoim liście, którego fragmentu wysłuchaliśmy przed chwilą: codzienną walkę, codzienne zmaganie. Nieprzymykanie oczu na zło wokół nas, ale również w nas samych. Chociaż bowiem każdy z nas stworzony jest na Boży obraz i podobieństwo, i nie mogą one ulec zatarciu, to jednak często są one tak bardzo zaciemnione, że nie można ich rozpoznać. I to właśnie mają na celu nasze zmagania: odsłonięcie na nowo Bożego obrazu i Bożego podobieństwa w sobie. Jednocześnie możemy jednak zaufać Bogu, gdy nam się to nie udaje, powierzyć Mu nasze troski. Temu Bogu, który wychodzi mi naprzeciw, który zaczyna mnie szukać na długo zanim ja szukam Jego. Może mój głosik jest rzeczywiście cieńszy od pisku, ale On go słyszy. Słyszy i wysłuchuje mnie. Zaginioną owcę. Mnie, zgubioną drachmę. Mnie, człowieka. Amen.

This entry was posted in Wpisy po polsku and tagged , , , . Bookmark the permalink .

13 Responses to Poszukiwanie i nawrócenie

  1. Seamus says:

    Ze sporym zainteresowaniem przeczytalem post o Waszym wstapieniu w szeregi Ekumenicznego Zgromadzenia… W pewnym sensie mnie to zaskoczylo, choc wiedzialem oczywiscie o Waszej fascynacji mariawityzmem (ktora zreszta podzielam) z wielu poprzednich wspisow. Ale co innego pisac/czytac, a co innego uczestniczyc. A tu nagle taki radykalny krok na duchowej drodze…
    Serdecznie Wam gratuluje podjetej decyzji (jesli mozna to tak nazwac) i zycze wielu duchowych owocow tego wyboru!
    Dodam jeszcze ze w jakims sensie ten post takze troche mnie zasmucil. Dlaczego? Poniewaz zdalem sobie sprawe, ze ja sam chyba nie mam w sobie takiej odwagi i konsekwencji, zeby na swojej wyboistej drodze wewnetrznej dokonywac takich odwaznych krokow. Moze jej kiedys nabiore, kto wie…
    Tymczasem mnoza mi sie rozmaite pytania. Pierwsze takie: wspominacie w poscie o regule Zgromadzenia. Jak ona wyglada, czym sie charakteryzuje? Bardzo mnie interesuje w jaki sposob zmieni sie teraz Wasze tzw. codzienne zycie, w jaki sposob wplynie na Was ta nowa duchowa sytuacja w sensie praktycznym?

    Reply
  2. admin says:

    Pozdrawiamy z gorącego Siedmiogrodu, i dziękujemy za ciepłe słowa. Może to zabrzmi dziwnie, ale sami też jesteśmy, a w każdym razie byliśmy, nieco zaskoczeni naszą własną decyzją. Podjęliśmy ją kilka miesięcy temu, więc mięliśmy czas przyzwyczaić się do zmian (zresztą niewielkich), które uczestnictwo w Zgromadzeniu jednak mimo wszystko wprowadza do, na przykład, struktury dnia. I tu mamy od razu pierwszą zasadę, która łączy członków – wspólna, chociaż odmawiana w różnych miejscach, modlitwa brewiarzowa trzy razy dziennie. Staramy się jej trzymać, korzystając jednocześnie z możliwości zamiany części modlitw na modlitwy z innej tradycji. W praktyce wygląda to tak, że z rana „po staremu” odmawiamy modlitwę poranną z anglikańskiego Modlitewnika Powszechnego, a w południe i wieczorem modlitwy z Brewiarza Eucharystycznego Zgromadzenia. Jeśli już mowa o Brewiarzu, to polecamy nabycie go – znajdziesz tam również „Deklarację Zgromadzenia Mariawitów”, która określa zasady Zgromadzenia (gdybyś chciał, podamy Ci informacje o możliwości zakupu). Po powrocie z wakacji opublikujemy ją też na blogu i przetłumaczymy. Deklaracja stwierdza, że członkowie działają „wśród świata i dla świata, siły zaś czerpią ze świata ducha”. To działanie „wśród świata” to ważna cecha duchowości Zgromadzenia, która wpływa również na kształt życie modlitewnego. Modlitwy brewiarzowe są krótkie i dostosowane do odmawiania we wszystkich możliwych okolicznościach. Tak więc właściwie nasze życie modlitewne aż tak ogromnie się nie zmieniło. Najważniejsza zmiana polega na tym, że świadomie przeżywamy święta z różnych tradycji chrześcijańskich, a przede wszystkim z tradycji mariawickiej, o których istnieniu często jednak nie wiedzieliśmy lub znaliśmy je tylko z nazwy. W tej chwili Brewiarz nam o nich przypomina i skłania do określenia własnego stanowiska wobec nich. Inną bardzo istotną kwestią jest udział w Eucharystii – i tutaj niby niewiele się zmieniło, bo w niedzielę raczej zawsze do kościoła chodziliśmy, ale na przykład wczoraj, jadąc z węgierskiego Hajduszoboszlo do Cluj, bezskutecznie szukaliśmy cerkwi, w której moglibyśmy pójść na liturgię. Odczuliśmy to jako brak. Trzeba dodać, że nie traktujemy tego jak obowiązku. Jest raczej tak, że reguły Zgromadzenia uświadamiają drzemiące w tobie potrzeby. A jeśli już mowa o regule, to Zgromadzenia odwołuje się do (I) reguły franciszkańskiej, co oznacza, między innymi, że nie zawiera klasycznych ślubów monastycznych (np. „czystości”). A co zawiera? To, co jest w poście, w którym przytoczyliśmy tekst ślubów. I znów można powiedzieć, że właściwie to rzeczy, które zawsze były jakoś obecne w naszym życiu, a więc w jakimś sensie nic się nie zmieniło – a jednak się zmieniło, i przypominają nam o tym nie tylko pokaźnej wielkości medaliki mariawickie, które od tygodnia nosimy. Tylko że jest to bardzo trudne do ujęcia w słowa…

    Reply
  3. Seamus says:

    Zazdroszcze Wam…w ciekawy rejon sie zapusciliscie…(podobnie jak i duchowo, hehe).
    Dzieki za wyjasnienia dot. reguly. Niestety nie dam Wam spokoju, bo rodza mi sie w glowie kolejne pytania.

