Odrobina Antiochii w Glane

W prezentacji , którą przedstawiliśmy na krakowskim spotkaniu Przybliżyć Kościół Episkopalny , pojawił się między innymi temat mitów, które kształtują (a może raczej wypaczają) nasze spojrzenie na rzeczywistość. Jest ich niezliczona ilość. Jednym z nich jest mit, który łączy, a nawet utożsamia, chrześcijaństwo z cywilizacją europejską. Oczywiście, wystarczy tylko przez chwilę pomyśleć, by zgodzić się z autorem The Lost History of Christianity , Philipem Jenkinsem, który pisze: “Chrześcijaństwo wywodzi się z Bliskiego Wschodu (…)”. Jest to jedna z tych prawd, które we współczesnym języku polskim zwykło się określać mianem “oczywistych oczywistości”. Czy to samo odnosi się jednak również do dalszych słów Jenkinsa?

(…) i w pierwszych stuleciach miało swoje największe ośrodki, swoje najbardziej prominentne kościoły i klasztory, w Syrii, Palestynie i Mezopotamii. Wcześni chrześcijanie Wschodu pisali i myśleli po syryjsku, w języku blisko spokrewnionym z aramejskim Jezusa i Jego apostołów.

Niby nie ma w tych słowach niczego specjalnie odkrywczego, a jednak, przyznajcie sami, bardzo często zdarza się nam o tym zapominać. Mówiąc zaś “nam”, mamy na myśli nie tylko tych z nas, dla których centrami chrześcijaństwa są Rzym, Wittenberga, Genewa czy Canterbury, ale nawet tych, którzy, mówiąc “centrum”, mają na myśli Konstantynopol czy Moskwę. Wszystkie te miejsca leżą przecież w Europie (Konstantynopol, dzisiejszy Stambuł, ściśle mówiąc, na granicy Europy i Azji). Dlatego wszystkim, którzy, tak jak my, określają się mianem Europejczyków, i dla których to określenie nie jest pozbawione treści, lecz wyznacza istotną, a może nawet wiodącą, cechę ich tożsamości, dobrze zrobi zastanowienie się przez chwilę nad jeszcze innym fragmentem z książki Jenkinsa:

Myśląc o historii chrześcijaństwa, większość współczesnych ludzi Zachodu idzie śladem Dziejów Apostolskich i skupia się na ekspansji Kościoła w kierunku zachodnim, przez Grecję i świat śródziemnomorski, aż po Rzym. Gdy jednak niektórzy z wczesnych chrześcijan rzeczywiście wyruszyli w kierunku zachodnim, wielu innych – prawdopodobnie w większej liczbie – przemieszczało się na Wschód wzdłuż dróg lądowych przez dzisiejszy Iran i Irak, gdzie tworzyli wspaniałe i trwałe Kościoły. Ze względu na swoje położenie w pobliżu rzymskiej granicy – a jednocześnie w wystarczającym od niej oddaleniu, by uniknąć silnej ingerencji – Mezopotamia czy Irak zachowała silną kulturę chrześcijańską co najmniej do końca XIII wieku. Pod względem liczby i wspaniałości swoich kościołów i klasztorów, swojego rozwoju naukowego i zapierającej dech w piersiach duchowości, Irak był w okresie późnego średniowiecza co najmniej w takim samym stopniu kulturowym i duchowym sercem chrześcijaństwa jak Francja, Niemcy czy Irlandia.