    Zastanawia mnie jedna rzecz: znam Wasze (podobne do moich) szarpaniny wewnetrzne zwiazane z Adoracja Eucharystyczna. Dyskutowalismy o tym onegdaj dosc intensywnie. A tu nagle wstepujecie do Zgromadzenia, ktorego (jak sie domyslam) nie da sie oddzielic od tej formy poboznosci. Wszak to jednak mariawityzm, choć ekumeniczny. To budzi moja ogromna ciekawosc. Czy to dylemat stracil na sile, czy raczej to wstapienie do Zgromadzenia ma pomoc w jego przezwyciezeniu? A moze ani jedno, ani drugie?

    I drugie pytanie: piszesz, ze decyzje o wstapieniu podjeliscie pare miesiecy temu (oczywiscie czytelnikow bloga nie byliscie laskawi poinformowac, no ale niech tam – wspanialomyslnie wybaczam:)) Czy w zwiazku z tym jest w Zgromadzeniu jakis okres przygotowawczy – swoisty nowicjat? Jak wyglada okres od powziecia decyzji do rzeczywistego wstapienia i czy wiaze sie z jakims szczegolnym przygotowaniem?

    Ciesze sie, ze wspomniales o Brewiarzu Zgromadzenia, bo wlasnie mialem o niego pytac. Bardzo chcialbym go nabyc. Bede wdzieczny za namiary dot. zakupu (tutaj lub na maila). Milego zapuszczania sie w Siedmiogrodzkie klimaty!

    Reply
  4. admin says:

    Temat adoracji drąży nas nadal, o czym świadczy nie tylko post Adoracja Ubłagania , ale również ten nowy komentarz pod ubiegłorocznym tekstem o Bożym ciele – /?p=1922&cpage=1#comment-10471 wraz z dwoma dalszymi. Tekst o adoracji ubłagania ukaże się zresztą niebawem w aperiodyku “Praca nad sobą” wraz z krytyczną odpowiedzią Brata prof. Rudnickiego. Miał się również ukazać w “Mariawicie”, ale Biskup Naczelny nie zgodził się na jego publikację, co zresztą wcale nas aż tak bardzo nie dziwi. Dylematy związane z adoracją na sile raczej nie straciły, jeśli już, to zmieniło się podejście: staramy się z nimi mierzyć nie tylko na poziomie “czystej” refleksji, ale po prostu adorując. Co ciekawe, Deklaracja Zgromadzenia Mariawitów nie nakłada na członków obowiązku adoracji, lecz stwierdza, że “członek uznaje centralne miejsce Eucharystii w Kościele i uważa ją za podstawę własnej religijności, pragnąc nie tylko przyjmować ją godnie i często w kościołach własnego wyznania (a w miarę obowiązujących praw tego wyznania również w kościołach innych wyznań), ale również zbliżać się do niej medytatywnie w adoracji”. To pragnienie “zbliżania się” na pewno odczuwamy, nawet jeśli może “zbliżamy się” niekiedy od niecodziennej strony (;-))… Ważne jest natomiast naszym zdaniem, że Deklaracja stawia na pierwszym miejscu przyjmowanie Eucharystii, udział w Eucharystycznym wydarzeniu. Adoracja wypływa z tego wydarzenia i nie jest więc żadnym samodzielnym aktem, a już na pewno nie jest i być nigdy nie może namiastką życia sakramentalnego.
    W Zgromadzeniu obowiązuje roczny nowicjat, i Loukas został właśnie do niego przyjęty. Następnie można złożyć śluby trzyletnie (to zrobił Pradusz, któremu jako kiedyś-tam ordynowanemu duchownemu przysługuje przywilej “przeskoczenia” nowicjatu) i wieczyste. Za każdym razem składa się zresztą te same śluby. W naszym okresie przygotowawczym Brat Minister Generalny zwrócił nam uwagę na znaczenie regularnego odmawiania Brewiarza i to było właściwie jedyne konkretne zalecenie, które otrzymaliśmy. Poza tym Zgromadzenie organizuje rekolekcje dla członków.
    Jeśli chodzi o Brewiarz, można zamówić go w redakcji “ Pracy “. Tutaj znajdziesz jej adres wraz z e-mailem do prof. Rudnickiego (nie możemy z całą pewnością powiedzieć, że aktualnym). Niestety Zgromadzenie ani Redakcja nie dysponują własnym kontem bankowym, więc opłatę można uiścić wyłącznie przekazem pocztowym. Cena wynosi zdaje się około 50 złotych.

    Reply
  5. Seamus says:

    Czy Zgromadzenie dziala w ramach KSM czy jest niejako “obok”? Pytam, bo wiem ze spina ono w pewien sposob obydwie galezie mariawityzmu. Jaki jest zatem jego status pod wzgledem jurysdykcji? Czy wstepujac do Zgromadzenia zostaliscie (rowniez) mariawitami (mam na mysli przynaleznosc koscielna)?

    Ciekawi mnie tez bardzo, jak odnajdujecie sie z Waszym pozytywnym stosunkiem do kwestii LGBT w duchowosci mariawickiej, ktora ma (wedle mojej wiedzy) konserwatywny stosunek do w/w sprawy…

    Dzieki za namiar na brewiarz.

    Reply
  6. Pradusz says:

    Zgromadzenie jest EKUMENICZNE, nie podlega wiec jurysdykcji zadnego z mariawickich Kosciolow. Kazdy jego czlonek pozostaje czlonkiem swego Kosciola i podlega jego jurysdykcji. Coz to bylaby zreszta za ekumenia, ktora sprowadzalaby sie do prozelityzmu? Jak zreszta powiedzialem w kazaniu w Krakowie, nie zmienilem przynaleznosci eklezjalnej (Loukas, rzecz jasna, rowniez nie), nie mam takiego zamiaru rowniez w przyszlosci.
    EZM stanowi swoisty ‘ trzeci czlon’ mariawickiej tradycji (obok obydwu Kosciolow), a w ramach pozostalych dwu galezi jest uznawane jako wspolnota modlitewna. W tym aspekcie stanowi zreszta kontynuacje w nowej sytuacji mariawickiego idealu w jego najbardziej pierwotnej postaci, zanim przybral on odrebna forme eklezjalna.
    Co zas sie tyczy akurat stosunku do LGBT, Zgromadzenie nie zajmuje w tej kwestii stanowiska, ale np. jeden z jego czlonkow – br. Maria Norbert – pracuje duszpastersko w srodowisku LGBT w Niemczech. Nie istnieja tutaj zadne mechanizmy, ktore czynilyby mozliwym narzucenie ktoremukolwiek z czlonkow jakiegos pogladu na te – czy inna – kwestie.

    Reply
  7. Pradusz says:

    P.S. Osobiscie widze to w nastepujacy sposob. Rzecz jasna, nie chodzi o zadne abstrahowanie od faktu, ze mariawityzm przyjal konkretna forme eklezjalna (a, po rozlamie z 1935 r. nawet dwie – niezalezne od siebie). Koscioly mariawickie istnieja (zreszta – scisle rzecz biorac – rowniez poza Plockiem i Felicjanowem), dzialaja i na swoj sposob oraz wedlug swoich zasad, ktore respektuje, glosza Dzielo Bozego Milosierdzia. Faktem jest rowniez, ze pierwotny ideal byl ‘ nieco’ inny – chodzilo o zgromadzenie zakonne, ktore staloby sie trzonem ruchu, majacego ogarnac swiat. EZM probuje ten cel realizowac w poczuciu duchowej lacznosci z pozostalymi nurtami, ale jednak na swoj sposob i – przynajmniej w sensie jurysdykcyjnym – od nich niezaleznie. Od czlonkow Zgromadzenia oczekuje sie tego, ze beda aktywnymi, lojalnymi, wiernymi czlonkami wlasnych denominacji (a jest ich w EZM troche!) i w ich ramach beda krzewic Dzielo, a nie, ze ‘przejda na mariawityzm’ (w sensie przynaleznosci koscielnej) czy tez zaczna podlegac jakiejs formie podwojnej jurysdykcji (tu powstalby problem – jak takowa polaczyc za zasada lojalnosci wobec wlasnego biskupa/wlasnej spolecznosci). Oczywiscie, podlegamy przewodnictwu Kapituly i Ministra Generalnego, ale to jest zasadniczo inny rodzaj przewodnictwa (w tradycji franciszkanskiej, w odroznieniu od np. benedyktynskich opatow, zwierzchnicy nie posiadaja jurysydykcji porownywalnej z biskupia). To nie wyklucza, rzecz jasna, zywego zainteresowania tym, co sie dzieje w Kosciolach mariawickich. Ja np. dosc instensywnie zajmuje sie obecnie ‘nurtem felicjanowskim’ (na razie calkowicie ‘wirtualnie’ , bo wciaz nie udalo mi sie wybrac do Felicjanowa).

    Reply
  8. Seamus says:

    A jak wyglada stosunek najwiekszego z mariawickich kosciolow – KSM – do Ekumenicznego Zgromadzenia? Mozna mowic o wsparciu, czy zaledwie o tolerancji?

    Pomyslalem sobie, ze Zgromadzenie jest przeciez duza szansa dla mariawityzmu. Szansa na przezwyciezenie pewnej hermetycznosci, otwarcia na to wszystko co przyniosla teologia XX wieku, a co nie zostalo jeszcze “przetrawione” przez mariawityzm. Tylko czy zauwazaja to koscielni liderzy?

    I z nieco innej beczki: nabylem ostatnio Brewiarzyk mariawicki, z mysla o praktycznym uzyciu, rzecz jasna. Niestety “odbilem sie” od warstwy jezykowej. Po prostu nie jestem w stanie przebrnac przez XIX wieczny sentymentalizm. Swoja droga, to ciekawe uczucie – mialem wrazenie, ze jestem w swoistym duchowym wehikule czasu… Jezyk nie jest oczywiscie najwazniejszy, niemniej – jak sie okazalo – dla mnie jest wazny.
    I tu moje pytanie: czy brewiarz Zgromadzenia jest podobny pod wzgledem formy jezykowej?

    Ostatnio obily mi sie o uszy wiesci o planowanym synodzie KSM. Jak uwazacie, czy moze on przyniesc jakies “nowe otwarcie”, czy raczej skonczy sie na kwestiach formalnych? Czy mariawici uznaja wreszcie, ze nie mozna mowic jezykiem Mniszkowny do czlowieka XXI wieku?

    I na koniec off-topic: jaka role pelni Liturgia Godzin w mariawityzmie? Czy kaplani sa zobowiazani do jej odmawiania? Jesli tak, to czy jest to “rzymska” Liturgia Godzin, czy mariawici maja swoja wlasna wersje?