Irak i Syria stanowiły bazę dwu wielkich ponadnarodowych Kościołów uznawanych przez katolików i prawosławnych heretyckie, mianowicie nestorian i jakobitów [żadna z tych nazw, o czym warto pamiętać, nie jest używana przez ich wyznawców; wręcz przeciwnie, uważają je oni za co najmniej niewłaściwe]. Aż po późne wieki średnie do chrześcijańskich bastionów Środkowego Wschodu należały tak bardzo znane ze współczesnych serwisów informacyjnych irackie miasta jak Basra, Mosul i Kirkuk, podczas gdy Tikrit – rodzinne miasto Saddama Husseina – było kwitnącym ośrodkiem chrześcijaństwa jeszcze w kilka stuleci po nadejściu islamu. Nisibis i Jundishapur stanowiły legendarne centra naukowe, które podtrzymywały kulturę i naukę świata starożytnego, zarówno grecko-rzymskiego jak i perskiego. Jeśli chodzi o naukę, dostęp do klasycznej dydaktyki oraz wiedzy, Kościoły Wschodu znajdowały się w roku 800 na poziomie, którego łacińska Europa nie osiągnęła co najmniej aż po XIII stulecie.

Nasze zainteresowanie wschodnim chrześcijaństwem datuje się nie od dziś; w końcu poznaliśmy się za pośrednictwem forum internetowego poświęconego tej tematyce. Loukas pozostaje członkiem Kościoła prawosławnego i, w odróżnieniu od wielu innych prawosławnych, udaje mu się bez większych problemów godzić tę tożsamość z fascynacją anglikanizmem i zaangażowaniem na rzecz Kościoła episkopalnego. Pradusz nie bez powodu, przystępując do Ekumenicznego Zgromadzenia Mariawitów , przybrał imię zakonne Maria Izaak, na cześć św. Izaaka Syryjczyka. W końcu przywiązanie do idei “Kościoła niepodzielonego pierwszych wieków” (nawet jeżeli ów Kościół też jest mitem) do czegoś zobowiązuje… Mimo to nie udało nam się dotychczas odwiedzić jednego z ważniejszych centrów Syryjskiego Kościoła Ortodoksyjnego w Europie, jakim jest Klasztor pw. Św. Efrema w miejscowości Glane położonej na granicy holendersko-niemieckiej. Dopiero splot różnych, zresztą nie tylko miłych, okoliczności sprawił, że spontanicznie podjęliśmy wczoraj kontakt z klasztorem i dziś wybraliśmy się tam z wizytą. Klasztor w Glane wybudowano dla sióstr z kongregacji pw. św. Józefa z Chambery. Ponieważ siostry pochodziły z Norwegii, jego patronem został św. Olaf. Następnie właścicielem klasztoru stała się męska kongregacja zakonna Societas Mariae. W 1981 r. zakupiła go syryjska wspólnota ortodoksyjna, zaś obecny kształt zyskał on w dużym stopniu dzięki staraniom poprzedniego zwierzchnika tej wspólnoty, arcybiskupa Juliusza Yeshu Ciceka (1942-2005). Jego pamięć mnisi z Glane otaczają szczególnym pietyzmem.

Do klasztoru dotarliśmy około w pół do dziesiątej. Powitała nas jedna z mieszkających tu zakonnic, wręczając nam wielkanocne pisanki. Dosłownie kilka minut później pojawił się o. Sait, który przez następną godzinę był naszym przewodnikiem po zabudowaniach klasztornych. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od kaplicy, gdzie wysłuchaliśmy opowieści o historii Kościoła i klasztoru oraz niektórych obrzędach liturgicznych. Naszą uwagę zwróciła charakterystyczna dla tradycji syryjskiej kurtyna oddzielająca prezbiterium od części przeznaczonej dla wiernych. Mieliśmy jednak również możliwość zajrzenia za nią i zobaczenia ołtarza. Innym zwracającym uwagę elementem wystroju był krzyż, który, jak wyjaśnił nam o. Sait, spełnia podobną rolę jak paschał w Kościołach tradycji zachodniej – symbolizuje bowiem w okresie pomiędzy Wielkanocą i Wniebowstąpieniem obecność Zmartwychwstałego na ziemi. Z kaplicy przeszliśmy do sali, gdzie właśnie odbywały się przygotowania do pogrzebu, w którym zresztą mieliśmy możliwość wziąć udział, ale, aczkolwiek skądinąd kusiło nas to ze względów liturgicznych, nie skorzystaliśmy z niej, wychodząc z założenia, że pogrzeb to jednak bardzo intymna uroczystość. Z przyjemnością skorzystaliśmy natomiast z okazji, aby przy kawie, którą nas poczęstowano, porozmawiać przez chwilę z naszym przewodnikiem i zadać mu kilka pytań. Dowiedzieliśmy się, że społeczność syryjska w Holandii liczy sobie około 17 tys. członków. Spytaliśmy również o kwestię gościnności eucharystycznej. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że Loukas, jako prawosławny, po uprzedniej spowiedzi, mógłby przystąpić do komunii. O. Sait nie był w stanie nam jednoznacznie powiedzieć, czy byłoby to możliwe również dla anglikanina. Przy okazji zatrzymaliśmy się nieco dłużej przy temacie sukcesji apostolskiej i jej znaczenia. Syryjski Kościół Ortodoksyjny przywiązuje do niej tak wielką wagę, iż na przykład, niestety, nie uznaje ważności chrztu udzielanego w Kościołach, które się nią nie legitymują. Dlatego chociażby przystępujący do niego holenderscy reformowani (jest ich obecnie około 30) muszą przyjąć sakrament chrztu świętego z rąk syryjskiego kapłana.