    Reply
  9. Pradusz says:

    Jak zwykle poruszasz wazne zagadnienia, Seamusie, ale do niektorych bedzie mi sie trudno odniesc, po prostu z najzwyklejszej niewiedzy. Niektore reakcje beda mialy w duzym stopniu charakter przypuszczen.
    Nigdy nie rozmawialem z zadnym z mariawickich biskupow na temat Zgromadzenia, ale odnosze wrazenie, ze nie mozna mowic o wiele wiecej anizeli o zyczliwej tolerancji z ich strony. Chcialbym sie mylic, ale chyba sie jednak nie myle… Starania o nadanie np. oficjalnego zakonnego statusu Zgromadzeniu spelzly na niczym – zreszta zarowno w Plocku jak w Felicjanowie. Z punktu widzenia EZM to moze nawet nie jest takie zle, czasem wydaje mi sie bowiem, ze za biskupa (no, powiedzmy – za niektorych biskupow) nalezaloby sie modlic jak za cara w ‘Skrzypku na dachu’: ‘Niech Najwyzszy blogoslawi cara i zachowa… jak najdalej od nas’ ;-). Poza tym nie ukrywam, ze czasami zadaje sobie pytanie czy ta zyczliwosc (lub przynajmniej jej czesc) nie wiaze sie glownie z osoba Ministra Generalnego i jego osobistym autorytetem – w obydwu Kosciolach mariawickich… A biorac pod uwage zaawansowany wiek brata Pawla trudno w takiej sytuacji nie spytac co bedzie dalej, a konkretnie, co bedzie, gdy go kiedys zabraknie…
    Niestety nie mam wrazenia, by KSM korzystal z potencjalu duchowego jaki Zgromadzenie ma. Zreszta nie dalej jak wczoraj troche na ten temat z br. Pawlem rozmawialismy, po Mszy sw. w Krakowie. Z drugiej strony Tomek Mames zaprosil jednakzarowno mnie jak i Loukasa do wspolpracy z ‘Mariawita’ i – pomimo losow mego pierwszego tekstu – jest to jednak jakis dobry znak. Czy pojawia sie kolejne? Czas pokaze. Osobiscie wydaje mi sie, ze liderzy nawet i sporo widza, tylko ich ocena pewnych zjawisk niekoniecznie pokrywa sie z Twoja czy moja. Tam gdzie my dostrzegamy szanse, oni nierzadko raczej niebezpieczenstwo…
    Pierwotny mariawityzm byl ruchem, ktorego trzon stanowila prawdziwa elita intelektualna i duchowa polskiego kleru. Byli to ludzie wyksztalceni, o glebokiej duchowosci, szerokich horyzontach, a takze o duzej odwadze. Gdy czytam teksty abp. Kowalskiego to wlasnie rzuca mi sie jako pierwsze w oczy: odwaga podejmowania trudnych i skomplikowanych zagadnien teologicznych, duchowych, doktrynalnych, zdolnosc podejmowania ryzyka – w tym rowniez ryzyka popelnienia bledu, zejscia na manowce. Cos z tego dostrzegam jeszcze w br. Pawle. Pytanie jednak czy sa mlodsi mariawici, ktorych charakteryzowalaby ta sama odwaga? Nie wiem… Podobnie nie wiem czy synod przyniesie jakies zasadnicze zmiany. Poki co wydaje mi sie, ze trzeba sie cieszyc, ze w ogole planuje sie jego zwolanie.
    Jezyk… No coz, ‘Wnijde do oltarza’, po to, by zlozyc na nim ‘ te dary, te upominki’. Taaa… Kowalski mial niesamowite tendencje do archaizowania, to widac rowniez w jego przekladzie Pisma Swietego i w jego wlasnych pismach. To juz wtedy – w pierwszej polowie XX w. byl archaiczny jezyk. Zgadzam sie. ze teksty liturgiczne potrzebuja odnowy i to pilnie. Ale reforma liturgiczna to robota zmudna, ciezka i malo satysfakcjonujaca (bo na koniec nikt nie jest zadowolony). Potrzebni byliby do tego i dobrzy teologowie i jezykoznawcy i polonisci, przydalby sie ktos z talentem poetyckim. Rozmawialem o tym z ludzmi, ktorzy przeporowadzali ja w KS w Holandii – nikt z nich nie byl tak naprawde zadowolony z rezultatu; obecnie obserwuje zmiane liturgii w Kosciele liberalnokatolickim – podobna sytuacja.
    Brewiarz Eucharystyczny jest mniej archaiczny jezykowo niz ‘Brewiarzyk’. Psalmy sa w przekladzie Leopolda Staffa, hymny s. M. Bogumily Przyluckiej. Generalnie uwazam je za dobre.
    Brewiarz byl pierwotnie ulozony wlasnie dla kaplanow, a dopiero pozniej przystosowany do uzytku ekumenicznego z Zgromadzeniu. Nie widzialem nigdy wersji pierwotnej i nie wiem czy kaplani mariawiccy ja nadal odmawiaja. Mariawicka liturgia godzin wywodzi sie z franciszkanskiej wersji brewiarza rzymskiego iten franciszkanski charakter jest w niej ciagle widoczny. Oczywiscie z czasem wprowadzono do niej rozne zmiany, ale to juz sam zobaczysz jak zapoznasz sie z Brewiarzem.