Z sali przeszliśmy do katedry, w której podziwialiśmy ołtarz będący dziełem bułgarskiego artysty oraz witraże stworzone na wzór wczesnośredniowiecznych malowideł syryjskich. Malowidła te ozdabiały również ewangeliarz przepisany ręcznie przez arcybiskupa Juliusza. Po obejrzeniu wnętrza katedry i zrobieniu kilku zdjęć zeszliśmy do krypty, gdzie znajdują się groby duchownych. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że dosłownie kilka dni wcześniej, w czasie obchodów święta Paschy, miejsce to odwiedziło kilka tysięcy(!) wiernych. Potem przeszliśmy jeszcze na, znajdujący się obok kościoła, cmentarz dla świeckich członków społeczności. Jednak gdy po nim spacerowaliśmy, w kieszeni naszego przewodnika odezwał się telefon: dzwonił obecny zwierzchnik Kościoła w Holandii, Arcybiskup Polikarp Augin Aydin , by powiedzieć, że oczekuje nas w klasztorze.

Liczący sobie niespełna czterdzieści jeden lat biskup jest godnym spadkobiercą starożytnych syryjskich luminarzy nauki. Studiował w Londynie, Oksfordzie oraz Seminarium Św. Włodzimierza w Nowym Jorku, a obecnie prowadzi przewód doktorski w Princeton. Przede wszystkim jednak, okazał się przemiłym gospodarzem i rozmówcą. Nasza rozmowa nie trwała długo, ale zdążyliśmy się np. dowiedzieć o projekcie tłumaczenia na język niderlandzki pism liturgicznych i hagiograficznych. Spytaliśmy również o stosunki z, także obecnym w Holandii, drugim wielkim nurtem syryjskiego chrześcijaństwa, Kościołem Wschodu . Arcybiskup Polikarp stwierdził, że, pomimo zadawnionych kontrowersji doktrynalnych, wspólna duchowość łączy wyznawców obydwu nurtów. Dowiedzieliśmy się również, że ekumenia zatacza szersze kręgi – za kilka dni klasztor będzie gospodarzem dorocznego spotkania starokatolików, anglikanów i prawosławnych. Na zakończenie rozmowy otrzymaliśmy wspaniały prezent – dwujęzyczne, niderlandzko-syryjskie, wydanie mądrości św. Izaaka z Niniwy oraz książkę dra Keesa den Biesena poświęconą poezji św. Efrema Syryjczyka (warto dodać, że autor jest jednym z niewielu holenderskich konwertytów do Syryjskiego Kościoła Ortodoksyjnego).

Chociaż zrezygnowaliśmy z zaproszenia do udziału w obrzędach pogrzebowych, oczywiście nie mogliśmy odmówić sobie uczestnictwa w modlitwie południowej. Wróciliśmy więc do kaplicy, od której rozpoczęło się nasze zwiedzanie. Ponieważ modlitwa odbywała się oczywiście w języku aramejskim, nie mogliśmy jej na bieżąco śledzić. Gdy jednak nie rozumie się słów, tym mocniej odbiera się inne wrażenia, a przede wszystkim coś, co można by nazwać ogólną atmosferą obrzędu. Jeśli szukać jakichkolwiek porównań, należałoby chyba powiedzieć, że syryjskie godziny kanoniczne z jednej strony oczywiście przypominają obrzędowość prawosławia, ale jednocześnie noszą niezaprzeczalny rys semicki. Wsłuchując się w brzmienie śpiewów, nie mogliśmy się oprzeć skojarzeniu ze śpiewami synagogalnymi. Nie ulega wątpliwości, że, mimo wszystkich historycznych zawirowań, tej formie chrześcijaństwa udało się zachować żywą łączność z semickimi korzeniami wiary chrześcijańskiej. Coś, co w Europie dopiero powoli na nowo odkrywamy: mianowicie, że – jak to określił papież Pius XI – z punktu widzenia duchowego wszyscy jesteśmy Semitami, syryjscy chrześcijanie nieprzerwanie pielęgnują od dwóch tysiącleci… Modlitwa zakończyła się błogosławieństwem i ucałowaniem Ewangelii oraz krzyża w rękach Arcybiskupa. Sądziliśmy, że jest to zarazem moment pożegnania, ale okazało się niemożliwe opuścić gościnne podwoje klasztoru bez wspólnego posiłku. Arcybiskup zaprosił nas na lunch w towarzystwie trzech mnichów i dwóch gości, którymi okazali się żyjący w Niemczech młodzi Syryjczycy. Jeden z nich wykorzystywał pobyt w Glane, aby pisać pracę magisterską, drugi uczył się tam języka aramejskiego. Po, skądinąd zresztą bardzo smacznym, posiłku musieliśmy się już jednak pożegnać – przed nami było w końcu jeszcze ponad dwieście kilometrów do Lejdy.

Chcąc nieco przygotować się do wizyty, przejrzeliśmy wczoraj internet szukając różnych informacji na temat naszych gospodarzy. Natknęliśmy się przy tym między innymi na z Arcybiskupem Polikarpem Auginem Aydinem, zatytułowany “Każde spotkanie w jakiś sposób zmienia człowieka”. To prawda. Żadna lektura, w tym również lektura pism wybitnych nauczycielu duchowości, którymi obdarzyła chrześcijaństwo tradycja syryjska, nie zastąpi oczywiście doświadczenia spotkania z ludźmi, którzy tę tradycję reprezentują. Wrażenia z takiego spotkania są oczywiście trudne do ujęcia w słowa, zwłaszcza w zaledwie kilka godzin po fakcie, nie będziemy więc silić się na jakieś całościowe podsumowanie. Dwie rzeczy chcielibyśmy jednak powiedzieć. Po pierwsze uderzyła nas serdeczność, z jaką nas przyjęto. Po drugie, odnieśliśmy wrażenie, że, pomimo ciężkich prób przez jakie przechodzili w przeszłości i przechodzą nadal wyznawcy Syryjskiego Kościoła Ortodoksyjnego, z dużym powodzeniem starają się oni podtrzymywać i rozwijać najlepsze tradycje tego Kościoła. Patrząc na sytuację na Bliskim Wschodzie, trudno nie martwić się o dalsze losy tych ludzi i tego dziedzictwa. Tutaj jak najbardziej na miejscu jest wezwanie do modlitwy za nich i za nie. Jednocześnie odnieśliśmy jednak wrażenie spotkania z ludźmi, którzy w najmniejszym nawet stopniu nie wzbudzają litości, lecz raczej podziw i szacunek za to, w jaki sposób wpisują się w historię swojej wspólnoty. A takie spotkania nie tylko poszerzają horyzonty, lecz również dodają sił…

Pause Play Play Prev | Next
This entry was posted in Wpisy po polsku and tagged , , , , , . Bookmark the permalink .

Leave a Reply