    Reply
  10. Seamus says:

    “May God bless and keep the Tsar… far away from us!”:)
    Problemy z uzyskaniem statusu zakonu w obydwu “macierzystych” kosciolach (ktore – o ile sie orientuje – na nadmiar zakonow nie narzekaja, ze tak to eufemistycznie ujme) rzeczywiscie wiele mowi o stosunkach z hierarchia, ale takze o “szerokosci” jej spojrzenia i sposobie interpretowania rzeczywistosci. Ech, ta hierarchia… Im bardziej poznaje chrzescijanstwo, tym bardziej wzmaga sie we mnie wrazenie, ze strasznie to powtarzalne bez wzgledu na konfesje i w pewnym sensie prawdziwie ekumeniczne. A moze by tak rzucic to wszystko i zostac amiszem…? Nawiasem mowiac, to w sumie bardzo polskie – sklaniac glowy przed autorytetem, ale nie wyciagac praktycznych wnioskow dla zycia kosciola z faktu obcowania z nim.
    Czyli jednak tylko zyczliwa tolerancja i to zbudowana na autorytecie (niewatpliwym) Ks. Profesora… Lepsze to niz nic, ale byloby dobrze gdyby ta spuscizna nie zaginela z czasem. No, ale sa nowe powolania, wiec nie wszystko stracone:) Szkoda tylko, ze mariawici nie bardzo chca czerpac z EZM, bo wlasnie stad moglby przyjsc impuls i tu znalazlby sie potencjal do wykonania kroku w przod. A dodatkowo nie bylby to bodziec zewnetrzny, ale cos swojego, wlasnego – zapomniana czesc mariawickiego dziedzictwa. Wydaje mi sie, choc prorokiem nie jestem, ze jesli mariawityzm nie przekroczy w pewnym momencie sam siebie, to czeka go niewesoly los. Potencjal mozna niestety takze zmarnowac…
    Zgadzam sie z Toba, ze fakt zaproszenia Was na lamy “Mariawity” to bardzo pozytywny sygnal. Czyni to teolog mariawicki mlodego pokolenia, wiec jest swiatlko w tunelu. Bardzo cenie ksiazke “Mysteria mysticorum” (pozdrawiam autora, jesli bedzie to czytal), zaciekawil mnie zwlaszcza rozdzial dotyczacy przyszlosci mariawityzmu, mozliwych kierunkow rozwoju. Alternatywa dla Taize? Moze rzeczywiscie cos w tym jest, ale zeby realnie zaistniala konieczne bedzie ponowne odkrycie i wykorzystanie kapitalu duchowego EZM.
    Strasznie ciekawe to, co piszesz o reformie liturgicznej. Nigdy nie patrzylem na to z tego punktu widzenia. Jednak co ksiadz, to ksiadz:) Ale faktycznie, wysilku masa, a efekty najczesciej dyskusyjne. Trzeba uruchamiac spore zasoby finansowe i ludzkie, a i tak bedzie wrazenie, ze nikt nie jest zadowolony. Pewnie probowac trzeba, tylko ilu sie znajdzie takich “ideowcow” w niewielkim i niebogatym kosciele? No ale bez tego, bez proby rozmowy ze wspolczesnym swiatem, pozostanie docierac do tych, do ktorym Dzielo juz dawno dotarlo…
    Na koniec: zdziwilo mnie to, co napisales o Liturgii Godzin w mariawityzmie. Szczerze mowiac, sadzilem ze jest tam w powszechnym uzyciu w jakiejs wersji przejetej z wczesno XX-wiecznego katolicyzmu. Zakladam, ze jesli malo Ci o tym wiadomo to nie jest to cos, co specjalnie rzuca sie w oczy. Swoja droga to ciekawe i znamienne, ze kosciol ktory zasadzie powstal z zakonu (Zakon, ktory stal sie kosciolem – jak pisze Tomasz Mames) nie praktykuje jakos szczegolnie intensywnie tej jednej z podstawowych form poboznosci monastycznej. Sa co prawda nieszpory w Brewiarzyku, ale to przeciez naprawde niewiele.
    Pytalem o ta Liturgie Godzin, bo jakos teraz szczegolnie odkrywam jej dobrodziejstwa, choc znalem ja i wczesniej. Nie ukrywam, ze DSTP wydatnie mi w tym pomogl i pomaga:) Nawiasem mowiac, Daily Ofice, w ogole Liturgia Godzin, to cos co mocno wiaze mnie duchowo z katolickim nurtem chrzescijanstwa (wiem wiem, i luteranie w Spiewniku tez maja LG, ale jaka jest praktyczna rola kazdy wie – pomijam starolutran). Nie sadze, zebym mogl kiedys zrezygnowac z tego skarbu zachodniego kosciola – to nam sie naprawde udalo:)

    Reply
  11. Pradusz says:

    Przypomina mi sie moment mojej confirmation , gdy kleknalem przed biskupem-sufraganem diecezji Gibraltaru w Europie, Davidem Hamidem. Wiele mnie to wowczas kosztowalo… Musze powiedziec, ze osobiscie uwazam sie za episkopalianina (w sensie opowiedzenia sie po stronie episkopalnego modelu eklezjologicznego), moze rowniez dlatego, ze znam z bliska rowniez te ‘plaskie’ (w tym zupelnie ‘plaskie’) modele eklezjalne i po prostu wiem, ze przyjecie takowego nie tylko nie rozwiazuje zadnego problemu, ale jeszcze problemow przysparza. Natomiast sadze rowniez, ze dobry biskup to taki, ktory potrafi byc blisko, gdy jest potrzebny, i zachowac dystans, gdy nadmierna bliskosc moglaby zostac odczytana jako ‘patrzenie przez ramie’ czy ‘ patrzenie na rece’. Co zas sie tyczy autorytetu… Autorytet biskupa ma dla mnie przede wszystkim charakter symboliczny – symbolizuje on ciaglosc Kosciola, jego katolickosc. Oczywiscie, jak kazdy przyzwoity symbol, posiada on rowniez wymiar jak najbardziej realny, konkretny, praktyczny. Hierarcha ma prowadzic, odsylac, stanowic zywe odwolanie do ‘arche’ – poczatku i zasady, o ktora chodzi, albo – jak to kiedys ladnie ujal obecny Arcybiskup Utrechtu – biskup ma pilnowac, aby pierwsze miejsce w Kosciele pozostalo zarezerwowane dla Chrystusa, aby nikt inny go nie zajal (nikt inny, wlaczajac w to samego biskupa, rzecz jasna). I temu sluzy (a w kazdym razie sluzyc powinna) wladza zlozona w jego rece przez wspolnote. Jesli o mnie chodzi, gdy wspominam dzis tamta ‘ traume uklekniecia’, pamietam rowniez, ze towarzyszyla jej swoista ulga: ze nie jestem sam, ze mam sie do kogo odwolac, mam do kogo pojsc. I to poczucie mnie nie opuscilo, nawet jesli w praktyce roznie ta moja wspolpraca z biskupami przebiega, oj roznie…
    Podzielam Twoje podejscie do Liturgii Godzin. Zreszta od niej wlasnie zaczela sie moja droga do EZM. 4 lata temu odnowilem dawna znajomosc z br. Pawlem (wowczas zrobilem mu to zdjecie, ktore obecnie ciagle gdzies spotykam w sieci – w trakcie Liturgii w Swieto Matki Bozej Snieznej). Przegadalismy wowczas ze soba ladnych pare godzin i nabylem od niego Brewiarz Eucharystyczny, ktorym stopniowo zaczalem uzupelniac modlitwy z BCP. Nawiasem mowiac, w najblizszym czasie zamiescimy na DSTP polski przeklad modlitwy porannej i wieczornej z Modlitewnika Powszechnego. Ktos je dla nas przelozyl, musimy tylko jeszcze ten przeklad przejrzec i troszke (d-)opracowac. Piszesz o tym, ze Godziny Kanoniczne mocno wiaza Cie z katolickim nurtem chrzescijanstwa. Mnie bardzo zdziwilo, gdy pewna katolicka kolezanka uswiadomila mi, ze wlasciwie – poza wspolnotami zakonnymi – odgrywaja one bardzo nikla role w ‘katolicyzmie realnym’. W parafiach z rzadka odprawia sie nieszpory (ich rola jest zupelnie nieporownywalna z rola, ktora w anglikanizmie odgrywa evensong), inne godziny znikly prawie zupelnie z zycia parafialnego, a podobno rowniez czesto z zycia modlitewnego duchownych. Jak to jest wsrod ksiezy mariawickich – tak naprawde nie wiem, ale nie zapominajmy, ze jednym z powodow, dla ktorych powstalo EZM byl wlasnie zanik ducha zakonnego wsrod mariawitow… Nam udalo sie w ubieglym tygodniu dwukrotnie uczestniczyc w prawoslawnych modlitwach wieczornych (jedna to bylo takie troche dziwne – z liturgicznego punktu widzenia – nabozenstwo maryjne w cerkwi w Komanczy – nie byl to akatyst, jak oczekiwalismy, lecz odmawiano Agne Parthene, ktora wlasciwie jest modlitwa pozaliturgiczna, druga to wieczernia w cerkwi w Medzilaborcach). Wspominam o tym, bo warto podkreslic, ze skarb Liturgii Godzin to skarb CALEGO CHRZESCIJANSTWA, a nie tylko zachodniego. Ciekawe jest rowniez to, ze na Zachodzie Godziny sa na nowo wprowadzane do modlitewnikow/spiewnikow Kosciolow ewangelickich i wiem, ze coraz czesciej sa odmawiane przez rozne wspolnoty (przynajmniej trzy razy dziennie – w formie modlitwy porannej, poludniowej i wieczornej).
    Tak na marginesie jeszcze moze jedna kwestia. Moj wlasny kontakt z polskim mariawityzmem ogranicza sie wlasciwie jedynie do rozmow przez internet z kilkorgiem mariawitow i wizyt od czasu do czasu w mariawickich kosciolach – gdy akurat jestem w Polsce. Z samego faktu wiec, ze o czyms nie wiem, nie wynika jeszcze na pewno, ze tego nie ma, ale rzeczywiscie mam wrazenie, ze poza nieszporami (prawie zawsze z wystawieniem i benedykcja) w praktyce parafialnej nie ostaly sie inne elementy Liturgii Godzin. Pozdrawiam – tym razem juz ze stolicy Dolnego Slaska.

    Reply
  12. Seamus says:

    Jak zwykle pewne rzeczy napisalem nieprecyzyjnie i slusznie zwrociles mi na to uwage. Oczywiscie zdaje sobie sprawe, ze Liturgia Godzin nie jest wylacznym dobrem zachodniego Kosciola i nie jest zarezerwowana dla tylko tradycji katolickiej. Mialem na mysli jej zachodnia forme, zachodni klimat – charakterystyczny dla szeroko pojetego chrzescijanstwa katolickiego. Szeroko pojetego, bo ja osobiscie zaliczam anglikanizm do tego nurtu, choc znam oficjalne klasyfikacje oraz samorozumienie anglikanow. W tym klimacie mieszcza sie np. swoiste piekno monastycyzmu zachodniego, ktory tak pieknie potrafil i potrafi nadal wyrazic LG choralem, ale takze anglikanski evensong (z powodu ktorego nie zostalem prawoslawnym – zartuje, ale troche prawdy w tym jest). Nawiasem mowiac, wschodnia forma LG nie dziala na mnie juz tak mocno, dalibog nie wiem dlaczego tak sie dzieje…
    To tylko dwie rzeczy z wielu, ktore mialem na mysli wiazac myslowo LG i zachodnie chrzescijanstwo w wydaniu katolickim. Chodzilo mi chyba bardziej o forme i klimat niz o sam fakt obecnosci LG- wiem, ze istnieje takze w innych tradycjach. Podobnie jak Ty, zauwazam i doceniam renesans LG w chrzescijanstwie ewangelickim. Poczatki sa poki co skromne, ale miejmy nadzieje ze ewangelicy na nowo odkryja wszystkie “dzieci”, ktore kiedys wylali z kapiela. Do nich zaliczam np. sztuke figuratywna jako forme wyrazania duchowosci czlowieka. Ale to zupelnie inny temat…
    Zgadzam sie z Toba, ze w wspolczesnym “realnym katolicyzmie” LG ulegla daleko idacej marginalizacji. Swoja droga, w pelni pokazuje to jak wielki wklad na polu podtrzymywania tej tradycji ma anglikanizm. Rownoczesnie jednak uwazam, ze mimo tej marginalizacji rola LG w rzymskim katolicyzmie jest ciagle zauwazalna. Widac to chociazby w pewnym renesansie brewiarza dla swieckich, a takze w dzialaniach rozmaitych wspolnot i ruchow, ktorych np. w polskim katolicyzmie jest dosc sporo. Ale rozowo nie jest, to jasne. Redukcja LG w statystycznej parafii do nieszporow (i to nie wszedzie) to widomy znak tej marginalizacji. O poziomie, nazwijmy to, artystycznym litosciwie zmilcze…
    Ogromnie mnie ucieszylo, ze planujecie opublikowac tlumaczenie modlitw z BCP. Pionierskie dzielo! I potrzebne niezmiernie (przynajmniej niektorym), co pokazaly moje wlasne boje z odnalezieniem polskiej BCP w bibliotece reformowanych. Jak to mowia niektorzy hierarchowie: z serca Wam na to zbozne dzielo blogoslawie:) I czekam niecierpliwie na publikacje.
    Nawiasem mowiac, natknalem sie na ciekawa stronke/blog poswiecona kaplicy Res Sacra Miser. Prowadzi ja organista anglikanskiej wspolnoty w Warszawie i (jak wnosze z zamieszczonych postow) czlowiek, ktory naprawde zna sie na tym, o czym pisze (ciekawy wpis o ukladzie anglikanskiej liturgii). Potrzebna to rzecz, bo strona parafii anglikanskiej jest w stanie oplakanym, a aktualizowano ja chyba jeszcze za czasow przewojennej misji anglikanskiej w Warszawie:)
    Link do bloga tu: /
    Widze, ze robisz swoisty tour po Polsce. Az jestem ciekaw, gdzie zastanie Cie moj nastepny post:) Warszawy nie masz przypadkiem na swej “trasie koncertowej”?

    Reply
  13. Pradusz says:

    No wlasnie… Zajrzelismy dzis do wroclawskiej katedry pw. sw. Jana Chrzciciela i coz? Na planie nabozenstw sa, oczywiscie, msze swiete, sa nabozenstwa majowe, czerwcowe, roraty, jest nawet bierzmowanie raz w miesiacu (pod warunkiem posiadania odpowiedniej ‘bumagi’), ale godzin nie ma. W anglikanizmie przetrwaly one – rowniez te najtrudniejsze (czytaj najbardziej protestanckie) czasy – wlasnie dzieki katedrom (bo klasztory przeciez skasowano, rozgoniono i rozgrabiono). To w nich zachowala sie liturgia wywodzaca sie z tradycji benedyktynskiej, ktora w VII, VIII i IX stuleciu wyparla wczesniejsza tradycje iro-szkocka. Niedawno czytalem gdzies, iz sa w Kosciele rzymskokatolickim ludzie, ktorzy licza na to, ze konwertyci z anglikanizmu pomoga w odnowie liturgii. Troche to smutne – z roznych zreszta powodow – ale moze byc prawdziwe. Bez wzgledu na to do jakiego nurtu zaliczymy anglikanizm (ja rowniez widze go przede wszystkim jako jeden z nurtow katolicyzmu, aczkolwiek – co napawa mnie, nie ukrywam, pewnym niepokojem – kierunek ewangelikalny zdecydowanie rosnie w sile, zas wplywy anglokatolickie raczej maleja, co jedynie sie poglebi, jesli wieksza liczba anglokatolikow zdecyduje sie skorzystac z papieskiego ‘zaproszenia’ ), zwykla uczciwosc poznawcza nakazuje stwierdzic, ze to wlasnie w nim (oraz w holenderskim – i wlasciwie tylko holenderskim – starokatolicyzmie i skandynawskim luteranizmie) przetrwal ten specyficzny ‘spirit’ przedtrydenckiego katolicyzmu, ktory osobiscie lubie nazywac ‘katolicyzmem przedbarokowym’. Liturgia nie jest jedynym obszarem, na ktorym ow ‘spirit’ sie ujawnia, ale bez watpienia jednym z najwazniejszym. Wszak ‘lex orandi, lex credendi’, nieprawdaz? Niestety holenderski starokatolicyzm jest zbyt maly liczebnie i – nie da sie ukryc – rowniez po prostu zbyt biedny, by wlasciwie pielegnowac to dziedzictwo. Jesli udaje sie zorganizowac raz w tygodniu nieszpory, wszyscy sie ciesza, czesto robia to zreszta lektorzy, bo – pracujacy na mikroskopijne czastki etatu – duchowni sa niejednokrotnie zajeci w innym miejscu, mianowicie tam, gdzie moga zarobic na zycie… Rowniez kompletny brak zycia monastycznego w starokatolicyzmie w Holandii (rekolekcje odbywane sa w klasztorach rzymskokatolickich, ale i one w wiekszosci powoli wymieraja…) nie sprzyja pielegnowaniu liturgii. Jest kilkoro prawdziwych pasjonatow, oddanych zyciu liturgicznemu dusza i cialem, ale mozliwosci maja nader ograniczone. Ja wlasnie staram sie teraz pomoc w powrocie nieszporow do Kosciola liberalnokatolickiego, a konkretnie do parafii w Rotterdamie, gdzie kaplanami sa moi przyjaciele. Zobaczymy co z tego wyniknie… W kazdym razie tradycja anglikanska spelnia tutaj rzeczywiscie ogromna role, nawet jesli nie zawsze jest pielegnowana przez samych anglikanow. Evensong – obok nabozenstwa kantatowego (sa to de facto nieszpory zbudowane wokol kantaty, zazwyczaj J.S. Bacha) – staje sie jedna z najbardziej popularnych form liturgicznych wsrod holenderskich protestantow. W Lejdzie, gdzie mieszkam, i jedne i drugie sa – na przemian – organizowane przez jedna z parafii protestanckich. Co ciekawe, z coraz lepszym wyczuciem formy. Natomiast (o paradoksie!), w najblizszej parafii anglikanskiej, w Voorschoten, ktora jest bardzo ‘evangelical’, evensongu sie nie uswiadczy… Podobnie jest w Amsterdamie: ewangelikalna wspolnota anglikanska zamienila wprawdzie evensong na nieformalny ‘worship’, ale wspaniale evensongs odbywaja sie za ta w rzymskokatolickim kosciele sw. Mikolaja.
    To co powiodlo sie angielskim reformatorom, to prawdziwa ‘demokratyzacja’ monastycznej liturgii godzin – oczywiscie za cene jej skrocenia i uproszczenia (evensong jest de facto polaczeniem nieszporow i komplety). W BCP zawarto i przechowano dla wszystkich – bo nie tylko dla anglikanow (niedawno znalazlem w sieci np. wersje BCP uzywana przez unitarianow w Bostonie – (mozna ja obejrzec np. tutaj http://books.google.com/books?id=Ejc_AAAAYAAJ&source=gbs_similarbooks_s&cad=1 ) – esencje monastycznej liturgii godzin. W ten sposob jej nosnikiem mogl sie stac caly Kosciol, podczas gdy jednostki (jak np. bp Lancelot Andrewes) pielegnowaly na wlasny uzytek pelna wersje (wspolczesnie te spuscizne Andrewesa udostepnia znow szerszej publicznosci to wydawnictwo http://www.andrewespress.com/ prowadzone przez prawoslawnych rytu zachodniego). W takim stopniu nie udalo sie to zadnej innej wspolnocie koscielnej, w kazdym razie na Zachodzie…
    Chyba rozumiem to, co piszesz o swoim odbiorze godzin kanonicznych w prawoslawiu. Naprawde ‘familiar’ jestem tylko ze wschodnia wersja nieszporow/wieczerni (aczkolwiek, dzieki pobytom w prawoslawnych i bizantyjsko-katolickich monasterach bralem udzial we wszystkich modlitwach przynajmniej raz). Chociaz nie mam chyba az tak wielkich trudnosci w odnalezieniu sie w tej formie, to jednak dostrzegam, ze – przynajmniej w moim odbiorze – brak im tej formalnej klarownosci jaka w koncu wyksztalcila sie na Zachodzie. Sa one tak przeladowane, ze w ogromnej ilosci modlitw niknie chyba troche ich mysl przewodnia, ktora zachodnia – niezwykle klarowna – struktura oddaje jednak bardzo wyraznie. Jesli sie troche na ten temat poczytalo, bez trudu dostrzeze sie, ze wschodnia wieczernia opiera sie na tych samych prawidlach strukturalnych co zachodnie nieszpory, ze jest to de facto to samo nabozenstwo, ale rzeczywiscie, trzeba napierw troche poczytac, troche sie poprzedzierac przez teksty zrodlowe i opracowania. Mnie pomoglo to, ze przez pewien czas sluchalem recytowanych wieczerni prawoslawnych po angielsku, transmitowanych przez Ancient Faith Radio i odmawialem przetlumaczone na angielski modlitwy koptyjskie (niestety, nigdy nie bylem w stanie wytrwac dluzej niz kilka dni – byly zbyt dlugie… ;-)). Powoli ‘dojrzewam’ do kupna angielskiej wersji modlitewnika syryjskiego (tradycja syryjska pasjonuje mnie coraz bardziej, co widac rowniez w imieniu zakonnym, ktore przyjalem, na czesc sw. Izaaka z Niniwy), ale jest ona dosc droga. Kiedys bylismy z Loukasem w Amsterdamie na syryjskich nieszporach, ale coz… bariera jezykowa byla jednak zbyt wysoka.
    Bylismy dzis rowniez przez chwile we wroclawskiej cerkwi sw. Cyryla i Metodego, gdzie wywiazala sie dluzsza rozmowa z obecnym tam ksiedzem – na temat polskiego (i nie tylko) prawoslawia. Ciekawa i rowniez troche smutna… Rozmawialismy o Nowosielskim i jego recepcji, i o stopniu ‘zrusyfikowania’ prawoslawia w Polsce i o braku wizji wsrod liderow… Jutro wybieramy sie tam z rana na Liturgie – na dobre rozpoczecie dnia. Potem jedziemy do Lubiaza, obejrzec zabytkowy zespol pocysterski – taka malo znana dolnoslaska perelka architektoniczna. Niestety moja ‘trasa’ sie juz konczy. To byl najdluzszy wyjazd wakacyjny od lat. W piatek wracam do domu. Od czasu, gdy tanie linie lataja i do Krakowa i do Wroclawia w Warszawie bywam niestety sporadycznie. Tym razem tez nie zaplanowalem pobytu w miescie stolecznym (za ktorym, zreszta, musze przyznac, nie przepadam…).
    P.S. Dzieki za linka. Rzeczywiscie bardzo ciekawy.

    Reply

Leave a Reply